21 maja 1970

Now you see me


Cheyenne Reynolds
 26 lat, twórca iluzji, — więcejpowiązania                  
      
Twoje spojrzenie wyłapuje ognisty błysk w promieniach słońca i już wiesz, że jesteś zgubiony. Przystajesz, choć miałeś tego nie robić i wpatrujesz się w cudowne zjawisko, które rozświetla ponure ulice Londynu. Otacza ją spory tłum, złożony głównie z mężczyzn, lecz kiedy wzrokiem odnajdujesz jej twarz, masz wrażenie, że dla niej liczysz się tylko ty, że to dla ciebie robi pokaz na środku zatłoczonej alei. Jej płynne, uwodzicielskie ruchy kuszą cię, przyciągając bliżej, tajemniczy uśmiech widniejący w kącikach jej pełnych ust aż prosi się o scałowanie. Aż do tej pory nie zdawałeś sobie sprawy z tego, że wszystkie twoje nocne fantazje tak naprawdę miały jedną twarz — twarz ulicznej artystki, której magia zawarta jest w każdym, nawet najlżejszym tchnieniu. Mógłbyś tylko stać i patrzeć na nią godzinami, a byłaby to dla ciebie największa nagroda, jakiej dostąpiłeś w życiu. Jest zbyt piękna na zatłoczone, szare ulice Londynu, przypomina rzadki, egzotyczny kwiat rosnący na samym środku bezdusznej pustyni. Z nieba zaczyna padać deszcz. Odchodzisz, przypominasz sobie, że żona pewnie znowu będzie narzekała, że spóźniłeś się na przypalony obiad bez smaku. Następnego dnia bez trudu wyłapujesz wzrokiem jej drobną sylwetkę na placu. Stoi tam, gdzie zawsze, lecz tym razem nie ma zbyt dużej widowni. Ryzykujesz, podchodzisz bliżej, ale w połowie drogi coś się zatrzymuje i niezdecydowany czekasz na środku chodnika. A wtedy ona zerka na ciebie spod wachlarza gęstych, czarnych rzęs, dostrzegasz w jej brązowych tęczówkach kokieteryjny błysk i zamierasz, niezdolny choćby do drgnięcia pod wpływem jej intensywnego, zniewalającego wzroku. Z trudem przełykasz ślinę, zastanawiając się, jakie myśli skrywają się pod jej miękkimi, rudymi włosami, które pragniesz przeczesać palcami; jakby to było poznać wszystkie tajemnice skrywane przez jej cudowne, czekoladowe oczy; jakie to uczucie, sunąć dłonią po jej jedwabistej, mlecznobiałej skórze. Ona wydaje się znać wszystkie twoje głęboko skrywane żądze, bo powoli, wręcz nęcąco, przejeżdża dłońmi po swojej sylwetce, jakby zachęcała cię do dalszego patrzenia na jej kobiece walory. Drażni się z tobą. Przyzywa cię niczym syrena i wcale nie wiesz, czy chcesz dłużej z nią walczyć... Ktoś cię popycha. Odchodzisz, masz dzisiaj odwieźć kota do weterynarza. Nie znosisz tej futrzanej bestii, ale twoja gderliwa żona ją uwielbia, a ty już dawno przestałeś się kłócić. Odchodzisz, choć twoje spodnie w kroku wydają się być dzisiaj zbyt ciasne. Tym razem jesteś zdecydowany, by nawet na nią nie spojrzeć, lecz twoja silna wola szybko musi ulec pragnieniu ujrzenia jej. Chcesz tylko zerknąć, sprawdzić, czy jest na swoim stałym miejscu, a wtedy ona podchwytuje twój pełen tęsknoty, chciwy wzrok i jak urzeczony podchodzisz bliżej, zahipnotyzowany obietnicą skrywającą się w jej tęczówkach. Jest tak, jakby cały świat zniknął, jakbyście zostali tylko we dwójkę. Po raz pierwszy znalazłeś się na tyle blisko, by poznać zapach jej perfum — słodka woń sprawia, że omal zupełnie nie odchodzisz od zmysłów, marząc tylko o tym, by ją posiąść, by jej skosztować. Do tej pory sądziłeś, że nie znosisz wanilii, ale w tej chwili to dla ciebie najwspanialszy aromat na świecie. Nieomal możesz jej dotknąć, uczynić ją materialną i swoją. Zrobiłbyś dla niej wszystko, dla tej niesamowitej bogini w ciele ponętnej kobiety. Każdy detal jej sylwetki jest doskonały, dzięki niej mógłbyś zapomnieć o swoim beznadziejnym życiu; jej miękkie, idealnie wykrojone wargi ukoiłyby rozczarowanie po stracie pracy, której i tak nienawidziłeś, słodko zmarszczony nosek sprawiłby, że zapomniałbyś o wyniosłych kolegach z wypasionymi samochodami, jej jędrne piersi i krągłe pośladki szybko pomogłyby ci podjąć decyzję o odejściu od żony, której od dawna już nie kochasz. Kiedy kładzie swoją delikatną dłoń okrytą skórzaną rękawiczką na twoim ramieniu jest tak, jakby cały świat w końcu nabrał sensu. Podejmujesz decyzję. Odchodzisz, a ciężar przygniatający twoją klatkę piersiową jakby znika. Nie czekasz na jej ruch. Wiesz, że jesteście sobie przeznaczeni. Bez wahania pokonujesz dzielącą was odległość, bez tchu pozwalasz sobie na przekroczenie granicy, której do tej pory nie przekraczałeś, obejmując ją w talii, by wszyscy ci mężczyźni, którzy bez wątpienia dostrzegają jej piękno i zmysłowość, wiedzieli, że ona należy do ciebie. Uśmiecha się i ten uśmiech jest wart pójścia za nią na kraniec świata. Szepcze ci słodkie słówka na ucho, wprawiając cię w ekscytację i pełne oczekiwania drżenie, bo już wkrótce w zupełności będziesz mógł się w niej zatracić. Odchodzisz, by zaraz do niej wrócić, ale jej już nie ma. Rozpłynęła się w powietrzu wraz z twoim zegarkiem, portfelem, nawet paskiem od spodni... oraz oszczędnościami życia, które dzisiaj, niczego nieświadomy, postanowiłeś wypłacić z konta, bo miałeś takie przeczucie. Wraz z nią zniknęła także cała twoja męska godność, lecz wiesz, że gdyby tylko ponownie wkroczyła do twojego życia, padłbyś przed nią na kolana i błagałbyś, by przyjęła cię z powrotem. Ale ona rozwiała się już niczym dym. Jak zawsze nieuchwytna.
Now you don't

Cześć! Kartę sponsorują: Isla Fisher, Iluzja, Annie, która była na tyle kochana oraz cierpliwa, żeby zrobić mi html i skromne moi.
Nie wiem, co mnie naszło. Chey chyba można nazwać eksperymentem, bo nigdy nie prowadziłam podobnej postaci, ale cały czas trzeba próbować czegoś nowego! Ta nieznośna wredotka sama ożyła i mi się zbuntowała, więc mogłam tylko podążyć jej śladem. Ja sama wciąż ją dopiero odkrywam, więc pewnie razem poznamy ją w wątkach ;) Zachęcam do klikania w więcej, bo dzięki tej zakładce odkryjecie kolejne twarze Cheyenne. Mam nadzieję, że jakoś udało wam się przebrnąć przez cały tekst.
Standardowo przyjmiemy wszystkie wątki, nie bać się, pytać i proponować!  Biedna Chey przeleżakowała w roboczych trzy tygodnie, więc jest teraz pełna chęci do wątkowania! Będziemy się świetnie razem bawić ♥♥♥

17 komentarzy:

  1. [Czeeeeść! :D Tak właściwie, cierpliwie, czekałam... I w końcu się doczekałam. Miło powitać twoją panią, która potrafi zaczarować uśmiechem, a iluzja to idealne uzupełnienie <3 Nie wiem z którym z moich panów lepiej się dogada, ale wątek obowiązkowo musimy stworzyć :D (a serio to jeśli chcesz). Wydaje mi się, że z Solalem mogłoby być ciekawiej, ale kto wie... ;) Ukochuję! <3]

    Solal & Jimmy

    OdpowiedzUsuń


  2. Anubis często bywał w niebezpiecznych okolicach z własnego wyboru; londyński przestępczy półświatek był tym, do czego należał. Jego kariera od zawsze opierała się na oszustwach i rozróbach; a wszystko zaczęło się od nielegalnego biznesu ojca, który otworzył przed synem po powrocie z Izraela.
    Ahern nigdy nie wiedział dlaczego na kilka lat znalazł się u dziadków, na innym kontynencie, z daleka od domu; do tej pory motywy tej zmiany pozostawały dla niego nieosiągalne, a rodzice wciąż milczeli, nie mając ochoty go uświadamiać. Po latach przestał o to zabiegać; przeszłości nie dało się zmienić, a on nie miał ochoty w nią ingerować. Liczyło się tu i teraz; fakt, że coś osiągnął. Fakt, że był kimś znaczącym, a jednocześnie nikt nie miał pojęcia, że tak było w istocie. Zresztą, rodzice już dawno pozostawali poza jego zasięgiem; nadal mieszkali w Londynie, lecz z dala od niego, a widywali się... rzadko. Zdecydowanie częściej miał do czynienia z ojcem, gdy wpadał zająć się rodzinnym sklepem z bronią; i wtedy jednak milczeli, a starszy pan Ahern nie poruszał żadnych tematów, mogących odbudować więzy rodzinne. Sethowi zupełnie to nie przeszkadzało; ukochał życie w samotności, a fakt, iż nie musiał z nikim dzielić się swoją przypadłością... zdjął mu ogromny ciężar z pleców. Zawsze łatwiej było cierpieć w milczeniu i nie musieć nikomu zwierzać się z własnych słabości. Zwłaszcza, że Anubis był indywidualistą; elokwentnym człowiekiem o szerokim zasobie słów, który jednak zdecydowanie wolał analizować niźli głosić osobiste dywagacje. Wróg, o którym wiesz najmniej, jest w końcu najniebezpieczniejszym wrogiem.
    I temu przekonaniu hołdował, zdradzając otoczeniu jak najmniej informacji; efekty uboczne pirokinezy znał tylko i wyłącznie on sam, a żadna osoba trzecia nie miała świadomości jak wielki ból sprawiało mu spalenie żywcem człowieka. Myśleli, że jest niezniszczalny; myśleli, że jest nieograniczony, a jego moc to czysty żywioł, niemogący uczynić mu krzywdy. A on pozwalał im tak myśleć, obracając to przekonanie w prawdę, czyniąc z niego swoją tarczę i zwykłym, irracjonalnym strachem odpychając od siebie potencjalnych antagonistów. Czasami najostrzejszym mieczem okazywał się właśnie lęk; lęk, który ograniczał, lęk, który sprawiał, że ludzie bali się podjąć ryzyko, bali się przeciwstawić, bo tak bardzo paraliżował ich strach... Czasem klucz do skrzętnie strzeżonego sejfu stanowiła ludzka psychika. Bo właśnie człowiek w większości przypadków okazywał się najsłabszym ogniwem.
    I właśnie dlatego należało pokazywać jak najmniej własnego człowieczeństwa; opanować ruchy mimiczne do tego stopnia, by zajęcie ogniem człowieka nie powodowało żadnej zmarszczki na jego twarzy. I choć dłoń rwała bólem, rozrywając mięśnie pazurami ostrymi jak brzytwa, on pozostawał niewzruszony i udawał bezwzględnego despotę, którego życiu nie mogło zagrozić absolutnie nic.
    A ta legenda, którą obrósł, stanowiła jego tarczę. Tarczę, która nie była niczym innym jak ceglanym murem, odgradzającym go od wszystkich ludzi. Ceglanym murem, który sprawiał, że mógł czuć się bezpieczny nawet w tak niebezpiecznych warunkach.
    Zresztą, nawet gdyby chciał... nawet gdyby chciał, tego dnia musiał się tu znaleźć. Cień miał umówione spotkanie. Cień został namierzony przez kolejnego klienta, chcącego wykupić jego usługi. Z tego powodu musiał kręcić się wokół miejsca spotkania Cienia, obserwując kolejne przemykające uliczkami osoby. Cień, w końcu, nigdy nie czekał na swoją ofiarę, a pojawiał się w trakcie, nagle roztaczając wokół kupca płonący ogniem krąg, będący pierwszym świadectwem jego obecności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cień więc mógł się spóźniać kiedy chciał. A Anubis nie zwykł pojawiać się przed czasem; był obserwatorem, a choć zaprzęg ptaszków dostarczał mu informacji... to on nimi dysponował; on składał je do kupy, potwierdzał rzetelność i selekcjonował, potrafiąc wydobyć z nich dosłownie wszystko.Czasem jednak zdarzało mu się być własnym informatorem; jego różnobarwne tęczówki hołdowały śledzeniu przemykających ludzi, zapamiętywaniu ich zachowań; czytaniu z twarzy i układaniu psychicznych map, mogących kiedyś stać się szkieletem schematu do rozpracowania osoby poszukiwanej.Z reguły chodził po dachach; miał stąd doskonały widok, a ten doskonały widok pozwalał mu śledzić ludzi jeszcze skrzętniej i oddawać się słodkiej samotności. Kręcił się akurat wśród wąskich alejek, spacerując po krawędzi obskurnej kamienicy; wtedy do jego uszu dobiegł znajomy głos, a on spojrzał w dół, dostrzegając Cheyenne... i jakiegoś faceta. O cholera, jak on dawno jej nie widział!
      Chociaż z drugiej strony... też jej nie szukał.
      W pierwszym, spontanicznym odruchu chciał zeskoczyć z trzeciego piętra i ją uratować; szybko jednak adrenalina z powrotem uwiązała się na smyczy, a on zrozumiał, że tylko połamałby sobie nogi. Ogień nie uchroniłby go przed upadkiem. Mógł go spalić, ale...
      Powoli, wykorzystując elementy otoczenia, zsuwał się na dół, szukając odpowiedniej wysokości. Gdy znalazł się jednak na markizie, dostrzegł, że dziewczyna doskonale sobie radzi.
      Też zyskała moc! I to nie byle jaką.
      Uniósł brew i usiadł na markizie, dziecinnym gestem machając nogami. Znalazł nawet w kieszeni lizaka, będącego marnym pocieszeniem po stęsknionym popcornie, który idealnie oddałby powagę sytuacji. Zaczął lecz po prostu ciamkać i obserwować jak dziewczyna — przy użyciu mocy, której natury jeszcze nie znał — posyła na oponenta watahę wilków, z najwyższym okrucieństwem rozrywającą ciało wrzeszczącego mężczyzny.
      Cóż. Wyglądało to widowiskowo, choć na jego oko wilki były za mało subtelne; mogłyby zacząć od głowy. Gdyby szybko ukróciły jej cierpienia, może człowiek nie zyskałby posmaku śmierdzącego potu. I moczu, jeśli z przerażenia zsikał się w spodnie.
      Jego wnikliwy, cieniowy wzrok zarejestrował jak rozmasowuje dłonie; dało mu to do myślenia i zrozumiał, że w jakiś sposób została skrzywdzona.
      Jęki faceta wreszcie ucichły, a on westchnął z rezygnacją.
      — Ładne widowisko— rzucił nagle, przerywając mroczną ciszę, a jego ochrypły głos ubarwiony ciepłem odbił się od ścian jak piłka tenisowa. Zeskoczył z markizy i odrzucił lizaka, który zapalił się w locie; trafiając w ścianę rozpadł na części, doszczętnie ulegając samospaleniu.
      Ruszył w jej kierunku powolnym wyważonym krokiem; uśmiechnął się pięknie i lekko skinął głową, nie przytulając jej na powitanie. Chciał ją objąć; bał się jednak, że nad sobą nie zapanuje, a ona była osobą, której wyjątkowo nie chciał spalić. Nie widział jej od czasu burzy. Wiedział, że żyje; nie szukał jej jednak. W obawie... w obawie, że go odrzuci? Sam nie wiedział. Chyba po prostu bał się, że nie do końca ujarzmiona natura pirokinezy uczyni jej krzywdę. Nie chciał jej krzywdzić ani tym bardziej zrzucać na nią ciężar własnego cierpienia.

      Usuń
    2. — Trochę długo umierał — podjął, patrząc jej w oczy dziwnym spojrzeniem różnobarwnych tęczówek. Jej zranioną dłoń ujął w obie swoje; tę lewą, okutą rękawicą i prawdą, całkowicie sprawną i pozbawioną widocznych spod bluzy znamion. Uniósł jej zranione palce do twarzy i słodkim, delikatnym gestem scałował jej ból, chcąc dać jej psychiczną ulgę w cierpieniu. Cały czas nie odrywał jednocześnie wzroku od jej twarzy, a jego niebieskie oczy ostrożnie śledziły każdą, mimiczną zmarszczkę jej oblicza.— Co tutaj robisz? — spytał, obie dłonie opierając w końcu na jej ramionach. Ręce mógł szybko oderwać w razie, gdyby zajął się ogniem. Nachylił się i ucałował jej czoło jak gdyby widzieli się codziennie. — To niebezpieczna okolica... pełna takich świrów — odsunął się trochę, chwycił ją pod ramię i wskazał na martwego, następnie pstrykając palcami; truchło zajęło się ogniem, spalając w ekspresowym tempie. Seth ponownie pstryknął, a na miejscu ciała została tylko kupka zwęglonych kości. — Nie chciałbym, aby coś Ci się stało... — dodał z westchnieniem, oddalając się z nią z miejsca zbrodni.

      Nubiś ♥

      Usuń
  3. Anubis, pomimo bycia psychopatą, naprawdę troszczył się o innych. Oczywiście, sytuacja taka następowała tylko i wyłącznie wtedy, gdy osoba, obdarzona czułością cokolwiek dla niego znaczyła. O członków własnego stada martwił się nie mniej niż o siebie i był gotowy skoczyć w ogień. Pomijając, że w jego przypadku skok w ogień nie oznaczał żadnego poświęcenia. Owszem, nie ulegało wątpliwościom, że poradziła sobie wzorowo; mężczyzna skonał, zjedzony przez wilki, wykreowane umysłem Cheyenne... pytanie tylko, jaką moc posiadała jego kochanka? Czy było to tworzenie materialnych obrazów, ożywianie wyobraźni? A może prozaiczne wzywanie watahy w momencie zagrożenia? Seth stwierdził, że zapyta ją o to później. Póki co rozkoszował się ciepłem jej ciała i powoli prowadził, starając się oddalić od miejsca zbrodni. Wrzaski mężczyzny były tak głośne i nieprzyjemne, że nie miał ochoty oscylować w okolicy ich bezdennego echa. Przez chwilę poczuł nawet wyrzuty sumienia z powodu, że jej nie szukał, lecz elektryzująca bliskość od razu rozwiała wszelkie wątpliwości i postawiła go w sytuacji całkowitego spokoju. Na moment nawet zdołał zapomnieć o pirokinezie, która w każdej chwili mogła zerwać się ze smyczy i oparzyć damę jego serca. Ogień był zbyt dziki i niezależny, by dało się go zniewolić. Dlatego Ahern doskonale wiedział, że nigdy nie zdoła uczynić go swoim sługą; mógł zespoić się z nim i utworzyć jedno ciało, bijące w jednym rytmie i w jednym rytmie podejmujące decyzje. Nie mógł jednak bezwzględnie dyktować swoich warunków. Żywioł był równie nieposkromiony co on sam, a mieszanka dwóch niereformowalnych bytów nie była niczym innym jak tykającą bombą, gotową wysadzić w powietrze połowę Londynu, gdy tylko nadejdzie moment detonacji. Z tego powodu bywały chwile, gdy jego umysłem wstrząsał zwykły, prozaiczny lęk. Ze wszystkich sił bał się spalenia żywcem osoby, na której by mu zależało i stanowiło to prawdopodobnie jego jedyny paniczny strach.Wszystko inne nie obchodziło go na tyle; tylko życia bliskich warte były świeczki, a cały pozostały świat mógł stanąć w płomieniach i nigdy się nie odrodzić. 
    Wywrócił oczami, gdy zarzuciła mu kiepskie powitanie. Owszem, działał szybko; pewnie nawet zbyt szybko. Dawno jej nie widział, więc rzeczy takie jak kontakty z kobietami zdecydowanie wypadły mu z głowy; choć budował wokół siebie autorytet siły, nie stanowił przykładu typowego samca alfa. Stronił od kobiet, fizyczny kontakt uważając za coś głębszego, nie lubił szybkich numerków i nienawidził zapłat w naturze. Unikał zobowiązań, lecz nie lubił całkowitego ich braku. Choć po kimś takim jak on trudno było spodziewać się logicznego działania; nie trzeba było psychiatry, by z miejsca zdiagnozować mu chorobę psychiczną. Zdecydowanie nie wszystko było z nim w porządku. Nawet sam to wiedział, lecz nie kwapił się do rozwiązania tego problemu.  
    Pocałunek oddał z najwyższą, płonącą namiętnością, jaką tylko potrafił wydobyć ze swojej ognistej duszy. Jednocześnie oparł dłonie na dole jej pleców i zupełnie niezrażony ostrożnie zjechał na pośladki, poniekąd demonstrując myśli, jakie w obecnej chwili wstrząsały jego umysłem.
    Ich spotkania były wyjątkowe; nie chodziło nawet o kunszt, jaki wydobywała z siebie w kocich ruchach i spazmach orgazmu, gdy kończyła, wypowiadając jego pseudonim. Nie chodziło nawet o tej przyjemny zapach jej włosów, którego już nigdy nie zdoła poczuć. Nie chodziło nawet o jej oczy, w których mógł zatonąć, gdy różnobarwne tęczówki błyszczały różnymi emocjami. Nie chodziło nawet o jej skórę, przyjemnie miękką i przechodzącą drżeniem pod palcami, gdy ostrożnie badał każdy najmniejszy skrawek jej ciała. Po prostu. Było w tym coś... innego. W tej cielesności dało się odczuć też duchowość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej pory milczał, pozwalając jej przejmować inicjatywę; nie kwapił się do odpowiedzi, uparcie demonstrując ciszę, jaka często opiewała go, gdy ciemnymi ulicami włóczył się po alejkach. Gdy jednak zadała pytanie, musiał się odezwać, więc czekając na odpowiedni moment uśmiechnął się delikatnie, a uśmiech ten tym razem nie posiadał w sobie niczego niepokojącego. 
      — Niestety ja nie noszę przy sobie Twoich majtek, więc nie mamy jak się wymienić — rzucił słodko, podejmując grę i delikatnie objął ją dłońmi w talii. — Myślę jednak, że je znajdę... są gdzieś pomiędzy moją pościelą, chcesz pomóc mi szukać? — spytał z łobuzerskim błyskiem w niebieskim oku i nachylił się, by ustami musnąć przelotnie jej szyję. Jego dłonie, zjechały jednocześnie w tył i powoli zacisnęły się na jej pośladkach, całkowicie prowokującym ruchem nakłaniając ją do kontrataku.
      Z dezaprobatą zamruczał jak wściekły kociak, gdy jednak odebrała mu bliskość i zarządziła odłożenie wszystkiego na później. Po chwili jednak zreflektował się, orientując, że i on miał kilka rzeczy do zrobienia; między innymi sprawy Cienia, które musiał załatwić tak, czy siak. Nigdy ich nie zostawiał, choć rzadko przychodził na czas; najpierw z bezpiecznej odległości obserwował ofiarę i czekał na moment, gdy zacznie tracić cierpliwość. Podirytowanymi ludźmi zdecydowanie łatwiej było manipulować, a ich osąd mącił się do reszty, budując podatność na aluzje. 
      Wydął jednak dolną wargę, gdy pocałowała go na pożegnanie i kazała nie być zazdrosnym. Zazdrosnym? Bóg wiedział co robiła przez te dwa miesiące. Nie śledził jej. I o dziwo nie szukał informacji. Chyba był słabym facetem. 
      Słysząc jednak wzmiankę o Cieniu w jego umyśle rozgorzał prawdziwy pożar, niewidoczny jednak z zewnątrz. Na szczęście opanował odruchy mimiczne do perfekcji i żadne drgnięcie twarzy nie zdradziło jego zaskoczenia. Chey! Jego Chey. Jego Chey i Cień. Jego Chey i najbardziej zepsuta część jego osobowości. Nie wiedział nawet co ma robić i jakie kroki podjąć. Pierwszy raz od dawna poczuł się wręcz zagubiony, a poparzona bez reszty ręka objęła się bólem, powodując nieprzyjemne mrowienie w całym przedramieniu. Na szczęście nie stanął w płomieniach. 
      — Słyszeć, słyszałem —  podjął bezpiecznie, układając w myślach monolog, którym spróbuje odwieść ją od tego pomysłu. — choć nie wiem, czy naprawdę istnieje. Czasami ludzkie szepty kreują kogoś, kto pomaga im przetrwać —  wzruszył ramionami całkiem swobodnie, uśmiechając się do niej słodko. Krew jednak gotowała się w żyłach, a umysł sukcesywnie zwiększał obroty, starając się nie palnąć żadnej głupoty. — zresztą, nawet jeśli ktoś taki faktycznie ma rację bytu, a opowieści są prawdziwe... cokolwiek chcesz, pewnie nie jest to warte ceny, jaką przyjdzie Ci zapłacić — złapał ją za rękę. Lewą dłonią, więc jego uścisk był niepewny i przechodził w odruchowe drżenie. Niestety ręka czasami płatała figle, a z założenia ujarzmiona pirokineza lubiła udowadniać, że jest tylko słabym, śmiertelnym człowiekiem nic nieznaczącym bez potęgi ognia. —  Możemy to rozwiązać razem... po co pakować się w takie bagno? — spytał, wzdychając i zdecydował się na zmianę planów. — ...wiem gdzie go znaleźć. I wiem, że nie warto... zwłaszcza, że nie mogę iść z Tobą. I nie mam takiej mocy, by obronić Cię przed jego jarzmem  — przymknął różnobarwne oczy i ostrożnie oparł dłonie na jej ładnych ramionach. — Eh, kurwa. Robię się ckliwy, widzisz? Psujesz mój autorytet wielkiego sukinsyna, Cheyenne Reynolds —  stwierdził nagle, męskim ochrypłym głosem. — Jednak nadal uważam, że nie musisz iść do tego pojeba. Są inne, równie niekonwencjonalne sposoby na zdobycie informacji... lecz na pewno lepsze niż pakt z chorym psychicznie szaleńcem nieznanego pochodzenia.

      Seth  

      Usuń
  4. [Cześć! Po pierwsze, ładne ptaszki tam w tle. A po drugie ładna pani, a dalej już tylko lepiej. ^^ Czeeeść i czołem, przyznam się, że podglądałam ją jak była w roboczych, jestem okropnym stalkerem, wiem. Fajnie, że udało Ci się wygrzebać z roboczych. Powodzenia z eksperymentem i jak coś to zapraszam do siebie. ;D]

    Desiree Lancaster
    William Hudson

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć! Dziękuję ślicznie za powitanie!
    Wiem coś o tych maturach, od razu po skończeniu wróciłam na blogi, bo się strasznie stęskniłam :)
    Niezłe ziółko z tej Twojej Pani, no żeby tak ludzi oszukiwać? Ale hej, podoba mi się :D Poza tym przychodzę po wątek, bo nigdy nie odmawiam no i chętnie coś napiszę, więc możemy coś wykombinować. Powiedz mi, wpadł Ci już do głowy jakiś pomysł, czy robimy burzę mózgów?]

    JAYDEN

    OdpowiedzUsuń
  6. [Twoja postać przypomniała mi, że tak strasznie chciałam iść na Iluzję do kina, ale jak się już zdecydowałam to zdążyli ją w całym mieście ściągnąć, chlip. [*]
    Witam uroczego rudzielca, my tutaj przychodzimy po obiecany wątek! :D]

    L&L Montgomery

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Haha, no tak się akurat złożyło. ;) Od jakiegoś czasu czaiłam się żeby zrobić postać z jego wizerunkiem, więc kiedy napatoczyła się okazja - skorzystałam.
    Również życzę udanych wątków wielu ciekawych pomysłów, a kiedy ja tez wpadnę na coś fajnego dla tej dwójki, to na pewno się odezwę! xd Na razie, niestety, ciut krucho u mnie z weną. ]

    Kaleb

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dziękuję pięknie za powitanie! :) Niestety pomysłów nigdy kompletnie nie mam, więc jakbyś na coś wpadła, to ja bardzo chętnie, mogę zaczynać! :D]
    Vlad

    OdpowiedzUsuń
  9. [Dziękuję uprzejmie za te miłe słowa! Chciałam rzucić jakimś mądrym pomysłem, ale niestety mam pustkę w głowie. :< Do tego iluzja jest wspaniała, ale zawsze mnie trochę przerażała.]

    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  10. [Czeeeść. Rany, dziękuję za te wszystkie komplementy! Nie byłam zbytnio przekonana do karty, więc jest naprawdę super słyszeć, że się podoba. No a Chey, Chey jest genialna. Kartę przeczytałam na jednym oddechu. Wszytko jest tak świetnie, namacalnie napisane, że serio można poczuć, jakby stało się tuż obok niej na deszczowej ulicy. Wow. Daj znać, jeśli masz ochotę na wątek - coś wymyślimy, a na razie dziękuję za powitanie i mam nadzieję, że wszyscy będziemy się tu świetnie bawić (oby jak najdłużej)!

    Batts.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Aww, udało mi się wprowadzić coś zaskakującego! Ale faktycznie, największe dziwactwa Ahernowie jedzą zamiast śniadania. c: Izzy jest pierwszą postacią od bardzo dawna, przy której postarałam się trochę bardziej i nawet ogarnęłam hmtl, więc cieszę się, że została odebrana pozytywnie. Dziękuję bardzo za takie cieplutkie słowa, kochana połówko administracji! <3 Swoją drogą Cheyenne jest tak idealną femme fatale, że zaczęłam jej zazdrościć. Zachwyciłam się opisem, a informacje z więcej tylko pogłębiły moją sympatię. Jest świetnie wykreowana! Mam nadzieję, że masz wystarczająco weny i czasu, żeby ją poskromić, bo wydaje się niezwykle krnąbrna. :3]
    Izzy

    OdpowiedzUsuń
  12. [Toż to jedna aktorek, które skradły mi serce! I nie mogłam uwierzyć, że w Iluzji dwójce jej nie było, nie mogłam znieść, że tamta druga wyrwała Wildera i byłam szalenie zazdrosna. W każdym razie cieszę się, że jesteś fanką Olafa, a ja wcale nie mam piżamy z jego wizerunkiem ;) Twoja pani jest szalenie pięknie wykreowana i trochę zazdroszczę, bo moje postaci nigdy nie są kobiece, a co kobiece, to przecież piękne! Dziękuję Wam serdecznie za powitanie i trzymam kciuki byśmy z Keirą się tu zadomowiły :)]

    Keira Righton

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć i czołem! Mam pewien pomysł na powiązanie z Twoją cudowną panią. W razie chęci zapraszam na maila! • pacynskajula@gmail.com

    OdpowiedzUsuń