10 maja 1970

Mam klaus­tro­fobię. Klat­ka niez­byt od­po­wiada indywidualistom


CHRISTOPHER TUCKER
28 lat — barista — burza wyciągnęła z niego stanowczość do ostatecznej granicy absurdu, pozwalając mu znieczulić się na moce innych, w tym niwelować ich działanie

Piekło samolubnych przewinień — to w nim tkwisz. Myśli przebijają się przez gęstwinę krzepkich uczuć, spotęgowanych przez obojętność na popełnione winy. Świadomość dominacji przyprawia Cię o palącą chęć zamknięcia jej w ciasnym, odurzająco bezpiecznym kloszu wyszukanej przyjemności. Czujesz to nad wyraz dokładnie — ciało drży niespokojnie pod naporem dotyku. Rozgrzane w objęciach kochanka czeka na finał. Ręką przesuwasz powoli po skórze — prowadzona przez niezależność i pojącą zmysły stanowczość, stanowi fizyczno-mentalną siłę, o której nie zapominasz. Właśnie dlatego nie zatrzymujesz się przy akompaniamencie przeciągłego jęku przyjemności. Brniesz dalej, przez delikatność ciała do samego centrum eksplodujących emocji. Za koncertem szemranych westchnień słyszysz rytm bijącego serca.
Puk, puk... puk, puk... Rozkosznie świszczący, przerywany oddech, zmienia się momentalnie we wstrzymany dech rozochoconej niecierpliwości. Na chwilę przed posuwistym ruchem męskiej, nabrzmiałej dumy, zamiera, a Ty... gładko i pewnie zatracasz się w pierwotnych pragnieniach. Zatapiasz w niej erotyczny głód, gorące fantazje. Na huśtawce nastrojów poruszasz nią, dogłębnie. Poruszasz się w niej, dojrzale. W nieprzerwanej pogoni za zaspokojeniem jej, obserwujesz. Spazmatyczne dreszcze, przymglone spojrzenie przepełnione błogim szczęściem, rozchylone wargi niemo szepczące imię — uległość kobiecą, naznaczoną przez uzależniającą moc namiętności. Jeszcze kilka chwil na wykończenie płomiennego rytuału, a dalej... uwolnione siły witalne wypełniają środek, rozlewają się przez ciało do duszy. Trafiają w sedno. W mokrym nasyceniu dajesz poczuć jej pikantną sympatię. Stawiając kroki na piedestale rozkoszy, wewnętrzna chęć osiągnięcia szczęścia bierze nad nią górę. Nie znając innego rozwiązania na usprawiedliwienie słabości, rwie się do sądu nad duchem narkotyzującej natury silnego kochanka. Wyrok jest pewny. Szybki i bezlitosny — jak ostrze kata puszczone w ruch, gładko przecinające powietrze. W bezmiarze swej sprawiedliwości wiesz, że to prawda.
Winny ty. Więzień ludzkich żądz i ziemskich przyjemności. Dożywotnio niereformowalny.
_____
Cześć. Karta mało o nim mówi, ale brak mi weny.
Nie lubię zaczynać, za to mogę wymyślać.

54 komentarze:

  1. [Cześć i czołem, życzę wielu wątków. Karta naprawdę ciekawa, choć faktycznie kompletnie nic nie zdradza na temat Twojej postaci. Zainteresowała mnie za to jego moc, więc jeśli chcesz to zajrzyj do mnie i może coś wymyślimy. Miło byłoby kogoś dotknąć i nie zabić xD]

    Iris Carter

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witaj tutaj, jeszcze nigdzie nie udało nam się napisać wątku, więc póki nie masz dużo zgłoszeń, to chętnie coś napiszę, jeśli masz ochotę. Dobrej zabawy oczywiście i weny. c:]

    Jeremy McAlister

    OdpowiedzUsuń
  3. [O, super, jestem za! Szybko będzie jechał czy na tyle wolno, że normalnego człowieka by nie zabił? xD]

    Iris Carter

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jak to się mówi, "jebło to jebło" xD To zaraz podeślę zaczęcie~]

    Iris Carter

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć, cześć! Przywitam cię jak należy, gdy nareszcie wypadnę z maturalnego ciągu, ale już teraz lepiej zaklep sobie jedno miejsce na wątek ze mną. Ty mi nie możesz uciec na MC, ja tobie teraz nie mogę uciec na Misfits, to od razu wykorzystam sytuację i trochę cię pomęczę ;) A teraz wracam do książek, bo w tym stanie nawet powitania mi nieskładnie wychodzą.]

    ta urocza 1/2 administracji & Cheyenne Reynolds, która już cię molestuje z roboczych (i kochana złośnica Gina, nie będę kazała ci się zastanawiać, kto ma zamiar cię dręczyć xD)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzień zaczął się zdecydowanie źle. Pustki na szafkach, zero jedzenia, a i świeczki się skończyły. Musiał iść na bardziej skomplikowane łowy, bo do sklepu. Już nie bieganie po targu i zabieranie ze straganów. Musiał to dobrze przemyśleć i przy okazji nie wyglądać podejrzanie. Ale jak miał nie wyglądać podejrzanie, skoro wyglądał jak milion nieszczęść? Westchnął przeciągle, patrząc w pęknięte lustro. Podciągnął trochę za luźne, czarne rurki, przygładził ręką czarny t-shirt o trzy rozmiary za duży, zarzucił na ramiona długi do kolan, czarne płaszcz i włożył na brudne włosy czarną czapkę z daszkiem. Na nogach związał rozlatujące się trampki i znów spojrzał w lustro. Ostatni element, rękawiczki. Choć bez nich jego dłonie i tak wyglądały jakby coś na nich miał. Czernienie postępowało i powoli zbliżało się do nadgarstków. Ściągnął brwi i pokręcił głową, wychodząc z mieszkania i schodząc po niepewnych schodach. Powoli, ostrożnie. W końcu się pewnie zawalą i albo zostanie uwięziony na górze, albo nie będzie miał jak na nią wrócić.
    Do miasta dotarł w południe. W brzuchu go skręcało z głodu, dlatego najpierw wszedł na bazerek. Okazało się, że tego dnia przyjechał również pan z artykułami użytku codziennego, gdzie między innymi było sporo świeczek. Iris przystanął gdzieś z boku i zamyślił się. Jak wiele da radę zabrać w dwie ręce? Zagryzł zęby na dolnej wardze i rozejrzał się po ludziach. Jakaś babcia odłozyła swoją siatkę pełną zakupów na stoisku, żeby przejrzeć jabłka. To była jego szansa, dlatego najpierw ruszył spokojnie, żeby za chwilę rozpędzić się, złapać siatkę i zniknąć między straganami. Usłyszał za sobą jedynie krzyk. Źle to rozegrał. Pewnie gdyby wziął cichaczem tą siatkę to nic by się nie stało, nikt by nie zauważył. W końcu ciągle tam stał, ona też, mogła należeć do niego. Ale wybrał inną metodę i czasu nie cofnie.
    Po drugiej stronie targu były świeczki. A wokół stoiska pełno ludzi. Tutaj mógł pokombinować, sprawdzić się. Przecież nawet nie istniał, jak miała go znaleźć policja? Zwiał będąc nieletnim, nie ma nawet dowodu osobistego. Wziął więc wdech i podszedł między ludzi, naciągając czapkę mocniej. Złapał w dłoń trzy świeczki i zaczął je uważnie oglądać, po czym spojrzał na sprzedawcę. Ten był zajęty targowaniem się, a to przerodziło się w pewnego rodzaju kłótnię, więc nikt nie skupiał się na Irisie. Miał szczęście tego dnia. Wrzucił niepostrzeżenie dwie z nich do siatki, jedną ciągle przeglądając z uwagą. Odłożył ją na miejsce i przeszedł dalej, oglądając trzy większe. I to samo, wrzucił dwie do siatki, jedną odłożył. Kłótnia wrzała, a on jak gdyby nigdy nic odszedł ze stoiska. Im dalej był, tym szybciej szedł, stopniowo zaczynajc biec. Miał i siatkę, i świece, więc był szcześliwy. Dawno nie czuł się taki zadowolony. Miał dziś szczęście i je doceniał.
    No, przynajmniej przez jakiś czas, bo wybiegając do miasta nie rozejrzał się przez ulicę, tylko leciał przed siebie, żeby jak najszybciej być w domu. Siatka poleciała, czapka poleciała, on poleciał. Odczuł niewyobrażalny ból, po czym uderzenie o chodnik. Przez chwilę miał ciemno przed oczami, ale stopniowo zaczął rozchylać powieki. Podniósł się do siadu, łapiąc za głowę, gdzie ze skroni leciała mu krew. Przeżył? Takiego uderzenia głową chyba się nie przeżywa. Ściągnął brwi i rozejrzał się, szukając swojej siatki, swojego skarbu.

    Iris Carter

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Cześć Karta może dużo o nim nie mówi, ale za to jest bardzo obrazowa, zresztą jak większość twoich tekstów. Przynajmniej te, które miałam dotychczas okazję przeczytać. :) Wygląda na to, że masz niesamowitą łatwość pisania i potrafisz w kreatywny oraz rzecz jasna dopracowany sposób opisać to co siedzi ci w głowie.
    W takim razie zapraszam do siebie, może coś jeszcze razem wymyślimy. Miłej zabawy. ]

    Samantha

    OdpowiedzUsuń
  8. [Nie dziwi mnie to, że darzysz Kat większym sentymentem, ba, nawet bardzo mnie to cieszy. No, skoro się zrekompensujesz w wątkach, to jak mogę się obrazić, haha.
    Karta jak zwykle świetna, ale Ty moje zdanie na ten temat już znasz - uwielbiam wszystko, co wychodzi spod Twojej ręki. To co, nie wywiniesz mi się od wątku, prawda? Tutaj piszemy zupełnie odmiennymi postaciami, więc może być ciekawie. Masz jakiś pomysł?]

    Penny

    OdpowiedzUsuń
  9. [Tego w karcie na zawarłam, więc napiszę tutaj - Penny mieszka na jakimś poddaszu, bo lubi sobie na dach wychodzić z mieszkania, więc jeżeli szłybyśmy w tym kierunku jak już, to ona musiałaby mu to mieszkanie zalać. Nie jestem pewna, czym on się zajmuje, co lubi, więc trudno jest mi coś tutaj dobrego, konstruktywnego wymyślić, ale spokojnie, razem damy radę ^_^ Wykorzystałabym jakoś jego pracę, ale kurczę, Penny dosłownie gardzi kawą, więc to odpada. A może pójdziemy w coś bardziej odważnego, niebezpiecznego. Już na MC mamy parkę nudziarzy, haha.
    A sąsiadami i tak mogą być, to tam akurat żaden problem.]

    Penny

    OdpowiedzUsuń
  10. [Przyznam się, że nie chcę wykorzystywać mocy swojego bohatera do takich trywialnych rzeczy jak wymuszanie drinka, gdyż on działa w nieco bardziej wyrachowany sposób. Ogólnie jest on osobą, która nie chce się wyróżniać. Ma wybuchowy charakter, więc taka troszkę z niego cicha woda i swoją mocą rekompensuje sobie to, czego nie miał, więc zazwyczaj mami innych do tego, by kupili mu różne rzeczy, coś jak taki utrzymanek, ale bez seksów z każdym, co nie jest powiedziane, że i to w grę nie wchodzi, bo jak ktoś mu w oko wpadnie, to czemu nie.

    Osobiście proponuję, by połączyć pierwszy i trzeci pomysł. Najpierw mój pan znajdzie Twojego, macającego jakąś lalunię w bibliotece i zjebie go albo każe tej owej laluni, na którą feromony działają, spierdalać i znienawidzić Twojego pana. Chris może pozostać wtedy w takim śmiesznym uczuciu niespełnienia i rozgoryczenia. Potem nasi panowie mogą się spotkać w tej windzie i ze względu na urazę może być śmiesznie. Pytanie czy robimy te dwa pomysły jednym ciągiem, czy akcję zaczynamy w windzie, a pomysł pierwszy jest tylko wspomnieniem i zaczątkiem relacji?]

    Jeremy McAlister

    OdpowiedzUsuń
  11. [Cześć! Przede wszystkim miło mi powitać Cię na blogu. <3
    Przyznam, że brzydko podglądałam Twoją kartę jeszcze w roboczych i od razu rzuciło mi się w oczy zdjęcie - wspaniały wybór, naprawdę przyciąga uwagę. Dobry zabieg, skoro już nawet dzięki niemu nie da się przejść obojętnie!
    Tekst, faktycznie mało mówi o postaci, ale za to sporo o Twoim kunszcie. Przyznam, że chylę czoła i aż wstyd mi prosić o wątek, tak bardzo wgniotło mnie w ziemię piękno przeczytanego tekstu! I wcale nie żartuję. Po prostu jedno wielkie: wow!
    Życzę Ci masy wątków, chęci i powiązań oraz długiego stażu! Gdybyś miała ochotę utrzeć nosa mojemu niereformowalnemu piromanowi, wiesz gdzie mnie znaleźć, o!]

    najgorętsza 1/2 administracji & Anubis Ahern & przyszły mąż tej niedobrej złośnicy 5 komentarzy wyżej, który boi się przez nią dołączyć do MC, ale już powoli tworzy kartę, żeby przybyć w pełnej gotowości

    OdpowiedzUsuń
  12. [Cześć! Uwielbiam kartę. Ale nie powinno mnie to dziwić. Na Mount Cartier przeczesałam wszystkie postaci i tam Twoje karty również są urzekające. :D Niedługo się tam pojawię, ale tymczasem zaproszę Cię do Molly - może uda Ci się coś wymyślić, skoro to lubisz. ;D]

    Molly Rose

    OdpowiedzUsuń
  13. Dopatrzył się swojej siatki, choć pewnie zawartość była w kiepskim stanie. O ile jedzenie poobijane mogło być, to złamane świeczki... no już gorzej. Chciał podczołgać się do siatki i sprawdzić czy wszystko jest okej, kiedy usłyszał głos. Trochę zamroczony przez uderzenie słabo kontaktował, dlatego najpierw patrzył na mężczyznę i mrużył oczy, ścierając krew z jednego z nich.
    - Krwawię... ale wszystko w porządku, już idę do domu... przepraszam... - wymamrotał, dostrzegając obok siebie czapkę, więc bezmyślnie zalożył ją na brudne z krwi włosy, decydując się jednak na jeszcze chwilkę posiedzenia na bruku. Uderzenie było zbyt mocne i najpewniej normalny człowiek walczyłby o życie, ale on? Ledwo to odczuł, pozostawał jedynie w szoku.
    Dopiero widząc rękę kierowcy wyciągniętą w jego stronę, otworzył szerzej oczy i wycofał się gwałtownie, uderzając kością ogonową o krawężnik.
    - N-nie dotykaj mnie! - zawołał trochę zbyt głośno niż powinien, przez co ludzie zaczęli się na nich dość dziwnie patrzeć. On sam zasłonił się rękami, a choć otoczone rękawiczkami, ciągle budziły w nim grozę. Co jeśli przez rękawiczki też zadziała? Co jeśli zabije go na środku ulicy? Co jeśli inni zobaczą? Co jeśli? Co jeśli...
    - Ja już idę! Nie potrzebuję pomocy! - zawołał rozpaczliwie, próbując wstać, ale każda próba kończyła się upadkiem z powrotem na tyłek, kiedy nogi mu się plątały, cały drżał i ledwo oddychał, a do tego nadal miał mroczki od zderzenia. Czuł się jak zaszczute zwierze i nie wiedział, co ma zrobić.

    Iris Carter

    OdpowiedzUsuń
  14. [Wstyd mi, że nie powitałam :< W ramach przeprosin chwalę kreację postaci, Chris jest cudowny, i ukochuję za nazwisko do którego mam ogromny sentyment :) Jeśli znajdzie się ochota na wątek serdecznie zapraszam!]

    Bluebell & Anthony

    OdpowiedzUsuń
  15. [Dzień dobry! Dziękuję za powitanie, ale chyba muszę Cię wyprowadzić z błędu, jeśli chodzi o nick - zapewne chodzi o farbowanego lisa (albo od jakiegoś czasu fanaberię i tak, przyznaję się, podglądnęłam, że jesteś na Mount Cartier, a z tego co pamiętam, lis również tam kiedyś była). Ja niestety nie jestem farbowanym, a takim zwykłym, zupełnie innym :c Mimo wszystko Tobie również życzę wiele dobrego, masy wątków, pomysłu i czasu!]
    Freya

    OdpowiedzUsuń
  16. [Nie ukrywam, że tym razem chciałam pójść w minimalizm i nie dawać od razu "kawy na ławę". W ogóle to dzięki za miłe słowa, a przy tym ładne wyczucie antybohatera ;) Powiem Ci, że pomysł na wątek zarzucony z twojej strony jest niezwykle ciekawy. Taka lekka konsternacja dla obu, bo raz, że nic nie ma, a być powinno. Zaś dwa, pytanie... za co ludzie płacą? Bo przecież nie za kilka figurek i zwykłych mebli. Wydaje mi się, że można by coś z tego skleić.]

    Solal & Jimmy

    OdpowiedzUsuń
  17. [Dziękuję <3 I przede wszystkim musisz mi wybaczyć, że odpisuję z takim opóźnieniem, ale mi się nazbierało wszystkiego i nie mogłam się zebrać! Ogólnie myślałam o tym, żeby najpierw utrzeć nosa mojemu panu, a potem... im obojgu i postawić w sytuacji, w której oboje byliby skazani na porażkę :D Mam niestety tylko zarys... coś mi bije, ale nie w tym kościele co trzeba. Anubis mógłby chcieć może wyegzekwować od kogoś jakiś dług, więc podszedłby do takiej osoby bezpośrednio i najpierw zgodził się na rozmowę (ale nieprzyjemną, wyraźnie niezmierzającą do niczego dobrego)... może całość działaby się w barze na warcie Chrisa? Tucker zauważyłby to jak również fakt, że odpędza to ludzi... więc chciałby sytuację rozwiązać. Wtrąciłby się do ich konwersacji i w jakiś sposób "zmusił" mojego panicza do chęci bezceremonialnego pozbycia się wadzącego przerywnika... no właśnie, chciałby go spalić, ale okazałoby się, że nie może, bo Chris jest odporny. Pewnie by się wściekł, ale chyba żaden z naszych panów nie jest na tyle narwany, by się pobili lub dali sobie po mordach... (pomińmy zapędy Nubisia do spalania żywcem)... w każdym razie, gdyby się tak ładnie sprzeczali, a Anubis nie ogarniałby o co chodzi i dlaczego nie może go spalić... może tamten trzeci by się wymknął. I nagle nasi panowie usłyszeliby krzyki i ogólnie totalny chaos z zewnątrz... bo np. wspomniany mężczyzna miał moc wzywania jeźdźców apokalipsy w sytuacji stresowej... najbliższa okolica się niszczy, a oni są w środku... i co robić? Dalej się kłócić, czy może znaleźć wspomnianego gościa, żeby odwołał tych niszczycieli? Boże... nie wiem, co ja Ci tu proponuję, czasami mam naprawdę chory pomysły. :D]

    Anubis

    OdpowiedzUsuń
  18. [Dzień dobry! Dziękuję pięknie za powitanie, jakoś ich mało, więc każde się liczy! :D Masz może ochotę na wątek z moim nie-wampirkiem? Widzę, że możesz rzucać pomysłami, będę wdzięczna, bo u mnie z nimi krucho, ale mogę spokojnie zaczynać :>]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dziękujemy za miłe słowa i powitanko. Jeźdźcy i El zawsze do usług, jedno słówko i zaczynamy wątek na trzy fronty, bo brzmi to całkiem ciekawie. Jak nie na trzy to przynajmniej na dwa, jeżeli masz jakieś pomysły i chęci na wątek ^^ ]
    El Thornton

    OdpowiedzUsuń
  20. Szedł chodnikiem przez jedną z tych okolic, przez którą zwykle nie przetaczały się tłumy ludzi, a akurat tutaj zwykł awaryjnie kupować papierosy. Zasadniczo wyszedł tego dnia z mieszkania tylko po to, miał zamiar wrócić tam za niecałe piętnaście minut - jeśli wybrałby drogę krótszą lub nieco ponad dwadzieścia przy dłuższym spacerze. Mógł dokonać zakupu bliżej, ale tu papierosy spod lady były tańsze.
    Słuchawki w uszach i dobywająca się z nich głośna muzyka skutecznie zagłuszały wszystko to, co działo się w jego najbliższym otoczeniu. Nie należał do osób, które wykazywałyby zainteresowanie tym, co działo się dookoła, bo i też nie było czym się interesować. Był jedyną osobą stojącą po tej stronie przejścia dla pieszych i czekającą na zielone światło. Kiedy zaświeciło się przyzwolenie do przejścia i miał ruszyć, został nieoczekiwanie pociągnięty w zupełnie odwrotnym kierunku.
    Na jego usta naparło coś, czego w pierwszej chwili nie rozpoznał. Z otwartymi szeroko oczami widział twarz, która znajdowała się zdecydowanie zbyt blisko jego własnej. Ktoś go całował. Ktoś całkowicie nieznajomy.
    Jego dłoń błyskawicznie powędrowała do tyłu głowy obcego. Bynajmniej nie po to, aby zintensyfikować pocałunek, a po to, by agresywnie wczepić palce w krótkie włosy i oderwać od siebie. Był gotów na wszystko, byle tylko zwiększyć dystans i umożliwić sobie atak.
    Spojrzał w twarz nieznajomemu, zaciskając drugą dłoń w pięść i uderzając w prawy policzek. Mocno. Jego głowa odchyliła się lekko. Puścił go i zrobił krok w tył, niemalże wstępując na ulicę.
    Wyciągnął telefon z kieszeni, wyłączył muzykę i zwinął słuchawki, znów umieszczając urządzenie w bezpiecznym miejscu.
    – Co to kurwa ma być? – zapytał tylko, mając wrażenie, że stał się ofiarą kiepskiego żartu, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
    Kilka osób minęło ich, nie chcąc ściągnięcia na siebie uwagi.

    Wasz najukochańszy i uwielbiony
    Callahan J.

    OdpowiedzUsuń
  21. Fakt, że nic z tej sytuacji nie rozumiał, sprawił że miał ochotę pobić mężczyznę dotkliwiej. Powstrzymywała go chyba tylko niechęć do spotkania z policją. Ktoś przecież mógł po nią zadzwonić, choć nie wiedział nawet, czy ktoś by się czymś takim przejął w związku z obecną sytuacją w Londynie.
    Nie wiedząc, co miał ze sobą zrobić, wcisnął dłonie w kieszenie rozpiętej bluzy. Przyglądał się nieznajomemu, przecież nic nie sprawiało mu takiej satysfakcji, jak przysporzony komuś ból. Patrzył na policzek, na którym pojawiło się zaczerwienienie, przesuwał leniwie spojrzeniem po, musiał to przyznać, atrakcyjnej twarzy i był to już kolejny powód, żeby nie połamać mu nosa.
    Zmarszczył gniewnie brwi, gdy usłyszał obco brzmiący głos. Nawet nie usiłował się uspokoić. Nigdy z resztą nie był mistrzem panowania nad własnym gniewem. Nie obrócił się, aby zobaczyć przedstawicielkę płci żeńskiej - pośredni powód całego zamieszania, jak zrozumiał. Stał nieporuszony, czekając na jakiekolwiek bardziej rozwinięte wyjaśnienie, które jednocześnie by go usatysfakcjonowało.
    – Gdybyś to zrobił, to może bym ci tak nie przypierdolił – rzucił niedbale, wciąż jednak wyczuwalna była bijąca od niego złość. Potrzebował papierosa, alkoholu i wyjaśnień, może niekoniecznie w tej kolejności, najpierw chciał wyjaśnień, ale sporo jeszcze ich nie otrzymał, postanowił zacząć od papierosa.
    Jakie szczęście, że przed chwilą je kupił. Taka myśl towarzyszyła mu, gdy zaciągnął się po raz pierwszy.
    – Powiesz mi czemu spotkała mnie ta kurewsko wątpliwa przyjemność? – zapytał, robiąc mały krok w stronę ofiary swojego ciosu. Znów byli bardzo blisko siebie. Teraz, gdy miał jedną rękę zajętą papierosem, był o połowę mniej niebezpieczny, choć i tak to zbliżenie niosło za sobą widmo groźby.
    Mężczyzna nawet jeszcze nie wiedział, jakiego pecha miał, trafiając na tę konkretną osobę i naruszając jedną, bardzo ważną zasadę. Otóż on się nie całował - ludzie sobie wtedy bowiem za dużo wyobrażali.
    Zaciągnął się, a następnie wypuszczony dym skierował bezpośrednio w twarz swojego rozmówcy.

    Wasz bardzo miły
    Callahan J.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wzruszył tylko ramionami. Nie miał potrzeby bycia zrozumianym przez drugiego człowieka, szczególnie że był to obcy, którego najpewniej by tego dnia minął, gdyby nie cała sytuacja. Poza nieprzeciętną twarzą raczej nie zwracał uwagi.
    Miał zamiar zignorować żądanie mężczyzny. Stało się w jego mniemaniu absurdalne w momencie, w którym tylko odchylił twarz. Przecież nie będzie się specjalnie gimnastykował, żeby dmuchnąć bezpośrednio w nozdrza rozmówcy
    – Jestem bliski pierdolnięcia cię w śliczną buźkę jeszcze raz, jeśli nie powiesz o co chodziło – rzucił jakby mimochodem, nawet nie patrząc na rzeczoną śliczną buźkę. Strzepnął popiół z papierosa na chodnik, a następnie znów wetknął go sobie pomiędzy wargi. – Więc? – mruknął ledwo zrozumiale.
    Było jasne, że nie miał zamiaru ustąpić. Należał do tych, którzy nie odpuszczali, nieważne na jakim polu, równie dobrze bowiem mężczyzna mógł mu nadepnąć na rozwiązane sznurowadło wyświechtanego trampka, trącić w autobusie łokciem, czy zatrąbić na ulicy.
    W świecie Callahana wszystko sprowadzało się do jedynego znanego rozwiązania każdej sytuacji – wybicia kilku zębów, więc nieznajomy i tak mógł uznać się za szczęściarza.

    Łagodna wersja
    Callahana J.

    OdpowiedzUsuń
  23. Pytanie uznał za czysto retoryczne. Doskonale wiedział, że emanował niechęcią do jakiejkolwiek współpracy. Nie miało to zresztą miejsca jedynie w tej chwili, funkcjonował tak już przez jakiś czas i nie uważał tego za niewłaściwe w jakikolwiek sposób.
    Chciał jednak dowiedzieć się w co został wciągnięty i tylko to było ważne.
    Odebrany papieros zmusił go do ponownego zmarszczenia brwi. Ten facet przecież sam się prosił o to, żeby jego krew zalała chodnik, a twarz ponownie spotkała się z silnie zaciśniętą pięścią. Gest ten uznał za swego rodzaju zniewagę, a choć jego kręgosłup moralny ledwie istniał, to zdecydowanie nie odpowiadało mu bycie traktowanym z wyższością. Postanowił jednak nie spełnić swoich pogróżek, chęć zaspokojenia ciekawości ten jeden raz okazała się bardziej paląca od potrzeby rozładowania na kimś skumulowanej i gromadzącej się agresji.
    Rozprostował palce, pokręcił kilka razy przegubem, aż któraś z kości nadgarstka wydała z siebie subtelny chrzęst.
    Minimalnie się wycofał, poszerzając swoją przestrzeń osobistą, a jego dłonie po raz kolejny odszukały miejsce w kieszeniach bluzy. Wolał trzymać je tam, gdyż mógł zająć się zgniecionym wewnątrz paragonem. Był to też jego swoisty sposób na przyjęcie rozejmu. Podanie ręki na zgody wydało mu się w jakiś sposób uwłaczające.
    – Więc? – powtórzył, mając już dość stania na środku chodnika, co pewnie zwracało uwagę tych nielicznych przechodniów.

    Ukochujący
    Callahan J.

    OdpowiedzUsuń
  24. [A powiem Ci, że to jest świetny pomysł... oby się tylko nie spedalili we trójkę... :D
    Zróbmy tak. Ja załatwię nam zakładkę na wątki wieloosobowe xD]

    Anubis

    OdpowiedzUsuń
  25. Gdyby nie był sobą, zapewne przyjąłby tę sytuację z rozbawieniem, szczególnie teraz, gdy znał już jej podłoże. Nie wpasowywało się to jednak w ogóle w jego usposobienie. Dodatkowo bowiem podburzył go fakt, iż stracił czas przez jakiegoś mężczyznę, który sam nie potrafił poradzić sobie z natrętną kobietą, tylko musiał wciągać w to innych. Miał nawet ochotę w tej jednej sytuacji wyrazić swoją opinię, ale nieznajomy postanowił odejść, więc uczynił to samo i nareszcie udało mu się przekroczyć ulicę.
    Pierwotnym planem było trafienie do mieszkania, nakarmienie psa, zajęcie jakkolwiek czasu, który tego dnia i wieczoru posiadał, plan jednak uległ drobnej modyfikacji, gdy przechodził obok znanego sobie doskonale miejsca, w którym zaszywali się zdradzeni mężowie i różnoracy nieudacznicy oraz on sam, niekoniecznie zaliczający się do którejkolwiek z przesiadujących w tym miejscu grup ludzi, ale lubiący tani alkohol i fakt, że nikt nie próbował tam do niego zagadać, szczególnie podczas trwania jakiegokolwiek meczu.
    Wypił piwo i nadal roznosiła go wewnętrzna energia, potrzeba przeniesienia na coś swojej wściekłości, co nie było niczym dziwnym, postanowił więc stłumić swe odczucia czymś mocniejszym i skoro nie poskutkowało kilka razy, a mężczyzna, który usiadł obok niego, wylał na niego resztkę swojego piwa, to nie był w stanie się pohamować.
    Wrzała w nim pobudzona przez alkohol krew, już na trzeźwo przecież nie należał do osób spokojnych, więc zanim obcy zdążył cokolwiek powiedzieć, trzasnął jego głową z impetem o blat baru i przytrzymał tam przez chwilę. Mężczyzna szarpał się, ale nie miał szans. Nie miałby, gdyby nie kufel, który zdążył pochwycić. Uderzył nim w rękę, którą był trzymany, rozbijając szkło na drobne kawałki, które poleciały w różnych kierunkach, ale część z nich umiejscowiła się w skórze ich obu.
    Zabolało. Poczuł ostrza, które przebiły jego skórę, niektóre wbiły się głębiej i nie był w stanie utrzymać uścisku, puścił więc. Kiedy tylko przeciwnik zdecydował się wyprostować, uderzył zdrową ręką w poharataną twarz. Trafiwszy w nos, patrzył jak mężczyzna zalewał się krwią. Nie spodziewał się jednak kontynuowania starcia. Było to przypuszczenie słuszne, ale nie dlatego, że nieznajomy się poddał.
    Ktoś wykręcił w tył jego ręce, powstrzymując kolejny atak. Został zakłuty i nawet nie słyszał tego, co mówili do niego funkcjonariusze. Szumiało mu w głowie od alkoholu i adrenaliny, czyli jego ulubionej mieszanki.
    Chyba dopiero w chwili, gdy go przeszukiwano i zamykano drzwi od celi zorientował się co się stało. Był wściekły, bo ten dzień miał przecież należeć do tych spokojniejszych w jego życiu. Tymczasem znów trafił do aresztu, zapewne tylko na jakiś czas, bo nie mogli go dłużej trzymać, bo z tego co widział i tak zaistniało małe przepełnienie i nie wszyscy byli odizolowani, a on był przecież tylko uczestnikiem pijackiej bójki w jakimś podrzędnym barze.
    Usiadł na miejscu, które było przeznaczone do snu. Było tylko jedno takie w całej przestrzeni, w której przyszło mu spędzić czas przez kilka najbliższych godzin. Spojrzał na swoją rękę, na którą chyba nikt nie zwrócił uwagi. W porównaniu ze swoim przeciwnikiem był bowiem w całkiem dobrym stanie. W skórze wciąż tkwiły kawałki szkła, choć ze względu na właściwości jego ciała nie zalewał się krwią. Zaczął powoli wyciągać odłamki, które był w stanie zauważyć i kiedy już prawie kończył, a najpłytsza z ran zarosła na jego oczach, tylko lekko przy tym piekąc, usłyszał lekkie skrzypnięcie otwieranego wejścia do celi.
    Uniósł więc swoje spojrzenie na mężczyzn, którzy weszli do środka, obu znał. Jeden był znajomym z wcześniejszych wizyt policjantem i nawet kilka razy pozwolił mu zapalić papierosa, a drugi był mężczyzną o ślicznej buźce, z którym również już miał do czynienia, choć w zgoła innej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – A wyglądasz na takiego grzecznego chłopca – rzucił niedbale, niezbyt zainteresowany obecnością kogokolwiek. Dopisywał mu wyjątkowo dobry jak na niego nastrój po całej awanturze. Poza tym chciał odciągnąć uwagę od zakrwawionych szkiełek, które szybko przykrył butem i ręki pulsującej bólem, którą częściowo zakrył rękawem.
      Funkcjonariusz zostawił ich z lekko żartobliwym Tylko go nie zabij. Doskonale wiedział, do kogo było to skierowane.

      Callahan J.
      bardzo przepraszający za zwłokę

      Usuń
  26. Podrywa się nagle, na ukrytym w najdalszym kącie lokalu blacie pozostawiając po sobie jedynie rozgazowane, niedopite piwo, którego nawet nie kupił, a jedynie poprowadził zbyt pijanemu delikwentowi ze stolika obok. Mężczyzna, którego obserwował przez większą część wieczora, wreszcie zbiera się do wyjścia. Kyle'owi podoba się jego tyłek, wzrost i - przede wszystkim - chód. Chwiejny, zdradzający pewien poziom alkoholu we krwi, ale nie na tyle spory, by nie mógł utrzymać się na nogach. Słowem: idealny.
    Podąża za nim dyskretnie, doganiając już na zewnątrz.
    - Cześć, słońce - mówi na powitanie przyjemnie niskim, gardłowym pomrukiem gdzieś w okolicy cudzego ramienia i czuje, jak adrenalina uderza mu do głowy w oczekiwaniu na ten kluczowy moment, który albo pozwoli mu ciągnąć rozgrywkę albo zrujnuje wszystko. Mężczyzna odwraca się, a on uśmiecha się zaczepnie, bo nawet jeśli tamten nie jest gejem, wyraz jego twarzy mówi mu, że pedalskie odzywki nie prowokują go do mordobicia, co zdecydowanie pozwala na ciągnięcie zabiegu.
    Dlatego Kyle przechodzi do ataku. Napiera biodrami na cudze krocze, wprawne dłonie już wsuwając pod poły skórzanej kurtki. Kciukiem jednej z nich zahacza o materiał podkoszulka, podciągając delikatnie w górę, by nakreślić jakiś wzór na nagiej skórze tuż ponad linią spodni. Drugą gładzi bok, następnie trącając znacząco sprzączkę paska.
    - Obciągnąć ci za sto funtów? - Wydaje się nie zauważać, że proponowana przez niego cena jest jak na ulicznego loda nie do pomyślenia. Nadal śmiało patrząc mu w oczy, dręczy chłodnymi dłońmi umięśniony tułów. Dopiero po ułamku sekundy decyduje się obscenicznie zaatakować językiem swoją dolną wargę.

    OdpowiedzUsuń
  27. Gdyby zacisnął palce dziesięć centymetrów wyżej, zdołałby wyczuć swój telefon i portfel, które w trakcie tych kilku sekund zdołały niepostrzeżenie zmienić właściciela, gnieżdżących się w rękawie Kanadyjczyka.
    Tętno mu nie przyspiesza, powieka nie drga, słucha go ze spokojem, jak gdyby równolegle do rzekomego prostytuowania się na ulicy nic niestosownego nie miało miejsca.
    - Chyba ktoś cię, koleś, zapomniał oświecić, że czerpanie przyjemności z dawania jej komuś to bardzo stary, bardzo słaby i bardzo utarty mit. - Choć mówi to, co mówi, jego palce zręcznie i z wprawą budują napięcie w cudzej bieliźnie przez miarowe masowanie wyczuwalnej męskości. Dopiero, kiedy pada ostatnie słowo, ściska ją brutalnie i boleśnie, po czym puszcza, wyślizgując nadgarstek z uścisku. Cofa się o dwa kroki.
    - Twoja strata. - Wzrusza obojętnie ramionami, posyła bezczelny uśmiech i odwraca się. Dywersja okazała się jak zwykle skuteczna, facet mu odmówił, nie ma tu czego szukać. Rusza w przeciwnym kierunku i wtedy szczęście przestaje mu sprzyjać.
    Ukryty w rękawie telefon rozdzwania się melodią zupełnie niestandardową.
    Kurwa.
    Improwizuje. Zsuwa urządzenie do dłoni i odbiera. To jego telefon. Jego połączenie.
    - No? - rzuca do słuchawki, nie zwalniając kroku, nie oglądając się za siebie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie ma złudzeń co do tego, czy odebranie telefonu zda egzamin. Teraz wie, że źle skalkulował gesty i gość nie jest aż tak pijany, jak sądził z początku. Zaciska więc mocno szczęki, gdy cudze paznokcie wbijają się boleśnie w skórę nadgarstka, pozwala się obrócić i wyciągnąć urządzenie z dłoni. Na tym jednak kończy się jego współpraca.
    - No i chuj - wzdycha, po czym przymyka powieki i pociera je powoli, jak gdyby zbierał myśli. To jednak tylko kolejna dywersja, rezygnacja jest jedynie pozorna. Wie, że portfela zdobytego z takim wysiłkiem nie odda.
    Atakuje błyskawicznie. Z siłą, której nikt nigdy nie łączy z tym drobnym ciałem, celnie uderza w cudzy żołądek, w boleściach zmuszając przeciwnika do zgięcia się w pół.
    - A miałem być dzisiaj uprzejmy - rzuca sarkastycznie tuż nad uchem nieznajomego i korzystając z okazji, że przystojna twarz znalazła się wreszcie w jego zasięgu, kolanem miażdży mu nos. Jeszcze popycha go w tył w nadziei, że ten się przewróci i znów rusza we wcześniej obranym kierunku. Tupet sprawia, że nawet nie biegnie.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Cześć, dziękuję za powitanie! Kurde, a sprawdzałam czy imię się nie powtarza, ale - jak to zwykle ja - i tak coś przegapiłam. No ale nic, może to i dobrze? Daj znać, jeśli będziesz mieć ochotę na wątek, w końcu niekoniecznie muszą się dogadywać. Tymczasem życzę masy wątków i weny!]

    Batts.

    OdpowiedzUsuń
  30. Spodziewa się kontrataku, a wręcz na niego liczy, spinając całe ciało w przyjemnym oczekiwaniu na przyjęcie bólu. Tymczasem otrzymuje te słowa, która kojarzy mu się raczej ze skowytem ranionego zwierzęcia, aniżeli z wypowiedzią mężczyzny wyższego od niego o ponad głowę. Odwraca się, ze zmarszczonymi brwiami obserwując te nieudolne próby zatamowania krwawienia.
    - Źle trafiłem, co? - drwi, w pamięci wciąż mając tamtą groźbę. Pozwala portfelowi wpaść w dłoń i otwiera go, przez moment z uwagą studiując jego zawartość.
    - Oddaj mi telefon, oddam tobie portfel - wyrokuje wreszcie bezczelnie z pełną świadomością tego, kto tutaj rozdaje karty. Za urządzenie dostanie sporo więcej, a jeśli rozmówca na układ nie pójdzie, może go przecież pobić jeszcze bardziej i zawinąć wszystko, co pierwotnie zamierzał.
    Wtedy kolejna fala posoki zalewa usta i brodę pobitego, a Kyle wzdycha ciężko. Podchodzi do niego, zaciska palce na materiale koszulki na piersi, jednocześnie opierając o nią przedramię i sprawia wrażenie, jakby zamierzał przylać mu ponownie. Zamiast tego popycha go w tył, a potem w dół, tym samym sadzając delikwenta na schodach prowadzących do obskurnej kamienicy.
    - Odchyl głowę i oddychaj przez usta - instruuje, choć nie z litości czy sympatii. Bilans zysków i strat mówi, że duszący się własną krwią z pewnością nie ułatwi mu bez wysiłkowego dorwania telefonu.

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie grzeszy cierpliwością, a ten człowiek zabrał mu już zdecydowanie więcej czasu, aniżeli przypada na jednego okradanego. Krzywi się, uświadomiwszy sobie ten fakt.
    - Najwyraźniej trafiłem - rzuca raczej do siebie, niż do niego, ugniatając jedną z pięści, by kostki dźwięcznie strzykęły.
    Złośliwa wypowiedź złośliwością nie krzyczy, ale Kyle i tak nie zamierza jej tolerować. O śniętej księżniczce na schodach przed nim nie wspominając.
    Znów szarpie mężczyzną jak szmacianą lalką, tym razem podciągając go do pozycji stojącej. Przyciska go do muru, zaciśnięciem palców na szyi odbierając mu dostęp do powietrza nawet przez usta. Zatrzymuje twarz przy cudzym podbródku, szczerząc zęby jak wściekły pies.
    - Słuchaj, noc jest krótka, nie mam czasu na pierdoły. Albo jesteś grzecznym chłopcem i oddajesz telefon po dobroci, albo go sobie sam wezmę - syczy wściekle, najwyraźniej wciąż mając nadzieję, że sprawa skończy się w ciągu trzydziestu sekund, a nie kilku czy kilkunastu minut, kiedy to stłucze kretyna do nieprzytomności.
    - Razem z paroma zębami i dobrostanem na przykład lewego oka - wybiera losowe obrażenia, chociaż wątpi, by ostatnie słowa docierały jeszcze do świadomości duszonego. Zmniejsza siłę uchwytu, pozwalając płucom zagarnąć zaledwie cienką strużkę powietrza.
    - Dalej, dalej. - Wyciąga wolną dłoń, szczerze licząc, że piękniutki idiota w końcu pójdzie po rozum do głowy.

    OdpowiedzUsuń
  32. Dla ludzi jego pokroju, burza stała się wyzwoleniem. Puściły granice tego, co moralne i nie, brud wylał się na ulicę i Kyle'owi nie pozostaje nic innego, jak pławić się w nim. Pławić się w przemocy, w bezczelności, z jaką dilerzy wciskają prochy w ręce, w nieostrożności ludzi przyzwoitych, ale przede wszystkim - w rozwiązłości tych cnoty pozbawionych. O ile wcześniej nie sprawiało mu problemów znalezienie atrakcyjnego, młodego, homoseksualnego mężczyzny chętnego do stosunku, teraz wystarczy, by pstryknął palcami. Nawet nie musi zachodzić do żadnego z gejowskich klubów, adonis o idealnie wyrzeźbionym ciele i pożądliwym szmaragdowym spojrzeniu wyrywa go najzwyczajniej w świecie, wydając mu resztę w sklepie. Na jego fajrant czeka pół godziny, w trakcie której napięcie rośnie. Po przykrym wypadku sprzed burzy jego popęd zniknął niemal całkowicie i odkąd wrócił kilka tygodni temu, Kyle nie daje sobie wytchnienia. Tym razem nie ma jednak swojego afrodyzjaka, zastrzega więc potencjalnemu kochankowi, że się nie całuje. I uwielbia jego zgodę i zupełny brak pytań, bo dzięki nim może się z nim rżnąć całe popołudnie i sporą część nocy. Mężczyzna odpowiada jego preferencjom nie tylko wizualnie: każdy stosunek jest intensywny, w grę wchodzą zęby, paznokcie, niszczone rzeczy i meble oraz kompletny brak zahamowań. Kiedy kończą, ledwo potrafi ustać na nogach, ma popuchnięte usta, poczochrane włosy i piękną ścieżkę siniaków i malinek na całym ciele. Aż łamie zasady i podaje kochankowi prawdziwy numer telefonu.
    Wychodzi na korytarz, odprowadzany zachłannym spojrzeniem, schodzi piętro niżej i przystaje. Naprawdę nie ma ochoty dzisiaj kraść, ale jakże zignorować tak zapraszająco uchylone drzwi?
    Bezszelestnie przekracza próg, rozpoczynając zwiedzanie cudzego mieszkania w poszukiwaniu rzeczy bezpańsko leżących na wierzchu i łatwych do zabrania. Jest rozczarowany. Gazety porno w łazience nie prezentują nagich mężczyzn, a akt atrakcyjnego, wytatuowanego w sypialni jest zbyt duży, by go wynieść. Jego uwagę przykuwają osobliwe dźwięki dochodzące z salonu, dlatego - wbrew rozsądkowi - to tam kieruje swoje kroki. I cieszy go, że to zrobił. Opiera się o framugę, niezauważony obserwując jak model z pomieszczenia obok namiętnie zabawia się sam ze sobą. Uśmiecha się z tą swoją charakterystyczną bezczelnością, w myślach ważąc, czy przypadkiem nie powinien dać mu skończyć, ale oczywiście wrodzona złośliwość na to nie pozwala.
    - Zaoferowałbym pomoc, ale nie wydajesz się jej potrzebować. Radziłby jednak zamknąć następnym razem drzwi. - Odrywa się od framugi, zbierając się do opuszczenia mieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  33. Po wcześniejszym odkryciu gazetek porno wyłącznie z kobietami, nie spodziewa się zaproszenia, a już tym bardziej sugestii, jakoby spotykali się niepierwszy raz. Zatrzymuje się wpół obrotu, spojrzeniem powoli przesuwając po półnagim ciele: od przystojnej twarzy, przez wytatuowany, łagodnie umięśniony korpus i sterczącą pod materiałem dresu męskość, do wciąż podkurczonych w oczekiwaniu na dalsze rozkosze stóp. Zastanawia się, kiedy i gdzie to atrakcyjne ciałko posiadł i mija chwila, nim pojmuje, że szuka w kompletnie złym rejonie pamięci. To nie ex-kochanek, ale jedna z obitych i okradzionych mord. Jeden z kącików warg znów rwie się do góry w tupeciarskim uśmiechu, ale Kyle nie komentuje minionego zdarzenia pewien, że nie zadziałałoby to z korzyścią dla cudzego wzwodu.
    - Wolałbym najpierw wiedzieć, czy w ogóle warto. - Otwarcie awaryjnej furtki przez nieznajomego niemalże go rozczula, ale nie daje mu się wycofać z pierwszych wypowiedzianych słów. Wciąż chwiejnym krokiem rusza ku kanapie, by zatrzymać się dopiero, gdy kolanami uderza w jej krawędź. Zaciska palce na gumce dresowych spodni i powoli ciągnie w dół, uwalniając imponujących rozmiarów dowód tego podniecenia. Z uwagą wpatruje się w nabrzmiałego członka, jak gdyby rzeczywiście ważył, czy warto.

    OdpowiedzUsuń
  34. Kłamał, kiedy mówił o utartym micie, jakim jest czerpanie przyjemności z dawania jej, bo choć ledwo stoi na nogach, jak każdy pedał nie umie przejść obojętnie obok sterczącego członka. Wyraz jego twarzy naturalnie nie ujawnia tej zwięzłej prawdy, wpatruje się we wzwód prawie ze znużeniem. Dopiero kiedy mężczyzna odsuwa się, a sznureczek dresów wyślizguje się z spomiędzy palców Kyle'a, ten cmoka z dezaprobatą. Mimo to, podąża wzrokiem za atrakcyjnym ciałem. Z niemałym konsternacją rejestruje czyny i słowa prawdopodobnie przyszłego kochanka, czując się jak namawiany do spółkowania klient burdelu. To dlatego w końcu prycha lekkim śmiechem. Kompletnie niezainteresowany grą, w którą próbuje go wciągnąć wytatuowany, niweluje narzucony mu dystans, zatrzymując się w odległości sterczącego członka i podrywa głowę do góry, by móc nawiązać kontakt wzrokowy.
    - Och, słoneczko. Nie próbuj grać w gierki dla pedałów, bo kiepsko ci to wychodzi - mówi gdzieś w okolicach szczęki tamtego, klepiąc go lekko po policzku i jest, jak gdyby miał zaraz sobie pójść. Sęk w tym, że zamiast to zrobić, chwyta za materiał bordowej bluzy bez kaptura, tuż pod karkiem, i ściąga ją z siebie. Nie dlatego, że ten drugi zasugerował rozebranie się, ale bo już czuje to charakterystyczne, przyjemne ciepło ogarniające całe ciało. Pozostaje więc jedynie w obcisłych jeansach, niezawiązanych trampkach i czarnym podkoszulku, ładnie prezentującym umięśnione ramiona, równie piegowate co jego twarz. Nie daje jednak rozmówcy czasu na tę refleksję. Odtrąca pieszczącą męskość dłoń i pada na kolana. Podrażnia oddechem całą długość prącia, jak gdyby ważył, w który punkt się wessać, by wreszcie zdecydować się na przesunięcie języka po skórze z powrotem do punktu docelowego zabawy: czułej główki, którą już zasysa między wargami.

    OdpowiedzUsuń
  35. Żyją w dwóch różnych światach. W świecie Kyle'a przychodzi się, daje lub przyjmuje i odchodzi. U nieznajomego wypada się jeszcze odwdzięczyć, Bodsworth nie bierze na to poprawki. Dlatego właśnie pozwala się zaskoczyć, kiedy ścierając nasienie z kącików warg zostaje podciągnięty w górę i poczęstowany pocałunkiem.
    Wyrobiony przez ostatnie dwa miesiące odruch sprawia, że natychmiast kładzie dłoń na torsie mężczyzny, gotowy go odepchnąć. Tęsknota za tym konkretnym rodzajem pieszczoty jest jednak zbyt wielka, łączy się z przyjemnością w przedziwnej mieszance, której Kyle zupełnie ulega, niemal rozpływając się w cudzych ramionach. Beztroska niestety nie trwa wiecznie, w końcu irytujące przeświadczenie, że wysiłek i przyjemność są bezcelowe, bo kochanek ich nie zapamięta, zaczyna dominować. Odsuwa się.
    - Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny, bo właśnie załatwiłeś sobie jebaną amnezję na ostatnie dwadzieścia minut. - Dla postronnego obserwatora mogłoby to zabrzmieć jak groźba, sęk w tym, że Kyle nie wydaje się agresywny, raczej po prostu rozczarowany. I już, już ma odwrócić się na pięcie, zgarnąć swoją bluzę i wyjść, kiedy to od niechcenia spogląda na otumanioną, zdezorientowaną, nieprzytomną twarz. Ale ta taką nie jest, ba!, to jego przybiera ten wyraz. Mija chwila, nim uświadamia sobie, co to dokładnie znaczy. Dotyka swoich ust, jak gdyby w ten sposób mógł sprawdzić czy pocałunek rzeczywiście miał miejsce czy może był tylko jego urojeniem. Dalej nie zamierza tematu roztrząsać: wtapia palce w cudze włosy tuż ponad karkiem i przyciąga mężczyznę do kolejnej pieszczoty.

    OdpowiedzUsuń
  36. Było prawdą, że go nie znał. Połączył ich przypadkowy i nic nieznaczący epizod, a traf chciał aby spotkali się znów i w ogóle by się tym nie przejął, gdyby nie irytacja, która wręcz parowała z mężczyzny. Była ona zabawna, ponieważ wizyta w celi nie była przecież nikim niezwykłym.
    – Och, księżniczka się zdenerwowała. Błagam o wybaczenie, nie chciałem urazić – wypowiedział wyjątkowo spokojnie, jakby wcale nie rozmawiał teraz z kimś, kto mógłby mu w przypływie kolejnej fali złości zdrowo przyłożyć. Nie przejmował się tym nigdy, więc czemu miałby zrobić to teraz. Przecież pomimo tego, że jego ręka była okaleczona, to potrafiłby się obronić.
    Przewróciłby oczami, gdyby było to zgodne z jego osobą, jednak pomimo rozbawienia jego twarz nawet nie drgnęła, nie pojawił się na niej nawet paskudny, prześmiewczy uśmiech, którym dysponował. Miał bowiem zdolność patrzenia na ludzi z góry nawet pomimo faktu, że to przecież on był śmieciem, wydaliną społeczną.
    Przyglądał się mężczyźnie uważnie, starając się wyciągać wnioski z jego zachowania. Nie pomagał mu jednak ból i fakt, że całkiem niedawno spożywał alkohol. Starał się przypomnieć sobie jego imię. O ile miał pamięć do twarzy, szczególnie tych, które obił, o tyle nigdy nie przykładał się zbytnio do zapamiętania tak nieznaczącego faktu, jakim było imię. Jego uwagę jednak odwróciła dłoń, ponieważ z ran wciąż jeszcze leciała krew i gdyby choć trochę przejmował się własnym losem, pewnie zjawisko to uznałby za niepokojące.

    Callahan, który błaga o wybaczenie (na kolanach, jeśli chcecie)

    OdpowiedzUsuń
  37. Anubis nie był fanem barów, choć stanowiły główne źródło wiedzy, zapewniającej mu pozycję naczelnego informatora miasta; nieważne, ile osób miał pod sobą lub z iloma przystawał, niektóre sytuacje wymagały od niego, niestety, osobistej interwencji. Czasami chodziło o zbyt delikatne, kruche słowa, niebezpieczne w nieodpowiednich ustach; innym razem o zwykłe nadszarpnięte zaufanie, gdy orientował się, że w istocie, jedyną osobą, na której naprawdę mógł polegać, był on sam. Towarzyszyło temu przelotne uczucie zadumy, szybko ustępujące pod ciężarem typowych dla siebie obowiązków. Jeden z takich obowiązków stanowiło właśnie zdejmowanie długów, jak zwykł nazywać w odmętach własnego umysłu. Ludzie, wiszący mu należność, nigdy nie pozostawali sami sobie, a on, jak rzep na psim ogonie, ścigał ich do czasu, aż nie uiścili opłaty. Bądź nie zginęli w płomieniach, boleśnie wpijając się w jego ramię. Był to ten przykry element jego mocy — nie dość, że spalenie żywcem odbierało mu ogromne nakłady energii — każde odebrane życie wwiercało się w jego jestestwo, pobudzając do życia poważnie poparzone ramię. Ciekawy ewenement stanowił fakt, że od właściwej krzywdy minęło już kilka miesięcy; rana jednak nie goiła się i prawdopodobnie nie miała zamiaru się zagoić. Z każdą śmiercią jednak, na ułamek sekundy przybierała formę świeżej, rozpalonej do żywego, raniąc jego śmiertelne ciało. Nauczył się jednak zaciskać zęby i nie dawać poznać po sobie bólu, jaki w tamtych momentach wnikliwie rozpływał się po jego drętwiejących kończynach. Wymagało to od niego jeszcze więcej sił witalnych, więc po powrocie do domu dawał upust frustracji i jęczał żałośnie, zanosząc się spazmami w agonalnym bólu, który wreszcie mógł z siebie wyrzucić.
    Poniekąd każdego dnia powoli umierał, przyjmując to z pokorą. Lecz śmierć ta nie mogła go dopaść zbyt szybko. Bo pewnie i ona popadłaby w konsternację, nie wiedząc, na którym z różnych oczu, powinna się skupić...
    Facet nie był zbyt rozmowny, co Ahern dostrzegł od razu, dostrzegając majaczące w zabieganym spojrzeniu iskierki zdezorientowania, subtelne zmarszczki mimiczne w kącikach ust i to nerwowe pocieranie dłoni, które wyraźnie świadczyło o kumulującym się na dnie serca przerażeniu.
    Rozciągnął usta w upiornym uśmiechu, czując jak w opuszkach palców powoli wzrasta promieniujące ciepło. Tylko go przypali. Tylko troszeczkę przysmaży mu policzek, by miał odwagę chociaż błagać o miłosierdzie.
    Przymierzał się do wprowadzenia swych chorych imaginacji w życie, gdy do jego uszu dobiegł męski głos, wyraźnie skierowany w jego kierunku.
    Co dziwne, mimowolnie odczuł, że czubki oziębły, a on nie odczuwa już promieniującego ze skóry pokrzepiającego ciepła. Czyżby jego ogień wystraszył się typa do tego stopnia, że obniżył temperaturę jego ciała?
    Zaskakujące. Ogień był w końcu dziki, nieposkromiony i... niezależny. Ogień był chyba jedynym żywiołem, którego naprawdę nie dało się ujarzmić. Płomienie nie były stworzone do niewolnictwa; i nawet on nie był w stanie do końca przejąć nad nimi kontroli. Nikt nie mógł.
    Można było jedynie zespolić się z ciepłem; przyjąć jak część siebie, działać jak jeden umysł, pozwolić, by języki płomieni wyznaczały cel i delikatnie podporządkowywały się jego woli w zamian za pożywkę i materialność, jakie zyskiwały, mieszkając w jego ciele.
    Nie było to pasożytnictwo; prędzej symbioza, gdzie zarówno on sam, jak i żywioł czerpali obustronne korzyści.
    Mimo wszystko poczuł lekkie ukłucie zirytowania; nie lubił, gdy mu przeszkadzano i pomimo ponadprzeciętnej cierpliwości źle znosił takie wcięcia jak te, burzące pedantyczną doskonałość jego poczynań.
    — Whisky z lodem — rzucił od niechcenia, a w jego niebieskim oku pojawił się błysk. Wystarczyłby mu ułamek sekundy, jeszcze chwila nieuwagi barmana, by dokończyć robotę i zmyć się stąd jak najszybciej — dosłownie — paląc za sobą mosty.
    Znów przeniósł spojrzenie na dłużnika, lecz kątem brązowego ślepia dostrzegł, że barman wcale nie ruszył się z miejsca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Hm? — odwrócił się w jego kierunku. — Niczego nie zniszczę, zapłacę za whisky — wyciągnął ręce przed siebie, chcąc utworzyć płomienny mur, lecz zamiast tego poczuł tylko jak czoło na darmo marszczy mu się z wysiłku, a opuszki palców nadal nie wypełniają się przyjemnym ciepłem.
      I wtedy, wspomniany milczący rycerz, najwyraźniej poczuł się bezpieczniej, bo po chwili w odruchowym tiku zaskoczenia, Anubis z trudem uniknął piwnego kufla, który zamiast na głowie rozpieprzył mu się na ramieniu.
      A jego ogień nie kwapił się do wynagrodzenia tego zaniechania.

      [Miałam problem jak poprowadzić akcję, bo... Chris niweluje moc poprzez znalezienie się w jego pobliżu, tzn. niezależnie od siebie, czy sam wybiera? XD w sensie, akurat przyjęłam, że na niego moce nie działają, więc nie może go przysmażyć, ale nie wiedziałam, czy mogę przysmażyć tamtego gościa, jeśli jest w pobliżu Chrisa. Jeśli mógł go przysmażyć, przyjmijmy, że Anubis stracił wiarę w siebie! :D
      I zastanawia mnie, jaka będzie odwrotność mocy Chrisa po narkotykach? Łatwiej się zapali? XD
      I w ogóle jego nazwisko kojarzy mi się ze słodkim tukanem <3333333]

      Anubis, który odpisuje tu, bo może i jest niezależnym, samodzielnym mężczyzną i przepraszam za tę długość, tak się rozłażę, boże egipski zmiłuj się nade mną

      Usuń
  38. Spalimy Ci dom, kotki i przewód pokarmowy ♥
    A tak serio, nie ma problemu. Ja rozumiem, Anubis mniej.
    W każdym razie miłego wyjazdu i może kiedyś go wznowimy :D

    OdpowiedzUsuń
  39. Odmowa pieszczoty jest tak nieoczekiwana, że nawet bluźnić nie zdąża. Oblizuje wargi, obchodząc się smakiem, a pozostawioną samopas dłonią przeczesuje swoje własne włosy.
    - Nie rozumiesz - wzdycha i odwraca się, obserwując poczynania mężczyzny. Ostentacyjność, z jaką okazuje mu kompletny brak zainteresowania jest niemało irytująca, ale Kyle tłumi złość w zarodku. Chęć ponownego złączenia ich warg razem jest zbyt silna, by odeprzeć ją bez walki.
    - Chodź, pokażę tobie - mówi i zaraz uświadamia sobie, że ten facet jest zbyt oporny, sprawa nie potoczy się tak łatwo zgodnie z jego oczekiwaniami. Musi się wysilić.
    Jakże nienawidzi tego robić w wypadku cielesnej przyjemności.
    - Bladego pojęcia nie masz, co się ostatnio odpierdala w tym mieście, co? Nie przeszło ci przez myśl, że to nienormalne, że trzasnął cię piorun, bo jestem pewien, że tak się stało, i wyszedłeś z tego bez szwanku? - Wie, że trafił nie ma innego wytłumaczenia, nagła utrata przeklętej mocy jest opcją równie kuszącą, co nieprawdopodobną.
    - Otóż wcale nie wyszedłeś. Więc jeśli raczysz ruszyć ten swój seksowny tyłek, pokażę tobie, skąd to wiem. - Bardziej się prosić nie będzie, śmieszna godność na to nie pozwoli. Dlatego rusza do wyjścia, nie oglądając się za siebie.

    OdpowiedzUsuń
  40. Był ponadprzeciętnie znudzony, bo przecież z podobnymi sytuacjami był już całkiem obeznany. Tym razem jednak niechciany towarzysz pozwalał skupić uwagę na czymś innym niż poczucie dyskomfortu. Miał okazję obejrzeć plecy, ramiona i sunął sobie leniwie spojrzeniem po odkrytej części ciała popuszczając wodze fantazji do momentu, w którym jego małe perwersyjne wizje nie zostały przerwane tym, że obiekt zainteresowania usadowił się obok. Zdecydowanie lepiej prezentował się na odległość, nie naruszając przestrzeni osobistej i nie wywołując mechanizmów obronnych.
    – Kurwa, nawet tym, że siadasz obok, potrafisz wszystko spierdolić – skomentował, nie uściślając co dokładnie miał na myśli.
    Westchnąłby z niechęcią, ale nawet tego nie potrafił zrobić, gdy ktoś grzebał niedelikatnie w poranionej ręce. Po prostu zacisnął zęby, bo przecież nie w jego naturze leżało okazywanie słabości, zapewne nawet mdlejąc z bólu powiedziałby, że po prostu zachciało mu się właśnie w danej chwili spać.
    – Jesteś pierdolnięty – stwierdził z taką odrazą, jakby to on należał do tych normalnych i prawidłowo funkcjonujących jednostek, a i tak pomimo własnych słów oraz z pewną dozą niezdrowej fascynacji podziwiał to, jak jego krew brudziła obce palce. Choć pochylenie się mężczyzny i przybliżenie twarzy do pokiereszowanej skóry spowodowało spięcie wszystkich mięśni, nie uciekł. W całej tej sytuacji było coś odurzającego do tego stopnia, że nic nie było w stanie ruszyć go z miejsca. Nawet brzdęk odłamku wyplutego na podłogę dotarł do jego świadomości jakby z opóźnieniem. Patrzył pełnym niezrozumienia wzrokiem, co w pewnej chwili skorygował, marszcząc brwi, wracając do siebie i powstrzymując niechciany wzwód iście makabrycznymi wyobrażeniami.
    – Dawno ci nikt nie przywalił? Masz jakiś pierdolony nawyk przysysania się do wszystkich i wszystkiego?

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  41. Lubi mężczyzn, którzy odruchowo przekraczają barierę jego przestrzeni osobistej i jest to główny powód, dla którego nie traci jeszcze cierpliwości i nie opuszcza mieszkania samotnie, po wcześniejszym zaserwowaniu jego właścicielowi paru sińców.
    Obraca się w jego objęciach i nie umie oprzeć się wrażeniu, jakoby usta rozmówcy niemo wołały o kolejną porcję pieszczoty. Chwyta zębami dolną wargę, przygryza subtelnie, zasysa między swoimi i puszcza, nim pada jakikolwiek wyraz sprzeciwu.
    - Mogę tobie powiedzieć, ale i tak mi nie uwierzysz. Czy możemy więc przeskoczyć od razu do punktu, w którym udowadniam swoje słowa? - Rozmawia z jego ustami i uświadamia sobie, że w zasadzie mogłyby być tylko one. To znacznie usprawniłoby drogę do całowania.
    - Zaoszczędzimy czas i zabawa będzie przednia - obiecuje jeszcze w nadziei, że to przekona całą tę resztę, która wargami nie jest i chwyta rozmówcę za nadgarstek, ciągnąc do wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
  42. Puszcza go, kiedy pojmuje, że ten i tak za nim podąży. Staje przed sąsiednimi drzwiami, dzwoni natrętnie dzwonkiem. Nie wydaje się ani trochę zniechęcony, kiedy otwiera im starszy, rachityczny mężczyzna. Wprost przeciwnie: filuternie opiera się o framugę.
    - Cześć, przystojniaku. Szukamy z kolegą kogoś do trójkąta, przyłączysz się? - Powinien być bardziej subtelny, sprawdzić, czy przypadkiem rzeczywiście jego zdolność nie poszła w niepamięć, a burza nie stała się jedynie nieśmiesznym żartem. Subtelność nie należy jednak do jego zalet.
    - Przeklęci pederaści! - wyje staruszek i Kyle jest na to przygotowany. Błyskawicznie chwyta za kołnierz jego piżamy i stanowczo przyciąga do pocałunku, któremu nie szczędzi długości ni namiętności. Potem puszcza materiał, odsuwa się i z niemałym ukłuciem żalu obserwuje, jak twarz tamtego zmienia się ze stanu gniewnej przytomności do tego kompletnego ogłupienia i dezorientacji. Nie daje mu czasu na kolejne mrukliwe powitanie.
    - Dzień dobry. Nazywam się Frank Sinatra, a to jest mój kolega ze zboru, Freddy Mercury. Jesteśmy Świadkami Jehowy. Czy znalazłby pan chwilę, żeby porozmawiać o naszym Panu i Zbawcy Jehowie właśnie? - recytuje z nienagannym uśmiechem, jak gdyby rzeczywiście był jednym z nich, ale mężczyzna, który zdążył już dojść do siebie, nie jest przekonany.
    - Wydaje ci się, że jesteś zabawny, szczeniaku? - warczy gniewnie, a Kyle znów chwyta jego ubranie i przyciąga go do siebie.
    - Czasami - mruczy w cudze usta i ponawia cały proces. Nie patrzy już na starczą twarz, przelotnie omiata tę właściciela warg, które zamierza całować docelowo. Najwyraźniej dochodzi jednak do wniosku, że jeszcze do niego nie dotarło, bo w następnej chwili już mówi:
    - Dzień dobry, czy mogę pożyczyć szklankę cukru?
    - O czwartej nad ranem? - unosi się tamten, a Bodsworth znów całuje.
    - Załapałeś ogólny sens? - pyta w końcu wytatuowanego, ale na odpowiedź nie czeka. - Każdy, kogo uderzył piorun podczas tamtej burzy, zyskał jakieś popierdolone umiejętności. Kiedy ja całuję ludzi, tracą pamięć. I to jest chyba całkowicie normalne, że kiedy komuś obciągam, chciałbym, żeby o tym pamiętał dłużej niż...
    - Przeklęci pederaści! - Kyle krzywi się. Nie przepada, kiedy mu się przerywa.
    - Irytujący jesteś, dziadku. - Całuje starszego mężczyznę po raz ostatni, tym razem znacznie agresywniej niż wcześniej, po czym bezceremonialnie wpycha do mieszkania i zatrzaskuje za nim drzwi. Zostają na klatce sami.
    - No ale na ciebie nie podziałało. Jesteś odporny. Więc może doceniłbyś, jak zręcznie wprowadziłem cię w ten nowy świat i z łaski swoje dałbyś mi się pocałować przez chwilę bez konsekwencji?

    OdpowiedzUsuń
  43. Gdy tylko tamten wyraża cień chęci przystania na jego sugestię, pochylając się w jego kierunku, Kyle oblizuje wargi, jak gdyby chciał zlizać z siebie smak starca i przygotować je na znacznie słodszy aromat. Kolejny gest mężczyzny jest wystarczający, by mógł uznać go za zaproszenie: otwiera usta, pozwalając językowi wsunąć się w cudze i samo to wystarcza, żeby wydał z siebie cichy, gardłowy pomruk zadowolenia.
    Bo nagle pocałunek okazuje się tożsamy ze stosunkiem i jest, jak gdyby po burzy nie kochał się ani razu. Rozochocony przylega całym ciałem do cudzego, pozwala dłoniom zawędrować na pośladki, których zgrabność dane mu było już widzieć w całej okazałości. Ale nie poczuć - dlatego chętnie je ściska. Na próbę. Raz. Na przeszkodzie, by zrobić to po raz kolejny, najlepiej bez absolutnie zbędnego materiału dresowych spodni, stoi tylko świadomość, że ofiarowano mu jedynie płynną pieszczotę języków i jeśli się przesadnie podnieci, zapewne zostanie pozostawiony na lodzie, sam z napięciem.
    To za mało.
    Nim się spostrzega, już leniwie masuje te apetyczne krągłości.

    OdpowiedzUsuń
  44. [Nad wyraz dobrze celujesz. Karta Shannona stanowi jedynie zarys granic konceptu, którego ze względu na jego usposobienie, celowo nie ujawniam w całości, szkoda byłoby wyłożyć od razu wszystkie karty na stół, gdyż faktycznie zostawiam to na rozgrywkę. W początkowym zamyśle miał być dwulicowy i interesowny jak cholera, popadając sobie płynie ze skrajności w skrajność, ale na szczęście budowanie charakteru ostatecznie to zweryfikowało i widać co mu z tego nieco pozostało. Ależ paskudną ma ten Chris moc, nawet bycie baristą mu tego nie rekompensuje w oczach takiego Whitfielda, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że ta zdolność dokarmia mu na swój sposób ego, dając mu taką mocną sui generis kontrolę sytuacyjną. Chcesz ujarzmić nieprzewidywalność? Śmiało, próbuj, chociaż brzmi to trochę tak, jakbyś miała już coś w zanadrzu, ale dla czystej formalności — kto wymyśla, a kto zaczyna?]

    Shannon Whitfield

    OdpowiedzUsuń
  45. Zmarszczył nos, gdy do jego uszu dotarła wypowiedź towarzysza. Przybliżył swoją twarz do mężczyzny i spojrzał na niego tak, jak na kogoś, na kogo miał ochotę. Pomimo całej otoczki było w tym spojrzeniu coś przyciągającego i wiedział o tym doskonale.
    – Wybacz, kochanie, ale złapanie od ciebie opryszczki raczej nie zachęca, skoro tak zajebiście lubisz ciągnąć – odpowiedział zgryźliwie, oddalając się od i przenosząc spojrzenie na swoją dłoń. Nie dawał tego po sobie poznać, ale był zaniepokojony stanem swojej dłoni. O ile jeszcze jakiś czas temu by go to nie obchodziło, o tyle teraz zwyczajnie zakładał, że już za chwilę przyspieszone podziały komórkowe zapewnią całkowitą sprawność jego ciała.
    Spojrzał rozjuszony na swojego rozmówcę, gotów obwinić go o to, że dłoń wciąż bolała, a krew zasychała jakby w zwolnionym tempie. Miał ochotę odbić zakrwawioną pięść na jego policzku, a jednocześnie powstrzymywała go niechęć przed sprowadzeniem na siebie kolejnych problemów. W celu rozładowania się kopnął więc drobne odłamki, które udało mu się wcześniej wydobyć, a dotychczas były ukryte pod butem.
    – Zacząłeś się rozbierać przed panem policjantem, że cię tu wpierdolili? – zapytał beznamiętnie. Potrzebował się skupić na czymś innym niż chęć spuszczenia się mniej więcej gdzieś w okolicach twarzy obcego faceta i wymazaniu jego zarośniętego lekko zaschniętą już krwią.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  46. [Ach, nawet nie wiesz, jak bardzo mi miło, dziękuję! Ślimacze tempo mi ani trochę nie przeszkadza, ja również pewnie będę się trochę wlec, bo siedzę po uszy w biologicznym researchu ;)
    Jeśli chciałabyś przejąć profesora, byłabym naturalnie baardzo szczęśliwa, ale na wątek byłabym zdecydowanie chętna tak, czy inaczej.]

    Cecil Hyde

    OdpowiedzUsuń
  47. [Jasne, nie ma sprawy, sprawdzimy, czy się zgramy. Co do sposobu spotkania, jeśli Chris nie bywa raczej w jakichś szpitalach czy laboratoriach, rzeczywiście albo ktoś w kogoś wjechał, albo Cecil lubi przesiadywać w lokalu, w którym Twój pan pracuje, skąd to mogliby się przynajmniej kojarzyć. Nie wiem, jak dokładnie działa to niwelowanie czyjejś mocy, czy może wyjść tak po prostu, czy należy dokładnie wiedzieć, co się robi i na tym skupić, ale jeśli to pierwsze, Christopher mógłby przejść kiedyś obok pracującego Cecila i zablokować mu na chwilę zdolności, czego ten by zdecydowanie nie docenił, no i chciałby dociec, co się stało.]

    Cecil Hyde

    OdpowiedzUsuń
  48. [W porządku, rozumiem, jak to wygląda z jego mocą. Tak na marginesie całkiem ładny ten absurd, sfrustrowałby Cecila jak nic. Podoba mi się Twoja propozycja połączenia Naszych pomysłów i myślę, że może być naprawdę ciekawie, także tak, jak najbardziej się zgadzam! c; Cecil z pewnością znajdzie sposób na kontynuowanie znajomości, żeby dojść, o co chodzi z tym wariowaniem jego mocy.]

    Cecil Hyde

    OdpowiedzUsuń
  49. [Jak wspominałam, późniejsze odpowiedzi zupełnie mi nie przeszkadzają, nawet te typowo odautorskie, gdyż moje tempo też z nóg nie zwala. Mimo wszystko ta konfrontacja w obecnych wariantach musiałaby zostać przeze mnie zakwalifikowana jako mniej lub bardziej dalekie wydarzenie z przeszłości ze względu na ustalone już powiązanie z siostrą bliźniaczką Shannona. Chyba że byłabyś skłonna wymienić wspomniany blog na jeden ze słynnych domków szeregowych, ale do tego nawiążę dokładniej, zaśmiecając Ci maila wiadomością. Nie potrafię prowadzić ustaleń w komentarzach, naprawdę.]

    Shannon Whitfield

    OdpowiedzUsuń