Weź mnie sobie. Zrób ze mną, co chcesz. Szarp mnie, bij mnie, duś. Dopóki nie zacznie mnie boleć, dopóki nie zacznę czegoś czuć, żałować siebie. Pieprz mnie. Mocno. Żebym wiedział, że to ty jesteś we mnie, a nie oni. Żebym nie czuł tych dłoni, dotykaj mnie, nie słyszał tych świszczących oddechów i drwiących krzyków, szepcz do mnie. Wgryź się w moją skórę i oderwij ich dłonie od mojego ciała. I zliż ze mnie tę pogardę, to obrzydzenie, ten brud i tę bezradność. I ssij mnie, proszę, ssij mnie tak bardzo mocno, że przestanę pamiętać. I całuj mnie, aż zapomnę o swojej tożsamości emocjonalnego śmiecia z saldem zero zero na koncie. I pieść mnie, i nie dbaj, nie opiekuj się, i rań mnie, i nie troszcz się, i nie bądź nawet, tylko nie pozwól mi kolejny raz działać w swojej samoobronie.
Kyle Bodsworth: 27, Kanada, marnowany talent, wybitne, uliczne portrety turystów, twarz dzieciaka, agresywny owczarek niemiecki, dobieranie się do cudzych kieszeni, portfeli, bokserek, posyłanie pięści na spotkania z nosami, oczami, wargami, żołądkami, skalanie tego miasta, żarcie jego brudu, zapychanie się nim, bo on już się go nie ima. Amnezyjne pocałunki oraz ściśle powiązane z nimi systematyczne i z uporem wchodzenie w uzależnienie od kokainy, bo jaki sens całować pięknych chłopców, kiedy ci tego nie pamiętają?
[Odgrzewany kotlet, owszem, ale za to jaki smaczny.
Szukamy przyrodniego brata.]
[Cześć! Lubię pierwszą część karty, chociaż jest bardzo dosadna i momentami aż za bardzo wpływa na mój odbiór tej postaci, tj. jakoś mi nieswojo czytać o tym, jak powinno się z nim obchodzić, a potem ignorować to tak po prostu w wątku. Chyba, że to wszystko to jakaś większa metafora z tajemnicą w tle. Ale chyba nie (?). Tak czy inaczej: piszmy coś <3]
OdpowiedzUsuńChris Tucker
[Czesc, przyszlam sie przywitac bez polskich znakow, pomyslow i ogarniecia watkowego. Ładne zdjecie, karte chyba kojarze wlasnie, a juz na pewno jej tytul. Lubie ja bardzo i chwale.
OdpowiedzUsuńNiech Ci sie pisze dobrze. Jak na cos wpadne, to sie odezwe. Chyba, ze mnie wyprzedzisz, jesli masz chec.]
Callahan J.
[O ja, tytuł karty totalnie mnie kupił, naprawdę. Ogólnie, cała postać jest wykreowana po mistrzowsku i nawet jeśli to odgrzewany kotlet, to faktycznie bardzo, bardzo smaczny. I masz ciekawy nick... serio mi się podoba! :D
OdpowiedzUsuńZdjęcia też pasują mi do postaci... co ja tu mogę więcej powiedzieć? Imię oryginalne, postać cudowna, moc fajnie wykorzystana... masy wątków, chęci i powiązań. Zostań z nami jak najdłużej!]
najgorętsza 1/2 administracji & Anubis Ahern
[Widzę, że nie tylko ja jestem zachwycona. Lubię postacie opisane z przytupem, lubię dosadność i gwałtowność w kartach. I moc niezwykle pasująca. Chwalę bardzo.
OdpowiedzUsuńJeśli znajdzie się ochota zapraszam gdzieś do siebie. Jestem pewna, że uda nam się stworzyć coś fajnego.
Ach, i baw się z nami długo i dobrze!]
Bluebell Murphy & Anthony Ward
Dawno nieodwiedzony lokal kołacze mu się w myślach już od rana, a kilkuletni status zawodowy baristy domaga się zamiany ról. Tego wieczoru to on chce coś zamówić. Raz. Drugi. Trzeci. Średnio wprawionej głowie tyle butelek piw wystarcza, by w ciągu półtorej godziny przejść od stanu trzeźwości do lekkiego podchmielenia. Nie czeka, aż zerwie kontakt z rzeczywistością, wychodzi z baru zaraz po tym, gdy pierwsze symptomy podpicia dają mu się we znaki. Obniżona koordynacja ruchowa spowalnia chód, a brak skupienia sprawia, że gdy obok niego materializuje się nieznany osobnik, o jego obecności dowiaduje się za sprawą niewybrednego powitania.
OdpowiedzUsuńZ początku chce zignorować słowa obcego, bo w końcu postanowił już, że idzie do domu, ciekawość pcha go jednak w stronę zaczepnego delikwenta. Odwraca się w jego kierunku i z konieczności staje w miejscu, a że dociekliwość właśnie ustępuje miejsca zdziwieniu, brwi podnoszą się nieznacznie ku górze. Niespełna dziesięć sekund zajmuje mu zaakceptowanie faktu, że ma przed sobą nadprzeciętnie śmiałego nastolatka i gdy ów nastolatek napiera na krocze Chrisa w jednoznacznie seksualny sposób, nie robi zupełnie nic, by temu zapobiec. Jego własne ręce mogłyby wylądować na przegubach chłopaka, odciągając go od siebie, zamiast tego palce jednej dłoni wplata we włosy, przeczesując je niespiesznie, drugą natomiast chowa w przednią kieszeń spodni, ocierając ją z przypadku o ramię młodego.
Chwilę później śmiałe dłonie obcego trącają sprzączkę, a on... prycha w rozbawieniu. Uśmiech z tym gestem powiązany pozostawia na ustach do momentu wypowiedzi:
— Dlaczego miałbym płacić za coś, co kobieta przed Tobą proponowało mi za darmo? — patrząc na niego w oczekiwaniu, pierwszy raz decyduje się na interwencję, choć nie taką, o jaką można by go posądzić. Zamiast odepchnąć go od siebie, łapie za nadgarstek chłopaka, ściągając jego rękę pewnie w dół, wprost na krocze — ... i dlaczego miałbyś nie chcieć pracować z TYM dla własnej przyjemności?
Wizja dogodzenia komuś własnymi walorami fizycznymi zdaje się przychodzić mu z łatwością, szczególnie, że gabaryty ciała rosną wprost proporcjonalnie do stosunkowo zadowalającego go wzrostu.
[Drastyczno-dramatyczne to moje ulubione :D my z Blue niczego się nie boimy i lubimy dobrą akcję, więc nie krępuj się i rzucaj pomysłem :) w karcie masz mojego maila i gadu, tam możemy sobie poustalać :)]
OdpowiedzUsuńBluebell
Klnie niekontrolowanie, gdy nadprogramowy ucisk na męskości kończy się nieprzyjemnością. Ból uderza go tylko na chwilę, za to złość nie puszcza już tak łatwo, więc gdy telefon z dobrze znaną melodią rozbrzmiewa, a on nie znajduje go w kieszeni kurtki, nie jest skłonny do uprzejmości. Wraz z brakiem urządzenia, doświadcza braku pieniędzy i choć bardzo chciałby wierzyć w to, że nie wiąże się to z osobą młodzika, odebrany przed chwilą telefon świadczy przeciw nieznajomemu. Chris nie zastanawia się dłużej nad kolejnością działań — rusza w kierunku bezczelnego złodziejaszka, zatrzymując go w pół kroku przez gwałtowne ujęcie przegubu. Tym razem robi to znacznie mniej ostrożnie, z paznokciami wbitymi w skórę przy nadgarstku.
OdpowiedzUsuń— Nie chcę być niegrzeczny, ale jest pewna granica między rżnięciem, a orżnięciem, i jeśli chodzi o to drugie, to kurwa, źle trafiłeś — wyrywa komórkę z dłoni chłopaka nie zaważając na rozmówcę po drugiej stronie linii i tym razem chowa go do kieszeni jeansów. W kolejnej sekundzie siłą odwraca też delikwenta w swoją stronę, niekoniecznie przyjaźnie nastawiony.
— To teraz portfel.
Być może robi głupotę, ale puszcza go na chwilę, cofając się o krok. W geście minimalnego pokoju wyciąga otwartą dłoń w jego kierunku i pozwala mu dobrowolnie oddać skradziony przedmiot, naiwnie wierzy w to, że chłopak skorzysta z szansy bycia przyzwoitym obywatelem. Jeśli nie, to na dłuższą metę pewnie się nie dogadają.
Wysoki wzrost to jedyne, co może świadczyć o jego przewadze nad innymi, bo jeśli chodzi o umiejętności taktyczne, czy zorientowanie w bijatykach, to jest w tym beznadziejny. Być może dlatego tak łatwo ulega chwili, odczuwając dotkliwe tego konsekwencje. Czuje jak żołądek przewraca mu się na drugą stronę i nim ma szansę prawdziwie odetchnąć, przeszkadza mu w tym zalany krwią nos. Ma nadzieję, że nie jest złamany, ale nie ma czasu sprawdzić, bo wszystko dzieje się za szybko i zbyt intensywnie. Dobre złego jest takie, że przynajmniej udaje mu się zachować pion.
OdpowiedzUsuń— Potrzebuję na taksówkę — rzuca szybko, póki widzi jeszcze źródło swoich dzisiejszych bolączek. Tym razem nie robi jednak nic, co przybliżyłoby go do odzyskania swojej własności. Mordobicie to coś, czym się brzydzi, na co się nie pisze i co zdecydowanie, ale to absolutnie mu nie wychodzi. Zamiast więc ryzykować własną porażką, podciąga materiał koszulki, odkrywając przy tym co najmniej kilka tatuaży i szczupły, stosunkowo dobrze umięśniony tors. Cel jest jednak odległy od towarzyszącego mu narcyzmu, chodzi tylko i wyłącznie o zatamowanie krwawienia. Sięga po środki, jakimi dysponuje, a jest ich nie wiele.
Klnie przy tym cicho, bo ciepło na ustach i potok cieczy spływającej po brodzie ani trochę mu się nie podoba. Krew na wargach ma metaliczny posmak, a czerń koszulki chłonie czerwień w ilościach, które budzą niepokój.
—Szlag by to... — na moment rezygnuje z ratowania nosa, opuszczając koszulkę. Ściąga też wierzchnie odzienie z ramion, zawieszając je na jednym z ulicznych hydrantów. Lubi swoją skórzaną kurtkę. Lubi też poczucie bycia atrakcyjnym, które nagle go opuszcza i przyprawia o nieprzyjemny ucisk w żołądku. Jebać bijatyki. On się do tego nie nadaje.
—Albo chociaż dokumenty — dodaje zupełnie spokojnie, nawet nie sprawdzając, czy chłopak wciąż jest gdzieś w pobliżu. Głowa zostaje odchylona w tył, a ręka podłożona pod nozdrza w nadziei, że więcej krwi już nie poleci.
[Wszyscy zachwycają się kartą, a ja dla odmiany powiem, że... Nie no, kurde, co mogę powiedzieć, jeśli karta naprawdę jest świetna? Napisana dosadnie i odważnie, ale wciąż nie wulgarnie - super. Witam cieplutko na blogu, a jeśli najdzie Cię ochota na wątek to polecam się na przyszłość. Cześć!]
OdpowiedzUsuńBatts.
Wie jak wygląda to dla postronnego obserwatora i wie też, że teoretycznie to on powinien rozdawać karty. Ale zna swoje możliwości i priorytety. Jedne z tych, z których nie potrafi zrezygnować to niechęć do agresji i uwielbienie do siebie. Pewnie mógłby się postawić, może nawet udałoby mu się wymierzyć chociaż jeden celny cios w kierunku delikwenta, ale jakoś nieszczególnie widzi mu się złamany nos, wybite zęby, czy blizna na twarzy. To tak jakby sam rezygnował z tego, co dookreślało jego wizerunek. Nie był facetem, którego wychowała ulica, nie szukał potwierdzenia własnej męskości w przemocy, nie utożsamiał się z tymi, którzy to robili.
OdpowiedzUsuń— Jakbyś trafił na idiotę, byłoby łatwiej — mówi tylko niewyraźnie przez rękę, niezrażony tym, że odszyfrowano jego niepokrywającą się z rzeczywistością groźbę. Poważnie bierze też po uwagę słowa złodziejaszka, mimo że zupełnie mu one nie odpowiadają. Nie ma jednak głowy do negocjacji, ani nawet do uwodzenia, do którego by się posunął w normalnych okolicznościach. Z pokorą w wizerunku jakoś mu też nieswojo. Zdając sobie z tego sprawę, wypuszcza powietrze z płuc, ignorując fakt, że właśnie posadzono go na schodach. Ignorując wszystko inne. Łącznie z chłopakiem obok.
Opiera potylicę o mur kamienicy, wciąż z wyeksponowaną szyją i ręką przy nosie, opuszcza ją jednak z chwilą, gdy wydaje mu się, że zagrożenie uduszenia się maleje nieco w stosunku do tego, co działo się niespełna parędziesiąt sekund temu.
— Nie no, jasne. Bo przecież do tej pory oddychałem dupą — mówi dość neutralnie jak na złośliwy charakter wypowiedzi, przymykając oczy z braku jakiegokolwiek interesującego go obiektu, na który mógłby zawiesić oko. Przy odchyleniu głowy w tył widok to co najwyżej dach budynku z naprzeciwka i kawałek ciemnego nieba. Alkohol tymczasem dociera do głowy silniej, niż miało się to chwilę temu, gdy kierowała nim adrenalina. Zresztą sam już nie wie. Szumienie w głowie i ból w skroniach może być równie dobrze efektem utraconej krwi.
Tymczasem podświadomie chowa dłoń do kieszeni jeansów, pilnując tego, co mu zostało. Wciąż jeszcze nie zdecydował, czy wymiana portfela na telefon jest rentowna. Nie ukrywa, że dokumenty, które nosi przy sobie, są mu przydatne. Telefon mniej, bo można go zastąpić innym. Problem w tym, że jak na baristę przystało, na inny go nie stać.
W automatycznym odruchu blokuje rękę, a przynajmniej próbuje, ale refleks, spowolniony przez procenty, powoduje, że spóźnia się o ułamki sekund. Palce nieznajomego zaciskają się na krtani, odcinając dopływ powietrza do płuc, a on nie wie już, czy za te niewdzięczne wydarzenia powinien winić własną lekkomyślność, czy szaleństwo chłopaka przed nim. W momencie, kiedy dociera do niego słowo-klucz —wariat — decyduje się ustąpić. Ręka wyciąga porysowany od mnogości upadków telefon, kładąc go na otwartej dłoni agresora, a Chris, wiedząc już, że nie ma niczego, co mogłoby zainteresować drugą stronę kontaktu, pozwala sobie na przyspieszenie procesu uwolnienia. Popycha niższego od siebie chłopaka, odsuwając się od niego aż do krawędzi schodów, a kiedy nachylony nad ziemią, z dłońmi wspartymi na kolanach, jest już w stanie wykonać jeden, prawidłowy haust powietrza, prostuje się. Schodzi też ze stopni, nie chcąc mieć już z nikim pokroju rudawego gościa niczego do czynienia. O portfel też nie prosi, bo bardziej ceni sobie własny spokój.
OdpowiedzUsuńOdkasłując nieelegancko, zgarnia z hydrantu kurtkę, nie oglądając się za siebie. Ten dzień to kolejny z powodów, dla których nie powinien pić.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWieczorne pojękiwania u sąsiada są ponad jego możliwością ignorancji. Wpierw, w imię rozsądku i po analizie zastałej, okołonocnej godziny, próbuje wyciszyć wszystkie brudne myśli, skupiając się na końcówce oglądanego filmu, ale w głowie tak czy inaczej kiełkuje przypadkowo dobrana fantazja. Nie pomaga również obraz pocałunku w końcówce ekranizacji i chroniczna potrzeba seksu, z którą boryka się od lat. Kolejne minuty, zalane nieuniknioną falą rozwiązłości, determinują dalsze jego zachowania.
OdpowiedzUsuńZaczyna delikatnie i wolno — od dłoni pod koszulką. Bliskie jego pamięci odgłosy zza ściany ułatwiają wejście w stan pobudzenia, więc kiedy podrażnia sutki i sunie leniwie wzdłuż podbrzusza, właściwie już wtedy jest odrobinę pobudzony. Kiedy natomiast w parę minut później T-shirt zostaje ściągnięty, a dłoń wsuwa się pod materiał dresu i dotyka pęczniejącej męskości, rozlega się pierwsze westchnięcie, mieszane z niemal bezgłośnym jękiem. Biodra podnoszą się do góry, napierając na dłoń, a na wpół przymknięte oczy nie dostrzegają nieprzewidzianego gościa. Dłoń porusza się zręcznie po trzonie, przyprawiając go o przyjemne dreszcze, ciało rozgrzane od myśli i działań staje się rozpłomienione, a ręka mimo to nie przerywa. Czeka na finał. W tym celu unosi się i opada coraz szybciej i pewniej, czemu towarzyszą nasilające się jęki przyjemności. Chris podsuwa się na poduszki i przez chwilę zerka bezpośrednio w dół. Penis, już w całkowitym zwodzie, zaczyna wadzić w spodniach, co znacząco zmniejsza komfort — materiał jest luźny, ale gorąco, jakie panuje pod nim, aż prosi się o uwolnienie. Jest gotowy wyciągnąć go spod dresów i dokończyć rytuał, gdy... słyszy głos.
Ciało podrywa się niekontrolowanie na wysokości bioder i można by sądzić, że właśnie doszedł, gdyby nie twarz zwrócona nagle w stronę nieznajomego. Chris szybko wyciąga dłoń spod dresu, opierając się na dłoni, by móc podnieść się chociaż do pozycji półleżącej. Rozchylone uda eksponują niezmiennie twardą męskość i choć wolałby oszukać ciało, to ono oszukuje jego. Podniecenie stoi w zawieszeniu, bo sam widok przystojnej twarzy i świadomość obserwacji go w stanie samozadowolenia przyprawia go o dodatkową dawkę zmysłowości. Na moment traci nawet poczucie sensu.
— Możesz pomóc, tym razem będę grzeczny... — odzywa się, nim dociera do niego, co właściwie mu powiedział. Po pierwsze: zdradził mu, że się znają, mimo że zachowanie młodego zdecydowanie świadczyło o tym, że o nim nie pamięta. Po drugie: zasugerował, że jego obecność tutaj może być nie tylko mile widziana, ale również opatrzona nagrodą w postaci spolegliwości.
Zwykle zadziałałby dokładnie w ten sposób. Pozwolił myśleć kobiecie, że ma nad nim przewagę. Ale teraz jest wręcz odwrotnie. Jeśli powtórzyć schemat sprzed paru dni, to on błędnie postrzega strony dominacji. Drugi raz tego błędu popełnić nie chce.
— Albo wyjść, to też jakaś opcja — dodaje dla pozyskania jakiejś alternatywy.
Rozsądek podpowiada mu, że nie powinien tego ciągnąć, ale rozsądek nie jest tym, czym zwykle się kieruje. Na prym wychodzi potrzeba ucieleśnienia potrzeb, dlatego też szybko odrzuca myśl, jakoby kontakt z nieznajomym miał mu w czymś zaszkodzić. Pozostaje wyłącznie chęć sprawdzenia go i po części siebie. Nie sądzi, by kiedykolwiek miał szansę, a raczej ochotę uwieść innego mężczyznę, ale po wydarzeniach tego wieczora jest mu wszystko jedno. Potrzebuje zespolenia ciał, cudzej nagości i spermy w przełyku. Wszystkiego tego, co zapewniłoby mu komfort z bliskości nie sam na sam ze sobą, a z kimś. Kiedy więc chłopak podchodzi do niego, Chris spełnia obietnicę. Podnosi się do pozycji siedzącej. Siada bokiem do oparcia, zakładając rękę za gdzieś poza nie i gdy tamten jest już przy kanapie, Tucker spełnia obietnicę. Grzecznie pozwala mu przyjrzeć się najintymniejszej części ciała, odnajdując przyjemność w byciu obserwowanym. Sam też wykorzystuje moment, przeciąga wzrokiem po ubraniu nieznajomego, rozbiera go w myślach, a docierając spojrzeniem do spodni, przygryza wargę, nie mając żadnego problemu z dopisaniem sobie tego, co może kryć się pod rozporkiem. Sekundy dłużą się jednak niemiłosiernie, a on nie należy do specjalnie cierpliwych jeśli chodzi o (nie)zapadające decyzje.
OdpowiedzUsuńWzdycha cicho, wstając z kanapy. W oddaleniu od cudzej ręki można sądzić, że właśnie się wycofał, ale nie. Stając naprzeciwko chłopaka, z odległością narzuconą przez szerokość kanapy, zsuwa z siebie dresy, porzucając je gdzieś pod nogami. Umożliwia ogląd już nie samej męskości, ale również mięśni przy przywodzicielu, ud i nawet pośladków, bo gdy wykopuje spod siebie ten nieszczęsny kawałek ubrania, przez moment ustawia się do niego pół profilem.
— Wolałbym, żebyś się zdecydował — mówi trochę na zachętę, a trochę od niechcenia. Pragnie go, ale nie kosztem biernego oczekiwania na bóg wie co. Gdyby teraz odwrócił się na pięcie, byłoby mu z tym dziwnie nieswojo.
— Rozebranie się byłoby dobrym startem... — dodaje kusząco, obejmując trzon męskości. Powoli, dla zachowania napięcia, masuje przyrodzenie, przyglądając się chłopakowi nieprzerwanie.
[No ja nie wiem, czy to taka dobra opcja, żeby Chris go opatrywała - w końcu z jakiegoś powodu ją wyrzucili z tych studiów medycznych . :D Na chwilę obecną nie mam lepszego pomysłu - pokombinujmy więc z tym. Załóżmy, że już późno, dawno po dobranocce i wszystkie dzieci grzecznie śpią, a w The Mayflower Pub wybiła godzina zamknięcia. Co ty na to żeby Kyle w jakiś sposób podpadł ochroniarzowi, który - w gruncie rzeczy już po cywilnemu - obije mu mordkę? Chris, tuż po opierdzieleniu wszystkich w obrębie kilometra, zgarnie rannego na zaplecze, żeby mu pomóc. Po wszystkim, kiedy już będą chcieli się ulotnić okaże się, że jedna z kelnerek zdążyła zamknąć pub - z nimi w środku. Co ty na to?]
OdpowiedzUsuńBatts.
— No nie wiem. Jeszcze tu stoisz... nie o to chodziło? — machinalnie odsuwa twarz od dłoni Kyle’a, w niemym wyrazie sprzeciwu wobec tak banalnego i tak irytującego nawyku, jakim jest poklepywanie kogoś po policzku. Im dłużej się znają, tym mniej lubi jego palce. Lądują zaciśnięte w pięść na nosie, otwarte i natarczywe na skórze twarzy lub w nieprzewidywalnych momentach i zupełnie bez jego zgody na innych częściach ciała. Gdyby nie to, że jest tak piekielnie ładny, a Chris tak cholernie potrzebujący i nieprzystosowany do bycia powściągliwym samcem, pewnie ostudziłoby to jego zapędy. (…) Tymczasem sytuacja rysuje dla nich inny scenariusz, gdzie punktem kulminacyjnym staje się spełnienie. To ono sprawia, że z przyjmującego rozkosz, chce przetransformować się do roli dawcy, czego efektem jest subtelne, acz stanowcze pociągnięcie nieznajomego za podkoszulek do góry.
OdpowiedzUsuńRęka ujmuje cudzy podbródek między palce, a ciało, wciąż na zbyt wysokim poziomie, nachyla się w kierunku „chłopca”, docierając śmiało do kuszących, zaczerwienionych od wcześniejszych akcji ust. Zgarbiony korpus podkreśla dodatkowo sporą różnicę wzrostu, a zrelaksowany na ten moment umysł zdaje się działać instynktownie. Wpierw są wilgotne wargi zamykające przestrzeń, później język całkowicie ją zapełniający. Oddechy spajają się tym samym w jedną całość , ruchliwy organ drażni się i bawi, a kiedy wydaje już się, że to koniec przyjemności, Tucker odnajduje balast, między tym co namiętne, a tym co cholernie podniecające. Pocałunek przepoczwarza się bowiem w głęboko emocjonalne doznanie, wyrośnięte na fundamentach zmysłowości i doświadczenia. Gdy w grę wchodzą umiejętności Chrisa i jego całkowite oddanie sprawie, trudno odmówić sobie rozkoszy, płynącej z pieszczoty. Pogłębione pocałunki to coś, na czym wyjątkowo się zna i co wyjątkowo przypada mu do gustu, a owe uwielbienie wyraża się w sekwencji naturalnych, niewymuszonych ruchów. Ręka zaciska się na karku chłopaka, przytrzymując go przy sobie, a druga, ułożona luźno tuż pod obojczykiem, wsuwa się delikatnie za materiał podkoszulka. Nie jest natarczywy, ale bywa czuły, co ujawnia się w kciuku, gładzącym niemal niewyczuwalnie nagą skórę.
Cichy pomruk przyjemności rozlega się wraz z poczuciem integracji, poniżej podbicia dłoni czuje bowiem mocne bicie serca, co pozwala mu na dwie rzeczy: najpierw na dopasowanie tempa pocałunku pod reakcje kochanka. Następnie, co jest częścią mniej zadowalającą, na wyczucie momentu, w którym drugie ciało się buntuje. Drga niebezpiecznie pod palcami, gotowe do wyrwania się. Chris mu to ułatwia, samemu odsuwając się jako pierwszy.
Granie postaci tragicznej w przedstawieniu, którym było jej własne życie uznawała ze niezwykłe wyróżnienie. Tak bardzo pokochała wszechogarniający ból i rozpacz, że wydawałoby się, że już nie potrafi inaczej. Ze wszystkiego potrafiła zrobić swój własny, osobisty dramat, nawet jeśli sprawa jej nie dotyczyła. I czuła się z tym dobrze. Czuła się dobrze z jedynymi uczuciami, które znała i rozumiała, czuła się dobrze z beznadziejnością i pustką, bliższą jej niż nawet delikatny uśmiech. Choć uśmiechała się często. Każdego dnia zakładała tą cudowną maskę szczęśliwej kokietki, którą uwodziła każdy zainteresowany nią byt.
OdpowiedzUsuńNie wiedziała co sprawiało, że przyciągała tylu ludzi. Płeć nigdy nie grała roli, za to zawartość portfela owszem. Nie uważała się za piękną, po tylu latach ćpania, po gwałtach, po kilku sytuacjach na pograniczu życia i śmierci, była pełna obrzydzenia do samej siebie. Nie potrafiła spojrzeć w lustro, dlatego nie mogła być to zasługa makijażu, który nakładała w pośpiechu, właściwie w locie, między odbiciem w ekranie, a tym w szybie, które przecież nie oddawało tego, jak naprawdę wygląda. Jednak nigdy nie narzekała na brak chętnych, a możliwość przebierania w nich uznawała za osiągnięcie.
Poza pracą w klubie i kilkoma stałymi klientami, którzy nie chcieli pokazywać się w miejscach publicznych, lubiła wychodzić na miasto i szukać potencjalnych ofiar. I wtedy właśnie go zobaczyła. Zataczał się po drugiej stronie ulicy, co chwilę podciągając spodnie, co wywołało drwiący uśmiech na jej twarzy. Kolejny szukający wrażeń rozpieszczony dzieciak, który pewnie przeleciał jedną z jej koleżanek w ciemnej uliczce, a teraz ucieka zanim zdąży zapytać o imię. Ucieka podtrzymując spodnie, nie oglądając się za siebie i… plując krwią. Skwitowała to jedynie zmarszczeniem brwi, nie przestając maszerować w swoją stronę. W końcu co ją obchodzi jakiś zapijaczony koleś. Potrafił w siebie wlać alkohol, to jakoś się go pozbędzie. Skoro idzie, to nie wypił tyle, by umierać.
Kątem oka zauważyła kiedy upadł, jednak dalej szła przed siebie. Dopiero kiedy zrównała się z nim, a on dalej leżał, poczuła lekkie ukłucie niepokoju. Bo co jeśli coś mu się stało? Co jeśli stracił przytomność i zadławi się własnymi rzygami, tak jak zrobiła to na sama? Co jeśli uderzył się i może krwawi? Przecież nie może go tak zostawić.
Początkowo szybkim krokiem przemierzyła ulicę, jednak im bliżej była, tym bardziej zwalniała, przerażona co może zobaczyć. Warczący pies nie zwrócił jej uwagi. Odetchnęła z ulgą dopiero kiedy zaczął coś mruczeć, coś czego nie potrafiła zrozumieć. Żył. Nie potrafiła odejść. Upewnienie się, że nic mu nie jest nie wystarczyło. Wyglądał okropnie. Był brudny i mocno ranny. Tak ranny, że przypomniał jej jak wyglądała ona sama jeszcze nie tak dawno temu. Przykucnęła przy nim i z niewielkiej torebki wyciągnęła opakowanie chusteczek.
-Jeśli czujesz się tak, jak wyglądasz… -zaczęła przykładając jedną do jego rozciętego łuku brwiowego. Teraz już wiedziała, że mylnie go osądziła, przez co była wściekła na samą siebie. Mało brakowało i by go zostawiła, poszła dalej, przeszła bez słowa, bez najmniejszej oznaki zainteresowania. –Powiesz mi co się stało? Powinnam wezwać policję, pogotowie? –zapytała w końcu, przenosząc materiał na wargę, z której również sączyła się krew. Nie wiedziała co powinna zrobić. Zawsze to ona była tą leżącą, brudną i pobitą. Zawsze to ona potrzebowała pomocy.
Bluebell
// Hej, aniołku. A co powiesz na to, żeby zrobić z nich kumpli? Rzadko gram facetami, trzeba to jakoś wykorzystać. Zakladam, że teraz się nie dogadują, ale może kilka lat temu stanowili zgrany duet. Ax pewnie się wkurza na "słabości" Kyle'a; zupełnie inaczej radzą sobie ze swoimi problemami + agresywny przyjaciel K. daje Axowi w kość, to moze nam zapewnić ciekawe wyjście do fabuły i polecimy z prądem. Hm?
OdpowiedzUsuńAx
Dopiero teraz miała okazję mu się przyjrzeć i szybko zrozumiała, że powierzchowne rany były niczym w porównaniu z tym, co musiało znajdować się w ukryciu. Fakt, że próbowała ratować rozciętą wargę wydawał się jej teraz niemal ironiczny. Czym było niewielkie rozcięcie w całej tej plątaninie ran i krwi.
OdpowiedzUsuńSzybko domyśliła się, że pytanie o policję było tak samo nie na miejscu jak bezemocjonalne wpatrywanie się w niego. Choć początkowo jego widok wywołał w niej niepokój, tak teraz poczuła się prawie swobodnie, gdzieś w swojej głowie układając go między chorą matką, a poturbowaną nią samą. Przecież jej życie składało się tylko z takich ludzi.
Nie zamierzała go oceniać, ani tym bardziej próbować wyciągnąć co się stało, dlaczego i kto mu to zrobił. W tym momencie było to mało istotne, jak fakt że była umówiona i właśnie zmieniała swoje plany.
Obserwowała go uważnie, patrząc jak nieporadnie próbuje sobie poradzić z przywróceniem się do porządku i prawie na jej wargach pojawił się litościwy uśmiech. Prawie, bo nie uśmiechała się często, a już na pewno nie w takich sytuacjach. Zamiast tego posłusznie pomogła mu z rozporkiem nie zwracając uwagi na charkotliwy śmiech i zapięła bluzę, żeby ukryć rozerwaną koszulkę. Faceci to jednak mieli łatwiej, mniej do ukrycia, więcej szans by wyglądać normalnie przemykając ciemną uliczką w poszukiwaniu drogi do domu.
-Dostaniesz, tylko.. Chodź. –mruknęła zarzucając sobie jego rękę na szyję, podsuwając się pod jego ramię by pomóc mu wstać. Najmniej przejmowała się tym, że może sprawić mu ból, chciała go po prostu stąd zabrać, przechodzący obok ludzie zaczynali się na nich gapić, a skoro nie chciał problemów musiał z nią współpracować.
Kiedy tylko dźwignął się na nogi uznała, że droga nie będzie tak ciężka jak wcześniej się spodziewała. Był chudy, chorobliwie wręcz wysuszony i nie ważył prawie nic, zupełnie jakby najmniejszy wiatr mógł go zdmuchnąć, więc złapała go mocno za materiał spodni na biodrze i ruszyła w dobrze znaną sobie stronę.
-Śmierdzisz. –mruknęła tylko całą swoją uwagę skupiając na tym, by zachować równowagę i przyglądać się jego ledwo powłóczącym nogom. Ostatnie czego potrzebowała to zaliczenie gleby z ledwo żywym nieznajomym.
Bluebell
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę może nawet tli się w głowie myśl o tym, by poprosić o uściślenie wypowiedzi, ale szczerze powiedziawszy, niesiony doświadczeniem tej burzliwej relacji, nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak wyglądałaby odpowiedź chłopaka. Wie tylko, że zapewne by go nie zadowoliła, więc nie dąży do niej. Zamiast tego z jego ust wypływa mało znaczące „okej”, a on sam zakłada rękę na szyję, tracąc zainteresowanie tematem. Jest gotowy wycofać się na kanapę, gdy chłopak ściąga go bez ostrzeżenia w dół. Ich dłonie — Chrisa na karku, a nieznajomego ponad nim — dotykają się tuż przy linii włosów, co Tucker przyjmuje z pewną rezerwą.
OdpowiedzUsuń— Dorośnij.
Wolną dłonią gwałtownie go od siebie odsuwa, jeszcze nim ich usta ponownie się spotykają. Nie dlatego, że nie mogłoby to być przyjemne, raczej przez wzgląd na brak przekonania co do sposobu działania chłopaka. Ściąga przy tym obcą dłoń z włosów, prostując się dla zwiększenia dystansu.
— Ganiąc mnie za pocałunek nie sprawisz, że będzie mi się chciało go ponawiać.
Nie ma żalu o to, że nieznajomy się odsunął, czy o to, że wyrzucił mu coś, czego Chris do końca nie zrozumiał, ale przy całym swoim zobojętnieniu przestał mieć ochotę. Ostatni raz zerka na usta kochanka, bardziej z nawyku niżeli z jakąkolwiek intencją, po czym po prostu się oddala, zgarniając dresy spod kanapy. Założenie ich na siebie jest definitywnym sygnałem końca igraszek, a brak kontaktu wzrokowego świadczy o tym, że nie szuka już zbliżenia. Siada na kanapie, włączając telewizor.
Jestem zainteresowana przejęciem siostry! Jeśli mogłabym usłyszeć więcej szczegółów, zostawiam maila: czujesiemartwa@gmail.com
OdpowiedzUsuńUcieszyła się, że nie utrudnia jej zadania i posłusznie stawia krok za krokiem. Naprawdę się z tego cieszyła i nawet wbijane palce i zbyt łatwa chwiejność nie mogła zburzyć tej radości. Gdyby się zaparł pewnie by sobie z nim nie poradziła, mimo że nie należał do najroślejszych. Gdyby próbował się stawiać i odrzucać jej pomoc, pewnie nie miałaby wyjścia, bo co innego mogłaby zrobić? Ale na pewno by go nie zostawiła. Więc cieszyła się, że z każdym kolejnym krokiem są bliżej rudery, którą nazywała domem, bliżej kobiety, którą nazywała matką i bliżej Bohatera, którego spojrzenie potrafiło uratować sytuację.
OdpowiedzUsuńW odpowiedzi na jego pytanie delikatnie skinęła głową. Nie chciała nawet domyślać się co się dzieje w jego głowie, skoro nawet nie wiedział gdzie jest, ale przecież nie to było ważne.
Nie spodziewała się tego, co nastąpiło zaraz po pytaniu. W mgnieniu oka znalazła się przy ścianie, przyciśnięta przez jego jeszcze chwilę temu prawie bezwładne ciało, z odebranym oddechem. I choć wiedziała, że powinna się bać czy choćby próbować bronić, nie robiła nic, poza wpatrywaniem się w jego rozbiegane tęczówki. Oczywiście, nie rozumiała skąd wzięło się to zachowanie, ale Blue nie należała do ciekawskich osób, nie roztrząsała się nad problemami behawioralnymi, nie szukała podstaw. Przyjmowała to, co dostawała.
-Wyglądasz jak ktoś, kto potrzebuje pomocy. Muszę mieć powód? –odpowiedziała pytaniem, nawet na chwilę nie odrywając od niego spojrzenia. Widziała, że się bał i nie chciała być kolejnym powodem do strachu. –Nie skrzywdzę Cię. Zabiorę Cię do domu, pomogę Ci się doprowadzić do porządku, zajmę się ranami, a jak będziesz miał szczęście, to może nawet Cię nakarmię. Jeśli chcesz. –dodała z nadzieją, że wyjaśnienie zamiarów pozwoli mu się uspokoić.
Bluebell
[Czekam, braciszku.]
OdpowiedzUsuńSarah
Nie jest dobrze.
OdpowiedzUsuńNa początku był gniew, czerwona mgła zalewająca oczy i przesłaniająca cały świat. Złość napędzała wszystkie działania, których odważyła się podjąć – od wstania z łóżka aż po wiązanie się z przypadkowymi ślicznymi dziewczynkami tylko po to, by mieć kim zapełnić żrącą od środka pustkę. Paląca żywym ogniem wściekłość dawała życiodajną energię o wiele dłużej, niż spodziewała się, że w ogóle wytrzyma; była jak płomień, tlący się dzięki stałemu dostępowi tlenu.
Później przyszła dziura, czarna nicość, pochłaniająca wszystko na swojej drodze; jeden związek za drugim, jedną paczkę tabletek, szóstą, dziewiętnastą, pół butelki alkoholu i porozrzucane po brudnej podłodze papierosy. Wessała zarówno niechęć, jak i radość czy żal, pozostawiając po sobie ogromne wypalone nic. Egzystencja przychodziła jej nader ciężko, a czasem wręcz w ogóle, zalegając w łóżku ciężarem ciała o znacznej niedowadze i ciężarem myśli wylewających się spod czaszki. Dopiero koniec – boże, zbawienny koniec – przyniósł ze sobą jako-tako ulgę od duszonego w środku poczucia winy i wyświechtanej dumy, czającej się w zakamarkach umysłu i zabraniającej wyciągnięcia dłoni.
Psi język dotyka jej skóry; owczarek niemiecki ewidentnie cieszy się dziewczęcym widokiem, i Sarah sama już nie wie, kto bardziej, i czy ktokolwiek w ogóle, skorzysta na tym, że się zjawiła.
Początki są trudne.
Przepraszam, chciałaby powiedzieć, ale słowa tkwiące gdzieś w okolicach serca magicznym sposobem gubią się po drodze, nie docierając nawet do przełyku. Niespokojnie mnie w rękach materiał ciemnej koszuli w kratę przykrywającej jej wychudzoną sylwetkę i zastanawia się, jakim tłumaczeniem udobrucha brata.
– Nie chcę – wyrywa jej się niespodziewanie; nie ma pojęcia, co zaraz powie i jakich nabawi się konsekwencji. – Się z tobą kłócić. Kyle... – Jej głos pęka, łamie się nienaturalnie, zanim zdoła wykrztusić wszystko, co siedzi jej w pamięci. Weź się w garść!, ma ochotę wrzasnąć samej sobie w twarz, wszak to niepodobne do niej, by okazywać słabości. Kaszle, kilka razy za dużo i hardo zerka bratu w oczy. – Nie chcesz mi o czymś powiedzieć?
Sarah
Pozwoliła mu sprawdzić swoje przedramiona przez chwilę naprawdę rozumiejąc przez co przechodzi. Dowiedziała się też, choćby po części, co takiego mu się stało i dlaczego jest w takim stanie. Nadal nie pojmowała jego rozpiętych spodni, ale nie to było ważne. Ktoś go skrzywdził, pobił, skatował wręcz, a ona doskonale to znała.
OdpowiedzUsuńNie raz wracała do domu zakrwawiona, bo komuś puściły nerwy. Nie raz leżała nieprzytomna w zatęchłej melinie, a budziła się poobijana, a czasem nawet zgwałcona. Nie raz sama potrzebowała pomocy i odmawiała jej sobie, odpychając każdego, kto się do niej zbliży, zbyt przerażona że może zostać znów skrzywdzona. I potrzebowała dużo czasu, by pokonać traumę, która stawała się częścią jej życia.
I choć chciała go teraz zostawić, splunąć w twarz za to, że na dłuższą chwilę pozbawił ją oddechu, to nie potrafiła. Wyciągnęła za to paczkę papierosów i zapalniczkę z wewnętrznej kieszeni kurtki i podała mu odwracając wzrok. Fakt, że nie odmówi mu pomocy nie zmieniał faktu, że była zła za usiłowanie morderstwa, nie ważne jak nieudolne.
-Pójdziemy jak wypalisz. Już i tak ledwo trzymasz się na nogach, nie będę Cię za sobą ciągnąć, kiedy Ty starasz się, żeby fajek nie wypadł Ci z ryja. –warknęła, kiedy oddał jej paczkę i sama też wyciągnęła jednego. Zastanawiała się w jakim stanie jest matka. Nie chciała, żeby dowiedział się o niej czegokolwiek i liczyła na to, że rodzicielka nadal zamknięta jest w swoim pokoju, zupełnie tak jak ją zostawiła i nie będzie tym razem sprawiała problemów.
Bluebell nigdy nie zapraszała nikogo do swojego domu. Nie wstydziła się stanu matki ani tego w jakich warunkach mieszka, i tak miała więcej niż niektórzy. Bardziej chodziło o to, że zwyczajnie nie pozwalała nikomu zbliżyć się do siebie na tyle, by poznał ją od tej strony. Była tylko Kwiatuszkiem, bez domu, bez rodziny czy choćby bez nazwiska i to jej pasowało. Im więcej ktoś o Tobie wie, tym bardziej może Cię zranić.
-Masz jakieś imię? –odezwała się w końcu, zerkając na chłopaka. Warga nadal mu krwawiła, więc bez wahania wyciągnęła chusteczkę i wytarła ściekającą aż na brodę posokę.
Bluebell
Nie rozumie. W tym jednym absolutnie się zgadzają. Nie ma pojęcia, co jest grane — co motywuje bezimiennego do całowania, a co do wstrzymywania podobnych temu pieszczot, dlaczego wcześniej nie chciał, a teraz chce i przede wszystkim, po jaką cholerę wciąż trzymają kontakt, skoro z początku zapowiadało się na bójkę. Zamiast jednak wyrazić swoje wątpliwości wprost, siedzi uparcie na kanapie, mimo, że „chodź, pokażę tobie” wydaje się całkiem kuszące, szczególnie że wypowiadane z ust atrakcyjnego chłopca.
OdpowiedzUsuńDalsza część trochę mu się jednak rozmywa, bo gdy między nimi dwoma zawisa wspomnienie minionej nie tak dawno burzy, porusza się niespokojnie, wracając myślami do pioruna i utraty przytomności. Trochę poza własną świadomością i niesiony ciekawością odwraca się przy tym w kierunku rozmówcy. Z ręką opartą na tapicerce i głową, wychyloną w kierunku drzwi próbuje ustalić, czy chłopak nie kłamie, ale prawdziwą pewność, co do tego, że interesuje go to bardziej niż postanowienie zerwania znajomości zyskuje w momencie, gdy tamten zaczyna odchodzić.
Zrywa się wtedy z kanapy, przechodząc obok niej i choć robi to płynnie, niemal bezszelestnie, swoją obecność zaznacza przygarnięciem chłopaka do siebie. Ręka wzniesiona na wysokość własnego pasa obejmuje któreś z ostatnich żeber nieznajomego i choć uścisk nie jest mocny, stoją na tyle blisko, by poczuć się wzajemnie. Naga klatka piersiowa dotyka cudzych pleców, a krocze męskich lędźwi okrytych koszulką. Przy tej pozycji ciało przed nim ginie wizualnie pod jego ramieniem, choć zapach jego włosów wprost przeciwnie, dociera do nozdrzy bardzo wyraźnie. O czym chwilowo nie myśli.
— Nie nadążam. Musisz mówić konkretniej. Co ma do tego wszystkiego piorun?
Nachylony przy nim powietrzem z płuc rozgarnia pojedyncze kosmyki rdzawych włosów, przy czym niektóre z nich muskają niefortunnie jego twarz. Wolną dłonią przesuwa palcami wzdłuż podbródka, starając się zniwelować objawy łaskotania.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMimochodem sprowokował sytuację, więc zęby, bezceremonialnie wstępujące na dolną wargę, dziwią go znacznie mniej niż wypowiadane słowa, a choć zdania w kwestiach dalszych pocałunków nie zmienił i nie widać w nim zapału do pogłębiania pieszczoty, pozwala mu na ten nieoczekiwany manewr. Robi to głównie dla świętego spokoju. Nie jest przy tym szczególnie ostentacyjny: swoje niezadowolenie wyraża jedynie w cichym westchnięciu, bo ciało samo w sobie nie dąży do ucieczki. Przeciwnie, dłoń, wciąż obejmująca niezbyt nachlanie chłopca, w znudzeniu zsuwa się już nie z klatki piersiowej, a z pleców nieznajomego, ocierając się incydentalnie o pośladki. Nie przywiązuje do tego wielkiej wagi, mimo tego w naturalnej potrzebie określenia zadowolenia z dotyku rejestruje jędrność ciała. Chyba nie tego oczekuje po własnych myślach, bo szybko wraca do sedna sprawy.
OdpowiedzUsuń— Dokładnie na ten moment czekam.
Bezimienny niepotrzebnie próbuje go przekonać. Chrisowi starcza wiadomość o tym, że wszystko będzie mu dziś udowodnione. Prostuje się więc w zniecierpliwieniu i chyba dla samego faktu popchnięcia rozmowy do przodu, pozwala mu wyprowadzić się na klatkę. Nad wyjściem poza ramy budynku bez butów i koszulki musiałby się głębiej zastanowić i zdecydowanie potrzebowałby na zachętę więcej niżeli uroczego, acz niebezpiecznego chłopca.
— Faktycznie. Wycieczka po klatce to nieopisana frajda — mruczy pomiędzy trzecim, a szóstym pokonanym krokiem. Chyba nie do końca wierzy w dobre intencje chłopaka, co wyraża się w jawnej kpinie. Z drugiej strony, wciąż pozwala mu się prowadzić i nie puszcza dłoni, więc w pewnym stopniu pozwala sobie na odrobinę pobłażliwości względem nieprzewidywalności młodego.
— Co Ty pierdolisz?! — pomysł z trójkątem zupełnie nie przypada mu do gustu i jeśli ma być szczery, nie ma też najmniejszego pojęcia w jaki sposób miałoby to pomóc mu w rozwikłaniu burzowej zagadki. Jest skłonny uwierzyć w to, że ta kiepska farsa to kolejna kpina ze strony chłopaczka i że żadnych wyjaśnień w tym nie ma. Co więcej, w głowie pozostaje tylko natrętna myśl o tym, że nieznajomy właśnie ośmiesza go przed oczami sąsiada i w zasadzie tyle wystarcza mu, by odejść. Wraz z niewybrednym komentarzem staruszka stwierdza, że jako świeżo upieczony „pederasta” woli obrócić się na pięcie i wrócić do siebie. Nie dostrzega więc całości pocałunku. Odrywa wzrok z niesmakiem, bo choć Pan Cunnington w latach swojej świetności być może mógł robić za osiedlowego przystojniaka, lata jego świetności minęły trzy dekady temu, co nie zachęca do dalszego oglądania teatrzyku. W połowie wypowiedzianej przez młodego kwestii i po zaledwie jednym kroku w kierunku mieszkania dociera jednak do niego, że coś poszło nie tak. Że staruszek zapomniał o ostrych wyzwiskach kładących w wątpliwość moralność młodego pokolenia, i że pozostał w ciszy pomimo pocałunku. To dlatego zerka za ramię. Doświadcza wtedy pierwszego poczucia zdezorientowania. Drugiego doznaje w momencie, w którym młodzik decyduje się na powtórkę z rozgrywki. Chris tymczasem staje na powrót twarzą do drzwi sąsiada, nie potrafiąc zareagować jednorodnie.
OdpowiedzUsuń— Co Ty... — chce powiedzieć „robisz”, ale nie kończy. Widzi co chłopak robi, nie wie tylko dlaczego to robi. Podobnie nie potrafi określić źródła własnego zachowania. Zamiast wycofać się do mieszkania, jak planował z początku, zawiesza się na widoku cudzych warg. Tych młodych i ruchliwych, które pomimo mało atrakcyjnego partnera nie szczędzą energii. Namiętność, która wylewa się z postawy nieznajomego sprawia, że zostaje w miejscu pomimo braku zrozumienia. Nawet słowa wypowiedziane wprost dochodzą do niego z lekkim opóźnieniem. Potrzebuje paru sekund na przetrawienie informacji, przy czym wzrok nie może zdecydować się, czy spocząć na oczach, czy na ustach. Sądząc po rozwiązaniu sprawy przy ustalaniu kolejności działań coś idzie nie tak, bo zamiast spytać o więcej, ostatecznie decyduje się brnąć w kierunku propozycji bezimiennego.
— Jesteś mi dłużny... — mruczy tylko przygarbiony przy jego wargach, wykorzystując sytuację, choć wcale nie czuję się, jakby to on robił mu przysługę. Tak po prawdzie spełnia tylko fantazję, którą właśnie mu podsunięto sekwencją żarliwych pocałunków. Jego jest jednak znacznie delikatniejszy, jakby czekał na interwencję z drugiej strony. Zachodzi dłonią za ucho chłopaka i muska jedynie górną wargę, ociągając się z kolejnym poruszeniem.
Wilgotny język jest gwarancją nowych bodźców. Wypełnia szczelnie gorącą od oddechów przestrzeń, błądzi we wrażliwych zakamarkach ust, rozbudza popędliwe instynkty. Skłania do współpracy. Nie sądził, by niechęć po starczo-szalonym pocałunku mogła szybko przejść w stan pożądania, ale w momencie pogłębienia pieszczoty tak się właśnie dzieje - za sprawą jego wprawnych warg jest już w pełni pod wpływem nieznajomego chłopaka. Daje się wciągnąć w tę wytworną grę zmysłów, dokładając do niej wiedzę o stosunkach cielesnych i chęć działania. Wobec tego wolna od kontaktu dłoń, dotąd pozostająca w kieszeni własnych jeansów, teraz z łatwością odnajduje miejsce na materiale koszulki chłopca, gdy z właściwą sobie pewnością chwyta za materiał, marszcząc go na piersi. Z racji bliskości nadanej przez ochotę kochanka nie może bardziej go do siebie dosunąć, bo bezimienny zrobił to za niego samemu przylegajac, więc zadowala się mało subtelnym podsunięciem ubrania do góry. Odsłania przy tym podbrzusze i kawałek żeber, zyskując bezpośredni kontakt z jego skórą. Pomiędzy pierwszą leniwą, a trzydziestą żarliwą sekundą pocałunku ociera się o niego, czując narastające podniecenie zbierające się tuż poniżej pasa. To już pobudzający dotyk z dwóch stron, bo łapczywe dłonie ściskajace pośladki czuł na sobie już wcześniej. Teraz jednak pierwszy raz rozlega się z jego ust cichy pomruk zadowolenia. Wtóruje temu gwałtowność emocji, gdy rozochocony przypiera go do ściany.
OdpowiedzUsuń- Christopher... gdybyś chciał wykrzyczeć... - szepcze prowokująco tuż przy jego uchu, na moment odrywając się od ust. Przygryza płatek ciut zadziornie. Nie trzeba chyba wspominać o tym, że wraz ze słowami, udziela zgody na więcej niż pocałunki. Pod warunkiem, że wszystko zadzieje się już. O tym świadczy z kolei niecierpliwość z jaką rozprawia się z rozporkiem jego spodni, sięgając do męskości.
[Cześć! Może cię nieco zaskoczę, ale widzę w tym pomyśle potencjał na interesującą rozgrywkę, w której skonfrontuje się ich. W zasadzie nasze postacie mogą być do siebie podobne, nawet bardzo, aczkolwiek w tym przypadku zbytnio ich to nie wyratuje przed, jak podejrzewam, dość ostrym spięciem Shannona z twoim misiaczkiem, zwłaszcza, że w tle pojawia się ten cieszący się wolnością owczarek. Zacznę, skoro dostałam pomysł, tylko powiedz mi jeszcze czy chcesz, aby w taki sposób się poznali czy uprzednio miałabym rozpisać ci ewentualnie parę wariantów z powiązaniami dla nich, aby nie startować od zera?]
OdpowiedzUsuńShannon Whitfield
[Skoro tak się sprawy mają, to dysponuję większym pole manewru. Podrzuć mi jedynie mail, a dam znać jak podeślę wiadomość z wariantami (nigdy nie nauczę się rozpisywać ich w komentarzach). Na ten moment widzę dla nich dwa warianty, ale coś mi się jeszcze może narodzić, zobaczymy co z tego wyjdzie.]
OdpowiedzUsuńShannon Whitfield
[Aj, dziękujemy! Kiedy już w zasadzie będziesz, zauroczona kartą, chętnie zaciągnę Cię na jakiś wątek.]
OdpowiedzUsuńFelix Wharton
[Z kolosalnym opóźnieniem, ale informuję, że wysłałam maila.]
OdpowiedzUsuńShannon Whitfiled