11 lipca 1970

Przed burzą



Nie przypuszczała, że przeciąg będzie na tyle mocny, żeby zamknąć drzwi zanim ona zdąży zahaczyć o nie obcasem. Kilka razy w tygodniu zdarzało jej się wrócić na tyle późno, by zastać męża czekającego na nią na kanapie z zamkniętymi oczami, zbyt spokojnym oddechem i pilotem w prawej dłoni. Z tego powodu zawsze próbowała zachowywać się jak najciszej, żeby go zwyczajnie nie obudzić, ale nie wszystko zawsze szło po jej myśli. Rzuciła butami w kąt, słysząc dźwięk skrzypiących sprężyn dochodzący z salonu. Przeszła do środka, a westchnięcie wykrzywiające jej usta zeszło, gdy tylko zobaczyła zaspanego Jonathana w koszulce z logiem NASA i bokserkach w serca.
– Obudziłam cię? – zapytała, choć zabrzmiało to bardziej jak przykre stwierdzenie.
– Nie, bo nie spałem – odpowiedział, ujmując jej twarz w swoje dłonie – przecież wiesz, że zawsze na ciebie czekam. I akurat leciał maraton Teen Wolfa w telewizji – dodał, widząc jej nieprzekonany wzrok. W tle rozbrzmiał rozzłoszczony głos Taylora Poseya, zagłuszany przez kobiecy krzyk.
– Powiedzmy, że ci wierzę – pokręciła głową z uśmiechem, udając, że nie widzi wypisanego zmęczenia na jego twarzy. – Jak poszła debata? – zapytała, przykładając palce do jego dłoni i przyciskając je mocniej do swoich zimnych policzków. – Widziałam w telewizji, że mieliście tam dość głośno.
– Nieciekawie – lwia zmarszczka między jego brwiami utwierdziła Kathleen w przekonaniu, że coś poszło nie tak – opowiem ci rano – mruknął tylko, przyciskając usta do jej czoła – która to już godzina? Nie powinnaś wracać sama o tak później porze, wiesz?
– Nic mi nie będzie – odpowiedziała tylko, obejmując go w pasie. Jak zwykle pachniał pastą kukurydzianą i łuskami słonecznika. Chciałaby mu powiedzieć, że w jego ramionach czuje się najbezpieczniej na świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz