27 lat — pirokineza
anubis 'seth' ahern
tańczący płomień
Nie kpij ze mnie. Nie śmiej, choć imię daje ku temu powody. Nie uśmiechaj pogardliwie, próbując patrzeć w oczy, których tęczówkowa wadliwość przyprawia o sytuacyjne zagubienie. Nie baw się słowami, próbując pętać jak sznurem; nie jestem zabawką. Nie marionetką, której rączki uda Ci się uwiązać na niewidzialnej smyczy, ciągniętej w zadumie przez sprytnego błazna. Możesz próbować, uznając [mnie] za niepoczytalnego. Bo łatwo oszukać dziwadło, prawda? Ma mniej rozumu, mniej spojrzenia i mniej perspektyw; wystarczy trafne zdanie, mała gra słów i już zegnie kolano, będąc na Twoje usługi.
Jeśli zlekceważysz to, czego nie uda Ci się zobaczyć — czego z najwyższym sercem Ci nie polecam — poznasz smak porażki. Dosłownie gorącej porażki, gdy ogień obiegnie Twe ciało, a ja z płomieniem w tych feralnych, nieludzkich ślepiach będę patrzeć jak powoli zamieniasz się w stertę popiołów. Literackie, prawda? Niestety, świat nie ujrzy feniksa, powstającego z Twych marnych zgliszczy.
Bo jestem Anubisem, egipskim bogiem życia pozagrobowego;
Spowiję Twój świat ciemnością, jakiej nigdy nie było Ci dane poznać; bo ciemność ostateczna nadchodzi wtedy, kiedy w jakiejś klepsydrze kończy się piasek.
I obawiam się, że Twoja klepsydra pęknie przedwcześnie i — co śmieszne — to ja będę tą rysą, skazą na szkle, która doprowadzi do jej zniszczenia.
A wiesz, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? Ogień. Dobrze słyszysz, ogień. Ten dziki żywioł niszczący wszystko na swojej drodze. Gorący płomień na mojej skórze, który nie zostawia po sobie najmniejszego śladu, nie szczędząc zniszczeń na innym, co go otacza — a wiesz dlaczego?
Bo ognia nie da się zniewolić, zakuć w kajdany, ujarzmić — w przeciwieństwie do Ciebie, głupiutki człowieczku. Ogień nie jest lwem pokornie występującym w cyrku, na dźwięk ludzkiego bicza wysuwającym łapy; ogień jest jak wilk, który nigdy nie ulegnie i nie padnie, przykryty ciężarem człowieka.
Ogień Cię zniszczy. Ogień być może zniszczy i mnie, bo jestem tylko naczyniem; karmicielem i materialną formą, która pozwala mu szerzyć zniszczenie jeszcze efektywniej.
Ale człowiek kocha łamać bariery; poznawać niepoznane, sięgać po nieosiągalne i niszczyć niezniszczalne. Możesz więc próbować: zabić mnie lub wbić rozumu do tej małej, schizofrenicznej główki.
Obawiam się jednak, że zwyciężenie ognia to jak wschód na zachodzie lub dźwięk roznoszący się w próżni.
Wiesz co to oznacza? Och, tak, pewnie już wiesz; majaczy to gdzieś z tyłu czaszki, bębniąc w równiutkim rytmie, ckliwą melodyjką, która powinna od razu skazać Cię na tę uporczywą myśl.
Niestety. Jesteś stracony. Ale Ty przynajmniej zdołasz uratować się od samego siebie.
więcej —sznury
iskierka
(Cześć marudo❤ Chce go. Chodź do mnie. <3)
OdpowiedzUsuńDesiree
[No to siema, może Anubis (piękne imię swoją drogą) byłby stałym dostawcą dragów Irisa? Tylko u Irisa hajs się przestał zgadzać i przyszedł po coś, ale bez kasy, więc raczej jest problemik xD]
OdpowiedzUsuńIris Carter
[Jak zawsze zachwycam się Twoją kartą. Twoje umiejętności powalają na kolana, więc jak już tam jestem, to kłaniam się nisko.
OdpowiedzUsuńWidzę, że mamy tu konflikt interesów. Tony nie będzie szczęśliwy, jak dowie się, że ma konkurencję na rynku.
Ukochuję, Niedźwiadku ♥]
you know
[Chodźcie do mnie. ❤️]
OdpowiedzUsuń[Nie miałyśmy jeszcze możliwości wspólnie pisać, ale może to się zmieni? Chociaż przyznam szczerze, nie mam za dużo pomysłów na połączenie tej dwójki. Musiałabym się zastanowić, tym bardziej, że On i chłopak Heatha to raczej po przeciwnych stronach stoją, zapewne broniąc swoich rewirów miasta i interesów, więc... Nie wiem, ale może jakaś drama mogłaby wyjść z tego wszystkiego :D]
OdpowiedzUsuńHeath
[Mój ognisty chłopcze ♥ Zaklepany, nikomu go nie oddamy. A teraz lepiej żeby Anubisek był grzeczny i ładnie czekał na Chey, która wstrząśnie jego światem *o rany, co za tandetny tekst, nie chcę tego publikować xD*
OdpowiedzUsuńLepiej pamiętaj, źe cię obserwuję.]
Cheyenne Reynolds, czyli twoja druga połówka, która dołoży Sethowi kolejną bliznę na ciele, jeśli nie będzie się zachowywał jak trzeba
[Nie chciałam, by było tylko pozytywnie, bo przecież pewne rzeczy mają też swoje wady. Mam nadzieję, że nie zepsuję, przez swój zamysł, tej mocy. I tym razem nigdzie się nie wybieram, choć pewnie trafi mi się jakiś czas leniwca, ale cóż ja na to poradzę. :D A kart moich tak nie zachwalaj, bo się zarumienię.
OdpowiedzUsuńWątek chętnie, bo po to tutaj jestem. Zresztą, podejrzewam, że w twoją postacią nie może być normalnie. A w każdym razie nie będzie nudno. Tylko proszę o niepodpalanie klubu! :D]
Jimmy Saint
[Przypominam się, co by mój wstępny pomysł nie zaginął gdzieś w odmętach (nie)pamięci! Jako że pracuję sobie dla Tony'ego, to mogły dojść do niego jakieś dziwne pytania a propos Twojej osoby i na mnie pada, aby je wyjaśnić, chyba że ustaliliście coś odnośnie wspólnej pracy, wtedy mogę testować Twoją lojalność czy coś w ten deseń, jako nowego z szeregach armii z podziemia xD Co myślisz?]
OdpowiedzUsuń[Mój matfizowy umysł skutecznie wypiera wszelką fizykę, leniwie przyjmując nieco matematyki. Przeczytałam kartę i tak w sumie... Do trzeciej gwiazdeczki mam nie tyle siostrę, co dziewczynę. W sensie, chłopak Laury nie do końca był grzecznym chłopcem i kajtną/przepadł jakiś rok temu w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Może L by się dowiedziała że miał jakieś szemrane interesy z Sethem i zaczęłaby grzebać w "zamkniętej" sprawie? W dodatku może udałoby się skraść mu troszkę mocy? :D ]
OdpowiedzUsuńL.Colton
[Rodzinny klan opanuje całe miasto! Cieszę się, że Sekhmet przypadła do gustu, naprawdę, bo Setha z miejsca pokochałam! W ich przypadku idealnym filmem rodzinnym będzie "Mój brat lew". Panny mogą być, byle nie pokazywał się lwicy z jakąś tępą dzidą, bo nie ręczy za pazury :D Mnie się wydaje, że ona go kocha szalenie miłością toksyczną i choć ma go za socjopatę z problemami to wyciągnie go z kłopotów choćby czołgiem, a i jemu swoją obecnością przy okazji życie zatruje. Tak sobie wyobrażałam naszą rodzinkę i chcę szalone, wariackie, chore psychicznie więzi rodzinne! Ciekawe tylko jak jej się będą relacje z siostrami układały, ale to się okaże ;)
OdpowiedzUsuńNo, to sobie Nubiś wybierze dziewczynkę, tylko niech pościeli nie spali, bo siostra wyrzuci i więcej nie wpuści! To co, wyciągamy go z kłopotów? A może kłopoty dopiero im zgotujemy, jak Sekhmet wpadnie do mieszkania budzić skacowanego brata by ostrzec go o innym dilerze planującym przechwycić jego towar? Czy może na początek kapeczka informacji zasłyszanych od dziewczynek przy dobrym drinku? A może w ogóle jedziemy po bandzie i robimy porwanie siostrzyczki?]
Lwica
[Witam i dziękuję za ładne powitanie! Czymże jednak byłoby miasto pełne psychopatów, gdyby zabrakło w nim grupki wiernych masochistów gotowych do zapewniania rozrywki swoim ulubionym sadystom? Ja myślę, że ten Szakal tak naprawdę porafi być milutki, wystarczy odpowiednie podejście. A krwotoki z nosa - może prywatna pielęgniareczka coś zaradzi?
OdpowiedzUsuńTak na poważnie - jeśli tylko miałabyś ochotę na sklecenie jakiegoś wątku to daj znać. Zawsze chętnie spróbuję coś wymyślić, ale może faktycznie już nie o tej godzinie, bo umieram, ale o bardziej ludzkiej porze mój mózg jest do dyspozycji. :D]
Leo
[Twój komentarz jest tak uroczy i w ogóle słodki, że musiałam go przeczytać ze 3 razy <3 Dziękuję bardzo za docenienie Willow (zwłaszcza, że koncepcję na nią zmieniałam ze 3 razy w trakcie pisania i mimo zapełnienia całego białego pola, usuwałam tekst i tworzyłam od początku :D). Mam wrażenie, że z wątku wyszłoby coś dobrego. Nawet przyznam, że mogłabym się szarpnąć na pomysł, bo jako taki w głowie mam! Co ty na to?
OdpowiedzUsuńps widzę, że nie tylko ze mnie został wydobyty sadyzm :D]
Willow
[Już dawno nie widziałam tylu oryginalnych postaci, więc to jak najbardziej duży plus tego bloga :D
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa postać i przyznam szczerze, że bardzo chętnie skusiłabym się na wątek. Co Ty na to? :) Może coś przychodzi Ci na myśl? Jeśli nie, to pomyślę nad czymś bliżej wieczora, oczywiście jeśli masz chęć.]
Cassandra
[Bardzo dziękuję! Cieszę się, że udało mi się stworzyć klimatyczną kartę, właśnie tego chciałam. Nawet zrobiłam research o jasnowidzeniu, a przynajmniej próbowałam, ale wikipedia tylko krzyczała na mnie, że to pseudonauka, także no dałam się ponieść wyobraźni XD No i ja już się postaram, żeby sobie Alexa rozruszać, będziemy się na pewno dobrze bawić :D Chciałabym nam coś wymyślić, bo moja nieumiejętność tworzenia złych i niedobrych postaci łączy się bezpośrednio z tym, że zawsze mam ochotę z takimi wątkować. Tak sobie główkuję i myślę, że może nie sam Alex, ale jakiś jego bliski kolega/koleżanka ze studiów mogliby mieć jakieś podejrzane powiązania z Anubisem? Alex mógłby kiedyś niespodziewanie zobaczyć np. Anubisa rozmawiającego z kimś o jego znajomym i nie miałby pojęcia, o co chodzi, ale zdecydowałby, że ktoś tu jest w niebezpieczeństwie i chciał wyjaśnić sprawę, bo jest młody, głupi i ciekawski. Najlepsze połączenie c; To oczywiście tylko taka tam luźna podstawa ewentualnego wątku, możemy kombinować dalej/inaczej.]
OdpowiedzUsuńAlexander
Cheyenne wiedziała, że będą problemy.
OdpowiedzUsuńJuż w chwili, w której opuściła swoją niewielką klitkę przy East End, poczuła, jak włoski na karku stają jej dęba, a dłonie nieznacznie zaczynają się pocić. Za dnia rzadko opuszczała mieszkanie, wiedząc, że zbyt wiele osób mogłoby chcieć ją znaleźć, a ona wolała pozostać anonimowa; noce stały się z kolei zbyt niebezpieczne z powodu psycholi krążących po ulicach, wyposażonych w nadludzkie zdolności, które czyniły z nich nieobliczalne zagrożenie. Lubiła ryzyko, lecz z reguły wybierała tylko bitwy, w których mogła wygrać, a poruszanie się wśród cieni Londynu, w których czaiły się męty społeczne wyposażone w nową broń, nie było zbyt pociągającą perspektywą. Dzisiaj nie miała jednak wyjścia. Musiała coś załatwić.
Postawiła kołnierz kurtki, kryjąc się przed działaniem chłodnego wiatru, pochyliła głowę i przyspieszyła kroku, mając się cały czas na baczności. Jako kieszonkowiec nauczyła się słuchać swojej intuicji, która pomagała jej oceniać ludzi na poziomie potencjalnych zdobyczy; musiała znaleźć skuteczny sposób na unikanie kłopotów, by zachować czystą kartotekę na wypadek, gdyby zainteresowało ją normalne życie. Wbrew pozorom Chey nie uważała się za kryminalistkę, raczej za zaradną życiowo kobietę (no dobra, może nie do końca, skoro ledwo starczało jej na czynsz w zapchlonym bloku), która potrafiła wykorzystać wszystkie swoje atuty w odpowiedni sposób. Jej matka z kolei cały czas ją krytykowała, uważając, że było ją stać na wiele więcej i z jej intelektem oraz zdolnościami spokojnie mogła zaplanować złodziejski skok, który ustawiłby ją do końca życia, jednocześnie przynosząc jej uznanie w przestępczym kręgu. Zawsze miała nadzieję, że Cheyenne podąży w jej ślady i pomoże jej w okradaniu kolejnych galerii sztuki z ich drogocennych zbiorów, ale ona sama wybrała kompletnie inną ścieżkę ku ogólnemu rozgoryczeniu całej jej rodziny, na którą składali się sami krętacze i oszuści. Wyłamała się ze schematu, choć nie do końca; najwyraźniej nie można było się wyrzec własnej krwi, od małego miała zwinne palce i niedobry zwyczaj zabierania do domu przedmiotów, które nie należały do niej. Pewnie powinna w końcu podjąć decyzję, do którego świata chciała należeć, ale nieustannie tkwiła w zawieszeniu pomiędzy, nie będąc częścią ani zwykłej rzeczywistości przeciętnego Smitha, ani pociągającego, kryminalnego półświatka Londynu.
Chey ostro skręciła w pozornie ślepą uliczkę, gdzie miała ukrytą drabinę prowadzącą na dach. Znała to miasto doskonale, każdy zaułek i kąt, zawsze miała przygotowaną drogę ucieczki. Chyba miała drobną paranoję na punkcie bezpieczeństwa. Co tydzień występowała w innym rejonie metropolii, przyciągając tych, którzy chcieli obejrzeć jej magiczne sztuczki i tych, których o wiele bardziej interesowała jej uroda, a dzięki temu trudno było ją namierzyć. Uważała, by żaden wzór w jej występach się nie powtórzył, nie popełniała żadnych błędów; dorastanie w rodzinie przestępców najwyraźniej uczyniło z niej paranoiczkę.
Już miała zacząć się wspinać, gdy usłyszała ciężkie kroki u wylotu uliczki. Zmrużyła oczy, odsuwając się od szczebli, wolała nie zdradzać swoich przejść, o ile nie było to konieczne. Jakiś mężczyzna się zataczał, miał na sobie wymięte, pobrudzone ubrania i wyglądał jak typowy Zdzisiek spod monopolowego. Cheyenne nieznacznie rozluźniła mięśnie, nieznajomy wyglądał bowiem na nieszkodliwego, jednak wciąż miała złe przeczucia, które nasilały się wraz z każdym kolejnym ruchem mężczyzny. Coś było nie tak.
— Witaj, piękna. Może zapewnisz mi odrobinę rozrywki? — wycharczał, przeciągając samogłoski i bełkocząc. Cheyenne uniosła brwi, ale nie ruszyła się ze swojego miejsca, wciąż czekając na ugiętych kolanach. A więc chciał ją tylko zmacać? Wystarczy jeden mocny cios między nogi, żeby nauczyć go szacunku do kobiet.
Dopiero kiedy się do niej zbliżył i nie wyczuła żadnego odoru, zrozumiała, że to nie było przypadkowe spotkanie.
Stęknęła, gdy facet rzucił się na nią, próbując zapędzić ją w kozi róg. Wyprowadziła hakiem uderzenie z dołu, ale napastnik odskoczył, bez problemu unikając jej pięści. Był niespodziewanie szybki. Rąbnął ją łokciem w nos; głowa Chey odskoczyła do tyłu, uderzyła potylicę o ścianę i syknęła wściekle przez zęby, czując promieniujący do skroni ból.
Usuń— Kurwa — mruknęła, ocierając rękawem krew spływającą z jej nosa. Facet był dobry. Zawodowiec, bez wątpienia. Mimo że był od niej sporo wyższy i cięższy, wciąż poruszał się zwinnie i z gracją, przewidywał jej zamiary jeszcze zanim wyprowadziła cios. Potrafiła docenić przeciwnika i wiedziała, że wpadła w niezłe tarapaty. Kickboxingu nauczył ją wujek Saul, ale jej przeszkolenie dalece odbiegało od wyrafinowanych niuansów sztuk walki, które teraz mogłyby dać jej jakąkolwiek przewagę.
— No dalej, laleczko. Pokaż, na co cię stać — zamruczał, krążąc wokół niej i podskakując, uśmiechał się przy tym z wyraźną wyższością oraz pewnością siebie. Jakby już wygrał. — Jeszcze się nawet nie rozgrzałem. To będzie łatwiejsze, niż sądziłem.
Cheyenne zamarkowała kopnięcie w kolano, by wyprowadzić prawy sierpowy. Mężczyzna zdążył zablokować jej nogę, ale jej pięść dosięgła celu; od razu tego pożałowała, to było tak, jakby uderzyła w beton. W momencie zetknięcia jej dłoni ze skórą napastnika, pokryła się ona dziwnym, granitowym pancerzem. Zawyła z bólu, czując tępe pulsowanie w kłykciach i przytuliła zranioną dłoń do klatki piersiowej.
— Tak się nie będziemy bawić — warknęła, spuszczając swoją moc ze smyczy. Ciemność w uliczce zapulsowała jakby z radością, mrok otarł się o jej kostki niczym kociak spragniony pieszczot, by po chwili zacząć przybierać materialną formę. Cheyenne nie rozumiała do końcu sposobu, w jaki działały jej nowe umiejętności; potrafiła panować nad iluzjami, które im bardziej przypominały rzeczywistość, tym bardziej materialne się stawały, ale wizje strachu... To było coś pięknego i przerażającego zarazem, coś, co pozostawało poza jej możliwością pojmowania. Nie miała pojęcia skąd wiedza, czego dana osoba najbardziej się obawiała, lecz pojawiająca się iluzja zawsze przyjmowała postać największej fobii jej przeciwnika. Paniczny lęk był czymś irracjonalnym, czymś, nad czym nie dało się zapanować i choć nijak się miał do realności, nieraz widziała, jak zupełnie pochłania jej wrogów. Jeśli nie umierali pod wpływem wizji, wykańczał ich atak serca, a ona odchodziła z czystymi dłońmi niesplamionymi niczyją krwią.
Nie mogła powiedzieć, by kiedykolwiek miała z tego powodu wyrzuty sumienia.
Czerń przed nią przyjął formę watahy wilków. Chey przechyliła głowę, uśmiechając się upiornie. Och, to będzie ciekawe. Dzikie zwierzęta, tocząc pianę z pyska, rzuciły się w kierunku jej napastnika, szczerząc kły spomiędzy których wystawały krwiste strzępy ich poprzedniej ofiary. Mężczyzna wrzasnął rozdzierająco, błagając o litość, jego rozbiegany wzrok błądził po uliczce, szukając pomocy. Próbował rzucić się do ucieczki, ale jeden z wilków zacisnął szczęki na jego nodze, przytrzymując go w miejscu, podczas gdy reszta watahy zaczęła go gryźć, odrywając kawałki ludzkiego mięsa od kości. Kobieta taktownie odwróciła wzrok, otrzepując swoje ubrania z pyłu i starając się zetrzeć zaschniętą krew ze skóry.
Kości jej dłoni pulsowały bólem i nie mogła powstrzymać się od wykrzywianie twarzy w grymasie. Może powinna przełożyć to spotkanie? Z drugiej strony znalezienie Cienia wcale nie było takie proste i podobna okazja mogła się nie powtórzyć w najbliższym czasie. Westchnęła cicho, z irytacją wsłuchując się we wrzaski umierającego drania. Boże, naprawdę mógłby zachowywać się trochę ciszej, próbowała tutaj myśleć! Na szczęście wkrótce skonał, choć cisza, jaka zalęgła w uliczce, wydawała się być wręcz nienaturalna.
UsuńDopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że znowu jest obserwowana. Usłyszała głos... Który znała. Uniosła głowę do góry, mrużąc oczy i lekko kręcąc głową, jakby z niedowierzaniem. Co on tutaj robił?
Cheyenne, której autorka chciała cię choć raz wyręczyć w zaczęciu, ale jej to nie wyszło, bo jednak nie umie zaczynać, mimo to ma nadzieję, że się ucieszysz! ♥
[Aż mi się nie chce wierzyć, że taki będzie. :D Uwierzę jak przeczytam, a ty już chyba wiesz, że się zgodzę na przedstawiony plan. :P
OdpowiedzUsuńNiech będzie. Na początku myślałam, aby biuro się znajdowało w mieście, ale może być też i na lotnisku. To wcale nie altruizm! XD On to robi ze względu na zysk, który może zyskać jak ich ocali! XD Pomysłowe, nienormalny by tylko pozwolił swojej klienteli umrzeć. :D
Boże ten pomysł jest tak pokręcony, że pierwszą część musiałam czytać dwa razy. XD Ale idę na to. Będziemy z wątkiem na czasie i fajnie. XD Zacznę nam, ale już jutro, bo dziś będę pisać bzdury i tkwię w świecie AHS. Znowu. <3 XD]
Dee Dee
[Chce ratować ludzi. Oczywiście, że jest milszy. XD Chociaż po wyczynie Cassa śmiem wątpić. Dobra, nie śmiece. Wracam później zaczęciem.]
OdpowiedzUsuńDesiree
[Noo i to jest dopiero pomysł, tajemnicze zniknięcia, śledzenie i płonące kręgi, podoba mi się twój sposób myślenia XD Ale serio, całkiem mi pasuje i to raczej prawdopodobne, Alex może sobie po prostu nie zdawać sprawy, że pakuje się w coś złego, tylko będzie próbował wybadać, czy to w ogóle ta sama osoba, którą widział ze swoim kolegą no a ciekawość to wiadomo co... A żeby nam się wątek nie urwał po tym małym przesłuchaniu, proponuję, żeby Seth zdał sobie sprawę, że z Alexem też coś jest nie tak, no i miałby na niego haka, a co chciałby z tym hakiem zrobić to już jego (Twoja XD) wola, hehe. Co myślisz?]
OdpowiedzUsuńAlexander
[Cześć! Dziękuję pięknie za miłe powitanko :) W avatarze schował się u mnie czerwony stworek, chociaż faktycznie przypomina strój mikołaja... xD Anubis bardzo ciekawy, trochę nawet bym się go bała, gdybym miała osobiście z nim obcować. Nie dość, że włada ogniem, to jeszcze ma "zły" charakter. Ale, oczywiście, wszystko jest na plus, bo sprawia wrażenie intrygującego i na pewno warto poświęcić mu uwagę :D Również życzę udanej zabawy i dziękuję raz jeszcze <3]
OdpowiedzUsuńHallgeir Finsen
[Kupiłaś mnie tymi latającymi krowami <3. Zacząć? Jeśli tak, to do wieczorka powinnam się uwinąć. Tak w ogóle to twój pomysł uświadomił mi, że podczas kreowania postaci pominęłam jeden ważny element - nie ustaliłam sposobu, w jaki Leoś rozmawia z tymi zwierzakami. Czy on do nich gada, one szczekają i jest fajnie, bo on zamiast szczekania słyszy mowę, czy wszystko odbywa się na poziomie telepatycznym. No cóż, lecę rozmyślać nad tą kwestią, żeby móc sklecić dla nas takie kompletne rozpoczęcie. :D]
OdpowiedzUsuńLeo
[Kurczaki, naprawdę nie spodziewałam się tak ciepłego przyjęcia ^^ Cieszę się, że Alice z całą swoją dobrocią i wiarą w lepsze jutro się spodobała c: Pisząc fragment o jeździe na kocie wyobrażałam sobie swojego własnego kociaka, który raczej nie poszedłby na taki układ, w przeciwieństwie do Pana Propera :D
OdpowiedzUsuńCo do ewentualnego wątku... W pierwszej chwili pomyślałam, że to niemożliwe połączyć dwie tak różne postaci, a później dokładniej zaczęłam analizować Anubisa i chyba coś mam... Co powiesz na to, żeby moja słodka Alice zupełnie przypadkowo (być może przez własną naiwność) wpakowała się w jakieś paskudne kłopoty, które byłyby związane również z twoim hmm... Uroczym chłopcem? Może przez przypadek naruszyłaby jego własność, powiedziała kilka słów za dużo, zobaczyła coś, czego nie powinna cokolwiek... Naraziłaby się krótko mówiąc... I jakoś by się to potoczyło dalej? Nie wiem. Muszę się przespać z tym pomysłem, jeśli w ogóle coś takiego będzie do zaakceptowania c:]
Alice
[Aaa, jestem okropna, miałam do wieczora się uwinąć, a do teraz siedzę nad odpisem. Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli podeślę go jednak jutro? Większość już mam, ale wolałabym dokończyć go jak zacznę przypominać bardziej człowieka niż zombie, którym obecnie jestem. ;_;]
OdpowiedzUsuńSkruszony Leo
[No i super, to jak, będziesz mnie lubić jak sama zaproponuję, że nam zacznę? Bo mogę, gdzieś w tygodniu na pewno bym coś skleiła, jeśli chcesz ^^]
OdpowiedzUsuńAlexander
[Dobrze przepraszam... Alice pewnie teraz mentalnie przytuliłaby się do Nubisia w ramach przeprosin (i żeby sprawdzić, czy w dotyku jest ciepły jak grzejniczek), ale póki co nie ma zamiaru płonąć żywcem xD
OdpowiedzUsuńTak, zdecydowanie jestem za takim początkiem, taka niefortunność w przypadku jej mocy to zdecydowanie coś co do niej pasuje... Mam tylko nadzieję, że moja mała dziewczynka wyjdzie z tej opresji bardziej żywa, niż w postaci uprażonego ziarenka kaszy gryczanej, czy po prostu kupki popiołu ^^"]
Alice
[ Dziękuję za powitanie ^^
OdpowiedzUsuńCarter już się nauczył jak nad sobą panować, więc nie powinien nikogo nam tu zjeść :D
Anubis też baaardzo ciekawy jest, aż szkoda, że mi takie wątki między dwoma panami nie wychodzą za dobrze... Fajne gify, fajna umiejętność i opis ^^
Jeszcze raz dzięki za miłe powitani :D Jak tylko studia mi nie będą za bardzo preszkadzać w regularnym wątkowaniu to na pewno zostanę na długo bo uwielbiam takie klimaty :) ]
Carter
[Jeny, Anubis jest taki boski, że nic tylko wzdychać do niego! Co prawda nie przepadam za panem z gifów (Ramsay'a nie da się lubić xD), ale przy takiej kreacji postaci, można spojrzeć na niego łaskawszym okiem. Dzięki wielkie za wszelkie pochwały, Anakin pewnie zarumieni się z ich nadmiaru, chociaż to nie w jego stylu ;)
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym wątek między nimi bo to może być ciekawe... i jeśli nie masz nic przeciw to co ty na to, by zrobić z nich takich specyficznych przyjaciół co otwarcie dobrego słowa nie powiedzą o sobie wzajemnie, ale wychodzą z założenia, że ten drugi dobrze wie co pierwszy myśli o nim. No i jeśli trzeba w największe bagno pójdą za sobą, by ratować skórę sobie wzajemnie. Hm? xD]
Anakin
Londyn nigdy nie był dla niego przyjaznym miastem – ogromna ilość turystów i imigrantów sprawiała, że Leonard nawet w dobrze sobie znanych miejscach czuł się w jak zupełnie obcym miejscu. Nie potrafił nazwać domem tej gigantycznej metropolii. Pewnie, swoją kawalerkę bardzo lubił i zawsze z przyjemnością wracał do mieszkania, do swojego psa, do ciepłego łóżeczka, do półki pełnej książek. Podobne mieszkanko jednak mógł znaleźć w każdym innym miejscu, zabranie psa ze sobą nie stanowiłoby żadnego problemu, tak samo przewiezienie ulubionych książek i laptopa. Od dwóch miesięcy dręczyło go jednak specyficzne uczucie, które sugerowało, jakoby była taka jedna rzecz trzymająca go w tym miejscu. Leo nie wiedział, czy chodzi o zwierzęta, czy o pracę, czy o jeszcze coś innego. Drażnił go fakt, iż nie potrafił zidentyfikować tej czegoś, co rzekomo miałoby być dla niego tak ważne, by nie opuszczał Anglii.
OdpowiedzUsuńOdetchnął głęboko, wciągając do płuc wilgotne powietrze. Niedawno przestało padać, więc Leo uznał to za świetny moment, aby skoczyć na chwilę do schroniska – a nuż mogliby potrzebować pomocy z umyciem jakiegoś krnąbrnego psiaka. Okazało się, że schroniskowy personel rzeczywiście musiał uporać się z trójką niesfornych, kudłatych szczeniaków wyglądających tak, jakby zaliczyły kąpiel w błotnych jeziorach. Leo po opuszczeniu lokalu prezentował się bardzo podobnie od nich. Cały umorusany, podrapany i rozczochrany, ale czego nie robi się dla słodkich, puszystych kulek!
Chwila zamieniła się w parę godzin – kiedy wyszedł ze schroniska było już całkiem ciemno. Leo nie czuł się pewnie poruszając się po mieście po zmroku, możemy zaryzykować stwierdzeniem, że troszkę bał się ciemności, zwłaszcza gdy przypominał sobie ostatnie wydarzenia i atak na jego skromną osóbkę. Założył kaptur na głowę i wyprostował się, chcąc wyglądać groźniej, szybkim krokiem podążył przed siebie, aby jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym domku.
Czemu to tak strasznie boli? Boli, boli, boli, chcę do domu!
Leo zatrzymał się raptownie. Był niemal w stu procentach pewien, że lamentujący głos rozbrzmiał jedynie w jego głowie, a więc mógł mieć do czynienia z rannym zwierzakiem. Co to było? Kot? Pies? Bezdomny czy jedynie uciekinier, który pobił się z innym czworonogiem? Montgomery przez dłuższą chwilę bił się z myślami, gdyż szczerze nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Szukać rannego czy odpuścić sobie i wrócić do domu?
Rozwiązanie tej zagadki pojawiło się dosłownie chwilkę później, gdy Leonard skręcił w jedną z wąskich uliczek. Ujrzał przed sobą wysokiego mężczyznę i kroczącego za nim ogromnego psa, który ewidentne starał się ukryć swoje cierpienie przez właścicielem – a to głupiutka bestia! Dopiero po dłuższej obserwacji Leo doszedł do wniosku, iż przednia prawa łapa czworonoga musi być zraniona, gdyż psiak starał się jak najmniej ją obciążać.
To było takie proste, acz Montgomery czuł opory, aby zaczepić mężczyznę. Ten emanował nieprzyjazną aurą, Leo dałby sobie rękę uciąć, iż nie jest to typ człowieka pomagający starszym babcinkom przejść przez jezdnie, mimo że nawet nie potrafił dostrzec jego twarzy. Weź się w garść chłopie, najwyżej cię znowu ktoś pobije! Ano racja, podobno nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, trzeba zaryzykować.
- Przepraszam pana, chciałem tylko powiedzieć, że pański pies cierpi i najprawdopodobniej potrzebuje pomocy.
[Oj tam, tak dla motywacji może troszkę zwęglić Leośkowy tyłek! XD]
Leo
Nie śledził tego, co działo się w mieście. Nigdy nie był na bieżąco z informacjami z najbliższej okolicy, jak i pozostałych zakątków świata. W ogóle nie był na bieżąco. Po prostu, nie uważał, by było potrzebne mu to do życia. Nie zawsze było to korzystne, ale przynajmniej spokojniej żył, co w praktyce oznaczało, że nic nie przeszkadzało mu w pracy. A jeśli coś było istotnym to prędzej, czy później dotarło do niego w taki sposób, by nie mógł tego zignorować.
OdpowiedzUsuńPodobnie było z ludźmi. Nigdy nie interesował się innymi. Do jego uszu docierały wieści, że burza zmieniła życie wielu osób. Przynajmniej nie był dziwnym wyjątkiem, choć nie miał pewności, czy przypadek każdej zdolności nie był pojedynczym aktem dzieła jakiejś dziwnej wyższej siły. Ale tak naprawdę nie interesował się tym wszystkim. Byli inni, ale czy to coś zmieniało? Ot, po prostu kolejne osoby o zdolnościach o których kiedyś łatwiej było przeczytać w komiksach i książkach fantastycznych. A teraz, można było spotkać każdego, kto mógł swą osobą urzeczywistniać nierealne, które tamtego dnia stało się prawdą.
Stał kilka metrów od tłumu ludzi w różnym wieku oczekującego na otwarcie klubu. Kolejka ustawiała się pomiędzy metalowymi barierkami, a przy drzwiach witała każdego para selekcjonerów w towarzystwie ochroniarza. Neon z nazwą klubu migotał, a światła w oknach zmieniały barwę. Kolorowy tłum cierpliwie czekał, by rozpocząć szaloną noc. Były uśmiechnięte dziewczyny, flirtujące pary, faceci w garniturach i jacyś panowie w dżinsach. Było to miejsce dla każdego, jeśli potrafił przejść wstępną selekcję. Istniało też ryzyko, że wyleci się w trakcie zabawy za nieodpowiednie zachowanie.
Skinął głową ochroniarzowi, który dostrzegł jego postać. Machnął dłonią, że wejdzie bocznymi drzwiami i skierował się w ich kierunku. Wszedł do środka, nie od razu zmierzając w stronę swojego gabinetu. Najpierw zrobił małą rundkę po klubie. Przeszedł pomiędzy salami, zapleczem, kuchnią i barem obserwując, czy wszystko zostało należycie przygotowane. Przywitał kierowników zmiany i opiekunów sal tanecznych, po czym zniknął na drugim piętrze, gdzie znajdowało się jego biuro.
Odwiesił marynarkę na oparcie skórzanego fotela. Usiadł zapominając na moment o opatrunku i wszystkich nieprzyjemnych odczuciach temu towarzyszących. Oparł się wygodnie szybko zdając sobie sprawę, że jednak... zapomnienie było chwilowe. Przeklął w myślach, czując niemalże każdą kroplę krwi wsiąkającą w bandaż i sztuczną warstwę ochronną, która miała zapewnić dłuższe nieprzesiąkanie. Codziennie przeżywał ten koszmar. Koszmar ukrywania "daru niebios".
W biurze nie docierał do niego żaden hałas, ani ten z poniższego piętra, ani z parteru. Miał spokój od mieszających się dźwięków, migających świateł i tłumu ludzi. Pomieszczenie zostało specjalnie wyciszone, by mógł tutaj pracować, ale i odpocząć od wszystkiego, co działo się poniżej, gdy zmuszony był spędzić tam nieco czasu.
Pojawienie się ochroniarza w drzwiach nie wróżyło nic dobrego, bo jeśli sprawa była błaha najczęściej zaglądali do niego kierownicy zmian, bądź menadżerowie konkretnych sal. Popatrzył na mężczyznę stojącego w drzwiach, jego mina nie była dobrym znakiem. Wysłuchał krótkich komunikatów i nie przypuszczając, że dotyczy to takiego zamieszania wyszedł ze swojego azylu.
W większej części klub opustoszał, a jeśli ktoś pozostawał w środku to jedynie ze względu na brak możliwości ucieczki, kiepski stan synchronizacji ruchowej, bądź zbyt wielki szok. Kilka osób czaiło się w kącie próbując utrzymać bezpieczną odległość od miejsca, gdzie przed chwilą zapanowało iście ogniste zamieszanie. Tancerki uciekły z krzykiem próbując, jak najszybciej pozbyć się płonących strojów. Jimmy podszedł do miejsca, gdzie chwilę wcześniej tańczyły dziewczyny, które teraz zniknęły z pola widzenia. Ktoś wskazał na chłopaka pozostającego nadal na tej sali. Ochroniarz próbował wezwać straż pożarną. Ktoś szeptał coś o śmierci. Brakowało tylko, by ktoś wezwał policję. Klub zostałby zamknięty na dłuższy czas, rzekomy czas dochodzenia.
Jimmy rozejrzał się po sali. Wiedział, że ktoś odpowiedzialny za zamieszanie nie zniknąłby po sukcesie swojej akcji. Dotarł spojrzeniem do osoby, która nie bardzo była tym kimś, kto wyglądał, jakby przyszedł tutaj na gorąca rundkę na parkiecie i kilka kolejek shotów.
Usuń– Czy ktoś wyjaśni mi sytuację? – spytał wystarczająco podniesionym głosem, by usłyszeli go wszyscy znajdujący się w pobliżu.
Jimmy S.
[No to skoro już Alice jest bezpieczna, to możemy ogarniać początek historii :D Co do zaczynania... Nie przeszkadza mi pisanie początków, ale przyznam, że będę mogła zająć się tym dopiero w środę wieczorem, więc jeśli chcesz napisać szybciej, to nie będę o to kruszyć kopii ^^]
OdpowiedzUsuńAlice
[Szkoda, że nic nie czuje, bo manipulowanie osobą, która ma moc ognia byłoby zabawne, no ale wszystkiego mieć nie można. Jeszcze nam się nie trafiło z wątkiem. Co do manipulacji, to mój pan nie ryzykuje. Najpierw bada sytuację i dopiero używa mocy, więc na pewno nie wyskoczyłby z tymi swoimi feromonami tak od razu.]
OdpowiedzUsuńJeremy McAlister
Znała to lotnisko jak własną kieszeń. A większość znała ją. Desiree Lancaster, która każdego witała szerokim uśmiechem. I nie ważne, że właśnie wróciła z dwunastogodzinnego lotu, że padała na twarz i w zasadzie to średnio kontaktowała ze światem. Po prostu musiała wszystkich obdarzyć promiennym uśmiechem, pokazać, że trzyma się świetnie i jest zadowolona z życia. Jeszcze nie tak dawno temu właśnie tak było. Idąc przez ogromne korytarze lotniska, ciągnąc za sobą niewielką walizkę na kółkach, wsiadała o późnych zazwyczaj porach do taksówki i odjeżdżała w stronę domu. Brakowało jej tego, naprawdę. Tego jak po kilku dniach nieobecności witała się z bliskimi, opowiadała o podróży. Każdy lot to inna podróż. Mogła opowiadać bez końca, czasami też narzekała na pasażerów, ale zawsze starała się znajdować jakieś pozytywne strony. Chociaż musiała przyznać, że czasami się nie dało, kiedy trafiał się naprawdę nadgorliwy pasażer. I bardzo często pasażer nie dawał spokoju, nie potrafił zrozumieć, że ma inne osoby o które musi dbać i naprawdę nie może sobie pozwolić na to, aby spędzić z nim cały lot i przegadać. Bądź Bóg jeden wie co jeszcze robić.
OdpowiedzUsuńCzasami patrzyła tęsknym wzrokiem, kiedy samolot wzbijał się w powietrze. Żałowała swojej decyzji, wiedziała też, że w każdej chwili może wrócić. Mieli dla niej miejsce. W końcu stewardessy będą potrzebne zawsze. Może kiedyś się przełamie, może kiedyś znowu będzie miała w sobie tyle odwagi, aby się wzbić w powietrze i latać. A wszystko było winą burzy. Burzy, która zmieniła jej nastawienie do świata. Burzy, która zmieniła wszystko. Dziwiła się, że ludzie potrafią normalnie dalej funkcjonować, że nie martwią się przyszłością.
Był akurat luźniejszy moment w pracy. Można uznać, że miała przerwę. Siedziała przy biurku, jeżdżąc myszką po ekranie i nie mogąc sobie znaleźć zajęcia. Na biurku leżała paczka słonych orzeszków, po które co jakiś czas sięgała, a dłoń wycierała w chusteczkę. Nic specjalnego. Nie miała czym się zająć, sprawdzała już dwa razy. Dziewczyna znowu sięgnęła po orzeszki, kiedy jej wzrok przykuł przemierzający przez korytarz mężczyzna. Sama nie wiedziała czemu przykuł jej uwagę. Podniosła się z siedzenia, kiedy niemal zniknął jej z oczu. Z jakiegoś powodu chciała go obserwować dalej. Podążała za chłopakiem, trzymając się w odpowiedniej odległości. Teraz już naprawdę nie była pewna co takiego robi, ani dlaczego. Sytuacja z boku musiała wyglądać może nawet zabawnie. Można powiedzieć, ze nawet się za nim skradała, chociaż nic dziwnego nie było w tym, że się przemieszcza. Miała przypiętą do marynarki plakietkę z imieniem, wszyscy poza tym wiedzieli, ze pracuje w biurze podróży, mało kto by ją zatrzymał widząc, że nie ma bagażu. Zatrzymała się dopiero w momencie, kiedy zaczęło dziać się coś dziwnego. Dziwnego to chyba mało powiedziane, ale po ostatnim czasie...
Wzdrygnęła się lekko, kiedy ochroniarze odskoczyli od niego jak oparzeni, a potem wszystko działo się stanowczo zbyt szybko.
Desiree Lancaster
[Dziękuję za powitanie.
OdpowiedzUsuńWidzę, że Anubis ma niezwykle ciekawą rodzinę. Widać, że nie sa typowymi "Kowalskimi" z przedmieścia.
Masz rację, mój bałaganiarz nie ma się tu jak wpasować (zaczynam się bać, że stworzyłem za grzecznego pana, ale nie lubię prowadzić typów spod ciemnej gwiazdy. I tak ich za dużo na świecie).
No nic, jeszcze raz dziękuje za powitanie i widzę, że weny i wątków życzyć nie muszę ;D]
Tobias, co w porównaniu z resztą, rzyga na prawo i lewo tęczą :D
[Chciałam jakieś fajne powiązanie, bo Ty zawsze masz takie cudowne postacie. :< Ale nie mam pomysłów kompletnie i jedyne co widzę to to jak Annubis podpala jej włosy a ta się rzuca na niego z pazurami. xD Więc może jednak coś z tym bratem, hm? Oni współpracują razem? XD Chciałam poczytać coś w powiązaniach ale tam masz tylko tą dziewczynę Nubiśka :D]
OdpowiedzUsuńMarisol
Anthony Ward był człowiekiem, który od zawsze brał to, czego pragnął. Ojciec nie popełnił błędu pokładając w nim nadzieje i wkładając mu do głowy swoje nauki, z których teraz miał czerpać. Anthony Ward był pewnym siebie skurwysynem, który nienawidził sprzeciwu prawie tak bardzo, jak zimnej kawy o poranku. Ale najważniejsze, że był człowiekiem interesu. Nie łapał się za coś, co miało nie przynieść mu zysku. Nie zaszczycał uwagą spraw wartych zachodu. I nie porywał ludzi, jeśli nie miał pewności, że może coś przez to osiągnąć.
OdpowiedzUsuńAnthony Ward miał na swoich usługach całkiem sporą liczbę ochotników, którzy za pieniądze zrobią wszystko. Brudzenie sobie rąk nie było w jego stylu. Wolał oddelegować zadanie, outsourcing był teraz w modzie. I nie bał się, że zostanie zdradzony. Każdy z jego pracowników wiedział co stanie się, kiedy zawiedzie Szefa. Tak, uwielbiał tak o sobie mówić. Choć w tajemnicy nazywał się jeszcze Panem i Władcą, w końcu to od niego zależało większość żyć w tym mieście.
Nie, nie był okrutny ani bezwzględny jak miały w zwyczaju określać go kobiety tych pełzających robaczków, kiedy wyrywał ich w środku nocy z ich gorących ramion, by znowu zająć się czymś pilnym. Zwyczajnie lubił mieć kontrolę, nie tylko nad swoim życiem.
Decydowanie o przyszłości tych małych pionków stało się jednak jeszcze większą przyjemnością, od kiedy zyskał moce. Zapanowanie nad nimi przyszło zaskakująco łatwo, choć zniszczony magazyn jest świadkiem, że Tony bardzo nad tym pracował. Skoro już otrzymał dar, zamierzał go wykorzystać i kiedy inni dopiero zaczynali godzić się z teraźniejszością, on na zawołanie potrafił porazić kogoś prądem z odpowiednim dla siebie natężeniem.
Kiedy pierwszy raz usłyszał o dziwaku z głową szakala mało nie udławił się dietetyczną colą. Wiedział, że po burzy z pod ziemi wyrosły stwory przeróżni psychole, jednak jeszcze nie spotkał się z taką osobliwością. Nie w tym jednak rzecz. Kiedy usłyszał o nim po raz drugi i to w kontekście wymiany pewnych pożądanych dóbr, wzbudził on jego zainteresowanie. Nie, nie na tyle, by porwać go i oczekiwać posłuszeństwa. Na tyle, by uważniej przyjrzeć się jego otoczeniu. Akcje z ogniem spodobały mu się na tyle, by stworzyć siatkę stalkerów odpowiedzialną za zdobycie informacji.
Nie, nie tylko on miał monopol na informację, choć te zdobywane przez Anthony’ego służyły tylko i wyłącznie jego sprawom, nie miał czasu na przysługi, i sam takowych nie potrzebował. Mimo wszystko zdziwiony był jak dużo czasu zajęło im rozpracowanie przykrywki Anubisa Aherna.
Początkowo zastanawiał się, czy może wystarczyłoby go zaprosić, uprzejmie porozmawiać, w końcu dwóch facetów z dwiema równie przydatnymi i śmiercionośnymi mocami powinno się jakoś dogadać. Zdecydował się jednak na inną opcję. Opcję, która miała mu pokazać przydatność mężczyzny.
Plan porwania był prosty jak budowa cepa. Znaleźć, ogłuszyć, spętać i przywieźć do magazynu, w którym załatwiało się podobne sprawy. Stary, nieprzydatny, taki którego nie szkoda będzie zniszczyć, kiedy coś pójdzie nie tak. Kiedy jeden ze strażników pojawił się w drzwiach jego starego gabinetu Tony był już gotowy, na przyjęcie gościa. Ubrany dość gustownie, w granatowy garnitur spod którego wystawał biały kołnierzyk lekko rozpiętej koszuli. Przecież nie chciał, żeby ktokolwiek uznał go za złego gospodarza.
Już w drodze usłyszał wrzaski, które wywołały nieprzyjemny dreszcz pędzący po jego kręgosłupie, jednak na jego ustach pojawił się jedynie kpiący uśmiech. Chyba nie spodziewali się, kretyni, że są bezpieczni. Choć bardzo możliwe, że nie zostali uprzedzeni o zdolnościach ich… towarzysza. Najwidoczniej Tony uznał, że taka informacja jest im zbędna.
Wolnym krokiem ruszył w kierunku mężczyzny i nawet nie mrugnął, kiedy wokół nich powstał krąg ognia. Stanął jednak w pewnej odległości od niego i kilka razy klasnął w dłonie, jakby chwalił to małe przedstawienie.
Usuń-Cieszę się, że się rozgościłeś. I wybacz proszę te małe… niedogodności. –zaczął, wsuwając dłonie w kieszenie spodni i stając w lekkim rozkroku. W oczach mignęły mu błękitne iskry, co w połączeniu ze śnieżnobiałym uśmiechem wywoływało piorunujący efekt. –Najwidoczniej moi pracownicy nie zrozumieli jakie było ich zadanie. –dodał, przeczesując spojrzeniem pomieszczenie. Kiedy jego wzrok padł na strażnika, który jak na razie nie ucierpiał, bez najmniejszego ruchu sprawił, że otoczony białą błyskawicą wpadł w konwulsje tak silne, że jedynie zdążył złapać się za serce zanim bezwładnie opadł na ziemię. –Myślę, że takie upomnienie wystarczy. Przejdźmy zatem do interesów. –zaproponował, wskazując otwartą dłonią schody, którymi chwilę temu sam zszedł.
Anthony Ward
[ Dziękuję za ciepłe słowa i również życzę miłej zabawy, choć nie jestem pewna czy wypada kierować takie słowa do administracji, ale w gruncie rzeczy nawet szef potrzebuje weny, chęci i wątków. :)
OdpowiedzUsuńNa wątki jestem bardzo łakoma, więc nie odmówię, aczkolwiek nie mam też żadnego konkretnego pomysłu. Pomyślałam, aby wykorzystać jego dilerskie interesy, tylko Sami nie zażywa narkotyków, toteż sprawa musiałaby być połączona z jakimś jej bliskim przyjacielem. ]
Samantha
[Dziękuję za naprawdę przemiłe powitanie ^_^ Och, nie podpalaj mrówek, będzie jej smutno. Chcesz, żeby zrobiła pogrzeb dla każdej z nich z osobna, haha?
OdpowiedzUsuńNa samym początku muszę przyznać, że Twoje gify idealnie dopełniają całą kartę. Wydaje mi się, że Penny i Anubis bardzo szybko by się dogadali - oboje są podobnie, że tak powiem, stuknięci. Możemy stworzyć dziki wątek, z jeszcze bardziej dzikim powiązaniem - ja się na to piszę.
P.S. Mogę w tajemnicy zdradzić, że pod tą czarną robotą kryje się o wiele więcej i to też można by jakoś wplątać. Ach, no i matka Setha jest/była archeologiem, a Penny pracuje w antykwariacie, więc jako tako ma pojęcie o mitologii, starożytnych i wartościowych rzeczach z przeszłości.]
Penny
[Hyh, wszyscy kochają koty! Molly może ma imię kochane, ale to Anubis ma najlepsze imię na świecie. <3 I kocham za wizerunek - Rheon gra takich psycholi, a jest takim słodkim misiem. I jak tutaj mieć w głowie jakikolwiek wizerunek przypisany do twarzy? Mam ochotę przytulać i uciekać jednocześnie. Molly pewnie miałaby podobnie z samym Anubisem. Jeśli chcesz - może próbować ją skrzywdzić. Jesteśmy odważne. :D]
OdpowiedzUsuńMolly
Zaraz po burzy Alex był tak zajęty zachowywaniem się normalnie i niepodejrzanie, że nawet nie zwrócił uwagi na innych. Z biegiem czasu zaczął jednak zauważać, że właściwie to wszyscy, albo no dobra, większość, zachowuje się jakoś tak dziwnie. Był prawie pewny, że oprócz osób, które publicznie ogłosiły, że nagle zyskały jakieś umiejętności, była co najmniej taka sama liczba osób, które się z tym nie obniosły, podeszły do tego mniej emocjonalnie lub po prostu nie chciały znaleźć się w centrum uwagi. Może był przewrażliwiony, bo jemu też się dostało i też zdecydowanie nie chciał rzucać się w oczy, ale ostatnio niektórzy z jego wykładowców szczególnie dużo chorowali, jego koleżanka z roku zaczęła z jakiegoś niewiadomego powodu non-stop nosić rękawiczki i nikt nawet tego nie zakwestionował, a swojej sąsiadki z dołu nie widział już od kilku dni i zaczynał się martwić. Chętnie przypisałby to wszystko brzydkiej pogodzie, która wciąż się utrzymywała, ale w Londynie nie była to przecież żadna wymówka.
OdpowiedzUsuńMiarka przebrała się jednak całkowicie, gdy najpierw przyuważył swojego kolegę włóczącego się z jakimś podejrzanym typem, a potem następnego dnia nie widział go na uczelni. I jakby tego wszystkiego było mało, tego samego dnia znowu wpadł na tego podejrzanego gościa. No, nie dosłownie wpadł, na szczęście. Po prostu przyuważył go na mieście, kiedy był akurat w drodze do mieszkania. I tak, to była na pewno ta sama osoba, był artystą, malował, miał świetną pamięć do twarzy i sylwetek, nie było mowy, żeby się mylił.
To, że to raczej na pewno nie był dobry pomysł było kompletnie inną sprawą, ale wiedziony ciekawością i przekonaniem, że po tym wszystkim, co stało się w ostatnich tygodniach śledzenie kogoś chyba nawet nie zalicza się już do czegoś niecodziennego, przeszedł jeszcze kawałek w swoją stronę, po czym skręcił, aby kierować się tam, gdzie nieznajomy. Poza tym po prostu szedł kilka metrów za nim, kompletnie nie wyglądając na podejrzanego, ani trochę, byli przecież praktycznie w centrum, z bezpieczeństwem na ulicach nie mogło być aż tak źle, żeby ktoś go sprzątnął tak w środku Londynu, prawda? Prawda?
Poza tym, Alexander miał nadzieję, że czegoś się dowie. Nie miał pojęcia, dlaczego zakładał, że ten gość, za którym szedł powie mu cokolwiek przydatnego, ale nauczył się już, że powinien ufać swoim przeczuciom, szczególnie po tym, co ostatnio się z nim i tymi przeczuciami działo. Sam nie do końca rozumiał, co za dziwne zdolności otrzymał po tej feralnej burzy, ale no zdecydowanie było to coś.
Zamyślony, kątem oka ledwo zauważył, że mężczyzna przed nim skręcił w jedną z bocznych uliczek. Alex wiedział, że to jego szansa, żeby się wycofać i nie pakować w coś, co może wcale go nie dotyczyć, ale oczywiście tego nie zrobił i powoli wszedł w tę samą uliczkę. Obiecał sobie, że tylko zerknie, może wychyli się zza rogu, czym zaspokoi ciekawość i będzie mógł spokojnie wrócić do domu. Tak, dokładnie tak zrobi.
[Obiecane zaczęcie jest, mam nadzieję, że w porządku. W sumie niespodziewanie fajnie pakować Alexa w pewne kłopoty :D]
Alexander
“But I'm a Supergirl and Supergirls just fly”
OdpowiedzUsuńWłaśnie ten wers piosenki zapętlił się w głowie Alice niczym niezbyt mroczna inkantacja, czy też coś na kształt mantry, kiedy w postaci zaledwie kilkunastu centymetrowej “wróżki” przemierzała rzadziej odwiedzane uliczki Londynu na grzbiecie swojego wiernego towarzysza, Pana Propera. Uprząż i siodło przystosowane do kociej budowy, stały się jednymi z pierwszych miniaturowych projektów wcielonych przez nią w życie. Sama przed sobą musiała przyznać, że podobny sposób spędzania wolnego czasu był czymś naprawdę niesamowitym. Co prawda początki nie były proste. Nie zawsze udawało jej się wymusić na kocie posłuszeństwa. Do tej pory zdarzały się z tym problemy, jednak przeważająca część ich wspólnych przejażdżek oparta była na wzajemnym zaufaniu i kompromisie.
Słońce powoli chowało się za horyzontem… Delikatny wiatr rozwiewał rozpuszczone włosy Alice, kiedy unosiła się i opadała pod wpływem regularnych susów swojego wierzchowca. Dlaczego poruszali się po okolicach uznawanych przez porządnych obywateli (których swoją drogą zostało całkiem niewielu) za te bardziej niebezpieczne? Odpowiedź była oczywista i oczywiście - nie chodziło tutaj o nową karierę malutkiej mścicielki w imię sprawiedliwości na grzbiecie czarnego kota… Po prostu... Mniejsza popularność miejsca oznaczała również mniejszą szansę na zostanie zauważoną w razie jakiejkolwiek awarii sprzętu, czy też problemów z wciąż nie do końca stabilną mocą dziewczyny. Do tej pory wszystko jednak szło po jej myśli, a na swojej drodze nie spotkała nikogo.
Ten stan rzeczy zmienił się jednak w ułamku sekundy. Wyłoniła się zza kolejnego zakrętu i nagle go zobaczyła - całego w czerni, z chłodnym spojrzeniem wbitym gdzieś w dal. Nie wiedziała czemu, jednak po jej plecach przemknął nieprzyjemny dreszcz. Być może było to zwykłe zaskoczenie… Nie spodziewała się nikogo spotkać na tyłach jakiegoś podejrzanego budynku. Pan Proper jakby wiedziony jej uczuciami natychmiast się zatrzymał i lekko się skulił. Była niemal pewna, że nieznajomy nie zwrócił na nich uwagi, jednak i tak poczuła zdenerwowanie.
Podobne huśtawki nastroju, czy też niespodziewane emocje bardzo źle wpływały na kontrolę jej mocy. Zanim zdążyła się uspokoić, zaczęła wracać do swoich normalnych wymiarów, a proces ten postępował szybciej niż zwykle. Pierwszy raz przemiana sprawiła jej ból. Już po chwili siedziała na ziemi całkiem widoczna i “normalna”.
- Cholera jasna, kocie, nic Ci nie jest?! - spytała spanikowana przesuwając się w bok, mając nadzieję, że jej prawdziwy ciężar nie uszkodził Pana Propera.
Przez to wszystko zupełnie zapomniała o tajemniczym nieznajomym, który na pewno nie mógł przeoczyć tej nietypowej sytuacji.
[Jest i mój początek... Spokojnie, Pan Proper przeżyje te dość niefortunną przemianę Alice. Mam nadzieję, że rozpoczęcie daje radę ^^]
Alice
[Yay! Dziękuję bardzo, zarówno za pochwałę zdjęcia, jak i KP. A tak swoją drogą to ja z kolei ukochałam Twojego Pana za iście interesującą kreację. Piroman to jedno, ale te jego sadystyczne ciągotki są świetnie wyważone z galanterią i urokiem osobistym. Nawet nie wiem jak to wyjaśnić, po prostu im dłużej czytam KP, tym pod większym jej urokiem jestem. Świetny pan. I oczywiście chętnie utrzemy mu nosa, także jak mi powiesz dokładnie w jakich okolicznościach mają się spotkać, mogę Nam coś zacząć :)]
OdpowiedzUsuńChris
[Druga postać tak bardzo zadziwiająca. :D Dziękuję ślicznie za gorące powitanie, a tymczasowo na bezwzględne palenie poprosimy wstrzymać, bo troszeczkę nam na życiu zależy. :D
OdpowiedzUsuńDzięki ślicznie. Jakby co bar otwarty 24/6 (jeden dzień robimy sobie wolny, a co), więc gdyby jednak szukał miejsca do zapicia depresji niech wpada na Ealing. :D ]
William Hudson
[Ja go sposłuszeniuję, kiedyś. Na razie dam Ci spokój, żeby Cię ta trygonometria nie przerosła tak jak mnie ♥]
OdpowiedzUsuń[Ani trochę nie Ty... :P
OdpowiedzUsuńBiedne me dziewczę, ucieka przed nim gdzie tylko może, a ten ją nawet w Londynie znajdzie XD Cóż, może teraz nie ucieknie. W ogóle, trzeba im dorzucić mocno do pieca, między nimi musi się coś dziać! Musi być ogień! XD Dobra, Bąblu, myśl nad wątkiem, może uda mi się nawet zacząć :D]
Orit
[P.S Imię oznacza światełko z hebrajskiego XD]
[Trochę wiedźmin, ale zorientowałam się dopiero podczas pisania karty, a o podobieństwie nicku z postacią uświadomiłaś mnie dopiero Ty :'D Cieszę się, że Freya wywołała pozytywne wrażenie.
OdpowiedzUsuńSkoro Freya jest kissed by fire, a Anubis to fire master... Pociągnijmy to, hm? Skoro już zarzuciłaś pomysłem, chciałabym Cię w perfidny sposób wykorzystać i poprosić o rozwinięcie pomysłu c: Z chęcią wykorzystam to w wątku.
Dziękuję za miłe słowa ♥ ]
Freya
[Wiem, wiem, a może bardziej domyślam się. Ale dzięki! :D Trochę mi zajęło stworzenie jej, a i tak nadal nie jest zrobiona tak, jak bym chciała, więc pewnie coś się zmieni.
OdpowiedzUsuńZniżkę masz zagwarantowaną i pierwszą wizytę za free :D Co do imienia to długa historia, ale związana z Meyersem i takimi tam.
Raz jeszcze dzięki <3]
Solal
[ Tak, cóż, konanie w agonii nie jest jakoś specjalnie zachęcające i mam nadzieję, że mojemu Kalebowi dane będzie tego uniknąć. ;) Jeśli już zaś jesteśmy przy imionach, to ja muszę pochwalić wybór - uwielbiam klimaty egipskie, a już szczególnie bogów, więc uśmiecham się mimowolnie, kiedy zerkam na Twojego Anubisa.
OdpowiedzUsuńOgólnie, cała kreacja Twojego pana bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że kiedyś będę miała przyjemność z nim zagrać.
Żeby nie wyszło, że to tylko sugestia rzucona bez konsekwencji to co powiesz na jakieś powiązanie? Jako, że to Seth sprzedał broń bratu Lien, mogliby się z moim Leytonem znać, bo to właśnie jego panna Pariss oskarżyła najpierw o śmierć Charliego. Ustalałyśmy sobie, że jeden z jego szemranych "kumpli" jest za to odpowiedzialny, a skoro wina leży po stronie Aherna, to siłą rzeczy musiałby do tego grona należeć. ;) Chętnie się dowiem jak Ty się na to zapatrujesz...
Tymczasem ja też życzę masy udanych wątków!]
Kaleb
[A w sumie mi się podoba i dobrze, że nie jest takim śmieszkiem, by podpalić jej włosy, bo wpadłaby wtedy w prawdziwą histerie... Noale! W sumie jakby już wyszło, że jest jego młodszą siostrzyczkę to mogłaby robić do Anubisa maślane oczy i wtrącać się do spraw jego i brata. ;) Toooo co, zacząć nam czy Ty wolisz?]
OdpowiedzUsuńMarisol
[ Toznaczytak... Kaleba oskarżyła o śmierć brata wyłącznie Lien, kiedy dowiedziała się, że młody Pariss szlajał się za nim po mieście, szukając uwagi. Poza nią nikt nawet nie wspomniał mu o śmierci dzieciaka, a sam Leyton "pozbył się" cienia po tym, jak zabrał Charliego na jedną z takich prawdziwych imprez (alkohol, narkotyki, dziewczyny) i młody zwiał, brzydząc się takim towarzystwem. Z założenia jednak zdążył tam poznać kogoś, od kogo udało mu się kupić ten nieszczęsny pistolet. Dlatego chciałam zaproponować taką nieco bliższą relację. Jasne, mogli się poznać w szkole, ale mogliby też utrzymywać kontakt później, obracając się w podobnym towarzystwie. Tym sposobem Kaleb od razu założyłby, że w transakcji maczał palce Seth i po wizycie Lien od razu by do niego poszedł. Przyznam szczerze, że taka zabawa w podchody nie byłaby w jego stylu, Leyton na pewno zapytałby go prosto z mostu, czy broń była od Twojego pana. Oczywiście nie poleciałby do panny Pariss żeby ją o tym powiadomić i zatrzymałby tą informację dla siebie, ale ostrzegłby Anubisa, że laska będzie próbowała do niego dotrzeć. Takie ciekawsze akcje mogłyby wyjść później, kiedy Lien faktycznie zdołałaby złapać trop... Nie wiem czy Seth ze swoim charakterem próbowałby ją zastraszyć albo jej grozić? Kaleb pewniebwtedy stawałby w jej obronie i mogliby skakać sobie dobgardeł, co Ty na to? ;> ]
OdpowiedzUsuńKaleb
[ Ach, źle to ujęłam. Przez złapanie tropu miałam na myślu już sytuację, w której pannie Pariss uda się do niego dotrzeć. W relacjach Lien jest informacja, że dziewczyna będzie chciała się zemścić i właśnie na tym chciałabym się bardziej skupić; na momencie, w którym zacznie uprzykrzać Sethowi życie. XD
OdpowiedzUsuńKaleb (znając Twojego pana) pewnie będzie ją próbował od tego odwieść, bo w przeciwnieństwie do Anubisa, Laurine uda się w końcu wzbudzić w nim jakieś wyrzuty sumienia jako, że faktycznie mógł potraktować młodego nieco lepiej. W końcu jednak Leyton zda sobie sprawę, że nic takiego nie zrobił i wtedy zobaczę jak to wyjdzie.
Swoją drogą, nieźle by się dobrali... Zmora i Dręczyciel. ]
Kaleb
[A już myślałam, że coś Ci zaświtało w głowie. Wiele się w zasadzie nie pomyliłam. Podoba mi się Twój pomysł, ale Freya chyba dałaby radę przejść przez ten ogień, byłaby w nim ułamek sekundy... Ale nie musi tego wiedzieć. Możemy się nimi pobawić w taki sposób. Wyobraziłam sobie Anubisa ciskającego fajerbolami w unikającą pocisków Freyę jako trening dla ich obojga. XD
OdpowiedzUsuńOkay, skoro zarzuciłaś pomysłem, zgodnie z handlem wymiennym zabieram się do pisania c:']
Freya
Kąciki jej ust uniosły się w pięknym uśmiechu, dla którego mężczyźni tracili głowę, gdy Seth ostrożnie uniósł jej palce do ust i złożył na jej zranionych kłykciach słodkie pocałunki mające ukoić jej ból. Odpowiedziała na jego intensywne, różnobarwne spojrzenie, unosząc wolną dłoń do jego twarzy i ułożyła ją na jego policzku, delikatnie głaszcząc kciukiem jego skórę. Pewnie nie powinna czuć się tak swobodnie w jego towarzystwie, w końcu nie znali się aż tak dobrze, jednak ich relację trudno było zaliczyć do standardowych, co pokazało już pierwsze ich spotkanie.
OdpowiedzUsuń— Jestem dużą dziewczynką, Seth. Umiem o siebie zadbać... Zresztą sam widziałeś — zauważyła Cheyenne, nieznacznie marszcząc brwi. Rozumiała jego obawy, bo gdyby nie nabyte w wyniku uderzenia piorunem zdolności, pewnie właśnie znajdowałaby się w bagażniku, nieprzytomna, zakneblowana i związana, lecz ten atak nie był ani trochę przypadkowy i nie miał nic wspólnego z okolicą, w jakiej się znajdowali. Równie dobrze mogła zostać napadnięta w swoim mieszkaniu; była pewna, że dzisiejsza napaść nie będzie jedyną, od teraz musiała się mieć na baczności. — To słodkie, że się o mnie troszczysz, ale naprawdę nie musisz.
Ani słowem nie skomentowała faktu, że mężczyzna na jej oczach głupim pstryknięciem podpalił zmasakrowane zwłoki, zostawiając w zaułku jedynie kupkę popiołu. Już dawno odkryła, że w wyniku dziwnej burzy nie tylko ona zyskała interesującą moc, choć ta Setha była wyjątkowo destrukcyjna. Zmartwienie przecięło jej twarz, gdy ujął jej ramię, a ona naturalnym gestem wtuliła się w jego biceps, pozwalając mu się prowadzić w dół uliczki. Czyżby okrycie jednej dłoni rękawiczką nie było aż tak przypadkowe? Z drugiej jednak strony Cheyenne zupełnie bez powodu nosiła swoje skórzane rękawiczki, po prostu je lubiła i być może nie powinna doszukiwać się drugiego dna tam, gdzie go nie było. Można to było jednak określić jako zboczenie zawodowe, w końcu iluzjoniści bazowali na tym, czego inni nie mogli zobaczyć.
— I ty to nazywasz powitaniem? — spytała Chey, cmokając z dezaprobatą, kiedy oddalili się od zaułka na tyle, by nikt nie powiązał ich z mrożącymi krew w żyłach, pełnymi bólu i strachu okrzykami. Zmrużyła nieznacznie swoje brązowe oczy, w których czaił się figlarny błysk, gdy zatrzymała się na środku chodnika, obracając się twarzą do niego. — Nie akceptuję czegoś takiego. Tym razem lepiej się postaraj, ognisty chłopcze — Oparła dłonie na jego klatce piersiowej i wspięła się na palce, by słodko musnąć jego wargi. Zaraz pogłębiła pocałunek, sycąc się smakiem i fakturą jego ust po tak długiej przerwie, a iskierki przyjemności rozeszły się po jej skórze, gdy znowu poczuła jego elektryzującą bliskość. Choć lubiła uwodzić i znajdować się w centrum uwagi, tak naprawdę nie miała zbyt wielu mężczyzn w swoim życiu. Większość z nich była jej ofiarami, nieopatrznie poddali się obezwładniającemu czarowi rudowłosej piękności, ale niewielu z nich miało szansę zbliżyć się do niej na tyle, by choćby poczuć zapach jej słodkich perfum. Była nieufna i trzymała wszystkich na dystans, a wpuszczenie kogoś do swojej sypialni było pewnym aktem zaufania; Seth był jednym z nielicznych wyjątków, które znalazły drogę do jej łóżka, nawet jeśli z jej strony było to głupie i impulsywne działanie, zupełnie do niej niepodobne. Jako kochanek sprawował się znakomicie, spełniając długą listę jej wygórowanych wymagań i potrafił sprawić jej taką przyjemność, że przez kilka godzin nie była w stanie zwlec się z pościeli; najważniejsze było jednak to, co następowało potem, bo okazało się, że ich zbliżenia nie były tylko jednorazową zabawą, szybkimi numerkami na zapleczu, po których każde z nich w pośpiechu zakładało na siebie ubrania i odchodziło w swoją stronę. Nie... Seth przytulał ją do siebie, ostrożnie głaszcząc po zmierzwionych w uniesieniu, rudych kosmykach, ona przebiegała palcami po jego żebrach, jakby grała na swojej zniszczonej wiolonczeli i rozmawiali cicho o...
O wszystkim.
Cheyenne nie była głupia. Wiedziała, że miał przed nią swoje tajemnice, ale jej to nie przeszkadzało; byłaby hipokrytką, w końcu sama miała mnóstwo trupów w szafie. Sprawnie umykali przed zagadnieniami, których nie chcieli poruszać, a mimo to wydawało się, że tematy do rozmów nigdy im się nie skończą. Status ich relacji pozostawał jednak nieokreślony i to jej odpowiadało, bo pozwalało jej zachować niezależność. Widywali się rzadko. Nie zajmowali się takimi bzdurami jak wykwintne randki czy słodkie podarunki, a mimo to... Mimo to Chey podświadomie czuła, że nie łączył ich tylko nieziemski seks, choć każde ich spotkanie kończyło się właśnie w łóżku. I może właśnie dlatego nie starała się odnaleźć go po burzy, chociaż minęły dwa miesiące, podczas których była pozbawiona jego dotyku; obawiała się zobowiązań, a wszystko to z powodu wychowania, jakie odebrała w rodzinie krętaczy, gdzie każdy mógł zdradzić każdego. Seth również jej nie szukał, co było dla niej dość jasnym sygnałem. Przynajmniej dopóki nie ucałował jej w czoło, wyraźnie przejęty rejonem miasta, po którym się kręciła.
Usuń— Tęskniłeś za mną? — spytała przekornie Cheyenne, zarzucając mu ręce na szyję i splatając dłonie na jego karku, który krótko pogłaskała. — Znowu masz ochotę umówić się na wymianę? — Nieznacznie uniosła brwi do góry, kładąc nacisk na ostatnie słowo, bo oboje doskonale wiedzieli, jak kończyły się wszystkie ich spotkania w celu wymiany łupów. Wyciągnęła ukryty pod kurtką nieśmiertelnik i uniosła go do góry, by mężczyzna mógł zobaczyć wygrawerowany na nim swój pseudonim. — Zawsze mam go ze sobą. Tak na wszelki wypadek. Nie żebym była ckliwa albo sentymentalna. Po prostu mi w nim do twarzy, chociaż skoro już jesteśmy szczerzy, we wszystkim mi do twarzy — uzupełniła od razu, mrugając do niego. Zachowywała się tak, jakby to, że nie kontaktowali się ze sobą przez tyle tygodni, nie miało najmniejszego znaczenia, bo w zasadzie nie miało. Chey pojawiała się i znikała, czasami nie było jej kilka dni, czasami kilka lat... Nie zawierała stałych znajomości, wychodząc z założenia, że nie potrzebowała nikogo. Mimo to lubiła przebywać z Sethem i skoro już los ponownie zetknął ze sobą ich ścieżki, równie dobrze mogła z tego skorzystać. Szybko przypomniała sobie jednak, że znalazła się w tej dzielnicy nie bez powodu, a wszystko to zawdzięczała swojej beznadziejnej matce. Jak zawsze. Pani Reynolds, podobnie jak jej córka, przychodziła i odchodziła, trochę jak przypływ, tylko o wiele mniej regularny i za każdym razem przynosiła ze sobą kłopoty. Cheyenne nie miała wątpliwości, że jej agresor był w jakimś stopniu powiązany z jej matką, a to nie napawało jej zbytnim optymizmem. Musiała jak najszybciej odnaleźć Cienia i domknąć tę sprawę, żeby pozbyć się rodzicielki, której obecność była co najmniej niepożądana.
— Ale musimy to odłożyć. Może spotkamy się później? Jestem teraz umówiona, a wyjątkowo trudno było mi ustawić to spotkanie i nie mogę go przegapić. — Cmoknęła Setha krótko w usta, posyłając mu olśniewający uśmiech. — No, no, nie rób takiej miny, nie musisz być o mnie zazdrosny. To czysto biznesowe sprawy. A skoro kręciłeś się w tej okolicy, pewnie słyszałeś o niejakim Cieniu? — spytała, przechylając nieznacznie głowę na bok, intensywnie wpatrując się w twarz mężczyzny, by wyłapać nawet najlżejsze drgnięcie mięśnia.
Chey, która nareszcie wraca do gry!
Wmówiła sobie, że na bolące gardło najlepsza jest czekolada, więc pitną, gorącą czekoladę w superkubku na wynos zagryzała tabliczką mlecznej czekolady. Po dzisiejszej próbie czuła jakby zamiast śliny miała kamienie. Oczywiście wiedziała jak powinna śpiewać, ale... No właśnie. Dzisiaj właściwie zrobili bardzo mało, bardziej się wygłupiali. Freya miała zespołowi za złe, że wybrali obijanie się, ale z drugiej strony było jej to na rękę. Akurat dzisiaj nie miała ochoty brać się za muzykę na poważnie.
OdpowiedzUsuńPoprawiła słuchawki i połknęła ostatni kawałek czekolady. Zmiętoliła papier i wyrzuciła do kosza. Do wiaduktu zostało jej kilka minut. Miała tam swoje miejsce, gdzie dość regularnie przychodziła naładować zapasy weny. Razem z zespołem chcieli ruszyć dalej i pomimo zaczętych kilku utworów, Freya postanowiła pomyśleć nad nowymi tekstami albo chociaż spisać inspiracje.
Chęci chęciami, ale tak naprawdę marzyła o zakopaniu się w mieszkaniu z wielkim dzbanem kakao i naładowanym sezonem serialu, albo chociaż o wyjściu na imprezę - to przecież to samo, zabawa i tu, i tu. Napisała do kilku znajomych z pytaniem, co robią wieczorem.
Zbiegła ze schodów i wspięła się na kolejne, kryjąc się pod wiaduktem. Zawsze było tutaj cicho i pusto. Odstawiła pół-pusty (no, prawie pusty) superkubek na wynos i zajęła się pisaniem, przy okazji odpływając w muzykę płynącą z bajeranckich słuchawek.
Ale coś było nie tak. Przyciszyła muzykę, rozejrzała się.
Dwójka mężczyzn właśnie kłóciła się jakieś czterdzieści metrów od niej. Zaintrygowana Freya wyłączyła muzykę i zdjęła słuchawki. Nie rozumiała o co się rozchodzi, ale w jakiś sposób rozbawił ją ten spór. Przyszli na odludzie, we dwójkę, tylko po to, by się kłócić? Wywęszyła w tym jakiś głębszy interes. Może byli kochankami? Parsknęła cicho śmiechem.
Zabrała swoje rzeczy i postanowiła powoli się do nich zakraść.
[Postanowiłam nie narzucać powodu, dla którego Seth spotkał się z tym typkiem ani kim jest, a nie chciałam też lać niepotrzebnie wody przez milion stron w wordzie. Mam nadzieję, że wybaczysz ten krótki wstęp :c]
Freya
[Dziękuję za tak miłe powitanie. Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się Twoja karta, szczególnie pod względem graficznym jest bardzo estetyczna.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że blog przetrwa tak długo, abyśmy wszyscy mogli się tu dobrze bawić.]
Callahan J.
Pomimo faktu że Cleopatra Ahern była świeżo upieczoną studentką fotografii to wciąż mieszkała z rodzicami. Matka uparcie trzymała ją przy sobie i każdego możliwego dnia uprzykrzała jej życie; na co jednak najmłodsza z rodzeństwa nigdy nie narzekała a zawsze starała się spełniać polecenia matki i zadowolić ją w każdym calu, nie było to jednak możliwe bo Irene zawsze było mało; zaś wybór kierunku studiów wypomina jej do dnia dzisiejszego a wręcz żwawo nakłania do jego zmiany. W tym jednym Cleo umiała iść w zaparte po cichutku jednak oczekując jakiejś aprobaty ze strony ojca, który jednakowoż kręcił jedynie głową i mówił surowym głosem że powinna wybrać kierunek bardziej przyszłościowy niżeli tą nędzną fotografię. Ilekroć młoda panienka Ahern to słyszała wpadała w pewnego rodzaju melancholię i smutek, bo zdanie jej ojca liczyło się dla niej bardzo mocno i miała cień nadziei że ofiaruje jej zrozumienie oraz wsparcie. Przeliczyła się jednak w tej kwestii; zdążyła jednak przywyknąć do faktu że rodzice nie akceptowali kierunku w którym poszła po szkole średniej. Sama jednak była z siebie dumna, mogła także liczyć na wsparcie rodzeństwa a w szczególności starszego brata co było wyjątkowo budujące; a także powalało jej wypracować pewność siebie z którą u Cleo bywało różnie, zazwyczaj jednak oscylowała przy wręcz ujemnych wartościach. Zawsze cieszyły ją wizyty brata chociaż nie były one zbyt częste bo siedemnastolatka zdążyła zauważyć, że dość kiepsko dogadywał się z matką a sama Irene nie mówiła o nim w superlatywach co wydawało się dość dziwne bo w końcu był jej jedynym synem! Nie usłyszała jednak krzyków matki i kłótni która się pomiędzy nimi rozwinęła gdy Anubis przekroczył próg domu; pewnie to i lepiej bo od razu weszłaby pomiędzy nich zapewniając że na pewno jest jakiś sposób aby się pogodzili. Cleo właśnie taka była; chciała zbawić świat i uratować każdą duszyczkę, która wedle jej uznania miałaby choć najmniejszy problem. Pomimo własnej kruchości i delikatności chciała pomóc każdemu, nie potrafiła bowiem patrzeć na cierpienie czy kłótnie tym bardziej jeśli były to rodzinne waśnie bo w jej mniemaniu każdy powinien był żyć ze sobą w zgodzie a już w szczególności członkowie rodziny. Wszakże Anubis słynął z niespodziewanych powitań jednak tym razem naprawdę przesadził!
OdpowiedzUsuń— O nie — pisnęła przerażona słysząc słowa o policji i omal nie dostała zawału widząc zasłonę z ognia, jednak głos który usłyszała był tak bardzo znajomy i ukochany przez nią że po chwili cały strach zamienił się w śmiech; szczególnie kiedy Anubis Ahern przerzucił ją przez swoje ramię. Roześmiana wierzgała się na nim, próbując zeskoczyć jednak nie udało jej się. — Nubis, przestań, kręci mi się w głowie — śmiała się słodko i cicho a kiedy posadził ją na parapecie oparła na nim swoje dłonie, biorąc głębszy oddech. — Jesteś absolutnie szalony! — pokręciła głową a kosmyki jasnych, kręconych włosów opadły na jej widocznie zaróżowione policzki. Kiedy jednak usłyszała kolejne słowa starszego brata widocznie zbladła; biorąc je na poważnie. — Coooo, co... — zająkała wystraszona z wyrazem prawdziwego szoku namalowanym na tej delikatnej buźce. Po chwili ściągnęła jednak brwi w zamyśleniu i doszła do wniosku że braciszek znowu sobie z niej żartował. — Wiem że nie mówisz poważnie! Żartujesz! — palcem trąciła do delikatnie w bok z uroczym uśmieszkiem. — Mam nadzieję, że żartujesz Anubis`ie Ahern! Więzienne cele są takie przerażające — mruknęła wzdrygając się na samą myśl; była wyjątkowo strachliwa i na samą myśl o takich miejscach dostawała gęsiej skórki.
Była jednak także bardzo zainteresowana faktem co jej brat tym razem wykombinował i dokąd chciał ją zabrać. Nie ukrywając ciekawości pociągnęła go za koszulkę; mimo że nie przepadał za dotykiem fizycznym to Cleo nie raz i nie dwa wynajdowała sposoby w których mogłaby się do niego przykleić, wtulić czy trochę się z Nubisem podrażnić. Był bowiem jedyną osobą przy której dziewczyna czuła się swobodnie i nie dopadały ją przerażające kompleksy; przy nim była wesołą, normalną nastolatką a co ważniejsze zapewniał jej poczucie stuprocentowego bezpieczeństwa co niekoniecznie można było powiedzieć o ich matce.
Usuń— Więc dokąd pójdziemy? Pojedziemy na wycieczkę? Może do ZOO? — zapiszczała radośnie; jej lazurowe tęczówki widocznie się teraz iskrzyły i wpatrywały wesoło w oczy brata.
przeszczęśliwa i zachwycona spotkaniem z bratem CLEO
[Haha, czemu miałabym mieć Cię dość? Ja bardzo chętnie napiszę z Tobą drugi wątek, starcie ognia i lodu może wyjść bardzo ciekawie! Odpis od Leo się tworzy, więc za niedługo powinnam podesłać, ale w międzyczasie możemy pomyśleć nad jakimś nowym, wybuchowym pomysłem dla Setha i Leah. Ja tylko uprzedzam, że myślenie mi nieco zwolniło i potrzebuję chwilki, żeby je na nowo rozkręcić. :D]
OdpowiedzUsuńL&L Montgomery
[W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy Seth zabiłby moją panią, gdyby przyłapał ją na malutkiej kradzieży należącej do niego rzeczy... I czy w ogóle dałby radę ją spalić. XD
OdpowiedzUsuńA z drugiej strony pomyślałam o tym, co by było, gdyby przez przypadek się znarkotyzowali w swoim towarzystwie - mała katastrofa żywiołowa?
O nie, żeby nam tylko nie poumierali od tego szoku!]
Leah
[Anuubis! Jest taka sprawa. Jak pewnie zauważyłaś, mamy Pana od Jeźdźców Apokalipsy i jeśli się zgodzisz, to może byśmy odegrały ten wątek z jeźdźcami we trójkę, co? Będzie ciekawie! Powinno być. Co trzech chłopów to nie dwóch xD.]
OdpowiedzUsuńChristopher Tucker
[Spokojnie. Chris nie ma ambicji do spedalania osób :) W takim razie czekam na zakładkę.]
OdpowiedzUsuńChris
Ściągnęła brwi jakby w nadziei, że magicznym sposobem uaktywni się w niej zoom i będzie w stanie zobaczyć, co się stało i dlaczego awanturujący się typek, który przed chwilą wykonał cios, właśnie odsunął się jak oparzony i wrzeszczał kurwy na prawo i lewo. Podeszła bliżej i ze zdziwieniem zauważyła, że faktycznie odskoczył jak oparzony, bo był oparzony. Zaśmiała się cicho na te porównanie.
OdpowiedzUsuńMiała więc do czynienia z jednym popaprańcem. Widocznie miał moc związaną z ogniem. A może działał jak wykoksowana mikrofalówka? W każdym razie wyglądał na niebezpiecznego.
Zatrzymała się w odległości trzech metrów od mężczyzn. Nie chciała ryzykować bardziej niż pozwalała jej granica, której aktualnie nie znała. Tak samo jak tych ludzi. By poznać granicę, musiała z nimi porozmawiać. Nie umknął jej konflikt i spięcie między tą dwójką. Oparzony łypnął na nią groźnie, warknął na swojego oprawcę i skulił zranioną dłoń do torsu.
Wyczuwała napiętą atmosferę i nieprzyjazne relacje, nieco obawiała się wyniku przebywania w ich towarzystwie, ale uśmiechnęła się rozbawiona uprzejmą postawą wyższego mężczyzny. Nie rozwiał jednak jej obaw. Ale zapętlił w jej głowie myśl jeju, jaki on jest wielki!
Z jednej strony chciała podejść bliżej, z czystej ciekawości zobaczyć dokąd by mu sięgała, ale nie miała zamiaru pchać się między wilka i owieczkę, szczególnie, że wilk miał bardzo ostre kły.
— Monsieur — odpowiedziała, delikatnie kłaniając się w teatralny sposób. Chciała pytać co to za zamieszanie między nimi powstało, jednak odpowiedź dostała jeszcze przed zadaniem pytania. — Och, dług? Zapłata życiem? — Z początku nie odbierała tego na poważnie. — Właśnie wy mnie tutaj sprowadzacie. Wyczułam teatrzyk i chciałam zająć miejsce w pierwszym rzędzie.
— Chuja nie zapłata! — wywarczał przez zaciśnięte zęby oparzony. — Ten pokurwieniec nic nie dostanie! Już na pewno nie po tym, co mi zrobił!
Freya zdziwiła się i lekko uniosła brwi. Podniosła rękę i przedrzeźniała go, wykonując gest kłapania dziobem ruchem złączonych palców odbijających się od kciuka. Oparzonemu się to nie spodobało.
— Dzisiaj tylko on miał dostać, ale zmieniłem zdanie — wycedził.
Mimo bólu, rzucił się na Freyę zamachując się zdrową ręką. Ruda miała wystarczająco dużo czasu, żeby uniknąć ciosu bez używania quicksilverowania, chociaż i tak jej ruchy były szybkie i zwinne. Uciekła zbliżając się do wielkiego, a oparzony znów na nią naparł. Tym razem Freya uciekła za wysokiego mężczyznę, a cios tego drugiego kierował się w stronę popaprańca. Freya wybiegła zza tarczy na bezpieczną odległość, ciekawa dalszego ciągu wydarzeń.
[O nie! :C ]
Freya
Obrana przez nią ciemna uliczka miała stanowić skrót dla jej powrotu do domu. Dość apatycznie podchodziła do otoczenia i czyhających na nią zagrożeń w tak odosobnionych miejscach. Jej brak chęci do wyrażania jakichkolwiek emocji bił z niej wręcz wyrazistą aurą. Szła przed siebie, związując włosy w wysoki, luźny kok. Wzrok utkwiony na ziemi, nie wyrażał żadnego zainteresowania przestrzenią wokół niej. Krzyk za jej plecami powinien ściągnąć jej uwagę, ale zupełnie się nim nie przejęła. Przyśpieszyła jedynie kroku, próbując uniknąć pożal się boże potrzebnych jej teraz typów.
OdpowiedzUsuń— Pierdol się — rzuciła do siebie pod nosem, postanawiając zlekceważyć zagrożenie. Podniesiony głos mężczyzny dochodził ją z tyłu. Z początku spodziewałaby się nawet, że nie dotyczy on jej, choć dla bezpieczeństwa usuwała się z pola rażenia. Kiedy jednak głośna tonacja, z całą swoją częstotliwością zbliżała się do niej, przewróciła z rezygnacją oczami, zdając sobie, że wykrzykujący prostackie obelgi typek, zbliżał się w jej kierunku. Ignorowała go, tak długo jak mogła. Odwróciła się w jego stronę dopiero kiedy mężczyzna szarpnął ją za ramię.
Odwróciła się gwałtownie, instynktownie wyrywając smukłą rękę z pod jego uścisku. W miejscu, w którym zacisnęły się na jej skórze nieczułe łapska, najprawdopodobniej zostanie jej siniak, ale nie to chyba było teraz jej jedynym zmartwieniem. Patrząc w męską, rozciągniętą gniewem twarz, próbowała w ogóle zweryfikować, czy znała swojego agresora. Żaden pomysł nie przychodził jej do głowy. Żadna dziewczyna, jego, czy inna, od której mogła czuć się lepsza, też nie. Cofnęła się krok, lustrując go oschłym spojrzeniem jasnozielonych oczu.
—Nie wiem o czym mó…
Nie zdążyła skończyć, kiedy do rozmowy włączyła się kolejna postać. W momencie, w którym pusty kark, zwrócił uwagę na mężczyznę odgrywające zbawcę narodów, Laurine nie zastanawiała się długo. Nie był jej potrzebny książę na białym koniu, ani nie była nawet ciekawa dalszego przebiegu wydarzeń. Odwróciła się na pięcie, wracając na swoją drogę, dając się chłopcom tłuc po mordach, jeśli tylko mogło to podnieść ich wybujałe ego. Gdzieś tam po drodze usłyszała też coś o sobie, wątpliwie przyjemny komplement o jej urodzie, rzucony niedbale w środek długiego monologu. Instynktownie uniosła więc dłoń, w górę, pokazując mężczyźnie środkowy palec, choć być może bardziej niż na niej skupiony był na drugim facecie. Miała to całkiem zignorować i ulotnić się w najbliższą, inną, uliczkę.
Wtedy jednak poczuła nagły chłód. Instynktownie odwróciła się za siebie, dostrzegając zamiast karka, kostkę zmrożonego typka, na moment przed tym, kiedy jego ciało rozbryzgnęło się w lodowy pył. Fragmenty jego ciała uderzyły ją chłodem po ciele i policzkach. Przymknęła oczy, instynktownie chroniąc się przed rozpadającymi się, zmrożonymi kawałkami ludzkiego organizmu. Im dłużej nad tym myślała, tym miała większą potrzebę się shaftować. Zamiast więc skupiać uwagę na tym, wzrok przeniosła na mężczyznę na wyższym poziomie, poniżej dachów.
— Co do kurwy…? — zakończyła zamiast mężczyzny, obserwując jak jego ciało pochłania lód. Nie była pewna co powinna zrobić w tej sytuacji. Obserwowała całą zmianę, a chwilę później drżenie jego ciała, kiedy chłód objął cały jego organizm.
Powinna mu podziękować za ratunek, prawda? Instynkt jednak podpowiadał jej, że mężczyzna niczym nie różnił się od tego, który właśnie zginął na jej oczach. Kto normalny z taką łatwością odbiera innemu człowiekowi życie?
W ostatnim wyrazie łaski, postanowiła wyciągnąć telefon, wybierając numer na karetkę, a może powinna zadzwonić na policję? Co dla człowieka w tej sytuacji powinno mieć wyższy priorytet?
— Pozwolę Ci wybrać. Wolisz policję czy pogotowie? Najpierw…
Lien
[Widzę Iwana Rheona i zgodzę się na wszystko. :D Daisy chętnie go pozszywa, choćby na siłę.]
OdpowiedzUsuńDaisy
[Mnie się to podoba! Rozpoczęcie biorę na siebie. :D]
OdpowiedzUsuńDaisy
[Nie byłabym sobą, gdyby nie pojawiła się taka postać, zwłaszcza, że od dawna krąży mi po głowie taki koncept i I know things co sprawia, że z łatwością pisze mi się takimi normalnymi-nienormalnymi cudakami. Ja na razie również nie mam pomysłu, ale chętnie napiszę jak na coś wpadnę. Z ciekawostek, grecy mają bekowe wykrzyknienia: οἴμοι! (oimoi)
OdpowiedzUsuńαἰαῖ! (aiai)
ἰώ μοί μοι! (io moi moi)
ὢ πόποι! (o popoi)
ἰατταταί! (iattatai)
ὀτοτοτοτοῖ! (ototototoi)
Tak że no... miłego mówienia w starożytnym, poważnym języku xD]
Illya
Wcale nie było lepiej. Daisy nie miała pojęcia, jak czuje się ze świadomością, że nie może umrzeć — a przynajmniej nie znała na to żadnego sposobu. Oczywiście, dopatrywała się w tym czegoś więcej, może faktycznie powinna bardziej docenić fakt, że żyje, jednak na co dzień było jej ciężko, bo każdego dnia coś ją przygnębiało. Czasami były to drobnostki, czasami poważniejsze rzeczy, ale efekt był ten sam — Daisy kładła się wieczorem do łóżka z tym nieprzyjemnym uczuciem ściskania w żołądku.
OdpowiedzUsuńZaczęła się jednak starać, nawet bardziej niż wcześniej, bo teraz naprawdę nie miała wyjścia. Musiała znajdować kolejne sposoby na przetrwanie następnych dni. Wybawieniem okazała się praca. Paradoksalnie, ponieważ to tam spotykała się niejednokrotnie z kwintesencją okrucieństwa czy głupoty ludzkiej. Ale skupiała się na pomaganiu. I zauważyła, że uśmiechy pełne ulgi działają na nią lepiej niż wszelkie leki uspokajające.
Przerzucała właśnie jakieś papiery za biurkiem, uzupełniając niezbędne formalności i starając się nie myśleć o napadzie, o którym mówili w radiu. Dlatego unikała wiadomości — nic z tym nie mogła zrobić, a później nie mogła wyrzucić tego z głowy.
Widząc, że ktoś pojawił się z drugiej strony biurka, Daisy przywołała na usta miły, ciepły uśmiech i spojrzała na przybysza — mężczyznę z rozwalonym łukiem brwiowym, który powinien być na izbie przyjęć, a nie tutaj. Nie dowierzając, przyglądała mu się z uwagą, kiedy pokazał jej odpowiedni kwitek i upoważnienie do odbioru wyników badań dla matki. Rzuciła na to tylko okiem, stwierdzając, że wszystko jest z papierami w porządku — w przeciwieństwie do twarzy mężczyzny.
— Wszystko się zgadza, panie… Ahern — dodała po krótkiej pauzie, w czasie której zerknęła w papiery. — Nic jednak panu nie wydam i nie pozwolę nawet panu stąd wyjść, jeśli nie pozwoli mi pan zająć się tą paskudną raną — Posłała mu nieco wyzywające spojrzenie, dając mu do zrozumienia, że nie ma sensu się spierać. Daisy mogła przypominać delikatny kwiatek na wietrze, ale gdy się uparła, nie było siły, która by z nią wygrała. Wstała z krzesła i skinęła na mężczyznę, wskazując drzwi do gabinetu zabiegowego. — Zapraszam — dodała uprzejmie, ale stanowczo, posyłając mu kolejny uśmiech i kładąc dłoń na jego ramię.
[Rozpoczęcia nie są moją mocną stroną, tym bardziej po przerwie w pisaniu, którą miałam, proszę więc mnie nie oceniać po tym u góry. :D]
Daisy
Daisy każdego dnia natykała się w pracy na tego typu mężczyzn — zbyt twardych i dumnych, by poprosić o pomoc, choćby doczołgali się do szpitala ze złamaniem otwartym piszczela. Na większość działał bardzo prosty sposób — musiała tylko pokazać, że chce mu pomóc z czysto egoistycznych pobudek, że to ona chce, a nie on potrzebuje. Resztę mogła zmusić, bo jeszcze nie trafił się taki, który odważyłby się z nią szarpać. Zwykle w gabinecie zabiegowym już potulnieli. Lub przynajmniej milkli, ostentacyjnie demonstrując, że marnuje się ich cenny czas.
OdpowiedzUsuń— Och, nie ugryzę cię — powiedziała łagodnie, sadzając go w fotelu i uśmiechając się uroczo. — Chyba że chcesz — dodała żartobliwie, chcąc nieco rozładować atmosferę, ale mężczyzna wciąż wyglądał, jakby Daisy zaciągnęła go tutaj, by czegoś go pozbawić. Wolała nie wnikać w to czego.
Obserwując go kątem oka, jakby kontrolując, czy nie ucieka, zebrała watę, gazy i wodę utlenioną z szafki, po czym wróciła do rannego. Cały czas przyglądała mu się rozbawiona, nie wierząc, że aż tak bardzo chce się od tego wymigać. Nie potrafiła tego zrozumieć. Naprawdę nie przeszkadzała mu krew cieknąca po twarzy? Może lubił wyglądać makabrycznie? Cóż, nie byłby pierwszym takim, który trafił pod opiekę siostry Daisy.
— Spokojnie, nie będę w nic wnikać. Nie interesuje mnie, czy pobiłeś się z mężem swojej kochanki, czy masz na pieńku z rosyjską mafią, czy może nielegalnie boksujesz… Naprawdę, chcę cię tego pozszywać — Spojrzała mu w oczy i dopiero teraz dostrzegła, że mają różne kolory. Uśmiechnęła się łagodnie. — Masz bardzo ładne oczy, szkoda, żeby ociekały krwią z twojej brwi, hm? Chciałabym ci się przyjrzeć bez całej tej krwi na twarzy — Posłała mu proszące spojrzenie i, nie czekając na odpowiedź, nasączyła wacik w wodzie utlenionej. — Uwaga, może zapiec — ostrzegła, nim przyłożyła mu to do rozciętego łuku brwiowego. Uśmiechnęła się przepraszająco, kładąc drugą dłoń na jego ramieniu, jakby chcąc go powstrzymać przed ucieczką, a może tylko mentalnie wesprzeć.
— Nie to, że nie chcę cię widzieć, ale wolałabym, żeby nie przywieźli cię tutaj nieprzytomnego z zakażeniem albo czymś gorszym. Mogłaby też złapać cię policja; raczej nie zignorowaliby zakrwawionego mężczyzny spacerującego po centrum miasta, co?
[Ja bardzo chętnie czytam nawet najdłuższe wątki! Ale musisz mi wybaczyć, bo sama nie potrafię się tak rozpisać. :D]
Daisy
Cheyenne nie miała własnego stada, ale na całe szczęście samotność jej nie przeszkadzała. Choć członkowie złodziejskiej szajki trzymali się razem i nigdy nie zdradziliby policji swojego położenia czy ważnych informacji osobistych, trudno było mówić o jakimkolwiek zaufaniu między sprytnymi oszustami, nawet jeśli łączyły ich więzy krwi. Właściwie wzajemne okradanie się można było uznać za uścisk dłoni na przywitanie; trudno było przewidzieć, kiedy ktoś cię wykiwa i sprzątnie dobrą okazję sprzed nosa, by się wzbogacić. Ryzyko było nieodzowną częścią jej mniej legalnej działalności, a Chey uwielbiała hazard i podejmowanie wątpliwych, brawurowych decyzji. Tylko dzięki temu czuła, że żyje, cały czas balansując na granicy niebezpieczeństwa. Chwile, w których dostawała adrenalinowego kopa były tymi najpiękniejszymi i najbardziej cenionymi, może właśnie dlatego z taką przyjemnością sunęła smukłymi palcami po bicepsach Setha, składając słodkie pocałunki na jego szczęce i mrucząc z zadowoleniem, gdy z równym entuzjazmem odpowiadał na jej pieszczoty, by potem miękko gładzić ją po rudych, zmierzwionych puklach. Od początku wiedziała, że Ahern nie wpisywał się w definicję normalności, co przyciągnęło ją bliżej; niewiele osób potrafiło okraść ją w taki sposób, by zorientowała się dopiero po fakcie, nikt nie był również na tyle bezczelny, by próbować ograbić ją z bielizny, a mimo to Ahern stał się posiadaczem jej czarnych, koronkowych majteczek, tym samym wzbudzając w niej pełen rozbawienia podziw, który sprawił, że następnego dnia wróciła do jego sklepu z bronią, nie przejmując się tym, że prawdopodobnie powinna trzymać się z daleka od tego aroganckiego, ale także czarującego mężczyzny. Jej irytująca, wszechwiedząca matka zawsze jej powtarzała, że ostatecznie to jej nadmierna ciekawość zaprowadzi ją za kratki lub prosto do grobu, lecz Cheyenne nie mogła się powstrzymać przez zawarciem bliższej znajomości z Sethem, nawet jeśli nigdy nie planowała się z nim wiązać. Zobowiązania były przereklamowane, a ona sama nie szukała nikogo na dłużej; była zbyt świadoma faktu, że najpierw powinna uporządkować własne życie, dopiero potem zastanawiać się nad wprowadzeniem w nie kogoś obcego, jednak Ahern nie wyglądał na kogoś, komu mogłyby przeszkadzać ewentualne warunki kobiety. Na szczęście byli zbyt zajęci sobą, by rozmawiać na podobne tematy, a potem Londyn nawiedziła dziwna burza, która obdarzyła zwykłych ludzi nadnaturalnymi zdolnościami i ich kontakt się urwał. Czasami zastanawiała się, co robił Seth, ale nie podjęła żadnych kroków, by go odnaleźć. Lubiła ryzyko, lecz w tym wypadku mogła sparzyć się wyjątkowo boleśnie. Dosłownie, jak się okazało.
OdpowiedzUsuńChey parsknęła cicho śmiechem, kiedy mężczyzna stwierdził, że jej bielizna znajdowała się gdzieś między jego pościelą. Gdyby ktokolwiek inny równie swobodnie błądził dłońmi po jej krągłościach, prowokując ją do działania, pewnie nie wahałaby się przed złamaniem mu nosa i kopnięciem w krocze, jednak uwielbiała grę, którą prowadzili z Sethem. Wynagrodziła jego kreatywną propozycję kolejnym długim, namiętnym pocałunkiem, wsuwając palce w jego włosy. Zadziornie przegryzła jego dolną wargę, ciągnąc za nią lekko w swoją stronę, podczas gdy jej dłonie pewnie prześlizgnęły się po jego karku i klatce piersiowej, by zatrzymać się na jego napiętym brzuchu tuż nad krawędzią spodni.
— Jestem pewna, że sam doskonale poradzisz sobie z poszukiwaniami, choć zakopanie się w twojej pościeli brzmi niezwykle kusząco — stwierdziła Cheyenne, uśmiechając się krzywo. Nawet jeśli w tej chwili jej umysł wypełniały podobne wizje do myśli Aherna, nie miała zamiaru tak łatwo poddać się ich wspólnym pragnieniom. W końcu co to byłaby za zabawa, gdyby go trochę nie podręczyła? Pozwoliła, by mgiełka iluzji orgazmu przetoczyła się przez ciało mężczyzny, wzbudzając u niego czystą rozkosz, po czym odsunęła się od niego na krok, balansując na czubkach palców u stóp i posyłając mu przekorny uśmiech.
Usuń— Tyle musi ci wystarczyć. Naprawdę muszę się czymś zająć — wyjaśniła Chey, a choć w jej głosie nie dało się wyłapać skruchy, w jej brązowych tęczówkach mignęła niechęć do wcześniej ustalonych planów. W końcu Londyn był ogromny, tym samym szansa spotkania byłego kochanka na ulicy niewielka. Wierzyła w przeznaczenie, choć wydawało się to dość ironiczne; była w końcu iluzjonistką, której praca opierała się na oszustwie, nie na prawdziwej magii.
Kobieta uważnie obserwowała reakcję Setha. Choć wyraz jego twarzy w żadnym stopniu się nie zmienił, nie drgnął mu nawet mięsień w policzku, wydawało jej się, że cały wręcz stężał na wzmiankę o Cieniu. Czyżby mieli za sobą jakąś wspólną, niezbyt przyjemną przeszłość? Jeszcze większe podejrzenia wzbudził u niej fakt, że Ahern najpierw twierdził, że nawet nie ma pewności, czy podobny człowiek istnieje, by ostatecznie przyznać, że jednak wie, gdzie można go znaleźć i jest to byt jak najbardziej materialny. Nieznacznie uniosła brwi do góry, zwłaszcza gdy złapał ją za dłoń. Seth wyraźnie wydawał się martwić o jej bezpieczeństwo, lecz coś w jego zachowaniu nie dawało jej spokoju, choć jeszcze nie potrafiła dopasować elementów układanki.
— Potrafię sobie poradzić z szaleńcami. W końcu zadaję się z tobą — zakpiła Chey, mrugając do niego. Kciukiem zataczała uspokajające kółeczka na wierzchu jego dłoni okrytej rękawiczką. — Lubię kiedy jesteś ckliwy. I lubię psuć twój autorytet sukinsyna. Chociaż musimy uważać, jeszcze całe miasto się dowie, że masz serce, a to byłaby katastrofa — zażartowała, po czym westchnęła ciężko. Wiedziała, że Seth nie bez powodu próbował wybić jej z głowy pomysł spotkania się z Ciebiem i zasiał w niej ziarenko wątpliwości, co nie zmieniało faktu, że potrzebowała tych informacji, by jak najszybciej pozbyć się swojej matki z miasta. A Cień podobno był najskuteczniejszy. — Rozwiążemy to razem? A jaką mam gwarancję, że znowu nie znikniesz? — podjęła. W jej głosie wbrew pozorom nie czaiła się złość ani pełen goryczy wyrzut; chociaż potrafiła płakać na zawołanie i urządzać sceny rodem z kiczowatych komedii niczym największa piekielnica, nie była typem kobiety, która latałaby za wybrankiem, desperacko próbując na siebie zwrócić uwagę. Miała swoją godność i doskonale zdawała sobie sprawę z własnej wartości. — Ale w jednym masz rację. Pewnie ta informacja nie będzie warta swojej ceny. Nawet nie robię tego dla siebie — dodała, krzywiąc się z niesmakiem. Jej matka naprawdę wiedziała, jak namieszać jej w życiu.
najukochańsza Chey – tylko nie spadnij z krzesła na widok odpisu
— Chcę ci tylko zszyć brew, słowo — powiedziała stanowczo, oczyszczając jego twarz z krwi i odkrywając coraz więcej skóry, a także dostając się do jego oczu. Sama wciąż uśmiechała się delikatnie, choć zaczynała myśleć, że to wcale nie uspokaja tego nietypowego mężczyzny. Może był pod wpływem narkotyków? Cóż, zdecydowanie zachowywał się wyjątkowo dziwnie, ale Daisy wątpiła, by udało jej się go przekonać do czegokolwiek więcej. — Jestem tylko pielęgniarką, więc nie wiem, jak może to skończyć się dla ciebie fatalnie.
OdpowiedzUsuńSzczerze roześmiała się na jego słowa, choć podobne słyszała w pracy od pacjentów dość często. Najczęściej od tych, którzy byli pijani, ale jednak. Od zawsze była małą, słodką siostrą Daisy.
— Hej, spójrz na mnie i powiedz, czy byłabym w stanie cię do czegoś zmusić? Oboje doskonale wiemy, że mam obowiązek wydać ci te dokumenty, a ty masz prawo odmówić zaoferowanej pomocy. Nie zrobiłeś tego i grzecznie tu ze mną wszedłeś. Nie jestem żadną czarownicą, więc wychodzi na to, że cóż… Chyba po prostu tego chciałeś — Uśmiechnęła się, nie bez satysfakcji, kończąc oczyszczanie rany i zmywanie krwi z jego twarzy. Spojrzała na niego zadowolona. — No, a teraz przynajmniej wiem z kim rozmawiam. A jeśli mnie zaatakujesz i uciekniesz, będę mogła podać twój dokładny rysopis. Przemyśl to dwa razy, bo mam fotograficzną pamięć. — Mrugnęła do niego żartobliwie i zbliżyła się znacznie, chcąc z bliska obejrzeć rozcięcie na brwi mężczyzny. Zmrużyła nieco oczy, pomagając sobie palcami. — Wydaje się czysta, więc mogę ją od razu zszyć. Jako że nie wiem, co ci się stało, powinnam profilaktycznie zaszczepić cię na tężec… Możesz spojrzeć mi w oczy i przysiąc, że nie masz żadnych obrażeń wewnętrznych? — Odsunęła się nieco, trzymając jednak twarz blisko jego twarzy i przyglądając mu się intensywnie, łagodnie, ale z pewną stanowczością. — Rany, nie zasnę przez ciebie dzisiaj, zastanawiając się, czy gdzieś nie umierasz przez krwiaka. — Pokręciła głową niezadowolona, nie namawiała go już jednak na nic, tylko bez słowa podsunęła sobie krzesełko, podwyższyła je nieco i usiadła, zabierając się za szycie rany.
Daisy
[Bardzo dziękuję za powitanie. Jednocześnie chwalę za wizerunek, choć nie przeczę, że odwiecznie kojarzy mi się i kojarzyć będzie że słodkim skurwysynem Boltonem <3
OdpowiedzUsuńRównież życzę wielu owocnych wątków i polecam się na przyszłość w razie chęci.]/Kyle
[Cześć, dziękuję za miłe słowa! Czy z Chris taka pocieszna dusza to się jeszcze przekonamy - w końcu jest Szkotką! Na wątki zawsze jestem chętna, nawet coś nam wymyślę, tylko muszę wiedzieć w którą stronę kombinować. Poznać się raczej ta parka nie miała jak, bo mimo mieszkania w podejrzanej dzielnicy panna Batts jest grzeczną dziewczynką. Ale za to świętej pamięci braciszek Chris mógł przecież służyć w wojsku x lat temu, wtedy co Ahern, i możemy tu polecieć z jakimiś tarapatami, a potem skojarzyć nazwiska - co ty na to?]
OdpowiedzUsuńBatts.
[ No niestety. Uznałam, że lepiej będzie stworzyć mi nową postać tym bardziej, że Kaleb był takim tworem bardziej eksperymentalnym, bo jak wspominałam - ostatnio gra panami jakoś opornie mi idzie. Doszłam jednak do wniosku, że nic straconego i nie ma sensu z tego powodu odpuszczać sobie zabawy, więc zawitałam z Shaylee. ;)
OdpowiedzUsuńNa wątek zawsze jestem chętna, o ile wpadniemy na coś ciekawego. Jutro opiszę w zakładce dokładnie moc Shay żeby każdy mógł zrozumieć o co mi chodziło. Anubis wciąż wydaje mi się fajną postacią i będzie mi bardzo miło jeśli wpleciemy go jakoś w życie mojej pani. Tylko jak? Masz może jakiś pomysł?
Od siebie mogę dodać, że ze względu na naturę Setha panna Wyther może go "czuć" intensywniej niż resztę; jego bestia może być dla niej o wiele głośniejsza. Jak coś wpadnie Ci do głowy, to pisz śmiało! ]
Shaylee Wyther
[W gruncie rzeczy może być wersja o ratowaniu życia, a potem... A potem właściwie od Ciebie zależy jak się potoczyła ich relacja, bo z założenia Chris nie ma wiedzieć nic o jej dalszej części. Może rzeczywiście jej braciszek coś mu zwinął, a teraz dziewczyna nosi to w kieszeni? Zapasowy nieśmiertelnik, jakiś naszyjnik, zdjęcie?]
OdpowiedzUsuńBatts.
[Dziękuję bratku! <3
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie! c:]
Izzy
[Po raz kolejny dziękuję pięknie, choć niezgrabnie, bo nigdy nie wiem, jak wyrazić, że faktycznie jest mi miło. Anubis niby taki straszny, ale jednak misiek (bo jednak Simon robi swoje we wspomnieniach). Powtórzę się, ale jeśli pojawi się chęć na wątek to zapraszam.]
OdpowiedzUsuńRemy Hawk
[Na pewno przeżyją niejeden, a jak wezmą co nieco to jeszcze drugi, jak im się moce pozamieniają! Dziękuję Ci serdecznie za wszelakie pochwały i chętnie sprawię wraz z Tobą by ogień zamarzał a lód się topił, czy tam odwrotnie. Zastanawiam się jak ich tu ze sobą zetknąć i bardzo kusi mnie pomysł, by zbiegiem okoliczności przeciwne moce w jakiś przedziwny sposób się przyciągały. Może uda się w ten sposób osiągnąć jakąś równowagę, choć nie wiem jak to wyjdzie, gdy taki gorący socjopata spotka tak chłodną... w sumie lekko szurniętą socjopatkę. Może Keira przed burzą w kłopoty, bo jako tłumacz nie pomogła komuś z ciemnego półświatka, tylko zachowała się obrzydliwie przeźroczyście? Gdyby postanowili zrobić jej krzywdę po burzy, mogliby się lekko zdziwić. A gdzie w tym Ahern? Może jako krzywdzący, może jako świadek, może jako ratujący? Co o tym myślisz?]
OdpowiedzUsuńKeira
[Ojechane! Biorę to <3 Potem nie dałaby mu spokoju, widząc w nim jakąkolwiek szansę na koniec jej lodowatych męczarni :D Teraz to już nie myślę i kładę się spać, ale zacznę nam to cudo!]
OdpowiedzUsuńKeira
Obserwując wielu nastolatków błąkających się po Hyde Parku, patrząc, jak śmieją się i beztrosko ganiają, jak korzystając z pogody rozkładają koce i dzielą się jedzeniem, spoglądając jak ganiają za psem, jak chodzą objęci, jak wymieniają się telefonami wybuchając śmiechem, Izzy zdała sobie sprawę z tego, że to miejsce kojarzyło jej się z młodością, z jej własną młodością. Po skończonych zajęciach zamiast wracać do domu decydowała się spędzać czas właśnie tutaj, na odosobnionej ławce z dobrym widokiem na centrum parku, osłoniętej cieniem. Rzadko dzieliła się takimi chwilami z ludźmi, ale najczęściej był to jej brat - nieważne, czy akurat jej szukał z polecenia rodziców lub własnego sumienia, czy wybrali się razem lub spotkali przypadkiem. Anubis wiedział o większości miejsc, w których Izzy lubiła przesiadywać. Nic więc dziwnego, że na hasło stalkerska ławka odpowiedział idę, zamiast co to do cholery jest?.
OdpowiedzUsuńSpodziewała się zobaczyć braciszka spokojnie zmierzającego w jej stronę wyznaczoną trasą, jednak Anubis wolał się zakraść i kompletnie ją zaskoczył. Wzdrygnęła się i szybko odwróciła w jego stronę już wymierzając cios, kiedy jej nogi oderwały się od ziemi i jej ręka śmignęła powietrze, tracąc cel. Nie szarpała się, pozwalając swojemu ciału łagodnie opaść na bark brata. Za dzieciaka często wykorzystywał swój wzrost i siłę, przerzucając sobie Izydę jak worek ziemniaków przez ramię, a ona mogła jedynie machać nogami i bić jego plecy, bo bała się wyrywać obawiając się upadku.
― Anubis, cholero... ― bąknęła. Bezradnie przebrała nogami. ― W życiu nie naślę na ciebie żadnej płodności. Mam pozwolić, by takie małe okropne kopie ciebie latały po świecie i brutalnie podnosiły ludzi mniejszych od nich? Nie ma opcji.
Odetchnęła, kiedy Anubis ją postawił. Poprawiła flanelową koszulę w biało-czarną kratę i otrzepała ciemne spodnie. Chociaż dzisiaj było wyjątkowo ciepło, Izzy i tak odczuwała chłód. Niebo nieśmiało wychylało się znad chmur, przeganiając widmo deszczu i pozwalając słońcu wyjrzeć, a ono zaglądało we wszelkie zakamarki, ciekawie sprawdzając co dzieje się w mieszkaniach, między koronami drzew i pod wodą jeziora. Jej ciało delikatnie drżało, gdy zimniejszy podmuch wiatru wędrował po jej policzkach i rozwiewał włosy. Przeklinała go w myślach, bo wychodząc z domu włosy były rozczesane i ładnie ułożone, a teraz poplątane układały się po swojemu, w magiczny sposób ożywając.
Z chęcią wtuliła się w brata, zaczepiając ręce na materiale opinającym jego plecy i chłonęła ciepło, jakie od niego płynęło. Poczuła bezpieczeństwo jego ramion i swobodę, dzięki której nie czuła naglącej potrzeby urwania kontaktu fizycznego. Nie dbając już o niechlujność włosów pokręciła głową, wpasowując ją w tors mężczyzny. Zawsze był wysoki, a Izyda zarzekała się, że urośnie większa od niego. Skończyło się tak, że sporo brakuje jej do zetknięcia się głową z jego obojczykiem, a o klepnięciu go w czoło może pomarzyć; no chyba, że Anubis akurat leży.
― Cześć, Άνουβις ― przywitała się już łagodniejszym tonem. ― Też tęskniłam.
Zadarła głowę, kiedy wspomniał o strzelnicy i obiedzie.
― Pamiętaj, że kilka razy z tobą wygrałam. ― Mrugnęła jednym okiem. Odsunęła się od brata, ale uczepiła się jego ręki. Będąc malutką, trzymała go za palec, potem za dłoń, aż wreszcie za ramię. Leniwie ruszyli. ― Ale niech ci będzie. Obiad po strzelnicy.
Spoglądała na niego. Musiała zadzierać głowę. Przyglądała się kilkudniowemu zarostowi, zauważalnie mocno zarysowanej szczęce, intensywnemu spojrzeniu dwukolorowych oczu. Kiedyś nie umiała patrzeć mu w oczy, nie wiedząc w którą tęczówkę powinna patrzeć i zerkała raz na jedną, a raz na drugą. Zauważyła, że obydwoje mają wyraźne rysy twarzy, ale Anubis miał je zdecydowanie twardsze.
Założyła włosy za ucho by choć trochę ograniczyć spontaniczne zasłanianie oczu przez ciemne kosmyki tańczące pogo na wietrze. Pod powiekami zaogniły się bladofioletowe sińce miejscami przenikające delikatną czerwienią, kontrastując z bielą cery Izydy. Na jej nosie i policzkach delikatnie przebijały się piegi, ledwo dotykając okolicy ust.
UsuńMijała spojrzeniami przechodniów, nie zwracając jednak na nich dużej uwagi. Wydawała się nieobecna, a jej wzrok zawiesił się gdzieś nad chodnikiem. Mechanicznie przebierała nogami stawiając jedną stopę za drugą, zmuszając też Anubisa do zmniejszenia odstępów między jego krokami i przystosowania się do wolniejszego tempa.
― Już ci mówiłam, ale powtórzę: wyprzystojniałeś. Trochę brakuje mi twoich pućkowatych policzków ― napomknęła. ― Biegałeś? Jesteś gorący. Nawet przez ubranie to czuję. ― Zacisnęła palce na jego ręce, wczepiając się w materiał. Podobała jej się wizja brata-grzejnika. ― Nie, nie szukaj podtekstów i nie, to nie jest mój nowy tekst na podryw.
[Dobra, niech nie wiedzą. c:']
Izzy
[Znam doskonale brak miłości do nauki, ale może wiesz...jednak nauka to konieczność? ;)
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem, czy długo mi to zajęło? Pewnie tak...prawdopodobnie dlatego, że zastanawiałem się czy aby na pewno chciałbym zostać takim blogowym Petru i być wszędzie *suchy polityczny żart mode on/off*
Czy ja wiem, czy ciężko i trudno... Jak to mówią "zazwyczaj sam się pozbywam siebie" xD
Chęci są...gorzej z pomysłami. Naprawdę nie mam jakiegoś pomysłu jak by ich połączyć...
Aha i dzięki za powitanie :D]
Ian
[No i cudnie, bardzo mi się podoba, pozostaje kwestia zaczęcia. Najlepiej coś prostego, żeby szybko doszło do tego zgadania i skojarzenia nazwisk - proponuję dla wygody przyjąć, że w barze muszą od niedawna nosić plakietki w stylu "Hello, my name is...", bo kierownik uznał, że miejsce będzie wtedy bardziej przyjazne (a w końcu to nie jakiś bar czy knajpa, tylko porządny pub, do którego chadzają rodziny z dziećmi). Ewentualnie Chris może usłyszeć nazwisko Anubisa, kiedy ten się będzie przedstawiał na poczcie. XD (Chętnie zobaczę, jak będzie po raz czwarty bez cienia zdenerwowania literował swoją godność przygłuchej pani Grażynce.]
OdpowiedzUsuńBatts.
Kurcze, Anubisku. Ja chętnie bym poszła w ten wątek dalej, ale problem jest taki, że staram się ograniczać wątki, bo z żadnymi już nie wyrabiam i jakoś tak padło na nasz, że chwilowo muszę go zawiesić. Pewnie jak się ogarnę i przestanę być lamą, to do Ciebie napiszę, ale chwilowo mam nadzieję, że wybaczysz mi to niezgrabne wycofanie. ♥
OdpowiedzUsuńNigdy nie sądziła, że nadejdzie dzień, w którym jej uporządkowany świat stanie do góry nogami. Dotychczas jej praca (choć dla niej ciekawa), jawiła się jako zajęcie niewyobrażalnie nudne. Sześć do ośmiu stron dziennie, a to czyjeś wypisy ze szpitala, a to umowa międzynarodowa, a to coś dla Unii Europejskiej, wezwanie do sądu, bo jakiś Niemiec chce wymigać się od odpowiedzialności za wypadek samochodowy, wezwanie na policję, bo ktoś znów się upił i wszczął awanturę.
OdpowiedzUsuńChyba nigdy nikomu nie zalazła poważnie za skórę, bo i przecież osoby, które tłumaczyła rzadko kiedy pokładały w niej nadzieje. Nie była adwokatem, była tylko pośrednikiem między winnym a obrońcą, oskarżonym a policjantem, urzędnikiem i petentem. Zawsze gdzieś z boku, zawsze obok, szepcząca do ucha to, co właśnie słyszy, symultanicznie przekładając w głowie.
Po burzy, jak się okazało, zmienił się nie tylko jej świat, w którym musiała nauczyć się, że temperatura wody nie powinna być tak ciepła jak zazwyczaj, bo parzy. Że herbata nie może być gorąca, że ubranie gryzącego swetra w niczym nie pomoże, że włosy, choć białe nijak nie chcą przyjąć rudego barwnika. Ani żadnego innego. Zmienił się również świat, który ją otaczał.
Obserwowała zmiany przez okno swego pokoju ze zmarszczonymi brwiami. Dotychczas szara obywatelka, żyjąca gdzieś pomiędzy rzeczywistością a swoim małym, zamkniętym pudełku, zmuszona była przyznać, że Londyn (choć już względnie uporządkowany) pogrążony był w obcym jej chaosie. Zupełnie jakby stało się coś, co sprawiło, że mrok wyszedł na powierzchnię. W takich chwilach cieszyła się, że do pewnego stopnia może się bronić, ale jednocześnie wiedziała, że powinna nad swoją mocą bardziej zapanować. Nie wiedziała tylko jak to zrobić.
Wieczór był ciepły, niemalże duszny, jakby zbierało się na deszcz, ale dla Keiry nie miało to i tak większego znaczenia. Nie czuła gorąca, jej skóra nie była pokryta nawet kropelką potu. W taki dzień miała nawet trochę szczęścia, bo temperatura jej ciała przekroczyła szalone 35 stopni o całą jedną dziesiątą. Sukces. Uśmiechnęła się do siebie, jakby sobie gratulowała i nie myślała zupełnie o pracy. Pracy, w której ostatnio ewidentnie zaproponowano jej korzyść majątkową za rozmowę z funkcjonariuszem policji w konkretny sposób. Przesłuchiwany Niemiec miał na karku Scotland Yard, był podejrzany o przemyt, a także stręczycielstwo i czerpanie korzyści majątkowych z czyjegoś nierządu. Gdy odmówiła, oświadczył z paskudnym uśmiechem, że w takim razie niedługo ona zostanie jedną z jego dziewczynek.
Choć naprawdę starała się być uważna i ostrożna, nie zamierzała łamać swojego kręgosłupa moralnego, bo zmieniły się zasady gry. Może nie potrafiła się przystosować i właśnie teraz miała za to zapłacić. Nie miała w naturze oczu dookoła głowy i uszu wyostrzonych na każdy podejrzany dźwięk. Kroki za sobą wydały się jej zupełnie zwyczajne, idąca za nią osoba sprawiała wrażenie kogoś, kto się śpieszy i zaraz ją minie. Niestety, zanim zdążyła cokolwiek zrobić, ktoś złapał ją z tyłu, krępując ręce. Spanikowała, szarpiąc się.
- Obietnica, to obietnica, mała – usłyszała tuż przy swoim uchu. Gdyby cały czas nie było jej zimno, pewnie przeszłyby ją dreszcze. Starała się wyrwać ręce, ale mężczyzna trzymał ją mocno za nadgarstki.
- Pożałujesz tego, sukinsynu – warknęła, wiedząc, że gdy tylko odzyska władzę w rękach, będzie mogła się uwolnić. Bała się, serce biło jej niemal boleśnie, ale jednocześnie była tak wściekła, że już wyobraziła sobie, jak roztrzaskuje jego zamrożony łeb. Mężczyzna wzdrygnął się, ale nie dlatego, że przejął się jej słowami.
- Ble, ale jesteś paskudna. Na niewiele się zdasz, nikt nie będzie chciał rżnąć laski zimnej, jak trup – odpowiedział, zawiązując jej na dłoniach jakiś materiał. Czyżby wiedział o jej mocy? - No nic, najwyżej szef po prostu się ciebie pozbędzie – wzruszył ramionami, najwyraźniej próbując wciągnąć Keirę do samochodu.
Keira
Cóż… Alice nie była kryształem, kamieniem szlachetnym, czy nawet półszlachetnym. Na sumieniu miała swoje małe grzeszki, jak każdy. Gdyby tylko wierzyła w boga, zapewne bez żadnych przeszkód otrzymywałaby od niego rozgrzeszenie - jak każdy. Nie miewała żadnych wysokich potrzeb, jeśli chodzi o “ciemną stronę mocy”. Nie pragnęła szaleńczo władzy, nie chciała kontrolować innych, ani ich krzywdzić. Daleko jej było do bezwzględnej sadystki. Czasem działała wbrew woli innych, ale tylko ze względu na własną zaborczość. Momentami wydawało jej się, że wie lepiej, co będzie lepsze dla danej osoby. Niestety, nic nie mogła na to poradzić, kiedy próbowała z tym walczyć stawała się jeszcze gorsza.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko rozumiała, a przynajmniej wydawało jej się, że rozumiała, istotę zła. Nie zadawała głupich pytań, nie rozczulała się nad tym, dlaczego na świecie istnieje cierpienie, a ludzie krzywdzą innych. Każde działanie wywoływało jakąś reakcję i dawało pewną dozę satysfakcji. Ją cieszyły nowe wynalazki i szeroko pojęte pomaganie innym. “Tych złych”, stojących po drugiej stronie barykady, cieszyła kolejna działka sprzedana nieletniemu, ukradziony gadżet elektroniczny, czy samo zadanie cierpienia. Tak już po prostu było.
Szybko podniosła się z brudnej ziemi. Tak jak podejrzewała, nieznajomy nie przeoczył tego dziwnego zajścia, jednak to, co zadziało się po chwili sprawiło, że wzdłuż kręgosłupa Alice przebiegł lodowaty dreszcz, a żołądek zacisnął się i podskoczył tuż pod bijące szybciej serducho.
Miała szczerą nadzieję, że będzie musiała jedynie wcisnąć mężczyźnie jakąś bajeczkę o tym, że na pewno coś mu się przywidziało, ewentualnie zakończyć całą rozmowę taktycznym odwrotem, zgarniając Pana Propera (który znając życie poradziłby sobie lepiej niż ona) i modląc się, by jej krótkie nóżki poniosły ją szybciej niż ewentualnego napastnika.
Psychopatyczny głos mężczyzny i ściana ognia, która zapłonęła za jej plecami całkowicie zniweczyła te plany. Nogi miała zupełnie jak z waty i nie uśmiechało jej się wyjść z tego spotkania z rozległymi poparzeniami (pokonując ogień zwykłą szarżą), jeśli oczywiście w ogóle uda jej się przeżyć.
- Zabawne, jednocześnie masz i nie masz racji - odparła, choć cała sytuacja w ogóle nie była szczególnie komiczna.
Już w chwili wypowiadania tych słów, czuła, że popełniła błąd, że powinna być bardziej potulna. Chyba tak właśnie postępowało się z psycholami… Tak przynajmniej widziała w tych amerykańskich serialach. Ofiary, które pyskowały były interesujące, ale ginęły już w pierwszych minutach odcinka.
- Ja… Znaczy… Miałam na myśli, że rzeczywiście już późno, ale… Nie śledziłam cię. Nie wiem kim jesteś, nie wiem po co miałabym - kontynuowała, a Pan Proper zeskoczył z jej ramion i usiadł dostojnie tuż przy jej nodze, zupełnie, jakby niczego się nie bał i za wszelką cenę postanowił dodać otuchy swojej pani - To dosyć rozsądne poruszać się niecodziennym środkiem transportu… Testować go… W właśnie takim miejscu… Rozumiesz… Jest mniejsza szansa, że wpadnie się na kogoś - dodała pospiesznie i skierowała wzrok na twarz mężczyzny.
Zrobiła to w idealnym momencie, w chwili, w której ściągnął kaptur do tej pory przysłaniający znaczącą część jego twarzy. Wyglądała przy nim tak zwyczajnie, tak normalnie. Tak jej się przynajmniej wydawało. Dodatkowo, podnosząca się temperatura spowodowała, że na twarzy Alice pojawił się czerwony rumieniec. Wyglądała teraz niemal na onieśmieloną i zawstydzoną jego obecnością.
Chwilę nerwowo wodziła wzrokiem między różnobarwnymi tęczówkami. Było w nich coś hipnotyzującego, przyciągającego… Tak jak samo zło, które od czasu do czasu wydawało się naprawdę kuszące. W końcu miałaby tyle możliwości współpracy z nielegalnym światkiem. Naprawy, sprzedawanie patentów w imię szerzenia zła. Może byłaby bogatsza, ale czy szczęśliwsza? Na pewno nie… Takie rzeczy nie przynosiły szczęścia. Nie w jej przypadku.
Usuń- Nie zabijaj mnie - o dziwo te słowa nie zabrzmiały jak prośba, ani rozkaz. Zabrzmiały jak stwierdzenie, zwykłe, takie, które powinno sprawić, by przemyślał decyzję jeszcze raz, jeśli w ogóle już ją podjął.
Alice
[Hej, dzięki za ponowne powitanie :D Jak już ustalę sobie ile wątków mi nagle wyjdzie (żeby znowu nadmiar mnie nie zablokował totalnie), to chętnie pomyślałabym nad jakąś współpracą, albo wręcz przeciwnie, miedzy tymi dwoma rodzinnymi biznesami :D Może nawet jakiś wątek wieloosobowy udałoby się skleić? ]
OdpowiedzUsuńAlexander
[ Trochę pobłądziłam po drodze, ale w końcu jestem. Dzięki wielkie za ciepłe powitanie ;) Tak jak mój hermano na górze liczę, że między tymi naszymi rodzinkami sprawy rozwiną się w jakiś interesujący sposób. A co do tego bałaganu z wiekiem naszych panów, to w trakcie ustalania wyszło parę niuansów i ostatecznie, to Aaron został tym młodszym. Chwali się czujność ;D ]
OdpowiedzUsuńAaron V.
[Dziękuję bardzo milutko za powitanie i komplementy! Zdaje się, że każdemu podoba się moc mamy Sebastiana ;)
OdpowiedzUsuńTeż nie widzę na razie jakby mogli się dogadać, ale jeśli wpadnę na pomysł, to na pewno Ci o nim wspomnę!]
Sebastian Banewood
Jak mocno zmieniło się życie dziewczyny po burzy? Kilka razy zadała sobie to pytanie. Odpowiedź z jednej strony zdawała się być oczywista - prawie wcale. Dalej robiła to, z czego czerpała radość i satysfakcję, dodatkowo zdobywając środki na utrzymanie. Wciąż jedyną postacią, dzielącą z nią mieszkanie był kot. Można by rzec, że nie zmieniło się nic. Co jednak, jeśli owe zmiany były na tyle subtelne i powolne, że sama ich nie dostrzegała. Czy kilka miesięcy temu zebrałaby się na odwagę, by wieczorem spacerować po najniebezpieczniejszej dzielnicy miasta? W końcu wcześniej również tworzyła momentami naprawdę szalone wynalazki, które chętnie przetestowałaby, ale tylko w miejscu pozbawionym licznych gapiów, czyhających na jej potknięcie.
OdpowiedzUsuńCzy byłaby w stanie porwać się na coś takiego? Czy może po prostu powoli zaczynało ją dotykać szaleństwo, które z każdym dniem trawiło coraz większe części miasta? Ta myśl napełniała ją niepokojem.
Oczywiście zmieniło się coś jeszcze i nie mogła o tym zapominać. Nowa moc dała jej również nowe możliwości, a ograniczał ją tylko brak pełnej kontroli nad umiejętnością. Ileż to razy postanawiała obejrzeć któryś ze swoich tworów od środka? Ile razy musiała zaczynać wszystko od początku, po niekontrolowanej zmianie rozmiarów i w efekcie roztrzaskaniu całej machiny na drobne kawałki? Brak opanowania był jej największym wrogiem - zupełnie jak dzisiaj. Gdyby nagle się nie powiększyła, w ogóle nie doszłoby do podobnej sytuacji. Próbowała pracować nad sobą, jednak przez wzgląd na jej jednocześnie wybuchowy i płochliwy charakter, była to praca niezwykle trudna.
Ze świstem wypuściła z płuc powietrze, przetrzymywane tam od dłuższej chwili. Nieznajomy podjął decyzję i mogłaby przysiąc, że pół miasta słyszało ten wielki głaz spadający z serca Alice. Jeśli oczywiście mężczyzna nie postanowił wyłącznie zabawić się jej kosztem, przed zadaniem ostatecznego ciosu.
Szybko odgoniła od siebie podobne myśli. Jak na osobę, która chciała naprawiać ten świat, zbyt często pisała w głowie czarne scenariusze, zamiast wierzyć w przysłowiową “iskierkę dobra” tlącą się w każdym człowieku.
Nawet po szybkiej zmianie nastawienia do mężczyzny, jego dalsze poczynania sprawiły, że zaczynała podważać realność tego, co właśnie się działo. Czy przypadkiem nie spadła z Pana Propera na którymś z zakrętów i nie uderzyła się w głowę? Może właśnie leży nieprzytomna rowie, a cała ta konwersacja jest wytworem jej chorej fantazji?
Mimo wszystko wciąż dokładnie się mu przyglądała i z uwagą słuchała każdego słowa. To o czym mówił brzmiało naprawdę niepokojąco. Nie przypuszczała, że może jej grozić aż tak wielkie niebezpieczeństwo.
Wyciszyła w sobie odruch samoobrony - w tym wypadku chęć ucieczki. Nie drgnęła nawet, kiedy ten zbliżył się do niej.
Hipoteza zakładająca, że to nie dzieje się naprawdę została brutalnie obalona przez bluzę zarzuconą na barki Alice. Była ciepła, a wrażenie dotyku materiały na skórze było zbyt prawdziwe. Dodatkowo wydawało jej się, że poczuła delikatny, niemal niewyczuwalny zapach spalenizny bijący od ubrania, choć równie dobrze mogła być to jedynie autosugestia spowodowana tym, co przed chwilą dane jej było zobaczyć.
- Jestem Al… Znaczy… Pixie, po prostu Pixie - odparła po chwili zawahania.
Nie była przyzwyczajona do przedstawiania się swoim “pseudonimem”, nigdy wcześniej tego nie robiła. Wymyśliła go kiedy tylko odkryła swoją moc, w razie, gdyby kiedyś doszło do sytuacji, w której nie chciałaby zdradzać swojego prawdziwego imienia. Taka sytuacja nadeszła właśnie dziś.
- Ja… Mieszkam niedaleko Hyde Parku. A idąc za twoją radą, postanawiam się już nigdzie dzisiaj nie włóczyć - odparła, posyłając Sethowi delikatny, lekko speszony uśmiech.
UsuńZastanawiała się, czy dobrze zrobiła nakreślając mu miejsce swojego stałego pobytu, jednak jak na zawołanie, kiedy tylko ruszyli, za ich plecami, gdzieś w oddali rozległo się przeciągłe wycie i hałas przypominający odgłosy zaciętej walki. Alice odruchowo przyspieszyła kroku. Jej nowy znajomy prawdopodobnie miał rację, w ogóle nie powinno jej tu być.
-Seth? Hmm… Czemu akurat tak? Chaos i ciemność? Ogień chyba może stać się również zaprzeczeniem tych rzeczy… Zwłaszcza tej drugiej - zagadnęła, kiedy zostawili jęki i zawodzenia bestii daleko w tyle i od dłuższej chwili panowała cisza, odebrana przez dziewczynę jako ta, z gatunku bardzo niezręcznych.
Alice
[Nie chwal mnie tak bardzo Annie, bo się zamknę w sobie z zawstydzenia. Rozpoznać moje karty nietrudno - mają wszystkie ten sam szablon, hihi.
OdpowiedzUsuńTak już na serio, to bardzo Ci dziękuję za te zawsze miłe słowa od Ciebie. Niezwykle mi przyjemnie z tym (nie będę zaprzeczać).
Ja za to zawsze jak widzę tego pana na wizerunku postaci, która nie jest Twoja, to mam ochotę krzyczeć, że "halo, co to za kradzież". Lubię tych Twoich psychopatów, szczególnie że i ja mam do nich słabość. Kiedyś próbowałam zrobić i swojego, ale nie szło mi tak dobrze jak Tobie. Pod kartami widać, że świetnie Ci to idzie. Zazdroszczę, jak i podziwiam na kolanach składając Ci pokłony.
No ale przejdźmy do jakiś konkretów. Zawsze tak sobie słodzimy, zawsze sobie serduszka wysyłamy, a wątku nawet jednego nie mamy. Shan niestety chyba będzie się kręcić w tym półświatku kradzieży i szpiegów, coś mi się wydaje. Nie szkodzi, kłopoty ją lubią. Tak więc gdyby moja panna chciała jakieś informacje i spotkała się z nim (jako Cieniem), to że względu na swoje małe zdolności (wyczuwa mniej więcej zdolności innych osób, żeby wiedzieć co dokładnie kopiuje) i ze względu na swoją profesję (współczesna artystka potrzebuje często różnych dziwnych rzeczy do swojej sztuki, więc nie zdziwię się gdyby pojawiła się w jego sklepie myśliwskim w celu kupienia broni lub po prostu prochu strzelniczego), to bardzo prawdopodobne, że połączyłaby sprzedawcę broni wraz z panem Cieniem. Pewnie nawet próbowałaby wykorzystać to zamiast jakiejkolwiek zapłaty, że wie kim jest. Co zrobi Anubis (fajne imię, kiedyś miałam taką postać na cyrku) pozostawiam Tobie oczywiście. Może Shan skopiuje jego zdolność i trochę narobi szkód wokół siebie, jak i sobie. Wszystko mi jedno ^^]
Shan
[Cześć! Nie będę ukrywać, że tak podobne imiona z wyglądu w zestawieniu z tym samym nazwiskiem wyszło nam dość spontanicznie i nie spodziewałam się, że wzbudzą na blogu tyle zamieszania. Niemniej cieszę się, że spotkało się to z pozytywnym odbiorem!
OdpowiedzUsuńKartę będę musiała sobie jeszcze na spokojnie doszlifować, aby prezentowała się tak, jakbym tego chciała, aczkolwiek już teraz serdecznie dziękuję za tak miłe słowa. W zasadzie w KP znajduje się zarysowany z grubsza koncept, gdyż Shannona pozostawiam do odkrywania w wątkach, ponieważ o wiele łatwiej będzie go tam przedstawić w pełnej krasie. Imię twojej postaci przykuło moją uwagę, jeszcze zanim zdecydowałam się na bloga zapisać. Przypuszczam, że gdyby Anubis natknął się na Shannona miałby niemały problem, gdyby ogień odmówił mu posłuszeństwa w znanej mu formie.]
Shannon Whitfield
[ Cześć! Dziękuję ogromnie za miłe słowa, cieszę się, że karta jest znośna, a postać przypadła do gustu. Anubis ma buźkę Boltona, którego nie lubię, ale on sam na szczęście daleki jest od tego małego fajfusa. Na wątek jestem jak najbardziej chętna! Pomysł również przypadł mi do gustu - pomyślałam, że rzecz, którą utraciła Anastasia, może mieć dla niej ogromną wartość sentymentalną. Obiecała sobie, że kiedyś ją odzyska, kiedy więc otrzymuje szansę od losu i spotyka Anubisa, może bardzo stanowczo zażądać zwrotu swojej własności, której on mógłby już nie posiadać. Ale trafiła się bardzo zdeterminowana i uparta baba, która tak łatwo by mu nie odpuściła. Marnie to brzmi, nie potrafię wymyślać, zawsze wolałam zaczynać ;-;]
OdpowiedzUsuńAnastasia Vibora
[Nie no mi miło, że mnie nie zapomniałaś! :D I że doceniasz mój research, teraz się wrobiłam, bo będzie mi potrzebny też do wątków, ale jestem pełna zapału i w ogóle, tym razem zamierzam zostać na dłużej ;) Jeszcze raz dzięki za powitanie, jeśli ja wpadnę na jakiś pomysł, na pewno dam znać, chociaż domyślam się, że masz aż za dużo wątków XD]
OdpowiedzUsuńCecil Hyde
[Tobie się wszystko wybacza :D A ja dziękuję za pochwały. Co do poprzednich panów to nie mówię, że są skreśleni na amen, ale średnio się przyjęli, przynajmniej Solal, więc stwierdziłam, że nie ma co na siłę starać się. Postanowiłam spróbować z jakimś powiązaniem, po raz pierwszy w życiu! :D I nie mam pojęcia o co chodzi Ci z tymi zdolnościami :P Naprawdę. A co do wątku to podejrzewam, że będzie można coś oprzeć właśnie o córkę, albo... jakiś interes, wspólny. Coś z czego oboje mogliby mieć korzyści. Bo Vibora mimo swojego wieku daje szansę młodszym :D]
OdpowiedzUsuńAntonio Vibora
// No hej, hej,z kolejną postacią. Kwestię mocy już omawiałyśmy na gg, więc się do niej nie odnoszę. Niemniej jednak dobrze wiedzieć, że zawsze można liczyć na Twoje powitanie. Rzeczywiście Lise i Anubisa byłoby dość ciężko razem połączyć z uwagi na różnicę charakterów i fakt, że Elisabeth raczej trzyma się daleko od problemów, a Anubis to chłodząca, tykająca bomba. Dzięki za podpowiedź z wizerunkiem. Szczerze mówiąc nie sprawdzałam czy da się go znaleźć. Założyłam, że to raczej random. Skoro jednak nie to będzie to na pewno pomocna wiedza. Dzięki.
OdpowiedzUsuńLise Karlsson
// Ohoo, ogarnęłam, że nie odpisałam Ci jeszcze na powitanie pod Axelem. Nie wiem jak to się stało, ale w takim razie będziesz miała dwa komy ode mnie pod rząd. :) Fajno, że Ci się podoba Ax. Trochę feralnie wyszło, że jeszcze nie zaczęłam nim gry, więc nie wiem, czy uda mi się wczuć w tego skomplikowanego typa, ale miejmy nadzieję, że tak. Zniszczyć to chyba za wiele nie zniszczy, bo destrukcyjnie najbardziej działa na siebie, ale kto wie... może ktoś będzie musiał posprzątać za nim jakieś jego śmieci. ^^ Na razie nie ma on wielu kandydatek do odzyskiwania jego wiary w miłość, więc chwilowo może pozostanie jeszcze trochę złamasem i palantem. Może zrobi jakąś konkurencję dla grożnego Anubisa? Tylko bez ognia i zgonów. XD
OdpowiedzUsuńAx
PS. Mam słaby internet, tylko z transmisji, nie wiesz może, kogo obecnie na blogu ma Unicorn? Jeśli ma.
[Mnie to powiązanie również zachwyciła aż po czubki palców, aż do szpiku kości, i poczułam, że po prostu muszę ją mieć. Dziękuję bardzo, nie rumienię się, bo nie umiem, ale jest mi niezmiernie miło czytać takie słowa.
OdpowiedzUsuńChęć na wątek jest, gorzej z pomysłami. Może zatem jednak pobawimy się w powiązanie przez drugą pannę? :D]
Sarah Bodsworth
[ Ana na razie wystrzega się robienia komukolwiek krzywdy, a od czasu burzy nie miała z braćmi kontaktu, bo foch.
OdpowiedzUsuńale drugie pasuje. Ana uwielbia się naprzykrzać, szczególnie wtedy gdy jej na czymś zależy. Mogła nawet obserwować go od pewnego czasu, domyśliła się, że to on ma ten jej cenny przedmiot, zorientowała się gdzie Anubis mieszka i mogła po prostu się do niego włamać. Trochę niegrzecznie, ale chciała znaleźć to coś i po prostu sobie pójść, ale tego czegoś nie znalazła więc postanowiła na właściciela mieszkania poczekać. Przy okazji mogła nawet coś ugotować, skoro już naruszyła jego prywatność to go chociaż nakarmi. Bo w gruncie rzeczy to nie jest zła dziewczyna i wydaje mi się, że jak dojdą już do porozumienia, to mogą odkryć, że mówią w podobnym języku :D Jeśli Ci to pasuje to jutro mogę nam zacząć. Dzisiaj lecę opijać świeżo obroniony licencjat]
Anastasia
[No tak bardzo czekałam na komentarz od Nubisia, czekałam i się doczekałam. Dziękuję bardzo za tak miłe słowa! Wreszcie nad całokształtem siedziałam trzy dni, co raczej zwykle zajmuje mi parę godzin. I po trzech nieudanych próbach publikacji, oto jestem wraz z rozpromienioną panną. <3
OdpowiedzUsuńCo do odpisów i lenistwa to spokojnie, sama ostatnio coś nie ogarniam życia. Przez ostatni tydzień narobiłam sobie masy zaległości, ale powoli wracam do żywych i w najbliższym czasie mam zamiar się z tych wszystkich wątków wygrzebać.
No a wątek między tymi dwoma to już obowiązkowo. Lenka raczej na twojego pana z pięściami nie naskoczy, a nawet jeśli to nie sądzę żeby Anubis tak się jej dał. Pewnie sobie pokrzyczy, zrobi typowego focha z przytupem i może pogrozi, mając nadzieję że ewentualnie jednak nie dojdzie do rękoczynów. W końcu Nubiś jakiś tam mały ognik w niej rozbudził. Może jestem straszna ale wrzuciłabym ich na jakieś głębokie wody. W końcu szemrane interesy to ich konik, więc nie zdziwiłabym się gdyby podczas nawiasowej pracy znów na siebie wpadli. Idziemy w tę stronę?
PS. Czy już wspominałam jak uwielbiam Iwana? A tak, coś sobie przypominam.]
Lencia Belorusova
[O jejciu! Strasznie mi się ten pomysł podoba. Ah, dramy to jednak moje klimaty. Więc jestem wręcz trzy razy na tak! Nawet chętnie nam zacznę, jak wolisz.
OdpowiedzUsuńGdy Lena zobaczy Nubiśa to pewnie nieźle się wkurzy i zacznie mu wytykać jaki to on okropny i w ogóle. No i jak Ci się marzy to wrzucamy chłoptasia w benzynę, a co! Będzie epicko i słodko jak nie pozwoli Lenci tam w tych płomieniach zamienić się w popiół. Tylko ktoś by musiał go w tę kałużę wepchnąć, a Lencia nie jest na tyle straszna, żeby to od razu znajomego bić i popychać. Hym, w końcu skoro plan osoby trzeciej by się nie powiódł, sam mógłby jakoś wkroczyć do akcji, mając nadzieję, że może akurat pozbędzie się dwójki. Chociaż z drugiej strony co taki typek może zrobić ognistemu panu i świetlnej pani? XD]
Lena, Lencia, Leneczka (?)
Nie szkodzi. Tez Ci posmiece to będziemy kwita. <3 Dzieki za info.
OdpowiedzUsuń[Za lizaka pewnie zdzieliłaby go (chociaż mi się wydaje, że to słodkie) w twarz. Ale róże, chętnie przyjmiemy, kwiatków nigdy za wiele, hehe. <3
OdpowiedzUsuńNo to nasza osoba trzecia mocno się przeliczy, nie ma co. Pewnie Lencia nieźle się skitra jak zobaczy, że wszystko staje w płomieniach, ale jak Nubiś ją uratuje to może na chwilę mu wybaczy. Widzę jak Lena podbiega po wszystkim do Twojego chłoptasia, aby się upewnić, że nic mu się nie stało po czym przypomina sobie, że przecież jest obrażona, więc z grymasem na twarzy szybko się odwraca. Potem mogą iść na frytki do jakiegoś baru 24/7. XD
To jak, zostawiamy to tak czy jeszcze coś wymyślamy? Zacznę najprawdopodobniej jutro bo dzisiaj nie man dostępu do laptopa, tylko piszę wszystko z telefonu (czego mocno nie lubię). :D]
świetlna dziewczyna
Keira nie była indywidualistką. Była cholerną egoistką. Zawsze dążyła do wyznaczonych przez siebie celów, niespecjalnie bacząc na koszty. Gdyby jej cele nie były celami godnymi przeciętnego Smitha, prawdopodobnie dążyłaby do nich po trupach. Ale ona tylko odhaczała kolejne małe cele, wyzwania, o których mówiono w reklamach – zmień pracę, schudnij, odkryj nietolerancję laktozy, idź biegać, zarób pieniądze. I do głowy by jej nie przyszło, że już niedługo serią niefortunnych zdarzeń zostanie zmuszona do przeformułowania swoich priorytetów.
OdpowiedzUsuńFakt, że nie potrafiła sprostać wyzwaniu jakim było posiadanie tej cholernej mocy, był frustrujący nawet dla jej obojętnie cierpliwej osobowości. Do tej pory bez większego wysiłku osiągała to, czego zapragnęła. Być może dlatego, że nigdy nie pragnęła zbyt wiele. Błędnie założywszy, że wszyscy są tacy, jak ona, przestrzegała paru prostych zasad życia w społeczeństwie. I tak oto, sztywne postępowanie w zgodzie ze sobą, połączone z chłodną obojętnością oraz wielka nieostrożność, doprowadziły ją do momentu, w którym jakiś facet na jej oczach morduje innego mężczyznę, który chciał ją gdzieś zawlec.
Od razu zorientowała się, że pojawiający się znikąd mężczyzna może i nie jest po jej stronie, ale przynajmniej nie jest przeciwko niej, co było dla niej zasadniczą zaletą obecnej sytuacji. Wiele razy czytała akta spraw sądowych, widziała różne rzeczy na komisariacie, ale nigdy nie była świadkiem morderstwa. W pierwszej chwili była zbyt zajęta odzyskiwaniem oddechu rozmasowywaniem nadgarstków, by zorientować się na co tak właściwie patrzy. Wybałuszone oczy, purpurowa twarz i spojrzenie niemalże nabiegłe krwią. Coś jednak kazało jej patrzeć dalej. Skok adrenaliny spowodował przyspieszony oddech, ale nie wyglądała na specjalnie przerażoną, gdy wlepiała oczy w duszonego mężczyznę. Być może jej egoistyczna część osobowości chciała, by ostatnie, co ten robaczek widział przed śmiercią, było chłodne, w jakiś sposób triumfujące spojrzenie jej oczu. Dopiero nagły ruch i trzask łamanego karku sprawił, że kobieta zacisnęła powieki, odwracając głowę.
Chłodną dłonią trzymając się za nadgarstek, spojrzała w stronę obcego mężczyzny, który właśnie tłumaczył jej, że uratowanie jej życia było efektem ubocznym. Patrzyła na niego w milczeniu, z lekko rozchylonymi ustami. Nie wiedziała dlaczego właśnie teraz przez myśl przemknęło jej, że efekt uboczny w terminologii medycznej nazywa się działaniem niepożądanym. Przeszły ją nieprzyjemne ciarki. Czyżby to, że żyje było niepożądane?
Z kolei jego kolejne pytanie wybiło ją nieco z rytmu. Miała wrażenie, że przed nią stoi mężczyzna, który po prostu wytrąca ją z równowagi. Nie grał jej na nerwach (jeszcze?), ale jego tok myślowy sprawiał, że i jej myśli musiały biec torami, którymi rzadko kiedy biegały.
- Kawę i ciasto – powtórzyła cicho, głosem nieco słabym, nie odrywając od niego spojrzenia, jakby miała problem z uwierzeniem w to, co właśnie się stało. I po raz kolejny przyszła jej do głowy absurdalna myśl kawa z mlekiem bez laktozy, koniecznie. Kiwnęła głową i postanowiła ruszyć w końcu kilka kroków. Spojrzenie wlepiła w chodnik, ale po kilku metrach przystanęła i znów spojrzała prosto w oczy mężczyźnie, który na jej oczach zabił człowieka. Mimo to, w tej właśnie chwili czuła się jakoś absurdalnie bezpieczna.
- Dziękuję? – ewidentnie bardziej zapytała, niż stwierdziła. Na razie nawet do głowy jej nie przyszło ani mdleć, ani krzyczeć, ani wypytywać. Chyba była jeszcze w lekkim szoku. A wiadomo, że gęsta, zimna krew wolniej uderza do głowy – na kolejny przypływ adrenaliny przyjdzie jeszcze czas. Serce musi tylko nieco zwolnić, myśli muszą wrócić na swój tor, a dłonie trząść się trochę mniej, niż zwykle. Niemalże odruchowo znów ruszyła w stronę domu.
Keira
Elena Belorusova nigdy nie należała do osób cierpliwych. Chociaż dawniej, kiedy drętwe, małe cielsko zamęczała bezustannym przesiadywaniem pośród swoich czterech ścian, nie miała żadnego wyboru jak tylko siedzieć i czekać na pukający w jej drzwi los, teraz to on musiał ją doganiać. Niemal każdy jej dzień składał się z masy obowiązków, nieczęsto legalnych, których nawet jeśli musiała się podejmować, w jakimś stopniu ją bawiły i dawały odrobiny rozrywki. Każdy dzień tygodnia spędzała gdzie indziej. To opierając się o zielony, stary słup na Borough Market, którego stara farba brudziła jej jedyną, dżinsową kurtkę, kiedy indziej siadała na jednej z ławek w Hyde Park, czekając aż ktoś się do niej przysiądzie i wymieni kilka tajemniczych słów. Rozmawiając z każdym swoim klientem, trzymała między dwoma, kościstymi palcami chudego papierosa, raz po raz przykładając go do bladych, cienkich ust, aby zaraz po chwili wypuścić z nosa chmurę pozostałego w buzi dymu. Doskonale znała twarze wszystkich swoich klientów. Ich zachowania, słabości które mogła wykorzystać, gdyby interes nie układał się tak jak powinien.
OdpowiedzUsuńJednak tego mężczyznę widziała pierwszy raz na oczy. Zakapturzona postać stanęła zaraz obok niej, kiedy rzuciła resztę papierosa w kałużę, patrząc jak rozpalony materiał czernieje pod wpływem zimnej cieczy. Nie odwróciła wzroku w jego stronę, przez chwilę jeszcze milcząc jakby chciała się upewnić, że nie jest tylko czyimś tajniakiem, próbującym przyłapać ją na gorącym uczynku. Oblizała usta, próbując zmazać z nich smak tytoniu. Skierowała lekko głowę w jego stronę i wyciągnęła z kieszeni kurtki dłoń, powoli przybliżającą się do rąk nieznajomego. Dopiero kiedy poczuła na delikatnej skórze fakturę zielonych pieniędzy, odepchnęła się od brukowanej ściany. Skierowała zielone ślepia na jego twarz, jednak czarny kaptur i golf kompletnie przesłoniły jej obraz. Zmarszczyła czoło, czując że tym razem jest coś inaczej. Że tym razem nie jest wstanie poznać z kim tak naprawdę ma do czynienia.
Ostatecznie jednak i tak postanowiła dokończyć z nieznajomym sprawy biznesowe. Chociaż miała pieniądze i równie dobrze nie musiała pojawiać się w umówionym miejscu spotkania, fakt że nie potrafiła go odczytać w jakimś stopniu ją odstraszał. Przestrzegał aby załatwiła wszystko tak jak załatwione być powinno, bez żadnych wykrętów lub nawet niepotrzebnych ofiar. Wiedziała, że gdyby wszystko miało potoczyć się w kompletnie innym kierunku, mogła po prostu zniknąć mu z oczu szybkością własnego żywiołu zostawiając za sobą jedynie żółte, kołyszące się na wietrze smugi światła. Jej nadzwyczajne zdolności już nieraz pozwalały wychodzić z tarapatów tak dużych, że bez nich już by jej tu dzisiaj nie było. Ale jednak jakimś cholernym, wciąż niezrozumiałym dla niej cudem, bo tamtej burzy posiadała umiejętności, których nie jeden jej zazdrościł. Nawet jeśli doskonale wiedziała, że wokół niej znajduje się więcej tak samo obdarowanych ludzi jak ona sama.
Rozejrzała się dookoła, kiedy stanęła wreszcie w wyznaczonym przez nieznajomego klienta miejscu. Wzięła głęboki wdech napełniając lekko niesprawne już płuca zimnym, pomieszanym ze spalinami miasta powietrzem. Jak zwykle było już ciemno. Nieboskłon przykryła czarna warstwa koloru, a gwiazdy kompletnie zostały zasłonięte przez uliczne lampy i latarnie. Oparła się plecami o siwą, tynkowaną ścianę jednego ze starych budynków, chowając się w cieniu bocznej, wąskiej uliczki. Jeszcze raz przebiegła wzrokiem po otaczającej ją okolicy, poczym machinalnie sięgnęła do kieszeni kurtki, aby wyciągnąć niebieską paczkę z petami. Złapała opuszkami palców za końcówkę papierosa, jednak szybko się zatrzymała, czując na sobie czyjś wzrok. Nie odwracając twarzy od paczki papierosów, puściła skręta i pospiesznie schowała opakowanie na dnie kieszeni. Dopiero teraz odwróciła wzrok w swoją prawą stronę, w głąb czarnej, śmierdzącej uliczki.
Ciemna, wysoka sylwetka mężczyzny wpatrywała się w nią, każdy jej ruch, każde krzywe spojrzenie. Chociaż była niemal przekonana, że to jej własny klient, intuicja podpowiadała jej aby nie robiła żadnych, nagłych ruchów. Aby po prostu stała tam w miejscu, czekając aż nieznajomy wreszcie podejdzie w jej stronę lub ucieknie drugą stroną uliczki. Nie wiedziała czy popełnia błąd. Nawet jeśli, jednym ruchem mogła wywiercić mu w wątrobie krwistą dziurę. Pokręciła oczami i westchnęła, odwracając od niego wzrok.
Usuń— Ja pierdole… — wyszeptała pod nosem, wciąż czekając na ruch nieznajomego. — Chcesz czegoś czy nie?
Elena i mocno nieogarnięta w pisaniu autorka
Jeszcze chwilę tak stała, opierając się o ścianę i czekając, aż nieznajoma postać wyjdzie z cienia ukazując swoją twarz. Mężczyzna wolnym krokiem podszedł do światła, dwoma różnymi ślepiami wciąż wpatrując się w jej bladą, niemal wystraszoną buzię. Wstrzymała oddech widząc tak dobrze zapamiętaną sylwetkę. Spojrzała prosto w jego oczy, jakby chciała wyczytać z nich wszystkie myśli. Jeszcze chwilę układała sobie wszystko dokładnie w myślach, kiedy Seth tłumaczył jej zajście całej sytuacji. Nie potrafiła inaczej tego wytłumaczyć jak przypadek. Ktokolwiek się z nimi zabawiał nie miał żadnego prawa wiedzieć o ich przeszłości. O tamtej nocy nie wiedział nikt, prócz nich. A przynajmniej ona nikomu o tym nie rozpowiadała, nie widząc w tej krótkiej przygodzie niczego godnego polecenia. Wciąż mierząc go wzrokiem nie przerywała mu, czekając na kolejny ruch mężczyzny.
OdpowiedzUsuńTysiące nieznanych wcześniej emocji walczyły w jej umyśle, która stanie na podium i cichym szeptem wskaże jej to, co powinna zrobić. Ciągła nienawiść do jego dziecinnego zachowania gotowała się na dnie serca, powoli podpalając tym samym żyły oraz cały układ nerwowy. Pamiętała co sobie dawniej obiecała. Że jak go zobaczy, nie powstrzyma dręczącej jej wściekłości, że nie zatrzyma lecących w jego stronę pięści oraz strumieni światła, że nie będzie nawet zastanawiała się nad tym czy stanie mu się jakaś krzywda. Ale teraz nie potrafiła tego zrobić. Chociaż wciąż czuła tak samo palący żal, jakaś jej część nakazała dziewczynie tak po prostu stać. Nie robić żadnych gwałtownych ruchów, nie zaskoczyć go niepohamowanym ciosem w policzek. Po prostu wpatrywała się w ten jego dziki wyraz twarzy, oczy które w innych budziły jedynie strach, a ją w jakimś stopniu fascynowały.
Dopiero po chwili zauważyła czerwono—krwisty kwiat, który trzymał delikatnie w dłoni. Odwróciła wzrok, łapiąc opuszkami palców za zieloną, pokrytą kolcami łodygę. Nie spuszczała oczu z ostrych, postrzępionych liści, z czerwonych, subtelnych w dotyku płatków. Czy naprawdę uważał, że to wszystko naprawi? Jeden, niewiadomo nawet czy szczery, gest. Jedno proste przepraszam, jedna róża zerwana z doniczki chowającej się w ciemnej uliczce. Prychnęła pod nosem, wciąż oglądając podarowany jej kwiat. Nie była tak naiwna jak myślał. Nie należała do większości dziewczyn, do tych które wierzą w uczucia innych, szczęśliwe zakończenia. Na własnej skórze przekonała się, że nie na tym polega życie. Że jeśli raz cię ktoś zawiedzie, będzie to robił już zawsze.
— Spieprzyłeś? — spytała jakby chciała upewnić się w jego słowach, jednak nie oczekiwała od Anubisa jakiejkolwiek odpowiedzi. Ścisnęła mocno zęby czując narastającą w niej irytację. Przygryzła dolną wargę, próbując tym samym zatrzymać niepotrzebny przypływ przekleństw. Oplotła jedną dłonią łodygę róży, czując po chwili jak twarde kolce wbijają się w jej bladą, gładką skórę. — Ty dupku!
Krzyknęła w jego stronę i odepchnęła go parę kroków w tył. I chociaż chciała aby mężczyzna się przewrócił, może nawet poturbował o pobliską ścianę, on trzymał się dokładnie szarego betonu, nie odrywając stóp od ziemi. Wciąż ściskając dłonie w pięści, odwróciła się w drugą stronę, zostawiając go z jej własnymi plecami. Krążyła wzrokiem po zabrudzonym chodniku, dokładnie układając w głowie wszystko to co się właśnie wydarzyło. Nie była do końca pewna wersji Anubisa. Rzeczywiście, osoba trzecia mogła ich bez najmniejszego problemu wprowadzić w zasadzkę i pozbyć się dwóch, biegających po Londynie dilerów, niszczących na swojej drodze wszystko to, co jakkolwiek im podpadnie. Ale co jeśli cały ten teatrzyk był jedynie jego chorym wymysłem? Co jeśli to on jest tą osobą trzecią, jeśli próbuje jedynie odegrać w tym swoją rolę, jakoś sobie ją udobruchać, znów odzyskać zaufanie, żeby wykorzystać dziewczynę, a w najgorszym wypadku się jej pozbyć?
Mogła przecież uciec. Zamienić się w tę dziwaczną chmurę światła, w sekundę zniknąć mu z oczu i schować się w oddalonym o parę przecznic ciemnym koncie, czekając aż wreszcie odpuści sobie jej poszukiwania. Ale tego nie robiła. Trzymała się ziemi, nie ruszając się z miejsca, jeżdżąc jedynie wzrokiem po znanej jej okolicy. W jakimś stopniu chciała się z nim zmierzyć. Zobaczyć co z tego wszystkiego wyniknie, dać mu do zrozumienia, że już nigdy więcej nie chce go widzieć na oczy, że jeśli to wszystko to jego durny plan, powinien sobie po prostu odejść i odpuścić. Zmarszczyła czoło, znów czując falę przypływającej złości i jeszcze raz odwróciła się w jego stronę, mierząc mężczyznę wzrokiem.
Usuń— Jeśli to jakiś twój cholerny plan — zaczęła, podchodzą do niego i kłując go palcem prosto w środek klatki piersiowej. — to lepiej sobie odpuść i znikaj, póki nie chcę cię uderzyć!
Lencia
Elena nigdy nie lubiła częstych zmian i niezdecydowania. Chociaż nie należała do ludzi pedantycznych i sama nie potrafiła zdecydować się przy najprostszych wyborach, ludzka zmienność doprowadzała ją na skraj białej gorączki. Nie znosiła tej nagłej zmiany zdań, tej wylewanej w jej stronę obojętności. Sama jednak ukrywała się pod niemal identyczną warstwą. Chciała nic nie czuć, pozostać w całkowitej apatii. Jednak skrywane głęboko uczucia ostatecznie zawsze dawały się we znaki. Udawała dobrze. Czasem nawet zbyt dobrze. Wielu przepłaciło życiem wierząc w jej ciche, spokojne podejście. Przy pierwszym spotkaniu zawsze się taka wydawała. Jeśli wszystko szło zgodnie z planem, nie zmieniała swojego podejścia. Po udanych interesach każdy odchodził w swoją stronę, a ona po chwili zapominała o tym, że jakkolwiek łamie prawo, własne życiowe zasady.
OdpowiedzUsuńJednak nie zawsze wszystko szło po jej myśli. Wielu ludzi próbowało ją oszukać. Najróżniejszymi sposobami, jakby bojąc się dziewczyny trzymali się najróżniejszych rozwiązań, kurczowo przylegając do niby bezpiecznej przystani. Kiedy wreszcie dochodziło do niej, że ich gra nie jest na tyle czysta, jak chciałaby żeby była, nie powstrzymywała się. Furia przechodząca przez jej żyły, przez cały układ nerwowy, potrafiła niemal automatycznie sterować jej ciałem. Zawładnąć nad szkieletem, każdym wykonywanym ruchem. Wtedy też, kiedy amok pląsał w jej głowie w nierównomiernym tempie zaczynała swój własny taniec ze śmiercią. Odbierając każdemu kto stanął jej na drodze tę najważniejszą, posiadaną rzecz. Samo życie. I chociaż jej twarz wisiała na policyjnej liście poszukiwanych, nie powstrzymywała się przed widowiskowymi zabójstwami, słysząc jak ludzie wokół niej w histerii uciekają, szukając bezpiecznego miejsca.
Dlatego zachowanie stojącego zaraz przed nią mężczyzny, kompletnie sprowadziło ją z tropu. Wreszcie przestała go rozumieć. Jego postrzegania całej sytuacji, poważnych przemyśleń, obliczeń jakie prowadził w tej swojej szaleńczo podstępnej głowie. Na początku myślała, że jest tylko jednym z tych cholernych drani, co po jednej spędzonej nocy, nie dają już jakiegokolwiek znaku życia. I pewnie nie pojawiłby się przy jej boku, gdyby nie osoba kompletnie im obca, planująca nieczystą zagrywkę kierowaną w ich stronę. Potem róża, którą jej dał i chociaż miała ochotę rzucić ją w ciemny kąt, ułamała kawałek łodygi i włożyła do kieszeni kurtki znajdującej się na jej piersi. Ale teraz znów zawiał ją chłód. Jego obojętność sprawiła, że wszystko to co czuła przez ten cały czas, kompletnie straciło jakiekolwiek znaczenie.
Więc kiedy odwrócił się do niej plecami, powoli oddalając się od jej chuderlawej sylwetki, miała ochotę rzucić w niego kolejnym promieniem światła lub zacząć własnoręcznie dusić. Przygryzła mocno dolną wargę, czując jak znana tak dobrze furia, powoli wypełnia jej ciało. Jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić, usłyszała dźwięk spadającej powoli cieczy, obijającej się o kurtkę chłopaka.
Pospiesznie cofnęła się w tył, widząc jak w jednej chwili łatwopalna substancja, w połączeniu z jego skórą, staje całkowicie w płomieniach. Wyszczerzyła oczy w przerażeniu, zielonymi ślepiami dokładnie ogarniając ogień, który powoli roznosił się po całej uliczce. Pomarańczowe ogniki odbijały się w przeszklonym wzroku, kiedy ona powoli cofała się w tył, krok po kroku.
W tej jednej chwili cały jej organizm automatycznie się uspokoił. Jakby otaczający ją ogień wypalił całą tą złość, którą w sobie trzymała, jakby wszystko to uciekło kiedy tylko zauważyła, że Anubis staje w otaczających go płomieniach. Nie wiedziała co bardziej teraz nią kierowało. Przerażenie, czy może pewna sympatia. W końcu nie uciekała. Nawet jeśli wiedziała, że może w jednej chwili zniknąć z miejsca zdarzenia, zostawiając mężczyznę w pełnej agonii, nie robiła tego. Jedynie ostrożnie cofała się w tył, kiedy ogień powoli muskał zabrudzoną powierzchnię, brnął w jej stronę chcąc dostać się do jej ubrań, skóry.
Wreszcie niepostrzeżenie, coraz bardziej przyspieszając kroku, upadła do tyłu wtulając się w zimną posadzkę. Podniosła plecy w jednej chwili, widząc że ogień jest coraz bliżej niej. Pospiesznie cofała się do tyłu, nie podnosząc się nawet z ziemi, jednak przystała czując za sobą twardą, ceglaną ścianę. Zasłoniła twarz rękoma, kuląc się w drobną kulkę i czekając, aż ogień wreszcie dosięgnie jej nóg, aż poczuje palący skórę ból.
UsuńJednak ostatecznie nie poczuła nic. Jedynie żar bijący od płomieni, ciepło które sprawiało, że krople potu wyszły na jej bladym ze strachu czole. Powoli odsłoniła oczy, które jeszcze niedawno chroniła rękawami dżinsowej kurtki. Ogień, który tlił się wokół niej, dokładnie ominął jej postać, niszcząc wszystko to co znajdowało się wokół niej. Wreszcie płomienie doszły na tyle wysoko, aby mężczyzna który jeszcze niedawno patrzył jak Seth płonie żywym ogniem, przeleciał przez balustradę, zamieniając się w locie jedynie w czarną kupkę popiołu. Ona jednak siedziała cały czas w jednym miejscu, zbyt przerażona aby zrobić jakikolwiek ruch.
Po czasie wszystko wokół niej powoli traciło blask płomieni, cofając się zaraz do mężczyzny, który wił się na klęczkach z przepełniającego go bólu. Zostawiając za sobą czarną ścieżkę, ogień gasł, powoli wpadając pod ciężką rękę swojego panu, wreszcie dając się opanować, uspokoić. Szybko przewróciła wzrok w stronę Anubisa, kiedy ten powoli zaczął się podnosić, plując krwią na czarny od gorąca beton. Lena wstała pospiesznie, nie wiedząc nawet dokładnie co tak naprawdę nią kieruje i podbiegła do niego, klękając zaraz obok. Złapała w dłonie jego twarz i obejrzała go dokładnie, jakby chciała się upewnić czy aby na pewno na tym wszystkim nie ucierpiał.
— Nic ci nie jest? — spytała pospiesznie, z tą wypisaną w oczach troską.
Słodka Lencia martwiąca się CHWILOWO Nubisiem
Elena przeważnie była zimna i obojętna. Lubiła to w sobie. Fakt, że swoim zachowaniem potrafiła straszyć nieznajomych, że kilka jej słów było niemal rozkazem w stronę drugiego człowieka. Nigdy tak naprawdę nie potrafiła odczuć prawdziwych, ciepłych uczuć. Z dzieciństwa znała jedynie strach. Kiedy to wtulała się w pluszowego misia, kiedy za oknem słychać było jak kolejne błyskawice tną ciemny nieboskłon. Kiedy wciąż odwracała za siebie przerażony wzrok, jak tonęła drobnymi stopami w metrowych zaspach śniegu, kiedy matka kazała jej się schować w pokoju, gdy do domu przychodzili kolejni, ubrani w czarne płaszcze mężczyźni. Bała się ich spojrzeń. Tych wrednych uśmieszków jakie kierowali w jej stronę, tych dzikich oczu, czarnych niczym czeluście samego piekła, z wolnym promykiem na samym dnie.
OdpowiedzUsuńPotrafiła być niemal jak oni wszyscy. Jak ci prześladowcy co niszczyli każdy dzień jej dzieciństwa wtedy kiedy zjawiali się przed jej drzwiami, lub kiedy wzrokiem wyłapywała ich w ciemnych uliczkach Moskwy. Przez cały ten czas, od kiedy rozpoczęła swoją szemraną działalność rozciągniętą niemal na cały Londyn, nie znalazł się nikt kto uświadomiłby jej, że stała się taka sama. Że zmieniła się w swój własny koszmar, jest tym czym nigdy stać się nie chciała. Sama nie potrafiła sobie tego powiedzieć. Sama do tego dojść, do źródła tym kim się teraz stała. Chciała być niezniszczalna i tego nie ukrywała. Chciała siać zamęt i strach, niby jak ten władca co wieszał podwładnych za byle przewinienia.
Niektórzy w niej to lubili. Elliot, który codziennie potrafił postawić ją na nogi, nigdy nie był przeciwny jej dzikiej, nieokiełznanej stronie. Doskonale wiedział jak bardzo jest ona przydatna w ich pracy, kiedy próbowali młodym dzieciakom wcisnąć do kieszeni trochę trawy, bo przecież ta wcale tak bardzo im nie zaszkodzi. Na wieczornych imprezach, szukając już chwiejących się na nogach bywalców handlowali z nimi amfetaminą.
Vincent, przed którym teraz próbowała się uchować, przed jego wszystkimi miejskimi oczami i uszami, też w jakimś stopniu to wykorzystał. Jej porywczość, brak instynktu samozachowawczego. Zanim zdążył ją przywiązać do stalowego, zimnego krzesła, kiedy to jeszcze cała ich relacja opierała się jedynie na współpracy, była niemal pewna, że w każdej chwili może mu uciec. Zniknąć sprzed oczu, odejść od łapczywie wyciągającej w jej stronę dłoni. Że nawet ktoś taki jak on nie będzie wstanie się jej przeciwstawić. Ugnie się jak wszyscy. Ale to ona musiała klęknąć. Przyłożyć kolana do twardej, betonowej posadzki i w agonalnym płaczu wyszeptać, że już nie będzie mu się przeciwstawiać. Jakby zbierał jej łzy do swojej małej kolekcji.
Ale gdzieś głęboko w niej wciąż zostały skrawki empatii należące do tej małej dziewczynki, chowającej się pod łóżkiem przed burzą. Pod grubą warstwą cynizmu, chowała ciepło na które, w jej mniemaniu, nikt tak naprawdę nie zasługiwał. Rodzinę straciła już dawno. Twarz ojca znana jedynie z fotografii, a ona? Matka, która miała ją wychować? Nigdy nie była dla niej przykładem, autorytetem. Nie znosiła jej za tą słabość, za to że całe swoje dzieciństwo musiała spędzić zamknięta w swoim pokoju, że w Londynie, kiedy były już bezpiecznie, a ona chciała jedynie zaznać normalnego życia, ta kazała jej zbyt szybko dorosnąć, zająć się nimi dwoma.
Był przyjaciel, którego od czasu do czasu obdarowywała szczerym uśmiechem. I on. Ten cholerny dupek, który zostawił ją w łóżku jedynie z wijącą się na materacu pościelą. Chociaż jeszcze niedawno była gotowa wymierzyć mu silny cios prosto w nos, teraz cała złość przeminęła. Jakby za pomocą pstryknięcia palcami coś się nagle w niej odmieniło. Ale to nie palce miały wpływ na tę zmianę. Nie zranił jej. Dzikie płomienie, które jeszcze niedawno otaczały cały, czarny od gorąca plac, mogły bez żadnego problemu się jej pozbyć. Wejść na ubrania, scalić je ze skórą, aby ostatecznie wyniszczyć wszystkie jej narządy, mięśnie, kości. Ale tego nie zrobiły. Dokładnie ominęły jej kulącą się w rogu sylwetkę, przestraszoną twarz. Nie wiedziała nawet czy zrobił to celowo. Czy to dzięki jego woli nie stała się jej żadna krzywda. Jednak tak bezlitosny żywioł nie potrafił po prostu kogoś oszczędzić. Chyba, że odpowiednia siła trzymała go na wodzy.
UsuńJednak czuła narastające w niej zdziwienie, kiedy mężczyzna delikatnie przytulił ją do swojej piersi, jakby chciał poczuć jeszcze ciepło żywej istoty. W pierwszym momencie się opierała. Ze spiętymi mięśniami opierała głowę na jego klatce piersiowej, wciąż próbując przeanalizować to co się właśnie stało, to co właśnie zrobił. Jednak ostatecznie, jego zamiary całkowicie przestały ją interesować. Rozluźniła wszystkie kończyny, podnosząc się trochę i kładąc głowę zaraz pod jego podbródkiem, tak aby było jej wystarczająco wygodnie. Teraz ją nie interesowało kto tak naprawdę tego potrzebował. Czy on, kompletnie wyprany z jakichkolwiek sił, czy ona, ta która jeszcze niedawno trzęsła się ze strachu, wtulając się we własne kolana. Ale było już po wszystkim. Byli bezpieczni. Ogień nie pożarł jej żywcem, a go jakimś cudem oszczędził, nie wpychając mężczyzny ostatecznie w same szpony śmierci. Uśmiechnęła się mimowolnie słysząc jego słowa. Może wcale nie jest taki zły?
— Nic mi nie jest — odpowiedziała prawie szepcząc, jakby nie chciała rujnować tak spokojnej i przyjemnej chwili. Wciąż jednak nie odwracała wzroku w jego stronę, wtulając się w rozgrzane ciało chłopaka. — Wnioskuję, że z tobą może być trochę gorzej.
Kościstymi, wychudzonymi palcami chodziła po jego koszulce, bawiąc się cały czasz cienkim materiałem. Westchnęła szybko, pierwszy raz od całego pożaru, czując w płucach przyjemnie zimne, londyńskie powietrze. Ostatecznie jednak podniosła się i spojrzała swoimi zielonymi oczami w jego różne ślepia, jakby szukała w nich jakiejś kotwicy, punktu zaczepienia. Uśmiechnęła się do niego półgębkiem, jakby tym samym chciała mu dodać pewnej otuchy.
— Mam ochotę na frytki. Idziemy na frytki?
Lencia i KONIEC ROMANSIDŁA IDZIEMY NA FRYTKI
Ona była chora na nadmierną logikę, choć logiki w jej postępowaniu i przemyśleniach ciężko było się doszukać. Gdyby dało się poznać ją nieco lepiej najprawdopodobniej przywodziłaby na myśl jedną z tych kobiet, które dla ochrony swoich bliskich potrafią kogoś obedrzeć ze skóry. Dziwacznie pokręcony, sztywny kręgosłup moralny siedział gdzieś w białej głowie pozbawionej większych skrupułów. Choć wszystko jednocześnie ukryte było pod obrzydliwie normalnym płaszczykiem codzienności. Przykrywała się nim jak kocem, by nie musieć myśleć o tym, że tak naprawdę nie rozumie samej siebie.
OdpowiedzUsuńZamiast zaakceptować dwoistość swojej natury, a tym samym pogodzić się z tym, że ma tą moc, wolała szukać rozwiązania, które chyba nie istniało. Ignorowała zupełnie fakt, że jej organizm wbrew pozorom reaguje odpowiednio w momentach zagrożenia, że chłód przejmujący jej ciało czasem daje wyraźne sygnały. Nie chciała pogodzić się z tym, że jest szurnięta. Czy była zła? Chyba nie, ale do dobrej było jej równie daleko. I z jednej strony nie czuła się komfortowo w sytuacji, gdy na ulicach giną ludzie, lista zaginionych się wydłuża, a mrok wypełza z kanałów odznaczając swoje piętno na kim popadnie. A z drugiej strony była w jakiś pokręcony sposób dziwnie spokojna, wiedząc, że może sobie poradzić. Doskonale pamiętała tą niepokojącą satysfakcję, gdy cisnęła w idącego za nią psychopatę ogromnym soplem lodu. Ale co gorsza, uciekając z miejsca zdarzenia, wcale nie była przerażona faktem, że zupełnie nie wie, czy go nie zabiła.
I tym razem mrowienie w palcach jej dłoni zniknęło. Serce wróciło do normalnego, wolniejszego nieco niż normalny, rytmu. Jakby skręcenie karku tamtemu mężczyźnie wcale nie było… takie straszne? Złe? Nie wiedziała, czy ten rodzaj spokoju jest normalny. Przez chwilę przyglądała się mu spod zmarszczonych lekko brwi, jakby nie bardzo docierała do niej rada mężczyzny.
- Wiem – odparła cicho, przygryzając lekko dolną wargę. Teraz nie zadrżała już nawet na myśl o tych wszystkich niefortunnych opresjach, w których się znajdowała. - Zwykle jakoś sobie radzę – dodała, nie bardzo chcąc wnikać w szczegóły. Nie wiedziała jednak, że szybko okaże się jak bardzo jednak chce w nie wnikać. Zamilkła, widząc, jak mężczyzna podchodzi do niej z kurtką w rękach. Ugryzła się w język. Nie mogła mu podziękować i powiedzieć, że to nic nie da, bo musiałaby się tłumaczyć. A przynajmniej czułaby, że byłaby mu w takiej sytuacji winna wytłumaczenie. Nie wiedziała dlaczego.
Gdy narzucał jej kurtkę na ramiona poczuła coś, co niemalże zwaliło ją z nóg. Ciepło. Nie gorąco, nie oparzenie, nic spektakularnego. Ale od dawna próbowała jakkolwiek zadziałać na swój organizm, jednocześnie nie parząc przy tym skóry – bez skutku. Wciągnęła powietrze do ust, ale go nie wypuściła, patrząc wprost na mężczyznę. Ułamki sekund później opuściła jednak wzrok i złapała poły kurtki, by mocniej się otulić. To było tak inne od gorącej herbaty, która nie działa, od siedzenia przy kaloryferze, od wrzątku, którym kiedyś poparzyła dłonie i odczuła to dużo boleśniej. Uspokoiła się i rozczarowała jednocześnie, czując, jak zimno jej organizmu zabiera dotychczasowe uczucie ciepła.
- Narobiłam ci kłopotów? - zachowywała się, jakby jeszcze była w szoku, co tłumaczyło lekkie dreszcze i dezorientację wynikające z zagadkowego dla niej przebiegu wydarzeń. Czy mężczyzna poczuł jakikolwiek chłód? Skąd się to wzięło? Zwykle stroniła od dotykania kogokolwiek, ale jeszcze nigdy nie zaobserwowała u siebie czegoś takiego. Mimo, że zadała mu pytanie to jej myśli zaczęły krążyć wokół zupełnie innych kwestii. Nie potrafiła się odnaleźć w chaosie własnych myśli.
- W tamtą stronę jest jeszcze otwarta kawiarnia – wypaliła nagle, nie bardzo wiedząc dlaczego. Spojrzała na niego i chyba po raz pierwszy od całego zajścia na jej usta wniknął blady, jakby niepewny uśmiech.
Keira
[Baaaardzo dziękuję za takie miłe przywitanie! <3 I jaka tam władczyni strachu? :D Cece wcale taka groźna nie jest ;) A z tym wątkiem to chyba ja mam pomysł, Anubis jest naprawdę ciekawą postacią, więc wam nie odpuszczę!
OdpowiedzUsuńMój pomysł jest taki - Cece jeszcze nie do końca ogarnęła swoją moc, czyli czasem uda jej się poznać czyiś strach, jednak nie zawsze. Tak sobie pomyślałam, że mogłaby przez przypadek gdzieś wpaść przez przypadek na Anubisa (i to w sensie dosłownym), a coby nie spotkać się z podłogą/chodnikiem/etc. chwyciłaby go za rękę i zupełnie niecelowo odkryłaby czego on się najbardziej boi :D On mógłby odebrać to jako atak z zaskoczenia, takie poniekąd wdarcie się do jego umysłu, i troszkę Cece poparzyć. Ta oczywiście by zasłabła, no bo znowu jej umiejętności wzięłyby ją z zaskoczenia, że tak powiem. Dobrze kombinuję? Mogę wrócić z lepszym pomysłem jak coś xd]
Cece M. Rokotov
[O proszę, czyli trochę trafiłam z tym poparzeniem :D Chyba mamy to, co? Pozostaje tylko pytanie kto zacznie ;)]
OdpowiedzUsuńCece Rokotov
Żyli w świecie, którego nie znała. Być może dlatego w tych różnobarwnych tęczówkach chciała znaleźć coś prostego i szczerego. Tak jak szczery był efekt uboczny pod postacią uratowania jej życia i jak proste było pożyczenie kurtki otulającej chłodne ramiona. Przez chwilę pomyślała, że gdyby miała komukolwiek zaufać w tym chorym i mrocznym świecie, to zaufałaby komuś takiemu jak on – nieprzewidywalnemu człowiekowi, którego myśli biegną torami dalekimi i niepowtarzalnymi. Komuś, kto w razie potrzeby nie zawaha się skręcić komuś karku. Nie wiedziała dlaczego właściwie tak postrzegała zaistniałą sytuację, ale chwilowo nie zamierzała się doszukiwać logiki ani w jego, ani w jej postępowaniu. Jej głowę zaprzątały myśli dotyczące jej mocy.
OdpowiedzUsuńChyba czuła, że mężczyzna jest inny, ale w całej dziwaczności sytuacji, w której się znajdowali, nie potrafiła odczytać, czy jego inność polega tylko na tym, co kryje się w oczach, czy na czymś jeszcze. Doskonale pamiętała, jak wyciągała swojemu sąsiadowi kulkę z brzucha i musiała dotknąć jego czoła, by chociażby oszacować, czy ma gorączkę. Nie poczuła wtedy niczego dziwnego. A teraz…
Nie od razu przyszło jej do głowy, że i on może być inny, że może być jak ona. Nie bardzo wiedziała nawet jak miałaby o to zapytać, jak dowiedzieć się, czy kimś targają podobne anomalie. Poza tym, zakładała, że gdyby miał jakąś moc, to najprawdopodobniej użyłby jej do zamordowania oprycha. Czemu sama nie użyła swojej mocy? Odpowiedź na to pytanie była właściwie banalna. Nie wiedziała jak należy się tym posługiwać. W zacisku swojego domu mogła z lodem wyczyniać prawdziwe cudeńka, uczyła się w ten sposób granic i możliwości tego, co siedzi głęboko w jej ciele. Ale wystarczyła chwila dezorientacji, rozproszenie uwagi, by jak dziecko na egzaminie zapominała o tym dobrodziejstwie. Czasem, w momentach zaskoczenia, czy nagłych i silnych emocji zdarzało się, że kriokineza działa się sama. Keira źle wspominała takie momenty.
Uśmiechnęła się lekko, słysząc, że mężczyzna i tak większych kłopotów mieć nie może, a wzmiankę o jej uśmiechu pominęła, z ledwo zarysowanym zakłopotaniem na twarzy i odwróciła wzrok w kierunku, w którym zmierzali. Zanim zdążyła odpowiedzieć na jego ostatnie pytanie, zanim zdążyła choćby zabrać rękę, czując delikatne ciepło w okolicach dłoni, zanim do cholery zdążyła krzyknąć Nie dotykaj mnie!, gorąca i zimna dłoń zetknęły się na ułamek sekundy.
Poczuła ostry ból dłoni, jakby ktoś przyłożył jej do palców rozżarzony węgiel. Syknęła ostro, zabierając rękę do siebie i przyciskając do piersi. W jednej chwili poczuła, jakby temperatura jej ciała skoczyła o co najmniej dwa stopnie, co dla wyziębionego ciała było niczym gorączka. Miała wrażenie, że płonie, a od prawdy nie była zbyt daleko. Gdyby się przyjrzała, zobaczyłaby, że poparzona dłoń tli się niewielkim płomieniem. Nie dane jej jednak było zobaczyć ani ognia, ani oparzenia, bo jakby w odpowiedzi na tak nagły i gorący dotyk jej ciało zareagowało równie ostro.
Ostatnie, co zobaczyła, zanim jej oczy zaszły białą mgłą, był… mężczyzna w ogniu. W jednej chwili stała nieruchomo niczym lodowy posąg, uwięziona w oszronionym ciele, przyciskając dłoń do piersi. Jej myśli biegły jak szalone, choć ze wszystkich sił starała się uspokoić. Serce zaczęło bić coraz wolniej, nie mogła tracić cennej energii na emocje. Nie teraz.
Masz bardzo ładny uśmiech
Nie wiedziała, czemu pomyślała o tym akurat teraz. Jej myśli zaczęły mimowolnie tworzyć w głowie obraz jej mieszkania, wszystkich tych bardziej lub mniej udanych prób okiełznania żywiołu. Pomyślała, że ten facet zaraz spali się na środku ulicy, a ona nic nie będzie mogła z tym zrobić. Nie. Tak być nie może.
UsuńDelikatne ciepło, które poczuła w okolicy mostka, pozwoliło jej na nieznaczne podniesienie temperatury ciała. Nie wiedziała ile czasu to trwa, prawdopodobnie jej skóra odzyskiwała swój blady koloryt we względnie szybkim tempie, ale jak dla niej to była cała wieczność. Z drugiej strony było to jak kamień milowy w jej dotychczasowych przygodach z mocą. Najpierw odmroziła dłonie i stopy, a gdy znów poczuła ból poparzonej skóry, poszło o wiele szybciej. Może to był klucz? Umiejętność korzystania z bólu, czy adrenaliny? Chwilę później opadła na ziemię, drżąc i łapczywie łykając oddech. Czy tak właśnie wygląda hibernacja? Podniosła się na trzęsących ramionach, by spojrzeć na mężczyznę i miała najszczerszą w życiu nadzieję, że na jego miejscu nie znajdzie jedynie zwęglonego ciała.
Keira
[Hej, makaroniku, również się cieszę, że mnie namówiłaś. Zawsze chciałam mieć postać, która ma smoki i żyje w XXI w. Moje blogowe marzenia się spełniają :D.
OdpowiedzUsuńDają trzy razy tak i nawet złoty przycisk! Może uczyć je ziania ogniem, ale nie w jej mieszkaniu! Kaelie nie chce wylądować ze swoimi zwierzątkami na ulicy, bo ktoś spalił jej mieszkanko. Chyba że udałoby jej się znaleźć działającą gaśnicę. Wtedy miałaby szansę wyjść z tego bez szwanku. Ale gdyby już nauczyły się ziać tym ogniem, to mogliby zajadać się kiełbaskami upichcononymi na smoczym ogniu (swoją drogą, ciekawe jak by one smakowały :D). A nawet Kaelie poczęstowałaby go oryginalną irlandzką whiskey, którą przyniósłby Sims-sługa, którego potem przez przypadek mogliby spalić.
Podsumowując - na obiecany wątek jestem chętna, musimy wymyślić coś takiego mega. Ale po przeczytaniu karty Nubisia (która jest świetna i nie znajduję słów, aby dać upust zachwytowi, jak zawsze, a gify mnie urzekły i się napatrzeć nie mogę), nieco się obawiam obiecanego tulenia, bo jakby niekontrolowanie wybuchnął, to moja matka smoków by tego nie przeżyła :D]
Kaelie
Życie było dla niej jedynie kolejną przeszkodą do pokonania. Nigdy nie potrafiła się w nim odnaleźć. Stawało naprzeciwko niej, jak ten najgorszy przeciwnik — wygięta w strachu kreatura, która wciąż nie spuszczała z niej swoich czarnych jak onyks tęczówek, wpatrując się w nią niczym w kolejną ofiarę, padlinę na której spożycie szykuje się już od dłuższego czasu. Czasem upadała na kolana, czując na własnej głowie spojrzenie postaci z jej najgorszych koszmarów. Tej samej, co codziennie karmiła się jej lękiem, strachem obezwładniającym ciało. Rosła w siłę. Kiedy ciemność uniemożliwiała prawidłową pracę umysłu, ciała. I delektowała się pojedynczymi kawałkami mięsa. Skubała przemęczone ręce, nogi. Wierciła w twarzy krwiste dziury zaostrzonym dziobem. Gumowata skóra; zimna i niedobra w zetknięciu z językiem. A zaraz pod nią jeszcze ciepłe od krwi mięso. Wciąż przesiąknięte najróżniejszymi płynami, wilgotne w dotyku, pozostawiające na twarzy powoli zastygającą posokę. Jednak wtedy ponownie się podnosiła. Kiedy lęk odchodził wreszcie o krok, z brzuchem napełnionym jej własnym ciałem, kiedy wreszcie czuła się bezpieczna — gotowa wrócić do poprzedniego, zwykłego życia.
OdpowiedzUsuńNie byłoby nic złego w jej upadkach. Była tylko jedną z licznych, co to poddawali się samej śmierci, aby odbudować siły z podwójną siłą. Jednak ona nie upadła raz. Nie miała do czego wracać. Drobny pokoik w ich mieszkaniu w Moskwie dalej przypominał o samotnie spędzonych wieczorach, kiedy to obawiała się że spod jej łóżka wyjdą mężczyźni odziani w czarne, skórzane płaszcze — nie potwory rodzące się na dnie dziecięcego umysłu, a oni. Ci sami, co codziennie zjawiali się pod drzwiami jej mieszkania, by mierzyć dziecięce ciało dzikim wzrokiem, by szeptać matce do ucha kolejne groźby, słowa mające wprowadzić ją w stan czystego strachu, osłupienia. A mała dziewczynka stojąca w kącie korytarza, wtulająca się delikatnie w różowego, pluszowego słonia, obserwowała jedynie czarne sylwetki, dokładnie wsłuchując się w przesiąknięte goryczą słowa, soczyste od jego nadmiaru.
Czasem zastanawiała się dlaczego to wszystko tak się potoczyło. Czy to wina matki, co to cały ten czas uciekała przed niebezpieczeństwem, omijała rzucane w jej stronę strzały? A przecież mogła sięgnąć po tarczę. Dokładnie tę, co leżała zaraz obok niej, raziła kolorem próbując podpowiedzieć kobiecie, że przecież ma się czym bronić. Dlaczego po nią nie sięgnęła? Po napiętą na kawał drewna skórę, umazaną czerwoną farbą. Nie było to najlepsze dzieło owego kowala — tego samego co kształtował wszystkie ich wspomnienia, wgniatał metal uczuć, podgrzewał stal emocji. Ale obroniłaby się. Groty wbiłyby się w drewno, przecięły skórę, lecz nie dotarłyby do niej. Mogła tak stać, bezpieczna, czekając aż ktoś wreszcie pozbędzie się stojących niedaleko przeciwników. Aż wreszcie skończą im się strzały, którymi atakowali drobną sylwetkę kobiety.
Dlatego zawsze uważała, że jest całkowicie sama. Zanurzona w czarnej samotności, przesiąknięta nią do kości. Jakby teraz już sama odstraszała od siebie wszystkich tych ludzi, nawet na których jej zależało. W jakimś stopniu winiła za to matkę. Za to jak ją ulepiła, jak ukształtowała charakter, do jakichś koszmarów się przyczyniła. Dokładnie tak jakby prosty człek, przesądzający swoje umiejętności, dokładnie wyrzeźbił jej postać w kawałku gliny — dłońmi zbyt gładkimi by miały w sobie krzty doświadczenia, zbyt delikatnymi, a zarazem niepewnymi. Trzęsącymi się pod wilgotną fakturą brunatnego materiału. Nie chciała się nią stać. Własną matką. Tym nieumiejętnym artystą, zbyt wystraszonym by wyciągnąć po swoje. Tylko dlatego ją odrzuciła. Jedyną osobę, na której jej zależało, tę którą dawniej kochała. W której czarne włosy wkładała drobne palce, kiedy kobieta czytała jej do snu stare, wypożyczone z pobliskiej biblioteki książki. Za której plecami chowała się, kiedy do drzwi pukali nieznajomy w płaszczach, jakby ta była jej jedyną opoką. Przystanią, z której nigdy jej nie odcumują, na której zostanie aż mech i zgnilizna wreszcie pokryją grzbiet kadłuba. Jednak dokładnie, kiedy miała wreszcie zaznać normalności, której tak pragnęła, zaczęła dostrzegać w niej słabość. Głęboko ukrywaną pod grubą warstwą samowystarczalności. Była zbyt zniszczona przez dawne życie, by kiedykolwiek mogła zwyczajnie spojrzeć na świat. Bez przebłysku strachu i niepewności.
UsuńElena była równie zniszczona. Chociaż nie dopuszczała do siebie takiej myśli, rdza od dawna zaczęła pokrywać jej ciało. Wchodziła do żył, by zmieszać się z krwią. Tworzyła skrzywienia w jej psychice, robiąc z niej kolejnego odmieńca — ścierwo, którego bali się wszyscy, którzy o niej wiedzieli. O tym do czego jest zdolna, o jej niepohamowanych wyczynach, rozdrażnionej osobowości. Dla niej była to jednak tylko kolejna walka. Bitwa, na której polu spod grubej warstwy ciał nie wystaje już zieleń. Nie widać przebłysków trawy, słońca odbijającego się od rzek. Jedynie krew, powoli sącząca się przez czarną ziemię, dostająca się coraz głębiej, w głąb planety jakby Matka Ziemia karmiła się posoką własnych dzieci. Jednak żadna z nich nie była tą ostatnią. Ponieważ w miejsce każdej wygranej walki pojawia się jeszcze trudniejsza i tak dzieje się, aż polegniemy. Na końcu wszyscy giną. I czeka to nawet tych, których nigdy nie dotknęła porażka. Jednak wszyscy zawzięcie brną naprzód. Nie bojąc się tego co nadejdzie z kolejną, wewnętrzną wojną.
Wciąż nie odrywała głowy od jego rozpalonej klatki piersiowej. Lubiła to ciepło. Chociaż było nienaturalne, za mocne — wciąż w jakimś stopniu sprawiało, że nie czuła się tak samotnie jak zwykle. Wystarczyła jedna osoba. Osoba, której jeszcze niedawno nienawidziła, której twarz chciała widzieć w roztapiających ją płomieniach. Była pewna, że czuł do niej to samo. Nienawiść, obrzydzenie. Że uważał ją za zbyteczny pionek, przeszkodę wpadającą mu wprost pod nogi. Trwała w przekonaniu, że pozbyłby jej się, kiedy tylko miałby do tego okazję. I miał. Kiedy płomienie trawiły krajobraz wokół nich, kiedy uciekała przed czerwonym, tańczącym na tle czarnego nieba ogniem. Wystarczyło jedno jego słowo, aby stała się tylko kolejnym popiołem rozwianym na wietrze. Dopiero wtedy poczułaby jak wszystko ją opuszcza. Strach, przerażenie, niepewność, złość. Wyzbyłaby się tego. Wraz z własnym ciałem, manipulującym jej życiem umysłem. Całkowicie zapomniana przez świat, kolejna nic nieznacząca dusza opuszczająca betonowe drogi Londynu.
Podniosła wzrok na jego bladą ze zmęczenia twarz, kiedy usłyszała przemęczony głos. Wyczerpany przez opuszczające go siły. Zmartwionymi ślepiami dokładnie obserwowała jego różnobarwne ślepia, dokładnie tak jakby chciała z nich wyczytać o czym teraz myśli. Czy aby może nie żałuje, że płomienie nie strawiły ją z resztą parceli. Jednak czy gdyby rzeczywiście byłaby mu obojętna, wsłuchiwałaby się w jego kolejne przeprosiny? Tak jakby obawiał się, że jeden raz nie wystarczy aby odkupić winy.
— C… Co? — wyszeptała najciszej jak umiała, ponownie czując narastające na dnie serca przerażenie. Miała to zrobić. Wyciągnąć strzykawkę z adrenaliną, wbić zaostrzoną, lśniącą igłę prosto w żyły gdzie krew powoli zastygała pod zbyt wysoką temperaturą jego ciała. Nie chciała tego robić. Zbyt wystraszona myślą, że jej się nie powiedzie, że przyczyni się jedynie do jego odejścia. Mogła tak dalej się w niego wpatrywać. W ślepia, które wreszcie staną się obce, w twarz która zastygnie jeśli ta wreszcie czegoś nie zrobi. Wzięła głęboki wdech jakby to miało pomóc, lecz jej ciało wciąż było roztrzęsione. Ręce trzęsły się niebezpiecznie, kiedy owijała je wokół jego szyi. W pewnym momencie poczuła nawet napływające do oczu łzy. Szybko jednak je powstrzymała, zanim zdążyły wypłynąć na jej blade policzka.
Usuń— Nie… Nie wiem czy potrafię — dalej się jąkała, odwracając wzrok na czarny od ognia beton, uwalniając się od jego błagalnego wzroku. — Co jeśli mi się nie uda? Jeśli coś źle zrobię? Nie chcę by coś Ci się przeze mnie stało… — dodała ciszej, jakby zawstydzona swoimi własnymi słowami.
Nie mogła jednak zbyt długo myśleć nad tym co właśnie powinna zrobić. Odpowiedź była prosta, krótka. W tej sytuacji nie było odmowy. Pierwszy raz od dawna nie mogła odmówić, powiedzieć nie. Toczyła w sobie kolejną bitwę, jedną z wielu. Nie mogła się poddać, upaść. Nie mogła pokazać, że jest słaba. Że powoli gnije, że zielony narost coraz szybciej dochodzi do jej kości. Wzięła głęboki wdech, jakby właśnie co miała się podnieść po kolejnej, wykończającej walce. Pokryta krwią przeciwnika, brudna od kurzu, do którego wpadała za każdym razem, kiedy stojąca naprzeciwko postać spychała ją do tyłu, gdy nie zdążyła sparować ciosu.
Wreszcie odwróciła zielone ślepia w jego stronę, jakby szukała w jego twarzy pewnej siły. Czegoś co doda jej otuchy, pozwoli wreszcie się w sobie zebrać, zrobić pierwszy krok. Wyciągnęła rękę przed siebie, wkładając dłoń do tylnej kieszeni spodni. W jednej chwili poczuła pod skórą śliską fakturę plastiku i wyciągnęła pospiesznie napełnioną już strzykawkę, tak jakby chłopak w każdej chwili był przygotowany na użycie znajdującej się wewnątrz adrenaliny. Zdjęła ze smukłej igły plastikową osłonę, wciąż dokładnie obserwując jego twarz.
Jeszcze raz napełniła płuca suchym od ognia powietrzem i przewróciła zielone ślepia na ostre zakończenie kawałku metalu. Nie od niej zależało czy dławiący się schnącą krwią chłopak rzeczywiście przeżyje. Płyn na dnie strzykawki był przepustką do dalszego życia. Jedynym ratunkiem, biletem mogącym przeprowadzić go przez rozprzestrzeniający się po ciele ból. Ona była jedynie konduktorem. Tym samym, którego zadaniem było aby ten bezpiecznie przetrwał do końca podróży. Musiała o to zadbać, albo zawiedzie. Go i samą siebie.
— Блять — przeklęła soczyście w ojczystym języku i ostatni raz spojrzała w jego stronę przepraszającym wzrokiem. Odetchnęła głęboko, szybkim ruchem ręki wbijając igłę w tętnicę szyjną chłopaka. Zamknęła oczy, wsłuchując się w dźwięk wydobywającego się ze strzykawki powietrza.
Nie umszyj, pliska
[Gdzieżbym teraz śmiała! Ja o Tobie zapomnę, a Reek zeżre moją biedną Jessie, ale no mniejsza :D. I też myślałam nad jakimś kosmicznym pomysłem. Ale, że u nas chyba lepiej wychodzi pewna spontaniczność, to pomyślałam o czymś takim:
OdpowiedzUsuńAnubis mógłby się dowiedzieć o dziewczynie, która posiada niezwykły talent i wypuszcza różne dziwne istoty i która chodzi na spacery z podejrzanie wyglądającymi jaszczurkami, które w rzeczywistości są smokami.
Pomysł właściwy: Kaelie umówiła się na randkę z jakimś ktosiem, bo niby ma swoje zwierzątka, ale i tak czuje się nieco samotna. A nie jest na tyle zdesperowana, aby narysować sobie chłopaka. Zresztą, i tak nie miałaby pewności, że wyjdzie w odpowiednim rozmiarze. Czeka, czeka, a jej randka się nie zjawia. W momencie, kiedy wstaje od stolika, zjawia się Anubis, twierdzący, że to z nim ma spędzić ten wieczór. Ewentualnie to będzie na odwrót. I to ona się zjawi, zamiast tego, co się miał spotkać. Tylko tutaj jedno od drugiego musiałoby czegoś chcieć. I nie mam pojęcia, czym to coś mogłoby być :/
Mam też drugi pomysł:
Znasz to uczucie, że chyba kogoś widziałaś, ale nie jesteś pewna, czy na pewno na żywo, czy tylko Ci się przyśniło i tylko twarz świta Ci z tyłu głowy? Takim kimś dla Kaelie mógłby być Anubis. Wydałby jej się na tyle interesujący, że w końcu przerzuciłaby go z tyłu głowy na kartkę. Oczywiście dodałaby pewne udoskonalenia, jak przypuśćmy... no jeszcze nie wiem co. I ten by jej odżył i poszedł w cholerę. Nie byłby idealnie wierną kopią, ale byłby łudząco podobny. A jako, że pech to pech, to Kaelie owszem, znalazłaby go. W towarzystwie prawdziwego Anubisa :D. Daj znać, co o tym myślisz :D ]
Kaelie