tag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post4111690031495465217..comments2017-09-12T09:50:50.374+02:00Comments on Misfits: Maybe we're meant to be like superheroes? : Call me Callblephttp://www.blogger.com/profile/06074688795274851509noreply@blogger.comBlogger51125tag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-75471390090798349582017-07-11T21:55:17.120+02:002017-07-11T21:55:17.120+02:00A więc to naprawdę był Callahan. Zapewne właśnie t...A więc to naprawdę był Callahan. Zapewne właśnie ten, którego próbkę badał, bo niby jaki inny, aż taka zbieżność byłaby chyba niemożliwa. Cecil prawie się uśmiechnął. <i>Prawie</i>, bo wyglądało na to, że facet nie miał ochoty z nim rozmawiać, a wulgarność była z pewnością tylko jedną z jego wielu zalet. Hyde nie miał jednak zamiaru dać się zniechęcić tak ostrym powitaniem. Wciąż miał nadzieję, że szanse na dowiedzenie się czegoś więcej o jego wyjątkowej przypadłości nie są jeszcze beznadziejne. <br />– Mi też miło cię poznać – rzucił właściwie już do jego pleców, wzdychając głęboko. <br />Miał dwie opcje i tylko kilka sekund na podjęcie decyzji. Zerknął na drzwi pomieszczenia, z którego mężczyzna przed chwilą wyszedł, ale ten drugi, były lekarz, jeszcze się nie pokazał. Cecil mógł albo pójść skonfrontować się właśnie z nim, zagrozić, że zgłosi nielegalne używanie przez niego szpitalnych sal i narobi mu problemów albo mógł pójść za Callahanem i jeszcze raz spróbować z nim porozmawiać. Wybrał to drugie i ruszył za nim w stronę wyjścia ze szpitala. Oficjalnie opuszczał swoje stanowisko pracy, co również nie było dozwolone, ale w tym wypadku ciekawość wygrała.<br />Wyszedł z budynku, przed którym Callahan odpalał właśnie papierosa. Wyraźnie nie ucieszył się na jego widok, ale to nie miało znaczenia. Hyde był absolutnie niezrażony, wciąż pamiętał o próbce i o tym, jak wiele mógłby zdziałać, gdyby miał takich jeszcze kilka, trochę krwi, kawałek naskórka… <br /><i>Ciekawe, co z jego płucami</i>, naszła go nagle myśl, gdy obserwował jak mężczyzna zaciąga się dymem. Czy one również się regenerowały, nie groził mu dzięki temu rak czy inne choroby? To byłoby logiczne… jeśli tak, może Cecil mógłby to wykorzystać przy pomocy Connorowi i jego płucom? Nagle poczuł jeszcze większą presję, aby tego nie spieprzyć. Cokolwiek <i>to</i> było.<br />– Powinieneś uważniej dobierać sobie lekarzy – stwierdził, patrząc na niego bez cienia zawahania. Nie był pewny, czy to odpowiednie podejście, ale nie dał po sobie tego poznać. Zdyskredytowanie innych zainteresowanych nie mogło chyba zaszkodzić. – Nie wiem, czy wiesz, ale twój kolega już tu nie pracuje. Nie ma prawa używać naszych sal. Do tego niezbyt profesjonalnie zostawił twoją próbkę w laboratorium. Chciałbym być <i>jebaną wróżką</i>, ale tak się składa, że po prostu przejrzałem twoje podpisane imieniem komórki. Są… interesujące – podkreślił spokojnie, krzyżując ramiona na piersi. – Na tyle interesujące, że aż cię po nich rozpoznałem – dodał, uśmiechając się zaledwie kącikiem ust, bardziej w ramach żartu niż czegokolwiek innego, ale tak na dobrą sprawę to przecież również była prawda.<br />Właściwie to nie był do końca pewny, co chce osiągnąć; nie chciał wyprowadzać nikogo w pole, po prostu przedstawiał fakty. Bo właśnie w tym był dobry jako naukowiec, do tego miał tych faktów całkiem sporo, wiedział całkiem sporo i miał nadzieję, że to zadziała na jego korzyść. <br /><br />[Jasne, ogarnęłaś i poradzimy sobie, mnie nie zrazisz, a Cecil jest za ambitny, żeby odpuścić :D]<br /><br />CecilWishbonehttps://www.blogger.com/profile/00444595536776158575noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-1557015062135944682017-07-10T17:42:43.050+02:002017-07-10T17:42:43.050+02:00Cecil zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest jedy...Cecil zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest jedynym, który odkrył w sobie pewne <i>zdolności</i> zaraz po feralnej burzy, która nawiedziła Londyn – nagłówki gazet i kanały informacyjne już od miesięcy trąbiące o tajemniczych, coraz częstszych morderstwach, kradzieżach i porwaniach mówiły same za siebie. Nie do końca dotarło do niego jednak, że niektóre z tych obdarzonych mocami osób mogą całkowicie zmienić się pod względem biologicznym, dopóki nie znalazł <i>tej</i> próbki.<br />Wpadła w jego ręce zupełnie przypadkowo, na początku myślał, że została zostawiona przez kogoś z pracowników w złej szufladzie. Zdarzało się to rzadko, ale jednak się zdarzało. Zainteresowała go, ponieważ była podpisana imieniem – Callahan, a regulamin laboratorium mówił jasno, iż powinien być to raczej numer pacjenta zgodny z tym w dokumentacji. Cecil nie wierzył w coś takiego jak przeznaczenie, ale gdy spojrzał na komórki przez mikroskop, był skłonny przyznać, że to zrządzenie losu było dla niego wyjątkowo korzystne, ponieważ, cóż, jeszcze nigdy nie widział komórek podobnych do tych Callahana. W ogóle nie zachowywały się, nie reagowały jak te pochodzące od człowieka, ani zwierzęcia, jeśli o to chodziło. Były bardziej jak te bakterie, nad którymi Hyde pracował już od tygodni, starając się na stałe przyśpieszyć ich zdolność regeneracji. Nawet nie używał na próbce swoich zdolności, pilnował się, zbyt zainteresowany tym, co działo się z materiałem genetycznym bez jakiejkolwiek ingerencji z jego strony. Był zafascynowany.<br />W końcu zaczął wątpić, że kiedykolwiek odkryje, od kogo dokładnie pochodziła ta próbka, ale do czasu. Akurat pomagał w szpitalu, gdy zauważył kręcącego się tam kogoś, kto już jakiś czas temu został zwolniony. Cecil nie znał szczegółów tej sprawy, ale wiedział wystarczająco, aby się tym zainteresować i, wiedziony przeczuciem, chwilowo opuścił stanowisko pracy i udał się za swoim byłym współpracownikiem do jednego z pustych pomieszczeń na parterze. Zza zakrętu obserwował, jak mężczyzna wchodzi do środka, a zaraz za nim udaje się tam jeszcze jeden facet, który już zdecydowanie z służbą zdrowia nie miał nic wspólnego. Właściwie to wyglądał jakby dopiero co skończył się z kimś okładać na śmierć i życie i to on był tym wygranym, ale za to nieźle pokiereszowanym, nawet lekko utykał. <br />Hyde nie wszedł do pomieszczenia za nimi, chociaż był cholernie ciekawy, co działo się w środku. Przeszedł obok drzwi kilka razy, ale niestety wyostrzonego słuchu nie dostał w prezencie od burzy, więc nic oprócz niezrozumiałych szumów nie usłyszał. A potem drzwi nagle się otworzyły i z pomieszczenia pierwszy wyszedł ten nieznajomy, ten pobity. Tyle, że teraz przemierzał korytarz szybkim, sprężystym krokiem, po utykaniu nie było już śladu, a krew na jego twarzy, która wcześniej wyglądała na świeżą, nagle zniknęła, tylko jego ubranie wciąż wyglądało jak po bójce. Coś tu było na rzeczy. Cecil zastąpił mu drogę, wykorzystując swoją być może jedyną szansę na poznanie go. <br />– Dzień dobry – powiedział, wbijając w niego zainteresowane spojrzenie i zlustrował go wzrokiem od góry do dołu. – Przepraszam, pan… Callahan? – zapytał, mrużąc oczy w skupieniu. Wiedział, że szanse są nikłe, ale cholera, jeśli to był on, Cecil musiał postępować ostrożnie, nie da mu teraz tak po prostu uciec, kiedy wiedział, co siedziało mu pod skórą. Dosłownie. Ale jeśli to nie on, po prostu się odsunie, nie mógł zachowywać się zbyt nachalnie. <br /><br /><br />[Urodziłam coś takiego, krzycz na mnie, jeśli coś jest nie tak. Ogólnie to nie wiedziałam, czy Call przyszedłby do szpitala na spotkanie ze znajomym, ale jeśli nie bardzo, to załóżmy, że tym jednym razem byli w okolicy i tak było wygodniej czy coś, zbiegi okoliczności są super.]<br /><br />CecilWishbonehttps://www.blogger.com/profile/00444595536776158575noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-76113689559138090642017-07-08T22:26:55.989+02:002017-07-08T22:26:55.989+02:00[Ja mam pomysł. Czeka na porządek w wątkach (tak j...[Ja mam pomysł. Czeka na porządek w wątkach (tak jakby co). Dziękuję za przywitanie.]/Ruby HallerPorn Discohttps://www.blogger.com/profile/15439696430163798925noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-76348931564734803932017-07-08T15:12:25.892+02:002017-07-08T15:12:25.892+02:00[Dobrze, to pójdę w takim kierunku, zobaczę jeszcz...[Dobrze, to pójdę w takim kierunku, zobaczę jeszcze, co mi będzie tak dokładnie pasować w praniu jak już napiszę to zaczęcie, bo zgadzam się, to logiczniejsze, żebym zaczęła, poza tym lubię to robić, więc nie ma sprawy ;)]<br /><br />Cecil HydeWishbonehttps://www.blogger.com/profile/00444595536776158575noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-20063130921587901432017-07-08T11:05:45.881+02:002017-07-08T11:05:45.881+02:00[Racja, miałyśmy mieć wątek, nawet tutaj, ja miała...[Racja, miałyśmy mieć wątek, nawet tutaj, ja miałam jakiś czas temu pana jasnowidza, ale prowadzenie go szło mi opornie, więc zrezygnowałam i zastanowiłam się nad swoimi wyborami, aż wymyśliłam Cecila, mam nadzieję, że to nie problem ;)<br />Bo pomysł mi się w sumie całkiem podoba, gdyby Cecil znalazł jakiekolwiek próbki jego DNA, krew, komórki, cokolwiek, na pewno byłby na tyle zainteresowany, że drogą mniej lub bardziej legalną dowiedziałby się, do kogo to należy i chciałby się z nim spotkać. I w ogóle nawet mój pan naukowiec czasem się napije, czasem każdy musi, więc może w ten sposób chciałby z niego wyciągnąć, co z nim <i>nie tak</i>, zapraszając go do baru.]<br /><br />Cecil HydeWishbonehttps://www.blogger.com/profile/00444595536776158575noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-50255437281322125782017-07-07T23:08:45.408+02:002017-07-07T23:08:45.408+02:00[Ach wybacz, ja ostatnio związek z biologią szkoln...[Ach wybacz, ja ostatnio związek z biologią szkolnie miałam 4 lata temu, w I liceum, także nie utożsamiam się, ale mam podobne traumatyczne wspomnienia z rozszerzonej historii xd<br />No i bardzo dziękuję, przerwy mi nie przeszkadzają, konkretnego pomysłu niestety jeszcze nie mam, ale Cecil byłby mocą Calla baardzo zainteresowany, na pewno, więc może coś by się skleiło, nie wiem tylko, skąd by się mogli znać albo gdzie poznać.]<br /><br />Cecil HydeWishbonehttps://www.blogger.com/profile/00444595536776158575noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-14058608326975965012017-07-06T04:07:03.034+02:002017-07-06T04:07:03.034+02:00Ignorowanie większości wypowiedzi tym razem przych...Ignorowanie większości wypowiedzi tym razem przychodzi mu z łatwością, jest skupiony na cudzej skórze, co wiąże się z przeniesieniem uwagi z doznań słuchowych na dotykowe. <br />Wpierw palce rejestrowały poranioną dłoń, teraz ślad po udzielonej pomocy pozostaje na końcu języka w postaci drobnego zacięcia. Metaliczny posmak w ustach nie jest jednak sprawką wyłącznie jego płynów organicznych, wargi obejmujące niedawno cudzą dłoń mieszają w sobie krew własną i obcą. Tę drugą ściera wierzchem dłoni, zerkając z pobłażaniem na wściekającego się o nic aresztanta.<br />— Nie ma za co... — odpowiada pomimo braku podziękowań, dławiąc w sobie chęć zripostowania. To byłoby zbyt proste. Szczególnie teraz, gdy puszczając dłoń nieznajomego, dostrzega wypukłość w jego spodniach. Uśmiecha się w niemym wyrazie satysfakcji, ale nie podejmuje tematu.<br />— Właściwie tak, nie potrafię obejść się bez seksu — odpowiada nieskrępowanie na ostatnie z pytań — Lubię też obciągać, szczególnie takim ładnym chłopcom, jak Ty.<br />Ostatnie dodaje prawdopodobnie z czystej złośliwości. Nie umie odpuścić i pozwolić mu na odrzucenie brudnych fantazji. Skoro te były w stanie go podniecić lub podnieca go on (tj. Chris), to wszystko idzie ku lepszemu. Doprowadzenie faceta do stanu seksualnego nienasycenia wydaje mu się wyjątkowo zabawne. Szczególnie, że jedynym obiektem, który mógłby teraz zaspokoić wzmożoną potrzebę aktywności zmysłowej u tego niebezpiecznego osobnika, jest on.<br />Seks w areszcie byłby miłą rekompensatą za straconą okazję poza aresztem.<br /><br />[Jak wiesz, miałam wątpliwości, ale że wena zmienną jest, postanowiłam rozwiać je samodzielnie.]<br /><br />Chrisnie istniejęhttps://www.blogger.com/profile/07634783398053321908noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-58799464733119491792017-07-05T21:19:52.952+02:002017-07-05T21:19:52.952+02:00[Wobec tego dziękuję za komplement i bardzo chętni...[Wobec tego dziękuję za komplement i bardzo chętnie wpadnę po wątek. Widzisz między nimi jakąś relację... Pozytyw, negatyw?]<br /><br /><i>Sarah Bodsworth</i>cocainehttps://www.blogger.com/profile/08024425985638313569noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-17827233727794629902017-07-05T20:59:20.569+02:002017-07-05T20:59:20.569+02:00[Jestem oczarowana (nie jestem pewna czy to dobre ...[Jestem oczarowana (nie jestem pewna czy to dobre słowo, ale chcę go użyć) kartą i ogólnie całym Callahanem, więc zapytam krótko: wątek?]<br /><br /><b>Sebastian Banewood</b>Shinigamihttps://www.blogger.com/profile/12868145257282218802noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-67538963463502407392017-07-02T11:05:46.384+02:002017-07-02T11:05:46.384+02:00Spojrzenie w kierunku drugiego aresztanta wyraża a...Spojrzenie w kierunku drugiego aresztanta wyraża absolutny brak sympatii. Jest raczej zbiegowiskiem negatywnych emocji wyrażonych w ściągnięciu brwi, cichym prychnięciu i odwróceniu się plecami do mężczyzny. To już któryś raz kiedy zostaje nazwany księżniczką i z każdym kolejnym korygowanie faceta nie tylko go nudzi, ale również nie zbliża go do jakichkolwiek zmian w zachowaniu ignoranta - świadomość tego pozbawia go chęci dalszej próby wpłynięcia na niego. Nie wchodzi więc w oczekiwany dyskurs i nie daje sobą dłużej manipulować. Przechodząc się od jednego do drugiego końca celi spożytkowuje nadmiar złej energii, a każdy kolejny krok daje mu ułudę spokoju, co kończy się ostatecznym spoczynkiem. Klatka piersiowa porusza się już w zwykłym, powolnym tempie i tylko gęsia skórka, wstępująca na ciało, świadczy o pewnym braku znormalizowania. Bez koszulki, w zamknięciu chłodnej celi, jest mu nieprzeciętnie zimno, o czym nie mówi głośno. Aby odwieść myśli od dyskomfortu, siada obok aresztanta. Dopiero teraz, ze wzrokiem spuszczonym na pryczę, dostrzega jego zakrwawioną dłoń i odłamki szkła, tkwiące pod naskórkiem. Wbrew temu jaki stosunek ma do niego prywatnie i jak mało obchodzi go jego stan zdrowia, to zranienie jest jedynym elementem przestrzeni, które jest w stanie rozbić jego skupienie i oddalić go od perspektywy powolnego ochładzania ciała, co oznacza, że właśnie dlatego sięga po jego nadgarstek.<br />Z niewiadomych mężczyźnie, a z wiadomych sobie przyczyn dotyka jednego wyjątkowo upierdliwego, bo głęboko umiejscowionego pod skórą kryształka, chcąc się go pozbyć. Nie jest to łatwe, ani szczególnie przyjemne dla obu stron. Chris czuje pod opuszkiem ostry kant materii, a facet z kolei z pewnością doświadcza nieciekawego dotyku. Palce Tuckera są bowiem zimne i szorstkie, zatrzymując się na dłoni nieznajomego sprawiają wrażenie niedelikatnych, szczególnie gdy próbując wyciągnąć ciało obce z ręki mężczyzny, naciągając skórę. Nie przynosi to odpowiedniego efektu i dopiero gdy palce zsuwa na przegub i zastępuje je ustami, wszystko zmienia się diametralnie. Wargi są miękkie i ciepłe, muskają subtelnie dłoń nieznajomego. Jest też wilgotny język i zęby, podgryzające ostrożnie skórę tuż przy szkiełku, ostatecznie to właśnie za ich pomocą udaje mu się wyciągnąć kryształek i choć kaleczy przy tym odrobinę język, zaraz potem wypluwa drobny odłamek pod swoje buty. Od początku do końca mamewru w ogóle nie patrzy na mężczyznę. <br /><br />[Pisane z komórki, bo nie mam warunków, więc musisz mi wybaczyć, jeśli coś tu nie zagra.]prisonerhttps://www.blogger.com/profile/14514172309014948250noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-5132756701111563782017-06-26T15:03:29.908+02:002017-06-26T15:03:29.908+02:00Nie ma pojęcia, dlaczego Callahan proponuje mu swo...Nie ma pojęcia, dlaczego Callahan proponuje mu swoją kanapę. Odrobinę zdekoncentrowany, przytakuje, choć na końcu języka błąka się informacja o tym, że przecież posiada własne mieszkanie, że mógłby się tam znaleźć w pół godziny, gdyby zamówił teraz taksówkę. Nie robi jednak tego; siedzi bez słowa, oblizuje spierzchnięte wargi i pali papierosa za papierosem, zupełnie już ich nie czując przez przepalone gardło. <br /><br />Czasem człowiek potrzebuje po prostu drugiego człowieka. Nie nago. Nie do rozmowy. Tylko po to, żeby był, żeby świadomość samotności nie przygwoździła nas do ziemi, nie odebrała tchu. Może dlatego nic nie mówi. Tej nocy chyba musi czuć cudzy zapach, choćby i psiej sierści i wygazowanych browarów. <br /><br />— Mam ochotę się dzisiaj najebać — stwierdza w momencie, w którym ten pomysł pojawia się w jego głowie. — Masz wódkę? Jak nie masz to kupmy wódkę i najebmy się w cztery dupy, żeby rano nie było już, co zbierać. <br /><br />Odchyla głowę do tyłu i pozwala, by krople deszczu rozbijały się na jego twarzy, wpadały do delikatnie rozwartych ust, moczyły przymknięte powieki. Oczyszcza się, chrzci kwaśnym deszczem przed tym, co może się wydarzyć, gdy za dużo wypije. Wie, że nie powinien. Alkohol zawsze działał na niego jak choroba, zachowywał się potem, jakby miał zaraz umrzeć, mówił wszystko, co przyszło mu do głowy, nie zastanawiał się nad konsekwencjami, stawał się szmatą, której nie chciałby dotknąć nawet przez inną szmatę. Teraz jednak nie ma to znaczenia. Chce się napić, choćby miało mu to odebrać resztki godności.<br /><i>Remy</i>Pornografiahttps://www.blogger.com/profile/13289327186878953064noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-49750706919529337882017-06-23T22:37:24.989+02:002017-06-23T22:37:24.989+02:00Siada, a w kącikach ust czai mu się zwycięski uśmi...Siada, a w kącikach ust czai mu się zwycięski uśmiech. Być może Callagan tego nie dostrzega, ale dostarczył mu właśnie tego, czego potrzebował. Po pierwsze, mimo całej złości i maski złego, agresywnego skurwysyna, wciąż nie kazał mu spierdalać, wręcz przeciwnie, w przedziwny, całkowicie pasujący do Jinksa sposób, zaakceptował jego towarzystwo. Po drugie, wyrzucił z siebie te żale zalegające w nim od lat, których nie udało się wyplenić za pomocą pięści. Hawkowi nic więcej w tym momencie nie potrzeba, niczego więcej nie oczekuje. Dawno już ruszył ze swoim życiem, pozwolił wspomnieniom wyblaknąć. Odciął się od wszystkiego, co sprawiało, że czuł się źle sam ze sobą, od ludzi, którzy wyzwalali w nim jedynie negatywne emocje, jakby celowo przyciskali go do ziemi swoimi słowami i czynami. <br />Lubi deszcz. Zawsze lubił. Może godzinami siedzieć w mokrych ubraniach i zupełnie mu to nie przeszkadza. Dwa razy uprawiał seks w deszczu i dwa razy było to przyjemne. Teraz też jest, mimo że atmosfera wydaje się ciężka, choć powietrze przesiąknięte jest zapachem zmokłej trawy. <br />Milczenie też mu nie przeszkadza. Cisza nie gryzie, nie robi krzywdy. Jest do niej przyzwyczajony, przez ostatnie lata mało rozmawia z kimkolwiek; odzwyczaił się od konwersacji o pogodzie, zakupach i innych sprawach, które nie mają żadnego znaczenia. Do wszystkiego można przywyknąć, każda okropność może stać się mniej okropna, a każde piękno zbrzydnąć. Wszystko, bez wyjątku. <br /><i>Remy</i>Pornografiahttps://www.blogger.com/profile/13289327186878953064noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-77081636469946320242017-06-23T01:15:28.788+02:002017-06-23T01:15:28.788+02:00— Ty zawsze mnie wkurwiałeś — odpowiada zgodnie z ...— Ty zawsze mnie wkurwiałeś — odpowiada zgodnie z prawdą. — To jakiś twój szalony talent. <br />Rzuca niedopałek pod nogi, nie bacząc na zanieczyszczenie środowiska. W tym momencie ma to wszystko gdzieś. Irytuje go Callahan. Sam siebie też irytuje. Nie wie czego właściwie oczekiwał, co chciał usłyszeć. To przecież takie oczywiste, że niczego się od niego nie dowie, że nic się nie wyjaśni, zostaną w tym położeniu do usranej śmierci; pięści Jinksa na jego twarzy. Wszystko jest nie tak, od kiedy kilka lat temu rozeszli się w złości. Już nawet nie chodzi o tę przejmującą samotność, której nie da się zapchać niczym innym ani o przeklętą burzę, która zamieniła go w emocjonalną kalekę. Wszystko sprowadza się do nierozwiązanych spraw, konfliktów bez konkretnego zakończenia, tej wyrwy, przepaści. <br />— Mam iść? — pyta całkiem serio, rozkładając ręce jak dziecko. — Mogę iść. Każ mi spierdalać i już mnie nie ma, serio. Takim jesteś twardzielem, używasz pięści zamiast słów, łamiesz kości i traktujesz wszystkich z wyższością, jakby podbicie oka dawało ci społeczny immunitet. Ale wiesz co? Ja mam to gdzieś, bo pamiętam cię jeszcze, kurwa, z czasów, gdy miałeś swoją pierwszą erekcję, pamiętam jak mi obciągałeś i połykałeś moją spermę. Nie masz więcej takich ludzi, wiem to, bo robisz wszystko, by ich nie mieć. Ale jeśli nie chcesz mieć nikogo to naprawdę świetnie, mogę iść, mogę spierdalać. <br />Nie pamięta, kiedy ostatnio tyle powiedział. Zazwyczaj ogranicza się do kilku słów, to wystarcza, by przekazać, co trzeba. To aż nadto. A teraz stoi w bezruchu, w tej paskudnej okolicy, wpatruje się w Callahana i aż ma sucho w gardle od ilości wypowiedzianych słów. Nie żałuje ani jednego. <br /><i>Remy</i>Pornografiahttps://www.blogger.com/profile/13289327186878953064noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-64867862400677851772017-06-22T23:40:31.355+02:002017-06-22T23:40:31.355+02:00Woli nie wdawać się w dyskusję na temat tego, co C...Woli nie wdawać się w dyskusję na temat tego, co Callahan lubi, a czego nie, bo okazać by się mogło, że wszystko darzy równą niechęcią. Według Remy'ego, oszukiwał się, wmawiał sobie, że jest zły, niedobry, że nic go nie obchodzi, a w rzeczywistości jakieś resztki człowieczeństwa kryły się w nim, pod grubą warstwą tych usilnie pielęgnowanych urojeń. Może tak jest mu łatwiej przetrwać; założyć maskę i mieć spokój, zero kontaktów z ludźmi, zero jakichkolwiek interakcji. <br />Chyba nie musi mu tłumaczyć skąd bierze się ten dyskomfort. Pasuje do tego otoczenia jak pisanki na Boże Narodzenie. Nie ma na twarzy wypisanych trzech morderstw w zeszłym tygodniu, nie wygląda jakby bił się z kimkolwiek kiedykolwiek. Nie jest bezbronny, ale wszelkie umiejętności jakie posiada, na nic by się zdały, kiedy traktuje się go jako manekin na sklepowej wystawie; ma ładnie wyglądać, reprezentować sobą jedynie swoją dupę. <br />— Sprawia ci satysfakcję wymyślanie tych kastrujących mnie odzywek? Kochaniutki, księżniczko, no kurwa. To nie jest ani zabawne ani tak błyskotliwe, jak sobie myślisz — rzuca ze złością, której zupełnie się po sobie nie spodziewał. Chyba bardziej od słów Jinksa boli go fakt, że większość ludzi właśnie tak go postrzega, jakby był niegroźny, jakby można było go dołączyć jako zabawkę do dziecięcego zestawu z McDonald's. <br />— Może po prostu wyrzuć z siebie wszystko, co cię wkurwia, raz na zawsze to będziemy mieć spokój — dodaje już łagodniejszym tonem. Zaciąga się ponownie dymem i pozwala by ten wypełnił mu płuca, przynosząc przy tym dziwną, nieopisaną ulgę. <br /><i>Remy</i>Pornografiahttps://www.blogger.com/profile/13289327186878953064noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-20171942267787503612017-06-22T22:09:45.943+02:002017-06-22T22:09:45.943+02:00Pochyla się, żeby podrapać psa za uchem. Trwa to j...Pochyla się, żeby podrapać psa za uchem. Trwa to jednak tylko kilka sekund, jako że zakorzenioną ma głęboką niechęć do woni, jaką te zwierzęta pozostawiają na dłoniach. Lubi zwierzęta, zawsze lubił i wątpi, by kiedykolwiek to się zmieniło, ale zdecydowanie lepiej radzi sobie z ich obecnością na odległość albo oddzielony innym ciałem. <br />— Dobrze, że nie nazwałeś go Wpierdol. Nie wiedziałbym czy go wołasz, czy mi grozisz — mówi, jedną rękę wkładając do kieszeni, w drugiej zaś wciąż dzierżąc papierosa. Rusza z miejsca i idzie w kierunku wyznaczanym przez psa albo Jinksa (trudno mu stwierdzić kto kogo prowadzi, obaj wydają się iść w to samo miejsce). <br />— Musiałeś mieć bardzo dziwne interakcje z cipami, skoro z tym kojarzą ci się czekoladowe fajki, ale chyba nie chcę o tym wiedzieć, to może być zbyt traumatyczne. <br />Idzie powoli, rozglądając się ostrożnie dookoła. W odróżnieniu od Callahana, on zupełnie nie pasuje do tego miejsca. Gdyby szedł sam, prawdopodobnie ktoś okradłby go albo pobił w przeciągu godziny. Żeby tu mieszkać, musiałby uzbroić się w kastet (i nauczyć się go używać) albo pistolet (i również nauczyć się go używać). Zadziwiające, że spędy bogatych polityków i biznesmenów odbierają jego towarzystwo jako naturalne, tam wygląda jak ozdoba, jak świąteczne lampki, nikt nie kwestionuje jego obecności. A tutaj, w dzielnicy tak podobnej do tej, w której się wychowywał, czuje się jak wyrzutek, jakby nad jego głową wisiała obietnica połamanych palców lub nosa.<br /><i>Remy</i>Pornografiahttps://www.blogger.com/profile/13289327186878953064noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-91020112744652253202017-06-22T20:02:44.401+02:002017-06-22T20:02:44.401+02:00Zawsze śmieszyły go próby usprawiedlilwiania się, ...Zawsze śmieszyły go próby usprawiedlilwiania się, szczególnie gdy ktoś próbował pokazać, że wcale nie zrobił nic dobrego, że to czysty przypadek. Nie istnieje przecież jedynie dobro i zło, rozstawione po przeciwnych biegunach, nikt nie stoi po jednej stronie, zamknięty na możliwość ruszenia w innym kierunku. On nie jest ani dobry, ani zły. Callahan też. Nikt. Nie ma jednak najmniejszego zamiaru mu o tym mówić, skończyłoby się to jak zwykle: negacją. <br />Wychodzi z samochodu i bez słowa kieruje się do sklepu. To mały, brudny budynek, cuchnący zgniłą rybą i przeterminowanym mlekiem. Remy ma wrażenie, że jedyne, co się tutaj sprzedaje to wódka i papierosy, inne produkty leżą tu prawdopodobnie od poprzednich świąt wielkanocnych. Kupuje dwie paczki Lucky Strike'ów, płaci i wychodzi. Powietrze na zewnątrz smakuje tylko odrobinę lepiej. W oczekiwaniu na Jinksa, otwiera paczkę normalnych fajek i odpala jedną. Jest szczęśliwszy o jakieś siedem procent. <br />Kiedy w końcu Callahan się pojawia, u jego boku jest już duży, czarny pies. Remy przesuwa wzrokiem pomiędzy nimi, po czym rzuca męzczyźnie zamkniętą paczkę papierosów. <br />— Skoro twierdzisz, że mnie nie uratowałeś to wcale nie musiałem ci się odwdzięczać. To fajki za poprzedni raz — mówi i nagle zdaje sobie sprawę, że cała ich znajomość opiera się na właśnie na wpadaniu w kłopoty i wzajemnym wyciąganiu się z nich. Jinks mógł sobie mówić, że jest zły, że nie robi nic dobrego, ale gdyby nie on, Remy'ego prawdopodobnie od lat nie byłoby już na tym świecie; ojciec by o to zadbał. <br />— Jeśli nazwałeś tego psa <i>wpierdol</i> albo <i>białe pięści</i> to ja stąd idę — dodaje z zadziornym uśmiechem. <br /><i>Remy</i>Pornografiahttps://www.blogger.com/profile/13289327186878953064noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-80336354379184730972017-06-22T18:49:11.448+02:002017-06-22T18:49:11.448+02:00Nigdy nie uważał go za zbira. Pamiętał dokładnie w...Nigdy nie uważał go za zbira. Pamiętał dokładnie wieczór, kiedy dostał od niego po mordzie, ale nawet to nie było w stanie całkowicie zmienić postrzegania Callahana. W jego czach wciąż był, może nie tym samym, ale podobnym człowiekiem do tego, z którym zajadał się pizzą przy oglądaniu beznadziejnych programów w telewizji. Tym samym, który dawał mu schronienie przed ojcem i bronił przed silniejszymi kolegami z klasy. <br />— Więc jedźmy wyprowadzić psa — mówi, paląc w spokoju swojego papierosa, marząc już by wymienić to ścierwo na prawdziwe fajki. Nie wie, dlaczego nie decyduje się wysiąść, iść w swoją stronę, zamknąć ten rozdział raz na zawsze. Nie ma jednak nic do stracenia. Może pogłaskać psa. Może wypić piwo w towarzystwie Jinksa. Może jeszcze raz przypomnieć sobie, jak dobrze było uciec od świata z nim u boku. To trochę upokarzające, trochę smutne, ale i kojące, bo bez względu na to, jak bardzo obaj się zmieni, znów mógł na niego liczyć w niebezpieczeństwie. <br />— Dziękuję — rzuca w końcu, uwagę skupiając na kółeczkach z dymu, które próbuje wytworzyć. Nie patrzy na niego, pozostaje wpatrzony w siwą zawiesinę, jakby rzeczywiście na to zasługiwała. — Że mnie tam nie zostawiłeś. Mogłeś, ale jednak odezwał ci się ten stan superbohatera. I nie zaprzeczaj. Dla innych byłeś chujem, ale mnie ratowałeś.<br /><i>Remy</i>Pornografiahttps://www.blogger.com/profile/13289327186878953064noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-73294471121799683322017-06-22T17:49:47.799+02:002017-06-22T17:49:47.799+02:00— To najstarszy zawód świata, więc chyba da się go...— To najstarszy zawód świata, więc chyba da się go ogarnąć, skoro jeszcze istnieje... no, ale skoro <i>dla ciebie</i> to jest pojebane, pierdolony wyznaczniku tego, co normalne, to reszta ludzi nie ma już nic do gadania — prycha, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wyrzuca niedopałek za okno i przez dłuższą chwilę milczy, zbierając myśli. Callahan wzbudza w nim zbyt wiele emocji, na które nie może sobie pozwolić. <br />Bierze głęboki oddech i próbuje przypomnieć sobie techniki medytacji, ale wszystkie informacje na ten temat gdzieś wyparowują. I tak był kiepski. Nie mógł wytrzymać dłużej niż pół godziny, nudził się we własnej głowie, dostawał skurczu stopy. Sięga po kolejnego papierosa, bo to nie tak, że w tym szalonym świecie jego największym problemem jest przepowiednia nowotworu płuc. Odpala używkę i to na niej skupia całą uwagę, choć kątem oka wciąż dostrzega Jinksa. Woli już nie dopowiadać, że skoro bije się za pieniądze to również sprzedaje swoje ciało; ma wrażenie, że skończyłoby się to dla niego nieciekawie, najprawdopodobniej na izbie przyjęć. Dawno jednak minęły lata, kiedy pozwalał traktować się jak śmiecia; rozumiał, że nie każdy musi mieć szacunek do jego pracy, ale szacunek do drugiego człowieka to zupełnie inna bajka. <br />— Zależy, gdzie chcesz mnie zabrać — mówi, oblizując spierzchnięte wargi. Po raz pierwszy od kiedy pojawiła się policja, rozciąga usta w uśmiechu. To połączenie ulgi i spokoju. Rzeczywiście najgorsze, co mogłoby się teraz wydarzyć to docinki Callahana, a te potrafi znieść. Właściwie to potrafi nawet czerpać z nich jakąś nieokreśloną przyjemność.<br /><i>Remy</i>Pornografiahttps://www.blogger.com/profile/13289327186878953064noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-19413172904284153562017-06-21T19:51:42.649+02:002017-06-21T19:51:42.649+02:00Wyjmuje z paczki kolejnego papierosa, zapala go i ...Wyjmuje z paczki kolejnego papierosa, zapala go i wsadza pomiędzy wargi, tam, gdzie jeszcze przed chwilą zabłądził opuszek palca Callahana. Kiedyś drżał pod każdym jego dotykiem, przy każdym spotkaniu ich ciał, każdym zbliżeniu, jakby ten go elektryzował, wstawił mu w ciało receptory reagujące wyłącznie na magię Jinksa. Teraz nic się takiego nie dzieje, choć łapie się na tym, że może chciałby, że byłoby przyjemnie, żeby ktoś znowu potrafił wywołać w nim stan ciągłego oczekiwania, przyjemnego mrowienia. Znieczulił się, wyhodował w sobie nową warstwę skóry, odporną na wszystko. <br />Nie patrzy na niego. Wpatruje się w miasto za oknem, w znajome ulice, sklepowe szyldy i niczym nieróżniące się od siebie twarze. Jest zmęczony dzisiejszym dniem, nędznym rozwojem wydarzeń i brakiem zarobku. Jest zmęczony walką z własnymi emocjami. To wykańcza najbardziej; każda komórka jego ciała pragnie coś poczuć, silnie, mocno, do szpiku kości. Nie może sobie jednak na to pozwolić, utrata kontroli każdorazowo kończy się katastrofą. <br />— Pracodawca — poprawia go, bo słowo <i>pan</i> sprawia, że robi mu się niedobrze. Nie jest niczyją własnością, niczyją zabawką. Można go wypożyczyć, wykorzystać na wiele sposobów, ale pod koniec dnia nie ma właściciela, jest sam. Przypomina sobie jak Callahan dowiedział się o sposobie w jaki zarabia pieniądze, o jego złości, o tym, że prawie skończył w szpitalu. Wtedy był na niego wściekły, że nie rozumie tej pogoni za pieniędzmi, że nie przejmuje się ich brakiem. Teraz zazdrości mu tej umiejętności, bo może gdyby i on nie przykładał tak wielkiej wagi do stanu swojego portfela, do wygodnego życia, może nauczyłby się robić coś innego, pożytecznego, może byłby teraz właścicielem sklepu zoologicznego, zamiast sprzedawcą samego siebie. <br />— Miałem zabawiać gości, ale tylko tych zaproszonych — dodaje po chwili, otwierając okno. Zrzuca popiół na zewnątrz i pozwala, by wiatr rozwiał mu włosy, przegonił z głowy natrętne, złe myśli. — Nie myśl sobie, że wiem, że ze mnie szydzisz — rzuca i w końcu przenosi na niego spojrzenie. — Ale na to już nic nie poradzę, więc możesz odpuścić sobie tę pogardę.<br /><i>Remy</i>Pornografiahttps://www.blogger.com/profile/13289327186878953064noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-28958003138301002202017-06-21T02:13:28.225+02:002017-06-21T02:13:28.225+02:00Dba o swoje cztery litery; w końcu nimi zarabia. I...Dba o swoje cztery litery; w końcu nimi zarabia. Instynkt samozachowawczy nie pozwala mu stać bezczynnie pośród bandy oniemiałych bogaczy, bo oni już przegrali, oni są w tym momencie skończeni. A on, bez kontaktów, bez przywilejów, byłby w gorszej sytuacji od ludzi, którzy mogą przekupić pół miasta, mogą wgryźć się w system, obejść go bez problemu i za dwadzieścia cztery godziny znowu spotkać, żeby razem pić, ćpać i pieprzyć się do upadłego. Remy nie posiada tego luksusu, ma za to wystarczająco zdrowego rozsądku, by złapać się koła ratunkowego i wypłynąć na powierzchnię. <br />Jego koło ratunkowe jest znajome, ma te same rysy, co przed laty, ten sam sposób chodzenia. Coś innego czai mu się w spojrzeniu, jest dzikszy, wyjęty z lasu, wydarty wilkom, ale wciąż są w nim resztki tego Callahana, którego pamięta. <br />W pierwszej chwili ma wrażenie, że dostanie w twarz, co wprawia go w sekundowe osłupienie. Wyrywa go z niego cudzy głos, cuci niczym kubeł zimnej wody. Przeciska się na drugą stronę, stronę wolności i powietrza nieprzesiąkniętego strachem. Łapie oddech, jeden, drugi, trzeci. A potem idzie dalej za Jinksem, bo to jedyne, co przychodzi mu do głowy. Mógłby wejść między budynki, rozpłynąć się, ale gdzieś w tyle głowy kołysze się myśl, że tam go znajdą, że ukryją się w krzakach i wyskoczą, gdy tylko pomyśli, że jest bezpieczny. <br />Obserwuje poczynania Callahana, a kiedy ten znajduje samochód, łapie za klamkę przy drzwiach pasażera i niewiele myśląc, wsiada do środka. Istnieje pięćdziesiąt procent szans, że ten zaraz każe mu spierdalać. Że obije mu mordę, a potem każe spierdalać. Jest też drugie pięćdziesiąt — będzie zbyt zajęty ucieczką, by na razie się nim przejmować. Obijanie mordy zostawi na później. <br />Wie, że to nie miejsce na nerwy, że musi pozostać spokojny; tylko w ten sposób wciąż jest sam jeden, a nie w pięciu wydaniach. Paradoksalnie, obecność byłego partnera daje to ukojenie, którego wcale się po nim nie spodziewa. Zamiast wewnętrznej plątaniny myśli i zdezorientowania, czuje jedynie ogarniającą go ulgę. Sięga do kieszeni białej, cienkiej marynarki. Wyciąga papierosy i odpala jednego, zaciąga się dymem, mocno. Cienkie fajki pali tylko na tych spędach, bo ładnie wyglądają, bo są seksowniejsze, tego się wymaga, to jest pożądane. <br />— Palisz takie pedalskie czy chcesz od razu dwa? — pytam pół żartem, pół serio.<br /><i>Remy</i>Pornografiahttps://www.blogger.com/profile/13289327186878953064noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-67437284160977020442017-06-20T23:11:26.446+02:002017-06-20T23:11:26.446+02:00Kiedyś to wszystko napawałoby go obrzydzeniem. Kie...Kiedyś to wszystko napawałoby go obrzydzeniem. Kiedyś odwracałby wzrok, zbyt zniesmaczony tym bydłem mielącym pieniądze zamiast trawy, tym zbiegowiskiem (nie)pięknych, bogatych, ukrywających cuchnące zamiary za swoimi portfelami. Kiedyś jednak wszystko było inne, on był inny, nie wiedział jeszcze, że można sprzedać duszę, samopoczucie i sumienie. Wykupiono go jak pralkę z wyprzedaży w Argosie, zamieniono części, podrasowano do Remy'ego 2.0, Remy'ego obojętnego na tę brzydotę, emocjonalne ubóstwo. <br />Rozgląda się dookoła, obserwuje uważnie zebrane tu świnie pod krawatami, dziwki szlachetnego pochodzenia, londyńską sferę wyższą. Nie wywołuje to już odruchu wymiotnego, raczej kompletną obojętność. Uśmiecha się fałszywie do mężczyzn przypominających morsy, daje do zrozumienia, że mogą go mieć, jeśli tylko sypną złotem, jeśli tylko obdarują go klejnotami, jeśli tylko wezmą swoje niebieskie pigułki. <br />Bierze do ręki rozrzedzonego drinka i sączy go leniwie, co chwilę wymieniając uprzejmości z przypadkowymi ludźmi. <i>Nie, nie przyszedłem obstawiać. Nie, nie mam domku wypoczynkowego na Florydzie. Nie, ja tu jestem służbowo, żeby obciągnąć panu za dwieście funtów, żeby ewentualnie zarazić się opryszczką.</i> Rozpoczyna się walka, a on stoi w tłumie i patrzy jak jedni tłuką się po mordach, a drudzy drą się, by tłukli bardziej. To wszystko jest bardzo nużące, bardzo przewidywalne, brzydkie i niehigieniczne. Oni wszyscy są niehigieniczni, brudni. On sam również, zainfekowali go. <br />Callahana rozpoznaje od razu. Podejrzewał, że tu będzie. Przygotował się na tę ewentualność. Był tutaj poprzednio, prawdopodobieństwo, że zrezygnuje z dobrych pieniędzy było zbyt niewielkie, by wykluczyć, że odpuści sobie kolejny. Jeszcze nie wie, co myśleć o jego obecności. Póki co, skupia się na drinkach, na cienkich, czekoladowych papierosach i sprośnych, nieśmiesznych żartach za swoimi plecami. <br />Potem wszystko dzieje się szybko. Ktoś mówi o psach. Mówi, że już tu są. W tym samym momencie rozlega się głośne <i>policja!</i> i wszystkie te świnie, wszystkie pudrowane dziwki zamierają na moment. Mają pieniądze, wykupią się, panika jest więc tylko połowiczna, bo tu się liczy jedynie reputacja, jedynie to, że stracą dzisiaj nie tylko dobrą zabawę, ale też swoje, ciężko zarobione na przekrętach, tysiące. <br />Hawk nie ma zamiaru wpaść w ich ręce. Nie może sobie na to pozwolić. W oczach prawa ma nie istnieć, to pozwala mu funkcjonować bez problemów. Szuka ucieczki, drogi wyjścia, ale nie zna tego budynku, nie wie, którędy wydostanie się niezauważony. Zaciska wargi w wąską kreskę i jest zły, bo on również straci dzisiaj pieniądze, bo może się to skończyć dużo gorzej niż przewidywał. <br />Ponownie dostrzega Callahana. Wychodzi gdzieś, szybko, bez ogona. Remy przeciska się przez tłum i dogania go, jak cień Piotrusia Pana, który nie może zbyt długo pozostać w izolacji. Musi się stąd ulotnić, uciec. <br /><i>Remy</i>Pornografiahttps://www.blogger.com/profile/13289327186878953064noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-78920195802096163792017-06-18T16:07:26.786+02:002017-06-18T16:07:26.786+02:00[Zanim napiszę coś logiczniejszego to... Szlag, ja...[Zanim napiszę coś logiczniejszego to... Szlag, jakie Call ma zajebiste imię! :D <br />A teraz ogarniając, Witam ;p<br />Hah, do jedynki małym druczkiem nie nakłaniam, skoro chłopak nie pasowałby do tego... bo jednak takie powiązanie wymagałoby wiele od Calla xD Jeśli w clubie wyróżniałby się za bardzo to działało by tylko na jego niekorzyść, bo zainteresowany William to zagrożenie czasami ;) Można zetknąć ich drogi właśnie przez psy, tylko trzeba byłoby coś konkretnego wymyślić :)]<br /><br /><i> William </i>Bascahttps://www.blogger.com/profile/08639636409373641962noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-73665259685953095392017-06-18T14:47:29.291+02:002017-06-18T14:47:29.291+02:00[Spokojnie, każdemu zdarza się zastój. Blog powini...[Spokojnie, każdemu zdarza się zastój. Blog powinien być odskocznią, a nie obowiązkiem, więc rozumiem brak czasu na stalkowanie wszystkiego co się dzieje i chwilowy bezwen. c: Cieszę się, że jesteś chętna na wątek. <br />Chciałabyś, żeby już się znali? Myślałam, żeby wtrącić im jakąś tajemnicę, którą musieliby rozwiązać. Może podczas przypadkowego spotkania, kiedy to pies Callahana podbiegnie do Izzy, będą świadkami czegoś... hm, dziwnego? Może spotkają osobę zdolną do przechwytywania świadomości zwierząt (lub nie tylko), która zawładnie psem, zmusi go do agresji, a później do tego, żeby opuścił Calla. Izyda postanowi pomóc i jednocześnie chciałaby się dowiedzieć co właśnie się stało. Musieliby ustalić, kto to zrobić, odszukać go, odzyskać psa i <i>rozmówić się</i> ze sprawcą. Byłoby niebezpiecznie, bo jeśli ta osoba byłaby zdolna do przejęcia kontroli nad człowiekiem, Call i Izyda mogliby stoczyć bójkę między sobą, a jeśli nie - zmierzyliby się ze stadem różnorakich zwierząt, by dotrzeć do psa. <br />Co myślisz?]<br /><b>Izzy</b>lisowyhttps://www.blogger.com/profile/02774964902574284650noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-27473529990506413292017-06-16T15:10:34.703+02:002017-06-16T15:10:34.703+02:00[Hejehej! Przyszłam przeprosić za nagle zniknięcie...[Hejehej! Przyszłam przeprosić za nagle zniknięcie i urwanie wątku z Freyą. Jeśli masz chęci możemy pomyśleć nad ugraniem czegoś dla Callahana i Izydy w ramach rekompensaty. Nie bij!]<br /><b>Izzy</b>lisowyhttps://www.blogger.com/profile/02774964902574284650noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3256147238282704010.post-77830922382277302632017-06-05T19:38:21.375+02:002017-06-05T19:38:21.375+02:00[Cześć, dziękuję za powitanie! Z wątkiem się nie ś...[Cześć, dziękuję za powitanie! Z wątkiem się nie śpiesz, ja tam mogę sobie poczekać, bo sama mam teraz mały rozgardiasz w życiu (i właśnie dla tego dołączam do dwóch nowych blogów - ech, gdzie moja silna wola?). Wpadaj nawet bez pomysłu, coś ogarniemy - szczególnie, że Callahan jest typem, który dość szybko wyleciałby z The Mayflower Pub z małą pomocą Chris i ochrony.]<br /><br /><i>Batts.</i>Nhttps://www.blogger.com/profile/14736209339992185939noreply@blogger.com