11 lipca 1970

Po burzy



Wrzuciła ubrania do wiklinowego kosza na pranie i przestawiła go bliżej pralki, żeby Jonathan o nich pamiętał, kiedy wróci ze spotkania. Przez chwilę rozważała zostawienie mu żółtej, samoprzylepnej karteczki na lodówce, ale wierzyła w witaminy, które codziennie bierze. Podłączyła lokówkę do gniazdka i odłożyła ją przy umywalce, dając jej czas na nagrzanie się. Jak zwykle śpieszyła się do pracy, bo chciała być tam jako pierwsza. Musiała jeszcze zerknąć na dokumenty, które wczoraj podrzuciła jej na biurko asystentka.
– Przesuń się – poprosił mężczyzna, wchodząc do łazienki. Przeglądał się w lustrze tylko chwilę, ale uznał to za wystarczająco długo, żeby uznać, że wygląda dobrze. Obrócił się w jej stronę, żeby teraz ona mogła ocenić jego aparycję.
– Wychodzisz już? – zapytała, poprawiając mu krawat. Mimo tylu lat, wciąż nie nauczył się go poprawnie wiązać.
– Tak... co ja bym bez ciebie zrobił? – zaśmiał się, kiedy skończyła i pocałował ją w usta – Będę później, cześć – rzucił, wychodząc z łazienki. Jak zwykle był na granicy bycia punktualnie, a kulturalnego spóźnienia się.
– Weź parasol, bo zapowiadali dziś burzę! – zdążyła tylko krzyknąć, za nim trzasnął drzwiami.

Zawsze uważała, że nie jest jak inni mężowie, ale tak właściwie to nie potrafiła powiedzieć czemu. Może dlatego, że nigdy nie pytał jej po powrocie do domu, jak było w pracy? Niektórzy mogliby wywnioskować, że po prostu nie interesował się jej życiem zawodowym, ale to nie było tak. On wiedział wszystko. Mógł wyczytać z drżenia jej warg, że coś poszło nie tak i w milczeniu przytulić jej głowę do swojej piersi. Śmiał się, że jej czarne obcasy wygrywają marsz pogrzebowy na sądowej posadzce. I że ten prokurator, jak mu tam, Wishnout, zwyczajnie się na nią uwziął, bo odmówiła mu dwa lata temu wspólnego wyjścia na kolację. Zawsze budził się wcześniej niż ona, chociaż zasypiał znacznie później, zajęty czytaniem gazet politycznych. Parzył jej tę niedobrą kawę zbożową, chociaż wiedział, że jej nie lubi. I czekał aż ona wstanie i zrobi im śniadanie, bo ostatnim razem, gdy próbował zaskoczyć ją jajecznicą z cebulą, spalił kuchenkę. Nie było po nim widać, że jest piętnaście lat starszy, chociaż miał okropny gust co do muzyki. Ciągle słuchał Roxette, a kiedy kazała mu w końcu to wyłączyć, łapał ją za ręce i śpiewał Listen to Your Heart.
O tym, że został zamordowany dowiedziała się w przerwie podczas rozprawy sądowej. W pierwszej chwili nie potrafiła w to uwierzyć, oskarżając rozmówcę o naprawdę kiepski żart. Ostatecznie mimo ogromnego bólu i niedowierzania, dokończyła swoją pracę, wybroniła oskarżonego klienta i dopiero po tym wsiadła w najbliższą taksówkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz