wygląda jakby właśnie weszła do liceum albo kończyła gimnazjum, zwłaszcza, że ma całe półtora metra wzrostu i drobną budowę, chociaż dowód twierdzi, że ma 20 lat ― potrafi modulować głos - głos dziecka? nie ma problemu. Głos jak po helu? Jasne! Hej, Freya, a umiesz drzeć japę jak wokalista zespołu dla brudasów? Jeszcze się pytasz ― śpiewa w kapeli, podobno dość znanej bo z ponad tysiącem wyświetleń na YouTube ― potworny leń, a w dodatku lekkoduch i obibok ― ma wynajęte przez majętnych rodziców mieszkanie w centrum i comiesięczne duże kieszonkowe ― nadal nie potrafi się zdecydować na kierunek studiów ― zapiera się nogami i rękami przed fryzjerem gorzej niż przed dentystą ― małe, wredne, a jak zawieje wiatr to zaatakuje niemal metrowymi włosami w każdym kierunku i bez litości ― często arogancka, zbyt śmiała i zbyt pewna siebie, szczególnie ostatnio, bo i tak jej nie złapiesz ― wydaje miliony na buty, bo po jednym sprincie urządza podeszwie pogrzeb ― następczyni Quicksilvera
i'm not easy
and i make you mad
Wszędzie cię pełno, wołali, a ona uśmiechała się wiedząc, jak bardzo trafnie ją określają. Czas stał się mniej istotny kiedy pojawiła się opcja zwiedzenia całego Londynu w mniej niż pół godziny, ale grał dużą i kluczową rolę w zapoznawaniu się z nową umiejętnością. Po dziś dzień Freya zdziera kolana, łokcie i twarz, potykając się podczas biegu, a siniaki nie oszczędzają żadnego kawałka skóry. Mimo że sam bieg przychodzi równie swobodnie jak chodzenie, poobijane ciało dokuczliwie daje o sobie znać całymi dniami. Wymioty, zawroty głowy i szwankujący błędnik nie opuszczają jej od tej cholernej burzy. Myśl - biegnij szybko i czas spowalnia, niemal zatrzymując się, a ona biega, z ciekawością przyglądając się zastygniętym elementom, twarzom i zwierzętom. Myśl - biegnij wolno, a i tak Usain Bolt miałby trudności z jej dogonieniem.
Hej, Flash!, wołali, a ona denerwowała się i tupała nogą. Od zawsze powtarzała, że woli Marvela, ale prawda jest taka, że Freya jest zbyt leniwa na zapoznanie się z uniwersum DC. Oprócz lenistwa, Freya wpisuje się w stereotypowy obraz rudej: małe, wredne, zapada w pamięć, faktycznie ma zmutowany gen i dotkliwiej czuje ból, ma wybuchowy temperament i podchodzi pod choleryczkę. Straszy małe dzieci, że jest wampirem i czarownicą. W szkole zwracali się do niej per wiedźmo, później przezwisko wyszło poza mury i zagościło w kręgu jej znajomych. Zdarza jej się zachowywać jak komik i udawać, że słowo powaga nie istnieje. Ma wielki dystans, ale wkurza ją brak czekolady. Wydaje się, że Freya urodziła się z łobuzerskim, wręcz lisim uśmiechem i wyzwaniem w oczach, a prowokowanie uznaje za zabawę. Gdyby jednak miało dość do konfrontacji, gdyby jednak miała się znaleźć w niebezpiecznej sytuacji, gdyby jednak przekroczyła granicę...
I tak ucieknie.
Dzień dobry!
Razem z Freyą szukamy członków zespołu (cztery lub pięć osób) i piszemy się na powiązania, dziwaczne wątki i w ogóle większość, co przyjdzie do głowy. Handel wymienny jest cacy, ale często mamy problemy z wymyślaniem. Trochę się boimy, bo Misfits to pierwszy grupowiec od dłuższego czasu, ale wypinamy klatę do przodu i biegniemy dalej. Jeszcze jedno: raczej mnie nie znacie, nie sugerujcie się nickiem - wołają na mnie lis od kilku lat i jakiś rok temu postanowiłam przenieść pseudonim do internetów, ale pod tym nickiem byłam tylko na jednym blogu. Jeśli kogoś poznam, dam znać c:
[Freya i Merigold... czyżby wiedźmin? Jeśli tak, ukochuję... jeśli nie też ukochuję, ale odrobinkę mniej :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się postać, zwłaszcza, że tak idealnie pasuje do Twojego nicku... faktycznie lisek, ale za to jaki ładny, jaki sprytny i jaki uroczy! Ciekawie przedstawiłaś moc i jak widać przydaje się malej Freyi, choć efekty uboczne też są... dobrze, ograniczenia postaci są zawsze na plus! :D
Myślę, że ona jest kissed by fire, a mój pan to Fire master... taka luźna uwaga, ale co tam. Postać jest świetna, ładnie wykreowana, w ciekawy sposób przedstawiona... oczywiście życzę Ci masy wątków, chęci i długiego stażu... a w razie czego też zapraszam na wątek do siebie, o! :D]
najgorętsza 1/2 administracji & Anubis Ahern
[W pół godziny cały Londyn?! :O Mi się w cztery lata nie udało zobaczyć całego! :D Zazdroszczę jej tego mocno, naprawdę xD Piękne, rude z niej dziewczę, a my mocno zazdrościmy tych gęstych włosów. Ciekawe jakie to uczucie mieć długie włosy? :D Bardzo fajna postać. Baw się dobrze i udanych wątków. c: ]
OdpowiedzUsuńDesiree Lancaster
William Hudson
[Cześć, lisku! Wystarczy spojrzeć na zdjęcie i wiadomo, kto się za nim kryje! :D Wątku Ci chwilowo nie zaproponuję, bo jak już wiesz, nie bardzo mam kiedy i jak, ale... pożyczę Ci gładkiego powrotu do blogowania! Niech wena Ci służy, tyle się magazynowała, że teraz musi być z niej jakiś użytek. :)]
OdpowiedzUsuńChris
[Witaj ponownie, lisku! Kupiłaś mnie po raz kolejny swoją postacią, bo rude, rude włosy są najlepsze, a Freya troszkę przypomina mi mnie samą. Małe, rude, wredne... Mała Mi. No i nie potrafi się zdecydować na kierunek studiów, no idealna kopia mnie. <3
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz napisać kolejny wątek wspólnie, zapraszam do Leośka - tym razem troszkę role nam się odwracają, ty byłabyś tą bardziej krnąbrną postacią! :D]
Leo
[Inaczej - Drake z mejla kłania się niziutko! Teraz poznajesz czy faktycznie jesteś innym lisem? XD]
OdpowiedzUsuń[Z farbowanym lisem, ani żadnym innym Cię nie skojarzyłam, ale akurat jakaś taka dziwna zbieżność się zadziała, że koleżanka, która zawsze grała rudymi paniami, ostatnio do mnie napisała, że wraca na blogi, więc jakoś mi się to złożyło w całość, ale jeśli się pomyliłam to przepraszam :D. Mimo wszystko wciąż podtrzymuję życzenia o gładkim wejściu w klimat i niekończącej się wenie. :)]
OdpowiedzUsuńChris
[Ukochuję za Marvela <3 O! A tak ogólnie to witam serdecznie. Małe, rude i wredne jest piękne, znaczy się... jest super! Mam nadzieję, że się tu odnajdziesz i będziesz się dobrze bawić. Fajnych wątków życzę!]
OdpowiedzUsuńSolal & Jimmy
[Ekhem, naprawdę to tak widać? :D Ale że po czym? I generalnie to dzięki, ale to znów nie, aż taki staruszek. Znaczy się nie tak bardzo. Proszę nie smutać nad jego samotnością. Da się żyć. Do klubu niech wpada, a może i uda się przy tym coś nam wymyślić, jak będzie chęć.]
OdpowiedzUsuńJimmy S.
[Nie miałam nic konkretnego na myśli tak szczerze, a przez kissed by fire miałam na myśli rude włosy i śmieszne nawiązanie tego sformułowania do mocy Anubisa :D Ale jeśli chodzi o wątek, skoro Freya jest nadmiernie pewna siebie pewnie miała by odwagę zacząć pyskować. Może zauważyłaby Anubisa "rozliczającego się" z jakimś niewinnie wyglądającym typem (póki co słowami) i postanowiłaby dorzucić swoje trzy grosze? Seth przez wgląd na bycie handlarzem informacji pewnie z jakiegoś powodu by ją rozpoznał i wiedział jaką ma moc... i chciałby jej pokazać, że wcale nie jest taka wiecznie bezpieczna... więc otoczyłby dużą odległość wokół niej ścianami ognia na tyle niebezpiecznymi, by nie mogła się tą swoją szybkością przebić głównie ze względu na to, że nie pozwoliłby temu ogniu zgasnąć...]
OdpowiedzUsuńAnubis
[Dzień dobry i ja jeszcze co prawda nie mam pełnej postaci, ale tworzę i mogłabym się wczepić do zespołu! :> Tylko kogóż im tam brakuje? Zostawiam mail: nikita772001@gmail.com]
OdpowiedzUsuń[Chętnie coś napiszę, bo się zastałam i wątki to dobry sposób na rozruszanie się w pisaniu, prawda?
OdpowiedzUsuńNie mam za bardzo pomysłu jak ich powiązać. Mogę Ci co najwyżej podrzucić miejsca, w których bywa.
No to na początek na pewno jest tam, gdzie odbywają się nielegalne walki. Łazi po mieście na wpół pijany. Czasami wyprowadza psa na spacer. Poza tym może próbować ukraść portfel, tylko nie wiem jak to dalej pociągnąć.]
Callahan J.
[W całym pomyśle nie pasuje mi jedynie Call proszący o pomoc. Nawet gdyby zorientował się jaką moc ma Freya, to w życiu by nie chciał pomocy... Szybciej poszłabym w kierunku, że został zaskoczony i ktoś zwinął mu klucze i inne duperele, które miał przy sobie, bo w portfelu i tak ma pusto. Jeśli Freya faktycznie jest przyczepialska i skora do pomocy, to wtedy mogłoby coś zadziałać.]
OdpowiedzUsuńCallahan J.
[Jak wspominałam, już dawno nie pisałam, dlatego wybacz proszę, jeśli moje odpisy będą dość krótkie i będą miały pewne niedociągnięcia. Choć podobno pisanie to jak jazda na rowerze.]
OdpowiedzUsuńMiał naturalny talent do wybierania nieodpowiedniej drogi, skręcania w niewłaściwą uliczkę, zaczepiania niewłaściwych osób. Był to fakt, który był niepodważalny od wielu lat. Przecież właśnie przez to pakowanie się w tarapaty wyrzucono go z każdego możliwego miejsca na świecie, cudem było, że nikt go nie wygnał jeszcze z tej galaktyki, bo z jakiejkolwiek społeczności czuł się wykluczony już dawno. Może właśnie dlatego tak wszystko przyciągał? Kto przejmowałby się takim wyrzutkiem.
Nawet pomimo faktu, że nie należał do ludzi bezbronnych, był tylko człowiekiem, więc zaskoczenie go, gdy w głowie szumiał alkohol, a nogi prowadziły byle do celu nie było trudne.
Mocne pchnięcie i uderzenie głową w ścianę działało alarmująco, ale nie na tyle, żeby otępiałe ze zmęczenia zmysły były w stanie odpowiednio szybko zareagować.
Kurwa.
Czy naprawdę wyglądał na kogoś, kogo warto byłoby okraść? Jedyną wartościową rzeczą była chyba skórzana kurtka, którą miał na sobie i telefon.
Na atak odpowiedział ze zbyt dużym opóźnieniem, ciemniało mu przed oczami, czuł pulsujący ból z tyłu głowy. Uderzył na oślep. Trafił w coś, co chrupnęło pod jego pięścią. Usłyszał przekleństwo, ale nie zdążył już nic z tym zrobić. Ktoś przytrzymał go za krótkie włosy, a on nie był w stanie zahamować ponownego spotkania tyłu swojej czaszki ze ścianą jakiegoś budynku.
Osunął się na ziemię, plując swoją krwią, choć zdecydowanie wolałby cudzą, najlepiej przeciwnika. Czuł, jak z wewnętrznej kieszeni kradzionej kurtki są wyciągane jego rzeczy, prawdopodobnie jedyne przedmioty, które były w pełni i niezaprzeczalnie jego własnością.
Na odchodnym otrzymał porządnego kopniaka w żebro. Był pewien, że zostało złamane, bo doskonale wiedział jakie jest to uczucie.
- Kurwa - zaklął chrapliwie, kuląc się z bólu i odliczając czas do chwili, gdy jego ciało znów będzie sprawne. Tak bardzo nienawidził okazywać się bezbronny. Krew, napędzana wściekłością w nim wrzała, sprawiając, że ból stawał się jeszcze bardziej dotkliwy. Poczuł się jeszcze gorzej, gdy nieopodal usłyszał kroki, nie chciał, aby ktokolwiek oglądał chwilę jego słabości.
Callahan J.
Wiedział, że musiał się uspokoić, ale obecność obcej istoty ludzkiej i jej głos mu w tym nie pomagał. Dziewczyna, jak wnioskował po dość wysokim głosie przeszkadzała mu bardziej niż brudne podłoże, na którym spoczywała jego twarz, a stanowiło ono zapewne kuwetę dla bezdomnych kotów. Obecność obserwatora była bardziej irytująca, niż przepełniony kontener na śmieci czy ten nieznośny ból w klatce piersiowej.
OdpowiedzUsuńSplunął krwią po raz kolejny, dopełniając obrazu żałości, jaki w chwili obecnej stanowił. Otworzył oczy, nawet nie mrugał kilkakrotnie by przyzwyczaić swój wzrok na nowo do funkcjonowania. Wziął pierwszy głębszy oddech od kilku chwil i pożałował tego. W myślach zaczął prosić by żebro zechciało wrócić na swoje miejsce.
Musiał usiąść. Uspokoić się i usiąść. Nieważne jak bardzo trudne były obie te czynności.
– Nie – burknął. Nie znał ani tych ludzi ani nie chciał pomocy. Nie chciał też strzępić języka na osobę, której nawet nie spojrzał jeszcze w twarz. Radził sobie sam, nawet jeśli teraz na to nie wyglądało.
Policzył do trzech i zmusił się do porzucenia pozycji embrionalnej na rzecz półsiedzącej. Zmęłł przekleństwo, opierając się o tę samą ścianę, o którą przy mocniejszym uderzeniu mogła chwilę temu roztrzaskać się jego czaszka.
Spojrzał na kucającą dziewczynę raczej nieprzyjaźnie, aczkolwiek było to dla niego całkiem naturalne. Była mała. Mógłby ją zgnieść nawet w tym stanie. Ta myśl sprawiała, że poczuł się lepiej. Jakby znowu miał nad wszystkim kontrolę, które to uczucie spotęgowało lekkie pieczenie rozbitej wargi. Może nie była rozbita, tylko sam ją rozgryzł? Nie wiedział, nie pamiętał. Najważniejszy był teraz fakt, że zaczęło się goić. Doskonale jednak wiedział, że jego organizm był zbyt zmęczony, by doszło do tego tak szybko jak zwykle. Rana na wardze była powierzchowna.
Podniósł rękę do twarzy, przetarł nią zakrwawione usta, co pewnie sprawiło, że wyglądał jeszcze gorzej. Nawet ten ruch nie należał do zbyt przyjemnych. Powstrzymał się więc od syknięcia z bólu.
– Czego tu szukasz? – zapytał. Był gotów zostać tu do momentu, aż nie poczuje się lepiej. Nawet gdyby musiał tu spać, nie byłoby to przecież nic niezwykłego.
Callahan J.
[Wysłałam Ci pomysł na maila, proszę mnie nie pobić za niego. <3]
OdpowiedzUsuńL&L Montgomery
Co by nie mówić, poprzedni dzień był naprawdę przyjemny. Owszem, głównie wziąwszy pod uwagę fakt, że był niedzielą, a dodaje to sporo uroku jakiemukolwiek dniowi, ale również dlatego, że zawsze fantastycznie jest spędzić dzień na wylegiwaniu się na nieswojej kanapie i wpatrywaniu w telewizor, narzekając przy okazji na temat absurdu podróży w czasie Flasha. W trakcie takiego leżenia zapach Freyi stawał się zresztą znacznie mniej nęcący. Cóż, seriale pozwalały skupić się na czymś innym. I była to naprawdę dobra wymówka. Miał wczoraj trochę pograć, ale po tym, jak ostatnio sąsiedzi grozili im dzwonieniem po policję, zrezygnował. Choć tak naprawdę to była tylko licha wymówka – po prostu nie miał ochoty absolutnie nic robić. Nawet jeśli granie było przyjemne – o ile już się zaczęło. A jemu zaczynanie się nie widziało.
OdpowiedzUsuńTak więc tego poranka z nieopisaną niechęcią wstawał z łóżka, wiedząc, że musi iść do pracy i wskoczyć na ten cholerny, czerwony motor. W ogóle praca przyszła po tym weekendzie jakoś wyjątkowo szybko. I boleśnie. Tym bardziej, że Vlad już rano zauważył, że skończyła mu się krew. I nie za bardzo miał ochotę jechać do rzeźnika, żeby jej dokupić. Oczywiście w końcu tego nie zrobił – cierpiał aż do późnego popołudnia, bo przesyłek miał tego dnia krocie, a gdy dotarł przed drzwi mieszkania Freyi poczuł, jak nagle uderza go brak krwi. Nawet mimo faktu, że kiedyś zdarzało mu się bez niej obywać nawet i tydzień, stosunkowo się od niej uzależniał – a nie było to trudne, bo była najsmaczniejszym, co mężczyzna mógł sobie wyobrazić.
Vlad już chciał nacisnąć klamkę, gdy coś zwróciło jego uwagę. Było białe i założone nieco pod drzwi. Mężczyzna schylił się i podniósł to, co okazało się teraz być niepodpisaną kopertą. Jako że to nie było jego mieszkanie, wziął ją tylko do ręki i przestąpił próg.
– Hej, Quicksilver – rzucił, upewniwszy się wcześniej, że zamknął drzwi. – List do ciebie.
Vlad
[Mam nadzieję, że nie za krótko!]
UsuńBył przyzwyczajony do wszystkiego, co teraz odczuwał, może z wyjątkiem tych wszystkich negatywnych myśli skierowanych ku nieznajomej, mikroskopijnej istocie. Czemu sobie jeszcze nie poszła?
OdpowiedzUsuń– Poradzę sobie. Czuj się oczyszczona z wyrzutów sumienia i spierdalaj – wypowiedział z wyczuwalną w głosie irytacją, starając się utrzymać wyraz twarzy, który nie wskazywałby na poziom odczuwanego bólu. Nigdy nie prosił o spotkanie dobrego Samarytanina, nigdy też nie chciał wpakować się w rolę pobitego, porzuconego człowieka. Aż miał ochotę uśmiechnąć się paskudnie. Co za ironia. To on zwykł być tym złym, a nie ofiarą.
Wziął głębszy oddech, chcąc się uspokoić i powstrzymać świerzbienie ręki, która aż rwała się do odepchnięcia dziewczyny. Stopy zaś tak bardzo chciały unieść jego ciało i zanieść do mieszkania, aby tam jego ciało mogło wrócić do normy. Jednak jedyne, co mógł zrobić, to natychmiast pożałować tego, co uczynił. Z bólu zabrakło mu tchu, odruchowo złapał się za miejsce, które przypomniało o sobie wściekle i był pewien, że gdyby wyrwał teraz uszkodzone żebro, to wszystko byłoby lepiej.
Trzymając tak rękę na swojej klatce piersiowej, przypomniał sobie o wewnętrznej kieszeni w kurtce, natychmiast ją przeszukał. Nie tyło tam kluczy ani telefonu. Kiedy sprawdził szubko lewą kieszeń spodni, okazało się, że zniknął również portfel. Tym jednak przejął się najmniej. Jak miał się teraz dostać do własnego mieszkania?
– Kurwa – zaklął dość głośno, przerywając tym swoje milczenie i miał ochotę powtórzyć to jeszcze kilka razy. Jakkolwiek by teraz nie było, wiedział, że coś wymyśli. Musiał być tylko spokojny. – Zajebać klucze, na chuj komu cudze klucze – dodał jeszcze tylko, bardziej pytając siebie, niż towarzyszkę.
Spojrzał na paczkę chusteczek higienicznych wyciągniętą w jego kierunku, a następnie na twarz dziewczyny. Miał ochotę odtrącić jej rękę, ale wiedział, że miała rację. Z niechęcią przyjął podarek. Podziękowanie jednak nie przedarło się do uszu rozmówczyni.
Nie wiedział co miał powiedzieć na zadane mu pytania. Zwykle, kiedy przychodziło mu do bijatyki, miał czas się na to przygotować. Kolczyk zostawał wcześniej wyciągany. Ostatnimi czasy nawet o tym nie myślał. Przecież jego ciało i tak poskłada się w całość. Jak to jest się bić? Dla niego nie było to nic niezwykłego. W odpowiedzi więc postanowił jedynie wzruszyć ramionami.
Użył jednej z chusteczek, żeby choć trochę oczyścić krew z brody. Przetarł usta, jednocześnie pokazując, że naruszona niedawno warga była już w niemal idealnym stanie.
Zużywając kolejne chusteczki, myślał o tym, co powinien teraz ze sobą zrobić.
[Nie ma sprawy, każdy ma prawo do Weltschmerza.]
Callahan
Seth miał to do siebie, że długi ściągał osobiście. Nieważne czyje; nawet jeśli chodziło o Cienia, ofiara prawdopodobnie nie miała przed sobą zbyt wielu tygodni życia. W takich przypadkach więc, nie kwapił się nawet do przebrania. Trzecioosobowy obserwator bowiem pomyślałby, że Anubis Ahern rozlicza się z niezapłaconej dawki wysokojakościowych narkotyków. Dlatego się nie bał. Miał wszystko idealnie wykalkulowane, a odwieczna obsesja na punkcie dokładności i pedantyzm zapewniały mu niwelowanie błędów już powstałych i zapobieganie nadchodzącym. Jak człowiek często je popełniał; potrafił je jednak tuszować i skrzętnie pozwalał im się rozpływać.
OdpowiedzUsuńI tego dnia musiał rozprawić się z pewnym delikwentem. Tym razem naprawdę chodziło o dragi; mężczyzna dostał dwie szanse i obie spierdolił. W przypadku Setha nie było trzeciej szansy. Czasami jednak, lubił podrażnić się z ofiarą, zanim bezceremonialnie doprowadzał do jej samospalenia. Tak było i tym razem, gdy spokojnie siedział, oparty o barierkę, dyndając nogami nad przepaścią. Wiadukt nie był wysoki, a poniżej miał idealny widok na niczego nieświadomego mężczyznę.
— Pakt podpisany krwią nigdy nie uchodzi na sucho — zaśmiał się, zwracając na siebie uwagę wspomnianego delikwenta. Jego różnobarwne tęczówki zalśniły; niebieskie oko jakby pewnością, a brązowe bezkresną czernią, przywodzącą na myśl oczy kosiarza, pewnie ściskającego naostrzoną kosę. — Ale Ty jesteś suchy... jak myślisz, czy zjawiskowo zapłoniesz?
— Spierdalaj — warknął tamten, grając nieustraszonego osiłka. — Nie zapłacę Ci, mały kurwiu.
Anubis uśmiechnął się pięknie, cmokając z dezaprobatą. Pozycja, w jakiej się znajdował pewnie stawiała go w świetle tchórza. Nie przejmował się tym jednak. Wiedział, że wzrostem znacząco przewyższał kozaka, a i jego muskulatura wcale nie podlegała wątpliwościom. Po co jednak marnować uderzenia, gdy jednym spojrzeniem możesz zająć człowieka ogniem? Zirytowani i spoceni ze strachu płonęli ciekawiej.
— Och, och — westchnął, śmiejąc się Ahern. — Pomyliłeś się. Moja siostra prowadzi burdel. Ja nie. Mógłbym załatwić Ci kupony zniżkowe na dziwki... ale cóż. Umrzesz jako prawiczek. Nie? — zdziwił się, widząc purpurową twarz przeciwnika. — Nieważne. W każdym razie już w nikim nie zamoczysz kutasa.
Zeskoczył, patrząc na gorejącego gniewem, stojącego w miejscu faceta. Zastanawiał się. Och, nie był głupi. Zastanawiał się w jaki sposób powalić Anubisa na ziemię.
Seth kątem oka dostrzegł kobietę, powolnym krokiem, zbliżającą się w ich stronę.
Tylko uniósł brew, choć rozpoznał w niej znajomą. Oczywiście... niebezpośrednią. Szukał jednak o niej informacji. Jakiś typek ostatnimi czasy był zainteresowany jej adresem zamieszkania. O ile się nie mylił, ostatecznie zginął, zadźgany w ślepej uliczce. Cóż, przynajmniej zapłacił. Nie tak jak ten dupek tutaj...
Pojawienie się osoby trzeciej pewnie powinno skłonić go do pstryknięcia palcami i zmienienia obiektu zainteresowania. Ten pierwszy powinien zapłonąć, gdy on zajmie się dziewczyną...
Był jednak ciekawy, czy rudowłosa faktycznie jest tak temperamentna jak słyszał. Z tego powodu, skupiając na niej wzrok, bezwolnie uniósł lewą dłoń, gdy prawa pięść przeciwnika spróbowała uderzyć go w twarz.
Zamknął jego uderzenie w uścisku silnej dłoni i delikatnie naparł palcami na nadgarstki delikwenta; podwyższona temperatura jego ciała jeszcze bardziej skoczyła, sprawiając na skórze przeciwnika oparzenie trzeciego stopnia. Facet odskoczył oparzony.
Usuń— Wstyd, Aaronie — rzucił do mężczyzny, kręcąc głową z całkowitym potępieniem. — Nie widzisz kobiety? Chcesz narażać jej biedne oczy na swoją śmierć? Okaż odrobinę szacunku w swoich ostatnich chwilach — prychnął. — Madame — spojrzał w kierunku rudowłosej. — Mam właśnie zamiar spłacić dług. Co Cię tu sprowadza?
Cóż. Był socjopatą. Czasami jednak grał. Albo i nie grał. Trudno było to określić. Anubis Ahern nie był do końca zdrowy psychicznie. Anubis Ahern zachowywał się różnie. Zawsze szczerze, nigdy logicznie. Ruchy Anubisa Aherna trudno było przewidzieć.
[Ten facecik sobie spłonie, ale na razie czekamy na gadanie Freyi :D]
Anubis
Anubis na pewno należał do osób niepoczytalnych, a jego działania nigdy nie wpisywały się w żaden schemat; nie dało się określić jego toku rozumowania, bo dobierał go zależnie od sytuacji. Czyniło go to cholernie nieprzewidywalnym, ale i niebezpiecznym, bo wróg, którego nie znasz, jest wrogiem najgroźniejszym.
OdpowiedzUsuńInną cechą, którą bez problemu można było mu przypisać była wręcz anielska cierpliwość, kontrastująca z aparycją żywego diabła. Aherna nie dało się zranić słowami, a nawet jeśli — nigdy nikt nie przewidziałby w jaki sposób można dotrzeć do jego serca; był stały jak chorągiewka na wietrze i jego emocje zależały od miliona czynników zewnętrznych, nakładających się na siebie w wachlarzu różnorodności.
Dziewczyna wyraźnie trzymała dystans, a grubiański osiłek nie potrafił się zachować. Anubis zacmokał z dezaprobatą, a jego stalowe nerwy nie szarpnęły się nawet, gdy mężczyzna z wściekłością pluł obelgami. Był naprawdę głupi, jeśli myślał, że chodziło o zapłatę; Anubis chciał tylko zakończyć jego denne życie. Pozwolić mu spłonąć i słuchać jak krzyczy, konając w agonalnych wrzaskach.
Freya była wyjątkowo odważna, pomimo że wszystko robiła z wyjątkowej odległości; podczas gdy tamten płonął purpurą, Seth pozostawał nietknięty i przyglądał się otoczeniu różnobarwnym wzrokiem. Ani drgnął, póki co, rejestrując tylko jak Aaron próbuje ją uderzyć, celując zdrową dłonią, a Merigold, usilnie ukrywając moc, umyka, chowając się pierw za Anubisem, a potem odsuwając.
Seth pozostał w miejscu, nawet nie unosząc dłoni; zajął się ogniem, płonąc jak człowiek na stosie czarownic; ogień objął całe jego ciało, lecz nie sprawiając mu bólu. Straci dużo energii. Ale czasami warto było trochę się zabawić.
Pięść mężczyzny trafiła w płomienie, powodując rozległe poparzenie, obejmujące drugą, zdrową do tej pory dłoń.
— Kobiet się nie bije — szepnął jadowicie, ze wzruszeniem ramion, zbliżając się powoli do oddalającego się, bezwolnie płaczącego mężczyzny. Z każdym krokiem Anbisa, osiłek oddalał się do tyłu. — Skoro jesteś takim dżentelmenem, pewnie masz zapędy homoseksualne, co? — spytał z kpiną, a jego głos brzmiał ostro jak żyletka, przecinająca żyły głupiutkiej nastolatki. — Chodź tu. Przytulę Cię. Obiecuję, że będzie gorąco — przechylił głowę, wciąż płonąc jak odpalona zapałka. Uśmiechnął się paskudnie i zatrzymał, teatralnie rozpościerając ręce. — Och, jednak nie, co? W takim razie, skończyliśmy dyskusję.
Klasnął w dłonie, a mężczyzna stanął w płomieniach, wrzeszcząc potępieńczo jak palony żywcem przeklęty czarownik. I rzeczywiście płonął żywcem, podczas gdy Anubis znów wrócił do normalnej, pozbawionej ognistej otoczki formy.
— Nie mam pojęcia, co tu robisz, Freyo — użył jej imienia, nawet nie kwapiąc się do stwarzania pozorów. — Ale ukrywanie nadludzkiej prędkości idzie Ci fatalnie.
Seth
Vlad zamruczał coś niechętnie pod nosem, słysząc, jak nazywa go Freya, choć bardziej gwoli samego przedrzeźniania się i narzekania dla narzekania, niż z uwagi na fakt, że mu to wadziło. Przywykł, a do tego wiedział, że jego gospodyni tak naprawdę nie uważa go za podobnego do wszystkich wampirów w filmach. A przynajmniej taką miał nadzieję.
OdpowiedzUsuńZresztą, nie chciał się wydawać niewdzięczny. W końcu kupiła mu krew. Pachnącą zapewne mniej słodko niż ta, którą miała ona, ale patrząc na to z innej strony była to krew, którą mógł przynajmniej wypić. Westchnął; nie chciał o tym myśleć. Nie chciał, ale nie potrafił się od tego zupełnie odciąć.
– Wcale cię nie wącham – powiedział, sztucznie naburmuszony. – To twoja wina, że tak słodko pachniesz. I tak intensywnie.
Podszedł do niej i rzucił list na kanapę, obok niej. Gdy już to zrobił, nie był zupełnie pewien, czy to aby na pewno był dobry pomysł – wziąwszy pod uwagę ruchy Freyi mogła go przypadkiem pognieść – ale niespecjalnie chciało mu się już ruszać. Rzucił:
– Uważaj. Ty otwórz swój prezent, ja wezmę swój – dodał, myśląc o rzeczonym podarku od Selene.
Podszedł do lodówki i od razu poczuł dominujący nad wszystkim, nieco przygaśnięty, ale wciąż apetyczny zapach krwi. Wyjął ją i przelał część do kubka. Tak, żeby coś zostało jednak na później.
– W sumie mogę zrobić coś do jedzenia – rzucił. – Co byś chciała?
Vlad
[Wybacz, że tak krótko, poprawię się, chciałam to już dziś wysłać D:]