niezwykle uzdolniona striptizerka | Vanity Gentlemens Club | Posłuszeństwo | posiadaczka niezarejestrowanej broni | dwudziestolatka zniszczona przez życie | była gwiazda filmów dla dorosłych | chora psychicznie matka na utrzymaniu | zielona herbata i ciastka owsiane | walczy z uzależnieniem od narkotyków | biseksualna | zamiłowanie do starych aut i winylowych płyt | ognista czerwień na ustach | palce pokryte pierścionkami, którymi uwielbia wybijać zęby | kopniak w krocze popisowym numerem | urocza psina imieniem Hero
That's the little story of the girl you know.
-Mamo, proszę, połóż się do łóżka. Mamo, zejdź z parapetu. Mamo? Mamo!
Nigdy nie zapomni dnia, w którym rodzicielka po raz pierwszy targnęła się na własne życie. W jej pamięci na zawsze pozostanie rozdzierający krzyk, który wyrwał się z jej gardła. Wiedziała, że mama jest smutna, że odmawia jedzenia, że całymi dniami nie wychodzi z sypialni, ale była tylko głupią nastolatką, w dodatku zakochaną, tkwiącą po uszy w toksycznym związku. Kilka dni później znalazła ją nieprzytomną, leżącą na chłodnej łazienkowej posadzce, a na umywalce puste opakowanie po lekach na uspokojenie.
Godziny spędzone w zimnej poczekalni szpitala psychiatrycznego nieodwracalnie zmieniły jej życie. Wiedziała, że teraz role się odwrócą, że będzie musiała szybciej dorosnąć, by zająć się chorą matką. Przecież miały tylko siebie.
Z ledwością skończyła szkołę. Pracowała jako kelnerka, czasem łapała się też innych zająć, by zapewnić matce odpowiednią opiekę i potrzebne leki. Kompletnie pozbawiona ambicji i choćby maleńkiej wizji przyszłości żyła z dnia na dzień w pokojach bez klamek i pijąc z plastikowego kubka. Ich mieszkanie stało się oddziałem zamkniętym, pozbawionym wszelkich elementów, które można było użyć do odebrania sobie życia.
Nie miała przyjaciół, trzymała się jedynie chłopaka, który powoli niszczył jej życie. To On wpadł na pomysł, by wystąpiła w amatorskiej produkcji jego kumpla, a ona skuszona perspektywą aktorstwa zgodziła się bez wahania. Dopiero na miejscu dowiedziała się jakiego rodzaju była to produkcja i że nie chodzi o jej umiejętności, a o niesamowite ciało i słodkie jęki, które uciekały z jej gardła. Chciała się wycofać, ale On ją przekonał. Obiecywał, że tylko ten jeden raz, że przecież nikt się nie dowie, że to nic złego i nikt jej nie pozna.
To nie był jeden raz. Zrobiło się ich więcej, aż w końcu się przyzwyczaiła. Utraciła kontrolę nad własnym ciałem, odcięła się od niego, pozwalając by co chwilę należało do kogo innego. Pogardliwe spojrzenia, rozmazany makijaż i obcy dotyk stał się codziennością. Nawet On, któremu tak ufała, zaczął traktować ją jak zabawkę.
Jej spojrzenie stało się puste i zapomniała czym jest szczęście. Zanim się zorientowała była uzależniona od opioidów. Zaczęło się niewinnie. Kodeina przyjmowana w niewielkich dawkach wywoływała przyjemne otępienie, a z czasem wręcz euforyczny stan. Później pojawiła się dionina, przez jakiś czas powszechnie dostępna na rynku. Była silniejsza od kodeiny, ale jej uspokajające działanie było drażniące, więc bardzo szybko przerzuciła się na morfinę, z którą została na dłużej. Początkowo przyjmowana doustnie, jednak z czasem przestało to wystarczać. Bluzki z długimi rękawami stały się jej przyjaciółkami, choć i tak nie miała przed kim się ukrywać. Matka miała ją gdzieś, właściwie już jej nie poznawała. Leki antydepresyjne negatywnie wpłynęły na jej percepcję i pamięć, stały się sobie zupełnie obce.
Trwała w tym gównie przez długie lata, do dnia, w którym On przedawkował. Ćpali razem, a wyrazem miłości było używanie tej samej igły. Ona się obudziła, On już nie. Nie krzyczała, nie płakała, nie zgłosiła tego na pogotowie. Ubrała się i wyszła.
Zakończyła swoją "karierę", ale nigdzie nie potrafiła się odnaleźć. Jej podkrążone oczy i zniszczone włosy skutecznie odstraszały. Spędziła w domu długie tygodnie, zanim dotarło do niej, że zamienia się we własną matkę. Obie wpatrywały się tępo w ścianę i czekały, aż życie dobiegnie końca.
Burza złapała ją w najgorszej dzielnicy miasta. Początkowo znalazła się tam by kupić kolejną dawkę, ale skoro dostawca tak ładnie się do niej uśmiechał, postanowiła mu ofiarować odrobinę przyjemności. Skryta za śmietnikiem w ciasnej uliczce klęczała przed nim, zostawiając ślady czerwonej szminki na jego przyrodzeniu. Nie zwrócili uwagi na deszcz, a grad który zaraz nastąpił jedynie przysporzył im wrażeń. Był na tyle uprzejmy, że własną kurtką osłonił ją, byle tylko nie przestała w takim momencie. Nie zdążył jednak zalać się falą rozkoszy. Piorun uderzył w nią niespodziewanie, tak samo jak niespodziewanie zacisnęła zęby na członku mężczyzny. Ona straciła przytomność, on zwinął się z bólu i ją zostawił.
Nie wiedziała jak długo tam leżała. Wiedziała za to, że obudziło ją coś mokrego. Otworzyła jedno oko i zobaczyła niewielkiego kundla z zaropiałymi oczami, który machał przyjaźnie ogonem. Od razu uderzyło w nią jak bardzo są do siebie podobni. Tak samo brudni i obdarci z marzeń. Nazwała go swoim Bohaterem i zabrała do domu razem z postanowieniem, że odmieni swoje życie.
Odautorsko
Szukamy dramatów, towarzystwa i wszystkiego co Wam przyjdzie do głowy.
Wcale nie jest taka zła i zniszczona jakby się mogło wydawać.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu będzie się chciało czytać jej historię, dlatego została ukryta.
Stanęła na nogi i szuka szczęścia w lodówce, bo przecież gdzieś musi być.
fc: Amber Heard, cytat i inspiracja: Lana Del Rey- Carmen
Kontakt: elisaabethh@gmail.com & 40568973
[Ładnie to tak posiadać niezarejestrowaną broń? A jak komuś krzywdę zrobi? I jeszcze to wybijanie zębów pierścionkami.... Shhh, nieładnie. I szczere współczucia z związku z tą matką. Podziwiam. Co do wątku to nie wiem, czy Jimmy się nada, czy jednak cierpliwie poczekasz na moją drugą postać ;)]
[Jeju jakie urocze imię ♡ Napiszmy coś! Nie mam żadnego konkretnego pomysłu, ale myślę, że razem coś wykombinujemy. Powiedz mi, twoja pani już kompletnie uwolniła się od narkotyków? Bo jeśli nie, to pomyślałam sobie, że jakimś trafem mogłaby zasnąć w jednym z samochodów stojących przed warsztatem, w którym pracuje Jayden, no i tak by się na nią natknął. Ona mogłaby potem go do czegoś zmusić, a on, zdenerwowany jej zachowaniem, nie do końca świadomie używając swojej mocy, sprawiłby jej ból? Banalne bardzo, no ale na razie nic innego mi do głowy nie przyszło XD]
[Wreszcie mam trochę czasu, by nadrobić urodzone psychopaciątka! ♥ Imię jest przeboskie, ale to już chyba wiesz. Nubiś pewnie niezbyt chętnie przyjąłby fakt, że został społsłucznieniowany... :D W każdym razie, moc pasuje do pani i na pewno jej się przydaje. Zdjęcie klimatyczne, współczuję jej takiej matki, ale cóż zrobić... wątków chyba nie muszę Ci życzyć, ale masy weny i obyś się nie wygrzebała, hihi!]
[Jak napisze magisterkę to chyba obłożę się wątkami wszelkiej maści, żeby sobie wynagrodzić tę ciszę bez pisania dla czystej przyjemności. Ale na razie muszę wstrzymać się z nowymi grami, bo mnie terminy gonią. I to nieubłaganie. Ale dziękuję za miłe powitanie i też się kłaniam nisko! :D
A co do tych imion/nazwisk to chyba mamy podobny gust, bo Bluebell podoba mi się i z imienia, i z nazwiska. :)]
[Hej ;) Po pierwsze, uwielbiam Amber, więc jej twarzyczka w karcie jest dużym plusem już na wstępie. Dodając do tego inne, ciekawe imię siłą rzeczy chce się przejrzeć całą kartę. Później rzuca się w oczy specyficzny charakter, którym zapewne onieśmieliłaby niejednego natręta i mamy już odpowiednią mieszankę wybuchową. Nie jestem tylko pewna czy przypadkiem nie zbyt wybuchową w przypadku Kaleba. Ale w sumie z tego też możnaby wykreować jakiś ciekawy wątek, prawda? W każdym razie, miałabyś może jakiś pomysł? U mnie niestety krucho z weną; najwyraźniej przelałam całość na KP. :) ]
[Ciebie sesja połknęła, a mnie praca. Meyers tak bardzo, więc rozumiem serduszko :D Wątek chętnie i może coś z panią, chociaż kto wie, muszę pomyśleć. Ale jak znajdziesz pomysł to podrzuć, albo machniemy burzę mózgów. O! A Jimmy wkrótce odpowie Wardowi, już niedługo. XD]
[Dobra, wygrałaś moje serduszko <3 Idę w to. Niebezpieczny romans, beznadziejna miłość i wszystko uzupełnione dramatem i brutalnością. Miałam ograniczyć się do jednego dramatu, ale spodobał mi się przedstawiony przez ciebie mix i widzę, że wszystko będzie można jakoś ładnie przepleść w wątku :D Tak, jestem nie ten teges, żeby nie napisać inaczej. Ciekawe do czego to doprowadzi. Haha, i przynajmniej wiem, gdzie Solal bywał i bywa wieczorami... Vanity Gentlemens Club musi serwować naprawdę dobre drinki :D]
[ Przyznam się szczerze, że najbardziej zaintrygował mnie wariant z użyciem mocy, przy czym skłaniam się ku wykorzystaniu Kaleba przez Twoją panią, bo wydaje mi się to ciekawszym do rozwinięcia. Możemy jednak przepleść całość z pierwszym pomysłem - mogli się znać zanim Bluebell spotkała swojego faceta, Leyton mógł się w niej nawet skrycie podkochwiać. Blue mogła mu złamać serduszko i przyczynić się do obecnego podejścia do kobiet. ;) Jak już jednak zauważyłaś, ja też nie wiem czego ona mogłaby teraz od niego chcieć... Co o tym wszystkim myślisz? ]
[Ojjj takie relacje lubimy. Toksyczne miłości z odrobiną sadomaso. Pasuje idealnie do Thorntona. Jakieś konkreciki? Znają się już, czy startujemy od zera?] El Thornton
[No to lecimy. Blue może płakać do woli, El to zaborczy skurwiel, więc będzie miała powody. Miłość, drama i seks. Zdecydowanie lepiej założyć, że już się znają i kilka miłych wspomnień mają za sobą. Myślę, że konkrety wyjdą w trakcie, więc ustalmy w jakich okolicznościach się teraz spotkają i wio wątku. ] El Thornton
[Nie bądź przerażona długością, nienawidzę zaczynać, później będzie lepiej.]
Noc zapowiadała się dla Thorntona znośnie. Po dniu przynoszącym wiele rozczarowań, z których największymi były prawdopodobnie ból głowy i brak alkoholu do zabicia go, dobry humor zniknął. Do tego padał deszcz. Cholerny angielski deszcz. Z narastającą frustracją i chęcią poprawienia sobie nastroju wylądował w barze. Nikogo chyba już nie dziwił jego widok, zasługiwał bardziej na miano stałego bywalca tego typu miejsc. W zasadzie czasami zastanawiał się czy nie jest ich głównym źródłem utrzymania, ale te głupie myśli znikały wraz z ilością szklaneczek whisky. Zajął miejsce przy barze i leniwie rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego poirytowany umysł szukał rozrywki, najlepiej takiej na noc i poranek. Znalazł ją bez problemów, otoczoną stadkiem facetów. Tego było już za dużo jak na jeden dzień. Machnął ręką na barmana, zamówił trzy kolejki, opróżnił kieliszki i walcząc z pokusą wezwania Jeźdźców ruszył w stronę Blue. Obserwował ją dokładnie przez całą drogę do przeciwległego końca sali. Nieświadoma jego obecności uśmiechała się do jednego ze swoich nieudolnych amantów i nie był to jeden z tych niewinnych uśmiechów. Coś się w nim zagotowało i to właśnie wtedy postanowił zepsuć jej tą zabawę. Spojrzał na swoje wytatuowane dłonie upewniając się, że jego sygnet odwrócony jest na dobrą stronę. Miał ochotę obić kilka mord. Odepchnął jednego z jej adoratorów, który analizując nieprzeciętne rozmiary El'a i wściekłość w jego oczach potulnie odsunął się na bok. Wiedział, że go zauważyła w tej samej chwili, w której jej usta lekko się rozchyliły a spojrzenie przesunęło się po jego ciele i zatrzymało na oczach. Podszedł bliżej całkowicie przesłaniając jej widok i pochylił się tak, że mogła poczuć jego oddech na swojej szyi. - Co ci się wydaje, że tu robisz- wysyczał jej do ucha, nawet nie starając się ukryć swojego gniewu.
Naprawdę się starał. Trzymał nerwy na wodzy tak długo jak mógł, ale ostatecznie i tak nie miało to sensu. Spojrzał na usta tej małej diablicy, które chwilę wcześniej drażniły jego skórę a teraz ułożone były w niewinnym uśmiechu. Jego umysł podsuwał mu coraz lepsze obrazy tego co mógł z nimi robić, a raczej mógłby, gdyby jedna myśl przewodnia skutecznie ich nie tłumiła. Kogo zamierzała dzisiaj nimi poczęstować. Dodając do tego jej prowokacyjną minę, był na straconej pozycji. Czuł jak jego mięśnie coraz bardziej się napinają, próbując utrzymać resztki jakiejkolwiek kontroli. Nie miał pojęcia skąd wzięła się ta nagła zaborczość. Poznając ją i nawet chwilę wcześniej traktował to wszystko jako miłą rozrywkę, jedną z jego wielu gierek prowadzonych dla zabicia czasu. Musiał szybko wrócić do tego stanu rzeczy. Odchylił głowę do tyłu nie przestając jej obserwować, po czym zaśmiał się cicho. Przez nerwy powoli docierało do niego znaczenie jej słów. Chłodną dłonią uniósł jej podbródek upewniając się, że w tej chwili całą uwagę skupi na nim. Jego niezłomna pewność siebie a może skończona arogancja i tak podpowiadały mu, że w tej chwili nic poza nim nie jest w stanie jej zainteresować. Utwierdził się w tym przekonaniu widząc w jej oczach rozbawienie, wyzwanie i coś jeszcze, ale nie potrafił określić co. - Czyli otwarcie przyznajesz, że na mnie czekałaś- spytał stawiając krok w jej stronę. Po jego tonie mogła wywnioskować, że nie oczekuje odpowiedzi na to pytanie. - Chyba nie mogę cie winić za to, że nie mogłaś beze mnie wytrzymać, ale czemu do cholery próbujesz zastąpić moje miejsce kimś tak żałosnym - warknął i postawił kolejny krok w jej kierunku, zmuszając ją tym samym do cofnięcia się pod ścianę. Zmrużył wściekle oczy i przysunął się jeszcze bliżej napierając na nią swoim ciałem aż jej plecy dotknęły muru. Walczył z pokusą wzięcia od niej tego po co przyszedł tu i teraz. Zasady moralne i poczucie wstydu ze względu na to że znajdują się w barze, nie były tym co go powstrzymało. W zasadzie te dwie rzeczy już dawno przestały dla niego istnieć. Jedynym co trzymało go w ryzach była duma, której miał aż za wiele.
El nie lubił grać w nie swoje gierki. Jego dominujący charakter i instynkt samozachowawczy stawiały go przeważnie w pozycji drapieżnika, nie ofiary. Więc czemu patrząc w jej rozweselone oczy czuł się jak złapany we własną pułapkę. W jej obecności czuł dziwne przyciąganie, które za każdym razem wystawiało go na próbę pobudzając wszystkie jego zmysły i instynkty. Żadnej z tych prób nie wygrał i za każdym razem kończył tak samo dziko spełniony i upojony jej krótką obecnością. Nie było to coś normalnego. Przeważnie jego znajomości z panienkami kończyły się na jednej nocy, albo innej porze dnia, po czym szybko wracał do swojego stałego stanu znudzenia. Najlepsze w grach, które prowadził było wygrywanie, ale po nieuchronnym zwycięstwie szybko tracił zainteresowanie. Tym właśnie było jego życie. Przeplatanką słodkich triumfów i stanów całkowitego letargu. Jej obecność zmieniała ten cykl. Budziła w nim gwałtowność, której stawał się coraz bardziej oddany. Tak samo było dzisiaj, chociaż nie do końca był tego świadomy. Skutecznie rozproszony jej słowami i rękoma błądzącymi po jego ciele nie zastanawiał się nad tym w jakim położeniu się znalazł tak długo jak wydawało się ono korzystne. Leniwy uśmiech wpełzł na jego twarz, gdy poczuł jak jej dłoń niewinnie zahacza o pasek spodni, w których czuł coraz większy ucisk. Spod przymrużonych powiek obserwował jej przygryzioną wargę, w tej chwili nie próbował nawet zaprzeczyć jej słowom. Musiałaby być ślepa i głupia żeby nie dostrzec tego co się z nim dzieje. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo jest wygłodniały, dopóki nie znalazła się tuż przed nim gotowa rzucić mu wyzwanie. Pochylił się żeby ułatwić sobie drogę do celu i zachłannie wpił się w jej usta, dobrze wiedząc, że czekała na tą chwilę tak samo jak on. Nie było już wściekłości, którą czuł wcześniej, ale to co się w nim obudziło mogło być zdecydowanie gorsze, dlatego tak lubił się w tym zatracać. Czuł całym ciałem jej obecność, ciepło, zapach i smak alkoholu w ustach. Jego ramiona zamknęły ją w uścisku a dłonie powoli ześlizgiwały się na biodra. - Obyś nie żałowała tego, że pozwoliłaś mi się nie powstrzymywać - wymruczał w jej usta.
[ Hmm, przyznam się, że to bardzo ciekawa propozycja i pewnie sporo by skomplikowała w życiu mojego pana... Nie jestem tylko przekonana, czy chcę mu tak namieszać w życiorysie. On i tak już ma przerąbane, a gdyby się zorientował w końcu co się stało, byłby naprawdę wkurzony. Nie wiem jak mogłybyśmy z tego wybrnąć później, a szkoda by mi było, gdyby ostatecznie naprawdę ją znienawidził. ;< ]
| Tak naprawdę jestem do początku założenia Misfits, ale mimo to dziękuję pięknie! I, oh! Miło mi przeczytać, że spodobał Ci się ten opis. Jest to w sumie kawałek opowiadania na inny blog, jednak uznałam, że ten fragment idealnie będzie mi pasował do tej postaci. Muszę pochwalić wyboru pani ze zdjęcia - kojarzę ją z kilku filmów i nawet ją lubię. C: Swoją drogą nawet zaproponuję wątek. Może snuć się niezwykle leniwie, a później się jakoś rozkręcić, mianowicie... Co powiesz na to, by Bluebell uciekł psiak? |
| Nie, nie. U Coley był całkowicie inny opis, ale doceniam, że pamiętasz postać. A, i owszem, miałyśmy mieć ale, że ludzie (w tym też i ja) zapomniałam o Coli, to nawet nie podpisywałam się pod listą. Cóż, w porządku. Mogę poczekać, jednak no... Gdybyś zapomniała to, ten. Upomnę się. I dziękuję. |
[Miałam pewne wątpliwości, gdzie napisać, bo skoro Kyle bierze, zapewne Twojego pana zna. Doszłam jednak do wniosku, że przydałaby mu się koleżanka. Oboje ćpają, obijają mordy, co więcej mojemu misiaczkowi zdąża się podawać za dziwkę, bo to uskutecznia kradzieże. Mam nawet pomysł, jak mogliby się poznać, o ile nie przerażają Ciebie wątki drastyczno-dramatyczne.]
Krew cudza miesza się z jego i cały ich ból dźwiga na barkach Kyle, tamtego przecież już boleć nie może, skoro nie żyje. Zupełnie jak gdyby wypluwając z siebie posokę i ostatni dech zamknął męki, których nawet nie zdążył poczuć, w osoczu, oblepiających szyję i tors Kanadyjczyka niczym makabryczny szal. Nie przechodzi mu przez myśl, żeby pociągnąć zamek bluzy po sam podbródek, by choć w minimalnym stopniu zakryć dowody zbrodni: właśnie tę zabarwioną skórę i czarny, podarty podkoszulek. Zresztą najpewniej nie umiałby tego zrobić, na zapięcie spodni wpadł, ale palce są zbyt zesztywniałe, nie umieją podołać rozporkowi, ściska więc kurczowo materiał przy biodrze, z apatyczną obojętnością przyjmując raz po raz zsuwający się ze zmaltretowanych pośladków jeans. Skupiony jest tylko na jak najszybszym oddaleniu się od uliczki naznaczonej gwałtem i mordem, ze świeżym trupem na brudnym bruku. I jedynie upór sprawia, że wciąż brnie przed siebie, bo zawroty głowy, ciemniejący obraz, podbite oko, popuchnięte wargi, świszczący oddech, poobijane żebra, rozerwany odbyt - to wszystko jest przeciwko niemu. Wspiera go tylko owczarek niemiecki, popiskujący cicho gdzieś w okolicach luźno spuszczonej wzdłuż ciała ręki, gotowy podtrzymać właściciela w razie potrzeby. Sęk w tym, że on upada nagle, zwierzę nie może go unieść, Bodsworthowi przeznaczone jest spotkanie z chodnikiem, nie broni się, wręcz wtula w niego. Moment (a może parę godzin?) później pies obnaża zęby i warczy, Kyle ostatnim wysiłkiem woli przekręca głowę, dostrzegając przyczynę tej agresji: zmierzające w ich kierunku zgrabne, kobiece nogi. - Jest o-okej. - Fraza pozornie wyrwana z kontekstu, wypowiedziana chrapliwym, drżącym szeptem. - Bękart. Jest okej. - Dopiero kiedy powtarza ją jeszcze raz, na oślep wtapiając przy tym palce w sierść owczarka, jasnym jest, że go uspokaja. I ten go słucha, choć głos jego opiekuna nie ma w sobie ani śladu autorytarności. Znów zaczyna popiskiwać, czule liżąc dłoń Kyle'a.
Bękart usuwa się na bok, gdy tylko kobieta podchodzi. Na ułamek sekundy obnaża kły, ale w kolejnej chwili pojmuje, że palce właściciela opadły z jego futra na bruk nieco zbyt bezwładnie, by uznać, że jedynie psia asysta jest wystarczająca. Wraca więc do pełnego niepokoju popiskiwania, całkowicie ustępując nieznajomej. - Żadnych pał. - To ma być ostrzegawczy syk, tymczasem brzmi żałośnie, każde słowo Kyle wyrzuca z siebie z trudem, bo towarzyszy im kujący ból w klatce piersiowej, dodatkowo potęgowany przez ciężar przygniatającego ciała. Musi coś zrobić, zmienić swoje położenie, zdusić w zarodku łapczywe pragnienie przyznania się do bycia ofiarą gwałtu i rozpadnięcia się na kawałki. Dopóki nie powie tego głośno, wszystko będzie w porządku, zapanuje nad sobą i tą dziewczyną, która najwyraźniej zamierza go wpakować w jeszcze większe kłopoty. Dlatego bierze się w garść. Podciąga spodnie, przewraca się na bok i ostrożnie siada. Ból jest nieznośny, ale przypomina sobie, że gdzieś kiedyś przeczytał, że dobrze, że boli, bo to znaczy, że jeszcze się żyje. Trzyma się tej myśli kurczowo i przy tym zupełnie zdaje się nie zauważać obnażonej męskości i szyi zamalowanej cudzą krwią. - Jest okej, serio, tylko zapnij mi spodnie - tylko to mówi, zesztywniałymi, drżącymi dłońmi ponownie podejmując walkę z rozporkiem, już uświadamia sobie, jak absurdalnie brzmi. Parska charkotliwym śmiechem, niepokojącym, krótkim, prawie histerycznym, który prędko zamienia się w duszący kaszel, po nim znów pluje krwią. Wydaje z siebie bliżej nieokreślony dźwięk niezadowolenia, przeciera wierzchem dłoni usta. Normuje oddech i pociera powieki opuszkami palców, próbując dojść do tego, czego mu jeszcze potrzeba. - Masz szluga? - pyta wreszcie, choć wie, że i papieros go nie zbawi.
[Hej Night, Już nawet nie pamiętam co tam ustalałyśmy, tak długo mi zajęło sklejenie tej postaci, ale jest! Jak wrócisz, to pomyślimy co zrobimy z tym fantem :D ]
Spodnie i bluza zostają zapięte, a on nie czuje spodziewanej ulgi. Cierpki smak poniżenia nadal klei się do języka i podniebienia, papieros, który być może mógłby go wypalić, zostaje mu tymczasowo odmówiony. W zamian dostaje bardzo realną groźbę urwania ręki i kolejnego zaliczenia gleby. Mimo to dusi wyrzuty w niewybrednym przekleństwie i stara się współpracować. Ile zdołał przejść samodzielnie? Przecznicę? Dziesięć? Za mało. Rozgląda się półprzytomnie, ale choć budynki wydają się znajome, nie potrafi określić, gdzie jest. Szczelnie obejmuje nieznajomą, boleśnie wręcz wpija palce w jej ramię i chowa ledwie utrzymującą się na karku głowę w jej szyję. Właśnie myśli o tym, że perfumy, którymi jest spryskana, są tak rozkosznie różne od zapachu gwałcących ciał, kiedy pada ten wyrzut. Nie potrafi zdusić w sobie krótkiego śmiechu. - I to ciebie razi najbardziej? - drwi, zaraz jednak znów wtulając nos w kobiecą skórę. Pozwala sobie ulec ciepłu żeńskiego ciała, ma wręcz wrażenie, że ono dodaje mu siły, pozwala iść dalej przed siebie. Do czasu. Słyszy charakterystyczny akcent padający z ust mijających ich przechodniów i drga niespokojnie. Podnosi głowę, przystaje, zmuszając ją do tego samego. Widzi znajome budynki oddech przyspiesza mu spazmatycznie. - To Kilburn? - mamrocze niewyraźnie, a potem puszcza ją i odsuwa się gwałtownie, bo choć fakt, że oto znaleźli się w dzielnicy najbardziej obleganej przez Irlandczyków, może być czystym zbiegiem okoliczności, krzywda, którą ten naród naznaczył go zaledwie przed momentem, jest zbyt świeża, by mogło to do niego dotrzeć. Reaguje szybko: chwyta materiał na jej ramieniu i z impetem tak niepodobnym swojemu obecnemu stanowi zdrowia przyciska ją do ściany najbliższego budynku. - Dlaczego mi pomagasz? - pyta, a paranoiczny niepokój zupełnie przejmuje władzę nad jego głosem. [Przepraszam, że odpisuję tak późno, ale post wyssał ze mnie wenę. Swoją droga, dziękuję za opinię na jego temat, bardzo mi miło <3 No i mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że narzuciłam nam miejsce akcji.]
Kłamie, szepcze paranoiczny głos w jego głowie, a on ulega mu, pozwalając, by dociskające ją do ściany przedramię przesunęło się z obojczyków na krtań, zdusiło szyję. A potem uświadamia sobie, że cały się trzęsie. Że nadal jest przerażony, choć zagrożenie minęło. Że zachowuje się jak jakiś pozbawiony zmysłów lunatyk, bo przecież irlandzka mafia nie wysługuje się kobietami. Angielkami. Że mają zdecydowanie mniej wysublimowane sposoby na dopadanie tych, którzy zaleźli im za skórę. Że właśnie odbiera możliwość oddychania jedynej osobie, która zatrzymała się, gdy tarzał się po chodniku we własnym upokorzeniu. Przestaje dusić, przytrzymuje ją jednak przy ścianie do momentu, w którym nie podciąga rękawów jej kurtki i nie odkrywa żadnych niepokojących tatuaży. Ciemnieje mu przed oczami, sam więc opiera się na moment bokiem o mur kamienicy, starając się przywrócić się do porządku. - Tak, zróbmy tak - mamrocze pod nosem, zupełnie nie biorąc pod uwagę możliwości, że nieznajoma może być po tym incydencie zdecydowanie mniej skora do pomocy. - Dostanę najpierw szluga? - pyta, omiatając spojrzeniem jej twarz.
[Cześć! Widzę na ten moment dwie możliwości na połączenie ich ze sobą, jednak dopracuję to sobie na spokojnie do końca tygodnia, aby miało to sens i odezwę się z gotowymi propozycjami już na maila.]
[Ładnie to tak posiadać niezarejestrowaną broń? A jak komuś krzywdę zrobi? I jeszcze to wybijanie zębów pierścionkami.... Shhh, nieładnie. I szczere współczucia z związku z tą matką. Podziwiam. Co do wątku to nie wiem, czy Jimmy się nada, czy jednak cierpliwie poczekasz na moją drugą postać ;)]
OdpowiedzUsuńJimmy S.
[Najpiękniejsza i najładniejsza karta na świecie ♥]
OdpowiedzUsuń(A ja ukocham za Lane. *.*❤)
OdpowiedzUsuńDesiree & William, który kiedyś pewnie się wygrzebie z roboczych
[Jeju jakie urocze imię ♡ Napiszmy coś!
OdpowiedzUsuńNie mam żadnego konkretnego pomysłu, ale myślę, że razem coś wykombinujemy. Powiedz mi, twoja pani już kompletnie uwolniła się od narkotyków? Bo jeśli nie, to pomyślałam sobie, że jakimś trafem mogłaby zasnąć w jednym z samochodów stojących przed warsztatem, w którym pracuje Jayden, no i tak by się na nią natknął. Ona mogłaby potem go do czegoś zmusić, a on, zdenerwowany jej zachowaniem, nie do końca świadomie używając swojej mocy, sprawiłby jej ból? Banalne bardzo, no ale na razie nic innego mi do głowy nie przyszło XD]
JAYDEN
[Naaah, w trakcie wszystko wyjdzie. Nie ma sprawy, będę cierpliwie czekać c:]
OdpowiedzUsuńJAYDEN
[Wreszcie mam trochę czasu, by nadrobić urodzone psychopaciątka! ♥
OdpowiedzUsuńImię jest przeboskie, ale to już chyba wiesz. Nubiś pewnie niezbyt chętnie przyjąłby fakt, że został społsłucznieniowany... :D W każdym razie, moc pasuje do pani i na pewno jej się przydaje. Zdjęcie klimatyczne, współczuję jej takiej matki, ale cóż zrobić... wątków chyba nie muszę Ci życzyć, ale masy weny i obyś się nie wygrzebała, hihi!]
najgorętsza 1/2 administracji & Anubis Ahern
[Jak napisze magisterkę to chyba obłożę się wątkami wszelkiej maści, żeby sobie wynagrodzić tę ciszę bez pisania dla czystej przyjemności. Ale na razie muszę wstrzymać się z nowymi grami, bo mnie terminy gonią. I to nieubłaganie. Ale dziękuję za miłe powitanie i też się kłaniam nisko! :D
OdpowiedzUsuńA co do tych imion/nazwisk to chyba mamy podobny gust, bo Bluebell podoba mi się i z imienia, i z nazwiska. :)]
Chris Tucker
[Przyjdź do mnie po wątek, jak już się pojawię z panem]
OdpowiedzUsuńPan Shapeshifter
[Hej ;) Po pierwsze, uwielbiam Amber, więc jej twarzyczka w karcie jest dużym plusem już na wstępie. Dodając do tego inne, ciekawe imię siłą rzeczy chce się przejrzeć całą kartę. Później rzuca się w oczy specyficzny charakter, którym zapewne onieśmieliłaby niejednego natręta i mamy już odpowiednią mieszankę wybuchową. Nie jestem tylko pewna czy przypadkiem nie zbyt wybuchową w przypadku Kaleba. Ale w sumie z tego też możnaby wykreować jakiś ciekawy wątek, prawda? W każdym razie, miałabyś może jakiś pomysł? U mnie niestety krucho z weną; najwyraźniej przelałam całość na KP. :) ]
OdpowiedzUsuńKaleb
[Ciebie sesja połknęła, a mnie praca. Meyers tak bardzo, więc rozumiem serduszko :D Wątek chętnie i może coś z panią, chociaż kto wie, muszę pomyśleć. Ale jak znajdziesz pomysł to podrzuć, albo machniemy burzę mózgów. O! A Jimmy wkrótce odpowie Wardowi, już niedługo. XD]
OdpowiedzUsuńSolal & Jimmy
[Dobra, wygrałaś moje serduszko <3 Idę w to. Niebezpieczny romans, beznadziejna miłość i wszystko uzupełnione dramatem i brutalnością. Miałam ograniczyć się do jednego dramatu, ale spodobał mi się przedstawiony przez ciebie mix i widzę, że wszystko będzie można jakoś ładnie przepleść w wątku :D Tak, jestem nie ten teges, żeby nie napisać inaczej. Ciekawe do czego to doprowadzi. Haha, i przynajmniej wiem, gdzie Solal bywał i bywa wieczorami... Vanity Gentlemens Club musi serwować naprawdę dobre drinki :D]
OdpowiedzUsuńSolal
[ Przyznam się szczerze, że najbardziej zaintrygował mnie wariant z użyciem mocy, przy czym skłaniam się ku wykorzystaniu Kaleba przez Twoją panią, bo wydaje mi się to ciekawszym do rozwinięcia. Możemy jednak przepleść całość z pierwszym pomysłem - mogli się znać zanim Bluebell spotkała swojego faceta, Leyton mógł się w niej nawet skrycie podkochwiać. Blue mogła mu złamać serduszko i przyczynić się do obecnego podejścia do kobiet. ;) Jak już jednak zauważyłaś, ja też nie wiem czego ona mogłaby teraz od niego chcieć...
OdpowiedzUsuńCo o tym wszystkim myślisz? ]
Kaleb
[Dziękujemy za miłe powitanie! Chęci na wątek z Blue są, jakieś pomysły?]
OdpowiedzUsuńEl Thornton
[Ojjj takie relacje lubimy. Toksyczne miłości z odrobiną sadomaso. Pasuje idealnie do Thorntona. Jakieś konkreciki? Znają się już, czy startujemy od zera?]
OdpowiedzUsuńEl Thornton
[No to lecimy. Blue może płakać do woli, El to zaborczy skurwiel, więc będzie miała powody. Miłość, drama i seks. Zdecydowanie lepiej założyć, że już się znają i kilka miłych wspomnień mają za sobą. Myślę, że konkrety wyjdą w trakcie, więc ustalmy w jakich okolicznościach się teraz spotkają i wio wątku. ]
OdpowiedzUsuńEl Thornton
[Nie bądź przerażona długością, nienawidzę zaczynać, później będzie lepiej.]
OdpowiedzUsuńNoc zapowiadała się dla Thorntona znośnie. Po dniu przynoszącym wiele rozczarowań, z których największymi były prawdopodobnie ból głowy i brak alkoholu do zabicia go, dobry humor zniknął. Do tego padał deszcz. Cholerny angielski deszcz. Z narastającą frustracją i chęcią poprawienia sobie nastroju wylądował w barze. Nikogo chyba już nie dziwił jego widok, zasługiwał bardziej na miano stałego bywalca tego typu miejsc. W zasadzie czasami zastanawiał się czy nie jest ich głównym źródłem utrzymania, ale te głupie myśli znikały wraz z ilością szklaneczek whisky. Zajął miejsce przy barze i leniwie rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego poirytowany umysł szukał rozrywki, najlepiej takiej na noc i poranek. Znalazł ją bez problemów, otoczoną stadkiem facetów. Tego było już za dużo jak na jeden dzień. Machnął ręką na barmana, zamówił trzy kolejki, opróżnił kieliszki i walcząc z pokusą wezwania Jeźdźców ruszył w stronę Blue. Obserwował ją dokładnie przez całą drogę do przeciwległego końca sali. Nieświadoma jego obecności uśmiechała się do jednego ze swoich nieudolnych amantów i nie był to jeden z tych niewinnych uśmiechów. Coś się w nim zagotowało i to właśnie wtedy postanowił zepsuć jej tą zabawę. Spojrzał na swoje wytatuowane dłonie upewniając się, że jego sygnet odwrócony jest na dobrą stronę. Miał ochotę obić kilka mord. Odepchnął jednego z jej adoratorów, który analizując nieprzeciętne rozmiary El'a i wściekłość w jego oczach potulnie odsunął się na bok. Wiedział, że go zauważyła w tej samej chwili, w której jej usta lekko się rozchyliły a spojrzenie przesunęło się po jego ciele i zatrzymało na oczach. Podszedł bliżej całkowicie przesłaniając jej widok i pochylił się tak, że mogła poczuć jego oddech na swojej szyi.
- Co ci się wydaje, że tu robisz- wysyczał jej do ucha, nawet nie starając się ukryć swojego gniewu.
El Thornton
Naprawdę się starał. Trzymał nerwy na wodzy tak długo jak mógł, ale ostatecznie i tak nie miało to sensu. Spojrzał na usta tej małej diablicy, które chwilę wcześniej drażniły jego skórę a teraz ułożone były w niewinnym uśmiechu. Jego umysł podsuwał mu coraz lepsze obrazy tego co mógł z nimi robić, a raczej mógłby, gdyby jedna myśl przewodnia skutecznie ich nie tłumiła. Kogo zamierzała dzisiaj nimi poczęstować. Dodając do tego jej prowokacyjną minę, był na straconej pozycji. Czuł jak jego mięśnie coraz bardziej się napinają, próbując utrzymać resztki jakiejkolwiek kontroli. Nie miał pojęcia skąd wzięła się ta nagła zaborczość. Poznając ją i nawet chwilę wcześniej traktował to wszystko jako miłą rozrywkę, jedną z jego wielu gierek prowadzonych dla zabicia czasu. Musiał szybko wrócić do tego stanu rzeczy. Odchylił głowę do tyłu nie przestając jej obserwować, po czym zaśmiał się cicho. Przez nerwy powoli docierało do niego znaczenie jej słów. Chłodną dłonią uniósł jej podbródek upewniając się, że w tej chwili całą uwagę skupi na nim. Jego niezłomna pewność siebie a może skończona arogancja i tak podpowiadały mu, że w tej chwili nic poza nim nie jest w stanie jej zainteresować. Utwierdził się w tym przekonaniu widząc w jej oczach rozbawienie, wyzwanie i coś jeszcze, ale nie potrafił określić co.
OdpowiedzUsuń- Czyli otwarcie przyznajesz, że na mnie czekałaś- spytał stawiając krok w jej stronę. Po jego tonie mogła wywnioskować, że nie oczekuje odpowiedzi na to pytanie. - Chyba nie mogę cie winić za to, że nie mogłaś beze mnie wytrzymać, ale czemu do cholery próbujesz zastąpić moje miejsce kimś tak żałosnym - warknął i postawił kolejny krok w jej kierunku, zmuszając ją tym samym do cofnięcia się pod ścianę. Zmrużył wściekle oczy i przysunął się jeszcze bliżej napierając na nią swoim ciałem aż jej plecy dotknęły muru. Walczył z pokusą wzięcia od niej tego po co przyszedł tu i teraz. Zasady moralne i poczucie wstydu ze względu na to że znajdują się w barze, nie były tym co go powstrzymało. W zasadzie te dwie rzeczy już dawno przestały dla niego istnieć. Jedynym co trzymało go w ryzach była duma, której miał aż za wiele.
Elijah Thornton
El nie lubił grać w nie swoje gierki. Jego dominujący charakter i instynkt samozachowawczy stawiały go przeważnie w pozycji drapieżnika, nie ofiary. Więc czemu patrząc w jej rozweselone oczy czuł się jak złapany we własną pułapkę. W jej obecności czuł dziwne przyciąganie, które za każdym razem wystawiało go na próbę pobudzając wszystkie jego zmysły i instynkty. Żadnej z tych prób nie wygrał i za każdym razem kończył tak samo dziko spełniony i upojony jej krótką obecnością. Nie było to coś normalnego. Przeważnie jego znajomości z panienkami kończyły się na jednej nocy, albo innej porze dnia, po czym szybko wracał do swojego stałego stanu znudzenia. Najlepsze w grach, które prowadził było wygrywanie, ale po nieuchronnym zwycięstwie szybko tracił zainteresowanie. Tym właśnie było jego życie. Przeplatanką słodkich triumfów i stanów całkowitego letargu. Jej obecność zmieniała ten cykl. Budziła w nim gwałtowność, której stawał się coraz bardziej oddany. Tak samo było dzisiaj, chociaż nie do końca był tego świadomy. Skutecznie rozproszony jej słowami i rękoma błądzącymi po jego ciele nie zastanawiał się nad tym w jakim położeniu się znalazł tak długo jak wydawało się ono korzystne. Leniwy uśmiech wpełzł na jego twarz, gdy poczuł jak jej dłoń niewinnie zahacza o pasek spodni, w których czuł coraz większy ucisk. Spod przymrużonych powiek obserwował jej przygryzioną wargę, w tej chwili nie próbował nawet zaprzeczyć jej słowom. Musiałaby być ślepa i głupia żeby nie dostrzec tego co się z nim dzieje. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo jest wygłodniały, dopóki nie znalazła się tuż przed nim gotowa rzucić mu wyzwanie. Pochylił się żeby ułatwić sobie drogę do celu i zachłannie wpił się w jej usta, dobrze wiedząc, że czekała na tą chwilę tak samo jak on. Nie było już wściekłości, którą czuł wcześniej, ale to co się w nim obudziło mogło być zdecydowanie gorsze, dlatego tak lubił się w tym zatracać. Czuł całym ciałem jej obecność, ciepło, zapach i smak alkoholu w ustach. Jego ramiona zamknęły ją w uścisku a dłonie powoli ześlizgiwały się na biodra.
OdpowiedzUsuń- Obyś nie żałowała tego, że pozwoliłaś mi się nie powstrzymywać - wymruczał w jej usta.
Elijah Thornton
[ Hmm, przyznam się, że to bardzo ciekawa propozycja i pewnie sporo by skomplikowała w życiu mojego pana... Nie jestem tylko przekonana, czy chcę mu tak namieszać w życiorysie. On i tak już ma przerąbane, a gdyby się zorientował w końcu co się stało, byłby naprawdę wkurzony. Nie wiem jak mogłybyśmy z tego wybrnąć później, a szkoda by mi było, gdyby ostatecznie naprawdę ją znienawidził. ;< ]
OdpowiedzUsuńKaleb
| Tak naprawdę jestem do początku założenia Misfits, ale mimo to dziękuję pięknie! I, oh! Miło mi przeczytać, że spodobał Ci się ten opis. Jest to w sumie kawałek opowiadania na inny blog, jednak uznałam, że ten fragment idealnie będzie mi pasował do tej postaci.
OdpowiedzUsuńMuszę pochwalić wyboru pani ze zdjęcia - kojarzę ją z kilku filmów i nawet ją lubię. C: Swoją drogą nawet zaproponuję wątek. Może snuć się niezwykle leniwie, a później się jakoś rozkręcić, mianowicie... Co powiesz na to, by Bluebell uciekł psiak? |
A. Hill
| Nie, nie. U Coley był całkowicie inny opis, ale doceniam, że pamiętasz postać. A, i owszem, miałyśmy mieć ale, że ludzie (w tym też i ja) zapomniałam o Coli, to nawet nie podpisywałam się pod listą.
OdpowiedzUsuńCóż, w porządku. Mogę poczekać, jednak no... Gdybyś zapomniała to, ten. Upomnę się. I dziękuję. |
A. Hill
[Miałam pewne wątpliwości, gdzie napisać, bo skoro Kyle bierze, zapewne Twojego pana zna. Doszłam jednak do wniosku, że przydałaby mu się koleżanka. Oboje ćpają, obijają mordy, co więcej mojemu misiaczkowi zdąża się podawać za dziwkę, bo to uskutecznia kradzieże. Mam nawet pomysł, jak mogliby się poznać, o ile nie przerażają Ciebie wątki drastyczno-dramatyczne.]
OdpowiedzUsuńKrew cudza miesza się z jego i cały ich ból dźwiga na barkach Kyle, tamtego przecież już boleć nie może, skoro nie żyje. Zupełnie jak gdyby wypluwając z siebie posokę i ostatni dech zamknął męki, których nawet nie zdążył poczuć, w osoczu, oblepiających szyję i tors Kanadyjczyka niczym makabryczny szal. Nie przechodzi mu przez myśl, żeby pociągnąć zamek bluzy po sam podbródek, by choć w minimalnym stopniu zakryć dowody zbrodni: właśnie tę zabarwioną skórę i czarny, podarty podkoszulek. Zresztą najpewniej nie umiałby tego zrobić, na zapięcie spodni wpadł, ale palce są zbyt zesztywniałe, nie umieją podołać rozporkowi, ściska więc kurczowo materiał przy biodrze, z apatyczną obojętnością przyjmując raz po raz zsuwający się ze zmaltretowanych pośladków jeans. Skupiony jest tylko na jak najszybszym oddaleniu się od uliczki naznaczonej gwałtem i mordem, ze świeżym trupem na brudnym bruku. I jedynie upór sprawia, że wciąż brnie przed siebie, bo zawroty głowy, ciemniejący obraz, podbite oko, popuchnięte wargi, świszczący oddech, poobijane żebra, rozerwany odbyt - to wszystko jest przeciwko niemu. Wspiera go tylko owczarek niemiecki, popiskujący cicho gdzieś w okolicach luźno spuszczonej wzdłuż ciała ręki, gotowy podtrzymać właściciela w razie potrzeby. Sęk w tym, że on upada nagle, zwierzę nie może go unieść, Bodsworthowi przeznaczone jest spotkanie z chodnikiem, nie broni się, wręcz wtula w niego.
OdpowiedzUsuńMoment (a może parę godzin?) później pies obnaża zęby i warczy, Kyle ostatnim wysiłkiem woli przekręca głowę, dostrzegając przyczynę tej agresji: zmierzające w ich kierunku zgrabne, kobiece nogi.
- Jest o-okej. - Fraza pozornie wyrwana z kontekstu, wypowiedziana chrapliwym, drżącym szeptem.
- Bękart. Jest okej. - Dopiero kiedy powtarza ją jeszcze raz, na oślep wtapiając przy tym palce w sierść owczarka, jasnym jest, że go uspokaja. I ten go słucha, choć głos jego opiekuna nie ma w sobie ani śladu autorytarności. Znów zaczyna popiskiwać, czule liżąc dłoń Kyle'a.
Bękart usuwa się na bok, gdy tylko kobieta podchodzi. Na ułamek sekundy obnaża kły, ale w kolejnej chwili pojmuje, że palce właściciela opadły z jego futra na bruk nieco zbyt bezwładnie, by uznać, że jedynie psia asysta jest wystarczająca. Wraca więc do pełnego niepokoju popiskiwania, całkowicie ustępując nieznajomej.
OdpowiedzUsuń- Żadnych pał. - To ma być ostrzegawczy syk, tymczasem brzmi żałośnie, każde słowo Kyle wyrzuca z siebie z trudem, bo towarzyszy im kujący ból w klatce piersiowej, dodatkowo potęgowany przez ciężar przygniatającego ciała. Musi coś zrobić, zmienić swoje położenie, zdusić w zarodku łapczywe pragnienie przyznania się do bycia ofiarą gwałtu i rozpadnięcia się na kawałki. Dopóki nie powie tego głośno, wszystko będzie w porządku, zapanuje nad sobą i tą dziewczyną, która najwyraźniej zamierza go wpakować w jeszcze większe kłopoty.
Dlatego bierze się w garść. Podciąga spodnie, przewraca się na bok i ostrożnie siada. Ból jest nieznośny, ale przypomina sobie, że gdzieś kiedyś przeczytał, że dobrze, że boli, bo to znaczy, że jeszcze się żyje. Trzyma się tej myśli kurczowo i przy tym zupełnie zdaje się nie zauważać obnażonej męskości i szyi zamalowanej cudzą krwią.
- Jest okej, serio, tylko zapnij mi spodnie - tylko to mówi, zesztywniałymi, drżącymi dłońmi ponownie podejmując walkę z rozporkiem, już uświadamia sobie, jak absurdalnie brzmi. Parska charkotliwym śmiechem, niepokojącym, krótkim, prawie histerycznym, który prędko zamienia się w duszący kaszel, po nim znów pluje krwią. Wydaje z siebie bliżej nieokreślony dźwięk niezadowolenia, przeciera wierzchem dłoni usta. Normuje oddech i pociera powieki opuszkami palców, próbując dojść do tego, czego mu jeszcze potrzeba.
- Masz szluga? - pyta wreszcie, choć wie, że i papieros go nie zbawi.
[Hej Night,
OdpowiedzUsuńJuż nawet nie pamiętam co tam ustalałyśmy, tak długo mi zajęło sklejenie tej postaci, ale jest! Jak wrócisz, to pomyślimy co zrobimy z tym fantem :D ]
Alex
Spodnie i bluza zostają zapięte, a on nie czuje spodziewanej ulgi. Cierpki smak poniżenia nadal klei się do języka i podniebienia, papieros, który być może mógłby go wypalić, zostaje mu tymczasowo odmówiony. W zamian dostaje bardzo realną groźbę urwania ręki i kolejnego zaliczenia gleby. Mimo to dusi wyrzuty w niewybrednym przekleństwie i stara się współpracować. Ile zdołał przejść samodzielnie? Przecznicę? Dziesięć? Za mało. Rozgląda się półprzytomnie, ale choć budynki wydają się znajome, nie potrafi określić, gdzie jest.
OdpowiedzUsuńSzczelnie obejmuje nieznajomą, boleśnie wręcz wpija palce w jej ramię i chowa ledwie utrzymującą się na karku głowę w jej szyję. Właśnie myśli o tym, że perfumy, którymi jest spryskana, są tak rozkosznie różne od zapachu gwałcących ciał, kiedy pada ten wyrzut. Nie potrafi zdusić w sobie krótkiego śmiechu.
- I to ciebie razi najbardziej? - drwi, zaraz jednak znów wtulając nos w kobiecą skórę. Pozwala sobie ulec ciepłu żeńskiego ciała, ma wręcz wrażenie, że ono dodaje mu siły, pozwala iść dalej przed siebie.
Do czasu.
Słyszy charakterystyczny akcent padający z ust mijających ich przechodniów i drga niespokojnie. Podnosi głowę, przystaje, zmuszając ją do tego samego. Widzi znajome budynki oddech przyspiesza mu spazmatycznie.
- To Kilburn? - mamrocze niewyraźnie, a potem puszcza ją i odsuwa się gwałtownie, bo choć fakt, że oto znaleźli się w dzielnicy najbardziej obleganej przez Irlandczyków, może być czystym zbiegiem okoliczności, krzywda, którą ten naród naznaczył go zaledwie przed momentem, jest zbyt świeża, by mogło to do niego dotrzeć. Reaguje szybko: chwyta materiał na jej ramieniu i z impetem tak niepodobnym swojemu obecnemu stanowi zdrowia przyciska ją do ściany najbliższego budynku.
- Dlaczego mi pomagasz? - pyta, a paranoiczny niepokój zupełnie przejmuje władzę nad jego głosem.
[Przepraszam, że odpisuję tak późno, ale post wyssał ze mnie wenę. Swoją droga, dziękuję za opinię na jego temat, bardzo mi miło <3
No i mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że narzuciłam nam miejsce akcji.]
Kłamie, szepcze paranoiczny głos w jego głowie, a on ulega mu, pozwalając, by dociskające ją do ściany przedramię przesunęło się z obojczyków na krtań, zdusiło szyję.
OdpowiedzUsuńA potem uświadamia sobie, że cały się trzęsie. Że nadal jest przerażony, choć zagrożenie minęło. Że zachowuje się jak jakiś pozbawiony zmysłów lunatyk, bo przecież irlandzka mafia nie wysługuje się kobietami. Angielkami. Że mają zdecydowanie mniej wysublimowane sposoby na dopadanie tych, którzy zaleźli im za skórę. Że właśnie odbiera możliwość oddychania jedynej osobie, która zatrzymała się, gdy tarzał się po chodniku we własnym upokorzeniu. Przestaje dusić, przytrzymuje ją jednak przy ścianie do momentu, w którym nie podciąga rękawów jej kurtki i nie odkrywa żadnych niepokojących tatuaży.
Ciemnieje mu przed oczami, sam więc opiera się na moment bokiem o mur kamienicy, starając się przywrócić się do porządku.
- Tak, zróbmy tak - mamrocze pod nosem, zupełnie nie biorąc pod uwagę możliwości, że nieznajoma może być po tym incydencie zdecydowanie mniej skora do pomocy.
- Dostanę najpierw szluga? - pyta, omiatając spojrzeniem jej twarz.
[Cześć! Widzę na ten moment dwie możliwości na połączenie ich ze sobą, jednak dopracuję to sobie na spokojnie do końca tygodnia, aby miało to sens i odezwę się z gotowymi propozycjami już na maila.]
OdpowiedzUsuńShannon Whitfield