13 czerwca 2017

Mam tę moc. Cholera.

K E I R A    R I G H T O N 
29 LAT - TŁUMACZ - KRIOKINEZA
RELACJE - MOC

Komisariat policji, godzina 06:12. Naprzeciwko policjanta siedzi Duńczyk z poobijaną twarzą. Możliwe, że ma pękniętą żuchwę. Sierżant leniwym ruchem wklepuje w komputer te dane, które udało się mu ustalić. Otwierają się drzwi, wprowadzona zostaje rudowłosa, wysoka kobieta. Siada pomiędzy funkcjonariuszem a fanem piłki nożnej. Rezultat dzisiejszego wieczoru? Dwie obite mordy, brak pieniędzy i dokumentów. I ona. Niezadowolona, że zwlekli ją z łóżka. Pozbawia Duńczyka nadziei na bycie jego sojusznikiem wobec policji. Jest tłumaczem, jest przeźroczysta. Temperatura ciała - 36,6 °C.

Supermarket niedaleko komisariatu na East Endzie. Zanim pojedzie do domu i wzorem typowego tłumacza zasiądzie w okularach do komputera z kotem na kolanach, zamierza kupić coś na śniadanie. Płatki z czekoladą, mleko bez laktozy, pudełko lodów o smaku panna cotta i kawa rozpuszczalna. Nie uśmiecha się przy kasie. Zaczepia ją jakiś facet, mówiąc, że chciałby zobaczyć ją weselszą. Unosi blado kąciki ust, ale nie podłapuje tekstu na podryw. Zaczyna padać, więc kobieta zawiązuje ucha plastikowej torebki i podbiega do taksówki. Kicha, przepraszając kierowcę. Już dawno nie czuła się tak źle. Musi się położyć. Temperatura ciała - 36,1 °C.

Wysiada z taxi pod nieodremontowaną jeszcze kamienicą. Wieje coraz mocniejszy wiatr, a ona zaczyna drżeć, jakby jej mięśnie zamierzały ostatecznie odmówić posłuszeństwa. Grzmot sprawia, że klucze, które wyciągała z torebki, lądują w kałuży. Klnie pod nosem, ale zaraz prostuje się, próbując otworzyć drzwi. Pada coraz mocniej, wiatr rozwiewa jej płaszcz. Trzęsie się, ciężko jej trafić w dziurkę od klucza, o wpisaniu kodu do domofonu nie wspominając. Planuje zadzwonić po lekarza. Piorun trafia w pobliskie drzewo, ogłuszając wszystkich dookoła. W szoku zatyka uszy i zaciska powieki. Temperatura ciała - 35,5 °C.

Budzi się w domu. Przyniósł ją sąsiad, okrył kocem i zaparzył herbatę. Mówi mu, że wszystko z nią porządku, choć widzi, że skóra na jej dłoniach ma nienaturalnie blady odcień. Sąsiad dziwnie na nią patrzy i śpieszy pomóc innym, obiecując, że później do niej zajrzy. Kobieta ogląda przez okno wszechobecny chaos. Ktoś wali z krzykiem w drzwi, a ona boi się otworzyć. Jest jej przeraźliwie zimno, nie może się skupić. Czuje, że jej mięśnie słabną. Idzie do łazienki, odkręca wodę w kranie, by przemyć twarz. Patrzy w lustro. Krzyczy. Białe włosy. Jednocześnie dotyka umywalki. Woda zamarza, rozsadzając kran. Temperatura ciała - 34,8°C.

~*~

Zawsze była do bólu brytyjska. Miała tendencje do oceniania ludzi, sama nie będąc przecież idealna. Przy tym była niespodziewanie grzeczna i taktowna. Starała się nie popełniać gaf towarzyskich, co zazwyczaj kończyło się po prostu trzymaniem gęby na kłódkę. Nawet, gdy koleżanka lesbijka wyznała Keirze miłość i pocałowała ją, ta z zakłopotanym uśmiechem odpowiedziała: To było... urocze. Tak, bardzo sympatyczne. Dziękuję. Bardzo mi przykro, ale wolę mężczyzn. Jest uosobieniem jednocześnie bezpośredniości i sztywnego wyczucia taktu. I sprzeczności również, bo jakoś nie widać żadnego faceta na horyzoncie.

Teraz jest zmęczona. Dreszczami biegnącymi po kręgosłupie, skostniałymi palcami stukającymi miarowo w klawiaturę. Szaleńczo bijącym sercem w chwilach zdenerwowania, goniącymi ją terminami, studentami filologii robiącymi u niej praktyki i gorącem herbaty nieznośnie parzącym chłodne usta. Zmęczona brakiem ciepła i otwieraniem kotu drzwi, a potem zamykaniem ich, bo i tak nie raczył wyjść. Zmęczona wiecznym staraniem się, niecierpliwie myśląca o tym, by ktoś kiedyś się o nią postarał. Tak zwyczajnie, po ludzku (albo po kociemu). 

A jednak odetchnęła. Cieszy się, że przeżyła (w jej opinii) koniec świata. Tym, że nie straciła pamięci, że kot jej nie opuścił, że nadal zna dwa języki obce - duński i niemiecki. Odetchnęła, że mając naturę skupioną i zawziętą, nauczyła się przynajmniej do pewnego stopnia kontrolować zamarzające przypadkiem otoczenie. I choćby miało się walić i palić (lub, jak kto woli, zamarzać) to w końcu nauczy się jak podnieść temperaturę swojego ciała.



hate2609@gmail.com / Bawimy się!

33 komentarze:

  1. [Mam tę mooooc, mam tę mooooc, rozpalę to, co się tli. Mam tę mooooc, mam tę mooooc, wyjdę i zatrzasnę drzwi. Wszystkim wbrew, na ten gest mnie stać! Co tam burzy gniew? Od lat coś w objęcia chłodu mnie pcha. Przepraszam, musiałam, mam taką malutką obsesję na punkcie Krainy Lodu. Wcale nie posiadam maskotki Olafa!
    Strasznie podoba mi się sposób, w jaki opisałaś zdobycie przez Elsę, ekhem, Keirę mocy <3 I to, jaki nieprzyjemny wpływ ma kriokineza na jej ciało. Ja sama jestem zmarzluchem, więc nie zazdroszczę! Cieszę się, że w końcu pojawiła się tutaj taka na wskroś brytyjska postać i mam nadzieję, że zostaniecie z nami jak najdłużej! Bawcie się dobrze i napiszcie mnóstwo ciekawych wątków :) ]

    ta kochana 1/2 administracji & Cheyenne Reynolds

    OdpowiedzUsuń
  2. [Kriokineza! Kocham tę moc, zwłaszcza, że jest totalnym antonimem umiejętności mojego pana. I nadal mnie zastanawia; czy Keira ze swoją obniżoną temperaturą ciała i mój chłopiec z podwyższoną, przy fizycznym kontakcie oboje przeżyją szok termiczny? :D
    Postać jest naprawdę cudownie wykreowana. Do imienia mam pewną słabość, to muszę przyznać. A sposób, w jaki ujęłaś jej historię i zyskanie mocy jest tak niesztampowy i... piękny, że przeczytałam wszystko na jednym wdechu. Serio. Uwielbiam tę postać calutkim serduszkiem, jest super wspaniała ♥
    I oczywiście, możemy stworzyć jakiś dziwny, pełen kontrastów wątek, bo my zawsze chętnie!
    I obyście bawiły się tu jak najlepiej, o. Masy wąteczków, dużo chęci i stażu jak najdłuższego!]

    najgorętsza 1/2 administracji & Anubis Ahern

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cudowna postać, a sposób w jaki ją odpisałaś jest po prostu piękny! Bardzo przyjemnie się czyta i chce się zdecydowanie więcej! Potrafisz zachęcić do czytania, a to cenie bardzo mocno! Cześć, witam serdecznie!]

    Heath

    OdpowiedzUsuń
  4. [Dzień dobry! Wiem, że wpadam z opóźnieniem, jak zawsze. Ale już tak mam. ^^"
    Się mroźnie zrobiło w ten ciepły dzień. Ale postać interesująca. :) Mam nadzieję, że będziesz się tutaj dobrze bawić. Życzę wielu ciekawych wątków.]

    Solal Lefroy

    OdpowiedzUsuń
  5. [Trzymajmy te kciuki, mimo że moja praca już skończona, oddana i czekam jedynie na ostateczne poprawki. Bardziej od obrony boli mnie koniec biletów ulgowych. Świetnie opisana ta Keira, bardzo mi się podoba i z pewnością przypadła do gustu. Problem to oczywiście pomysł, bo ja takowych nigdy nie posiadam, wypleniam się całkowicie przy pisaniu karty i potem żeruję na innych jak huba drzewna, wybacz.]
    Remy Hawk

    OdpowiedzUsuń
  6. [Dziękuję! Zanim przejdę dalej, chcę zachwycić się kartą - jest napisana w bardzo wciągający sposób! Podoba mi się, że nagle nie traciła na temperaturze ciała i że ta temperatura nie obniżyła się drastycznie. W pewnym sensie rozumiem jak Keira czuła się na początku, bo sama mam lekko obniżoną temperaturę zbyt często. Osłabienie, zawroty głowy i chłodne ręce nierzadko są bardzo upierdliwe. Izzy chętnie podałaby jej kocyk i ciepłe kakao, albo jedną z bajeranckich herbat, których ogrom chowa po szafkach w swojej kanciapie.
    Przyjaciółki od narzekania? Zawsze! Izyda i Keira są dość podobne, więc myślę, że przyjemnie spędzałyby razem czas. Idziemy bardziej w obyczajówkę czy adrenalinkę?]
    Izzy

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hmmm... pomysł mi się podoba. Może trochę pokomplikujemy? Na zasadzie, Keira faktycznie wpadłaby w kłopoty i ktoś chciałby się zemścić. Nie byłby to mój Anubis; nie byłby również świadkiem ani ratującym.
    Miałby za to interes do człowieka, który chciał załatwić ją. Na zasadzie, całkiem przypadkiem skończyłaby mu się cierpliwość i chciałby uiścić dług u agresora. Dopadłby go akurat w momencie, gdy tamten czaiłby się na Keirę i całkiem przypadkiem ją uratował. Rzecz jasna, zachowywałby się wtedy trochę jak dupek, mówiąc, że nie chciał jej uratować i to efekt uboczny, a po prostu chciał załatwić tamtego gościa. Może nawet, tym razem wybrałby jakieś prozaiczne metody i zamiast spalić żywcem - albo skręciłby mu kark, albo strzelił w głowę. W każdym razie, Keira trochę mogłaby się wkurzyć (mimo zapewne szoku), że zachowuje się tak, a nie inaczej i może chwyciłaby go za ramię, tak po prostu w emocjach, chcąc go zatrzymać.
    I wtedy zadziałałby obustronny szok termiczny i elektryzujący odskok od siebie. Pod tym wpływem, może np. Keira czułaby zbyt wielkie gorąco, a Anubis zimno? I przy ponownym dotknięciu, jakby wróciliby do normy :D]

    Anubis

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cześć :D Całkiem możliwe...ale gdzie to niestety nie powiem, bo byłem chyba wszędzie xD (chociaż coś mi się wydaje że byłby to coś z uniwersum HP)
    Cieszę się że mi jakoś ten Ian wyszedł, miałem pewne obawy iż został przerysowany... Dzięki wielkie za powitanie :D
    Jeśli będzie jakaś chęć to zapraszam do siebie na wątek ;)]

    Ian

    OdpowiedzUsuń
  9. [Tak, zróbmy z nich oksymoronki. On będzie miał zimny ogień, ona gorący lód ♥
    A jeśli przeciwieństwa faktycznie się przyciągną, na pewno będzie ciekawie :D]

    Anubis

    OdpowiedzUsuń
  10. [Byłaby szansa na wąteczek, w której mój buc mógłby zagrać panience na nerwach? ]

    Alex

    OdpowiedzUsuń
  11. [Hmmmm sąsiadem mógłby w sumie być, choć ciężko z tym, który ją przyniósł po burzy, bo w czasie burzy chyba jakieś rodzinne dramy Alexowi zaplanowałam, chyba żeby dłuższą chwilę miała przed domem. Jako sąsiad, pewnie raz był by czarującym przystojniaczkiem, który lubiłby sobie czasami poflirtować z uroczą sąsiadką, a innego dnia byłby najgorszym bucem, bo coś mu nie szło, więc wyżywał się na całym otoczeniu. Ogólnie bym chętnie wplątała w to zajęcie Alexa, bo ogólnie podejrzany z niego typ, dla pani do bólu brytyjskiej, jeszcze pracującej dla policji mógł być wyjątkowo podejrzany. No ale jeżeli faktycznie przyniósłby ją tamtego dnia do domu, to może panienka by mu się kiedyś odwdzięczyła i poratowała go, kiedy wracał z kulką w trzewiach, koniecznie nie chcąc jechać do szpitala? ]

    Alex

    OdpowiedzUsuń
  12. [Rzecz w tym, że duplikaty dotyczą jego osoby, jego stanów emocjonalnych - to on rozszczepia się i "jest go więcej", a co za tym idzie, cudze emocje odbiera tak, jak cała reszta świata.]
    Remy

    OdpowiedzUsuń
  13. [Podoba mi się ten pomysł! Zakładam, że w razie rozwoju wątku przyjdzie nam coś jeszcze do głowy, czym możemy utrudnić naszym dziewczynkom życie. Zacznę nam na dniach c:]
    Izzy

    OdpowiedzUsuń
  14. [Cześć, cześć! Wczoraj już nie wytrwałam w nadrabianiu, ale teraz przychodzę gorąco się przywitać. Ech, Chris dużo by dała, żeby nigdy nie mieć kataru - ostatnio zdarza jej się go złapać aż nazbyt często. Chcę jeszcze wspomnieć, że bardzo, ale to bardzo spodobał mi się sposób napisania karty, jest świetna. Życzę weny, życzę czasu, życzę wątków!]

    Batts.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Huuuh! Mniej więcej mamy chyba podobną wizję tego. Alex mógłby zgrywać dobrego sąsiada, jakby akurat nie miał gorszego dnia, wpadać na herbatkę czy nawet kran naprawić. No i by go spotkała wracając z załupków, deszczowego wieczora, Dobry Wieczór, sąsiedzie, a sąsiad słania się na nogach stojąc w kałuży krwi. Albo lepiej XD Zobaczyła by po prostu ślady krwi prowadzące do mieszkania i by się nie powstrzymała przed tym, żeby wejść, a tam troszkę szok, bo Alex sobie leży półżywy, a mieszkanie ogólnie jakby nie zamieszkałe, jakby w każdej chwili gotowy był do wyjazdu. No oczywiście za pomoc Alex najpierw pewnie trochę się będzie boczył, bo męska duma, ale chętnie się później odwdzięczy i nauką i na inne sposoby ;) Jak im dobrze pójdzie to może nawet pod wzajemnym urokiem rozpuszczą sobie te zlodowaciałe serduszka? ]

    Alex

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Z takim delikatnym poślizgiem, ale przybywam w końcu podziękować za powitanie, jak przystało. Konkretu nie mam, bo aktualnie czas poświęcałam na układanie sobie w głowie postaci Aarona, bo robiony na szybko i tak szczerze to sama go jeszcze nie rozgryzłam do końca, ale pewne jest to, że wpadając na taką kobietę jak Keira, nie pozostałby obojętny ;D Dzięki jeszcze raz i w razie czego wpadaj do mnie, może coś razem wymyślimy! ]

    Aaron V.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Spokojnie, ja wiszę masie ludzi masę zaczęć, ale jakoś nie mogę się za nie zabrać, ślęcząc nad konspektami oobozowymi. W sumie jest mi z tym nieźle - czuję się jak Jack Sparrow, tak unikając większości ludzi (ja mam tylko trochę mniejszy statek). A z wątkiem możemy poczekać. ;)
    PS. Chris nie ma psa. W Doga można kliknąć.]

    Batts.

    OdpowiedzUsuń
  18. Uważała, że te magiczne momenty, w których niebo oblewała różowawa paleta, były piękne. Fiolet przegryzał się z lawendą, zauważyła liliowe smugi i żółty blask przebijający się przez zachodzące granatem chmury. Słońce zawzięcie pchało się na pierwszy plan, niecierpliwie oczekując wzroku i zachwytu, jednak eksplozja barw przyciągała jej uwagę w zdecydowanie większym stopniu. Każda próba uwiecznienia tej kolorystyki kończyła się fiaskiem i Izzy dała sobie spokój z fotografowaniem zachodzącego słońca.
    Deszczowy dzień zwieńczony takim niesamowitym obrazem wpłynął na nią pozytywnie. Jej ramiona stały się lekkie, a kotłujące się myśli wydawały się również wpatrywać w niebo i - przynajmniej chwilowo - odpuścić gonitwę. W przerwie od gier komputerowych, Izyda wybrała chwilę relaksu na balkonie, korzystając z widoków, jakie oferowało londyńskie niebo (rzadko godne podziwu zresztą) i nowa herbata. Kurier dostarczył jej paczkę z wieloma rodzajami herbat kilka dni temu i Izzy zdążyła przetestować już wszystkie. Dzisiaj zdecydowała się na słodkawo-owocowy smak chińskiej herbaty idealnie komponujący się z tonacją horyzontu. Skuliła się na balkonowym fotelu, opatulona w biały sweter i uzbrojona w ciepły kubek z wizerunkiem rysunkowego kota. Stojący po lewej stronie niski stolik okryty był dzbankiem, książką oraz laptopem, z którego właśnie niegłośno pobrzmiewała muzyka.
    Coraz częściej Izzy poświęcała czas samej sobie, skutecznie odcinając się od kontaktów towarzyskich. Praca, choć wcale nie była wymagająca, zabierała jej energię i narażała na kontakty z ludźmi. Nie narzekała, jednak ostatnio dni, w których nie miała ochoty na przebywanie w innym towarzystwie niż swoim, powielały się, niejednokrotnie następując jeden po drugim. Odkładając roboczy uniform do szafki i przekraczając próg mieszkania jedyne co chciała zrobić to... nic. Tak, nic było właśnie tą odskocznią, której potrzebowała. Ignorowała telefony i wibrujące powiadomienia albo odpisywała sporo po czasie, pamiętając jednak o despotycznym charakterze brata i w obawie o jego nerwy (a raczej żeby uniknąć jego niespodziewanej wizyty, podczas której jak komandos kopniakiem wyważa drzwi jej mieszkania) odzywała się do niego regularnie. Śpię, odezwę się jak wstanę. Dobranoc o osiemnastej lub Jest okay, właśnie gram o północy.
    Nie spodziewała się, że po tym upierdliwym milczeniu z jej strony dojdzie do niej łomot frontowych drzwi. Niechętnie, utraciwszy już nadzieję na to, że gość straci zapał i odpuści, podniosła się i otworzyła drzwi.
    ― Keira? ― zapytała zaskoczona.
    Spodziewała się wizyty brata. Do niego bardziej pasowało walenie pięścią w drzwi zamiast pukania czy użycia dzwonka.
    Keira, widocznie wzburzona - jak na nią; Izzy zauważyła, że jest spięta i ściąga brwi - weszła do mieszkania, a Izzy przepuściła ją. Zamknęła drzwi, zamykając je na klucz. Odgarnęła kosmyk spiętych w niedbałego koka włosów za ucho i przyglądała się dobrej znajomej.
    ― Dobry wieczór ― mruknęła, siląc się na lekkie uniesienie kącików ust. Kiedyś Keira wyznała jej, że myślała, że moc Izzy polega na unieruchomieniu mięśni twarzy. Wtedy pierwszy raz zobaczyła jej uśmiech. ― Co jest?
    Ruchem głowy wskazała balkon, gdzie udała się wcześniej porwawszy kubek. Usiadła na fotelu, proponując białowłosej by usiadła obok i nalała jej herbaty, podając zaraz kubek. Jej ciepło leniwie ogrzewało kubek z nadrukiem pingwina z popularnej bajki o przygodach człowieka w czapce i żółtego psa.

    [Wreszcie się zebrałam. Łapaj!]
    Izzy

    OdpowiedzUsuń
  19. Zaklną po raz enty tego dnia, gdy znów nie udało mu się trafić kluczem w zamek. Wciągnął głośno powietrze, mocniej przyciskając kurtkę do krwawiącej rany, gdy w końcu udało mu się otworzyć drzwi i praktycznie wpaść do mieszkania. Nie miał już nawet siły schylić się po klucze, które upadły na posadzkę, więc kopną jedynie drzwi za sobą, kierując się od razu do kuchni. Nie zwracając uwagi na pozostawiany przez siebie bałagan, wygrzebał z jednej z toreb słoiczek leków, by następnie wpakować sobie ich bliżej nieokreśloną ilość do gardła. Dopiero teraz mógł legnąć na kanapie, czekając, aż tabletki przeciwbólowe zaczną działać i będzie mógł cokolwiek ze sobą zrobić, a przynajmniej zacząć myśleć racjonalnie.
    Nie było z nim najlepiej. Ba, tak źle nie było dawno. Od czasu burzy nie utrzymywał kontaktu z rodzeństwem, z resztą nie było się czemu dziwić. Choć każde z nich było charakterne, cholernie uparte i zawzięte, choć nigdy nie potrafili w pełni się dogadać bez ciągłych sprzeczek, to tak poważnej kłótni nie mieli od lat. Jednak po tak poważnym narażeniu życia Anastasii, Alex nie mógł pozwolić siostrzyczce na dalszą zabawę w jedną ze Żmij. Również między braćmi wzrósł konflikt, gdy zaczęli obarczać się wzajemnie oskarżeniami. W końcu wieczne wykorzystywanie Żmijki jako przynęty czy rozproszenia uwagi, było na porządku dziennym, do póki coś nie poszło nie tak i trzeba było znaleźć winnego. Jednak przez tą kłótnię stracił również partnera, i choć nie raz pracował już w pojedynkę, to duet braci Vibora był niezastąpiony i owiany niemałą sławą, a przynajmniej tak zawsze było w Ameryce. Nowo otrzymana moc miała mu pomóc zapełnić tą lukę, jednak okazała się bardziej zgubna niż podejrzewał. Zapomniał o istotnym fakcie; Nie tylko on zyskał nowe zdolności. Jak mógł podejrzewać, że szycha, którą miał okraść, miał wśród swojej ochrony kilku "uzdolnionych", którym udało się go przejrzeć na wylot? Jakimś cudem udało mu się jednak uciec z kulką w bebechach i doczołgać się do mieszkania. Jeszcze żył, nawet jeszcze nie stracił przytomności, choć czuł jak leki stopniowo łagodząc ból, zachęcały go do odpłynięcia w objęcia Morfeusza. Miał cholerne szczęście, więc nie było sensu unosić się dumą, gdy faktycznie potrzebował pomocy brata.
    Zdążył już nawet sięgnąć po telefon, gdy usłyszał ciche pociągnięcie za klamkę. Zaklną w myśli, obracając się w tamtą stronę. Wspierając się na łokciu bezszelestnie wsunął dłoń pod poduszkę wyciągając spod niej niewielkiego Desert Eagle. Wsłuchując się w miarowy krok swojego gościa, odbezpieczył broń, wcelowując w kierunku ściany, z za której lada moment miał ktoś się wyłonić. Jednak kroki były zdecydowanie kobiece, subtelne, nie pewne, a może po prostu ostrożne. Nie pierwszy raz spotkałby się z panną wykonującą brudną robotę. Te z resztą były najgorsze, wodząc na pokuszenie swoimi wdziękami, rozbrajały facetów jak przedszkolaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Och, to chyba kurwa jakiś żart. - Westchnął widząc charakterystyczną, białą czuprynę swojej sąsiadki. Tak długo szukał okolicy, w której nikt nie wtrąca nosa w nie swoje sprawy, a panna Righton miała być idealnym przykładem pracoholiczki, którą szemrane interesy przystojnego sąsiada obchodzą tyle co zeszłoroczny śnieg. Ale czego innego mógł się spodziewać pozostawiając za sobą krwawe ślady? Szybko wsunął pistolet miedzy poduszki, zabezpieczając go uprzednio, licząc że jakimś cudem zszokowana kobieta go nie zauważyła. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, kobieta zaczęła się krzątać po jego mieszkaniu, co wybitnie mu się nie podobało. Na każdym roku mogła zobaczyć coś czego nie powinna, a w obecnej sytuacji nie mógł nic z tym zrobić. Dlaczego do cholery musiała to być akurat ona?! Doskonale wiedział, że miała powiązania z policją, a rana postrzałowa z pewnością wzbudza ciut więcej podejrzeń niż złamana ręka czy śliwa pod okiem. Spróbował nawet przez te klika chwil wymyślić odpowiednia wymówkę, jednak ułożenie kłamstwa składającego się w spójną i logiczną całość, graniczyło teraz z cudem.
      - Nie ma nawet mowy... - Burknął nieprzyjaznym tonem, próbując bezskutecznie dźwignąć się do siadu. Dopiero teraz poczuł objawy nasilającej się gorączki. Organizm walczył, ale nie dostał w pakiecie zdolności super-leczenia, która teraz chyba bardziej by się przydała. - Nigdzie nie dzwonisz, panienko. Rozumiemy się? - Spojrzał jej prosto w oczy, wzrokiem, który choć pół przytomny wyraźnie podkreślał powagę jego słów.

      [Upsss... Miałam narzekać, że wolę krótsze odpisy, bo zazwyczaj takie mi wychodzą, ale no.. coś poszło nie tak i się rozpisałam. Nie jest to górnolotne, bo wracam do pisania po przerwie i przeziębienie męczy, ale może tragedii nie ma. Co do imienia, to myślę, że został przy Alexie, bo to nie jest jakieś specyficzne imię, ale jeśli chodzi o nazwisko, to posługuje się czymś pospolitym, dajmy mu Jones. Alexander Jones :> ]

      Usuń
  20. Anubis miał to do siebie, że straszny był z niego indywidualista; było wiele spraw, które najchętniej rozwiązywał sam, a próby wtrącenia kończyły się gorącym pouczeniem. Nie lubił, gdy ktoś podważał jego autorytet bądź motywy działania; miał w sobie jednak dostatecznie duże pokłady cierpliwości, by nie wybuchać niczym — trafnie mówiąc — ogień, podsycany benzyną. Na pewno był on istotą wyjątkową niebezpieczną i w wielu przypadkach wręcz pozbawioną skrupułów (lub chcącą, by ludzie myśleli, że faktycznie ich nie ma) — co za tym szło, z perwersyjną przyjemnością brał od ludzi to, co akurat byli mu dłużni. W swojej niezwykłej, tajemnej profesji, nie miał problemu ze znajdowaniem ludzi, którzy akurat mu wadzili. Likwidował ich pieczołowicie, z gracją i uśmiechem, czającym się w kącikach ust. Lustrował spojrzeniem różnych oczu i kiwał głową, szczęśliwy, że kolejny cyrograf dobiegł końca, skończony tak, jak chciał go zakończyć.
    I tym razem nie było inaczej; kolejny człowiek nie uiścił długu, ba, był mu dłużny całkiem sporą sumę, której Ahern po prostu nie mógłby odpuścić. Choć z drugiej strony, nawet kwot tak śmiesznych jak kilka funtów, w życiu by nie odpuścił. W końcu; chodziło o posłuch i o to, aby nie ulec. Bezwzględność była o wiele bardziej opłacalna, niż sukcesywne tracenie autorytetu. Korzystając więc ze swoich zasobów, przejrzał zebrane informacje o celu (tak naprawdę, mógłby włamać się na jego konto bankowe i pociągnąć odpowiednią kwotę z nawiązką; wolał jednak bawić się w strażnika sprawiedliwości i samodzielnie fatygować do ofiary); człowiek ów doświadczył już dwóch ostrzeżeń. Trzecie równało się śmierci, a od tej reguły nigdy nie było wyjątku.
    Poparzona dłoń jednak, bolała bardziej niż zwykle, przenosząc się iskrami po całym jego ramieniu; zaważyło to więc o tym, że tego dnia musiał zdecydowanie powstrzymać się przed spaleniem człowieka żywcem.
    Wziął więc pierwszy lepszy ręczny pistolet i wsunął za pasek, ówcześnie sprawdzając, czy aby na pewno go naładował.
    Rozprostował palce, narzucił czarny kaptur i opuścił swój azyl... przez okno. Lubił czasami, dla rozrywki, poskakać sobie po dachach. Z tej perspektywy miał w końcu widok na całe, rozciągające się poniżej miasto. Dawało mu to też kroplę zaskoczenia, które mogło zaważyć o życiu lub śmierci wspomnianej ofiary.
    Cel był tak przewidywalny, iż Ahern wcale nie natrudził się, śledząc go w trakcie spokojnej wędrówki po dachu; dostrzegł, że mężczyzna ów, śledzi jakąś kobietę, przyśpieszając co chwilę, coby tylko ją dogonić. Seth nie przejął się tym szczególnie; nie był i nigdy nie chciał być superbohaterem w rajtuzach, który miałby ratować bezbronne niewiasty przed całym, ogromnym złem tego świata. Wolał raczej być tą drugą stroną medalu; zamykać cudze oczy, ukrócać marne życia i śmiać się w losu.
    Ale śmierć miała czarne oczy. Nie brązowe i niebieskie.
    Usiadł na krawędzi dachu, jak obserwator poddając się rozgrywającym w dole perypetiom; zamachał nogami jak dziecko i patrzył jak wspomniany facet syczy do kobiety niepochlebne słowa; rejestrował jak chwyta ją za nadgarstki. Czuł jego odór aż tutaj i przez chwilę wręcz zrobiło mi się szkoda zagubionej w dole niewiasty. Zbył to jednak wzruszeniem ramion i dopiero w momencie, gdy takowy facet zaczął wciągać — czy raczej próbować wciągnąć —kobietę do samochodu, był zmuszony zareagować. Istniało w końcu ryzyko, że ptaszek wymknie mu się, a jego czas zostanie zmarnowany. Nie mógł do tego dopuścić, mimo że nie miał żadnego interesu w ratowaniu kobiecego życia. To wybawienie miało być efektem ubocznym jego działań. Będzie musiał jej to uświadomić; nie mógł utracić legendy, jaka spowijała go w londyńskim półświatku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozprostował więc ręce i powoli zeskoczył na balkon poniżej. Zrobił to kilka razy do momentu, aż nie znalazł się na ziemi i z zamachu nie grzmotnął mężczyzny prosto w twarz.
      Usłyszał chrupot łamanych kości i krew, eksplodującą mu na pięść. Odruchowo, odtoczył się w bok i gwałtownie powstał, wyrastając z ziemi kilka metrów dalej, z uwagą obserwując wytrąconego z równowagi faceta, który wraz z przyjęciem ciosu, wypuścił kobietę z rąk, tracąc kontrolę nad sytuacją.
      — Jesteś mi coś dłużny, przyjacielu — syknął Anubis, obnażając zęby w uśmiechu. Wytarł pięść o rąbek koszuli i wzruszył ramionami, wlepiając różnokolorowe oczy w otępiałą twarz przeciwnika. Skinął głową i ukłonił się z gracją, prezentując postawę dostojnego eleganta, którym ani teraz, ani nigdy nie był i nie będzie. — To znaczy... byłeś mi coś dłużny. Teraz już nie jesteś — To wszystko trwało dosłownie sekundy; nikt nie zdążył się ruszyć, wypowiedzieć słowa sprzeciwu, powstrzymać. Anubis przypomniał sobie o dłoni, która wyjątkowo mocno rwała dzisiejszego dnia, gdy ogień wzniecał się samoistnie; nie był pewny, czy tym razem zniósłby agonalny ból palonego żywcem człowieka. Dlatego zabrał pistolet.
      Ale przez te ułamki sekund, zorientował się, że strzał, nawet celny, może się odbić na kobiecie. Nie chciał jej ratować; nie znał jej. Nie chciał też jednak jej skrzywdzić. Nie mordował bez powodu. Nawet na śmierć trzeba było sobie zasłużyć.
      Rzucił się więc w stronę oponenta, w zręcznym piruecie omijając jego wymierzone w obronie dłonie; doskoczył do niego, a znalazłszy się za nim, oplótł ręce wokół szyi, zamykając ją w szczelnym uścisku.
      W pierwszej chwili nawet pomyślał o skręceniu mu karku; jakaś altruistyczna cząstka jego umysłu jednak, podsunęła mu pomysł uduszenia. Nie zasłużył na szybką śmierć. Chociaż w taki sposób wynagrodzi go za próbę skrzywdzenia niewinnej (?) kobiety. Może nawet obudzi się w nim wewnętrzne dobro?
      Udusi go. Mężczyzna zaczął się szarpać, lecz z każdą chwilą, jego ruchy słabły. Anubis trzymał go mocno, nogami zapierając przed jakąkolwiek próbą ucieczki. Czekał aż oddech stanie się przyśpieszony i być może dojdzie do hiperwentylacji. Dostrzegał już skurcze tężcowe ofiary, bezwolne drgania kończyn i oczy, powoli zachodzące mgłą.
      I wtedy stwierdził, że w sumie facet wiele już przeżył. Zrobiło mu się go żal, więc po prostu skręcił mu kark.
      Wypuścił z ramion wiotczejące ciało i patrzył jak powoli osuwa się na podłogę. Jego niebieskie oko zalśniło, a brązowe jakby ściemniało, przywodząc na myśl faktyczną czerń, dostrzegalną w metaforycznych oczach śmierci.
      — To tylko efekt uboczny — zwrócił się w kierunku dziewczyny. — Nie jestem superbohaterem i nie chciałem Cię uratować — mruknął ochryple. — Z początku — dodał szybko. — Zasłużył skurwysyn. Nie znęca się nad kobietami — przymknął na chwilę oczy. Jego umysł chyba naprawę trawiła choroba psychiczna, bo nigdy nie dało się przewidzieć, którym torem myślowym akurat podąży. — Dlaczego szwendasz się po nocy w takiej okolicy? — spytał już lżejszym tonem, przez który przebijała się wyraźna opiekuńczość, mająca źródło, tylko sam Bóg wie, gdzie. — Odprowadzę Cię — stwierdził nagle. — W sumie, mogę też kupić Ci kawę. I ciasto czekoladowe.

      Anubis

      Usuń
  21. [Oj, bardzo przepraszamy, nie miałyśmy na celu nikogo zasmucać. Tak to już ze mną, jako paskudnym autorem, jest, że kocham swoje postacie krzywdzić, bić i poniewierać... Jak gdyby wychodził ze mnie ukryty sadysta, do którego mi nader daleko.
    Chęci zawsze są, no jasne. Nieco gorzej u nas z pomysłami... Ale może Tobie przychodzi coś do głowy?]

    Sarah Bodsworth

    OdpowiedzUsuń
  22. [Dziękuję serdecznie za miłe słowa pod adresem mojej postaci. Cieszę się, że jednak Whitfield został tak ciepło powitany na blogu. Cóż, jakby nie spojrzeć Shannon mógłby odwrócić jej moc, bo nic nie stoi na przeszkodzie, ale zapewne miałby później lekkie wyrzuty sumienia z tego powodu, w szczególności, że następstwem jego mącenia okazałby się szpital. Jeśli rzeczywiście chciałabyś to wprowadzić w życie, trochę nie oszczędzając i niewątpliwie wstrząsając twoją postacią, to byłabym skłonna zacząć do końca tygodnia.]


    Shannon Whitfield

    OdpowiedzUsuń
  23. [Dziękuję! To takie miłe <3 A to Camaro... właśnie tak do mnie przemówiło, że musiałam wcisnąć je w kartę :D Wierzę, że z tym panem pozostanę tutaj na dłużej, o ile wiek nie będzie przeszkadzał w prowadzeniu wątków :D]

    Antonio Vibora

    OdpowiedzUsuń
  24. [Byłam przekonana, że Ci wczoraj odpisywałam, ale chyba nie opublikowałam komentarza, chociaż go napisałam D:
    Chciałam Ci napisać: Co to za ostrzeżenia? Nikt mi to moją Shan rządzić nie będzie! Hahah.
    Co do wybaczania, to nie wybaczam. Ani nie mam co, ani komu (no już szczególnie Tobie! Dla mnie zawsze masz wybaczone z góry). Ucałuj tylko ode mnie nową czworonożną szczekającą wymówkę i nikt się nie dowie o spóźnionych powitaniach <3]

    bąbelek

    OdpowiedzUsuń
  25. Anubis był... po prostu chory psychicznie. No, w każdym razie nic z nim nie było w porządku; decyzje, które podejmował rzadko miały jakiś głębszy, logiczny sens, a ciąg przyczynowo-skutkowy bywał wydarty zza marginesu, zupełnie nie trzymając się żadnych odgórnie narzucanych reguł. Ale tak właściwie... czego spodziewać się po psychopacie? Nie była to już nawet kwestia burzy, bo wcale nie wydarła z niego tego, co najgorsze. Od zawsze taki był, a sztorm tylko przypieczętował nieuniknione, czające się w zaściankach umysłu zło. Powstrzymanie tej stale postępującej przemiany było bowiem równie niemożliwe co wstrzymanie sukcesywnie płynącego czasu. Z jednej strony można mu było nawet współczuć; nie do końca rozumiał ideę własnego istnienia jak i emocje, które typowo ludzko, dotykały go w różnych życiowych sytuacjach. Był jak dziecko, błądzące we mgle, którego dłonie rodzice puścili, zanim udało mu się dorosnąć. Starał się ze wszystkich sił, by chronić to, co kochał; w założeniu, że potrafił kochać, bo i miłość przychodziła mu czasami dość opornie. Być może, potrzebował fachowej pomocy lub faszerowania się ogłupiającymi lekami, tłumiącymi wszystkie dziwne i nieczytelne myśli, jakie gromadziły się w jego umyśle. Być może to było tym, co właśnie powinno spaść na jego życie. Rzeczywistość jednak, każdego dnia brutalnie udowadniała mu jak odległa i niemożliwa była to perspektywa. Oscylował na granicy światów; zła i dobra, które mieszały się ze sobą, tworząc coś na wzór spirali, zataczającej kolejne koła; a każde koło było czymś nowym, niepojętym i pozbawionym ograniczających go konturów. Dlatego właśnie decydował się na izolację i kontakty z ludźmi rzekomo ograniczał do minimum. W praktyce jednak zapominał o tej zasadzie równie często co o tym, że nie powinien jeść lodów śmietankowych.
    A to bardzo dziwne, że zapominał. W końcu był Cieniem, prawda? Cieniem, który wiedział wszystko o wszystkich, a małe ptaszki szeptały kolejne wieści, które mógł umieszczać w milionach banków danych, ułożonych równo gdzieś z tyłu jego czaszki. Choć dwoistość jego natury była niezależna od siebie, wiedział o obu swych mrocznych stronach. I właśnie ten mały szczegół nie pozwalał stwierdzić u niego rozdwojenia jaźni. Oczywiście, nie fachowo — zwierzenie się ze swoich problemów, wymagałoby wydania Cienia — a w dalszym czasie zdradzenia tak długo ukrywanej tożsamości. Nie był aż tak wielkim idiotą.
    I choć naprawdę nigdy nie zakładał ratowania świata, ni bawienia się w ubranych w rajtuzy mężczyzn... tym razem, jakaś mała cząstka na dnie serca, nakazała mu nie traktować niewiasty tak źle, choć wcale nie miał zamiaru wyciągać jej z tej feralnej opresji.
    Rejestrował, że jest zaskoczona, choć nie powinien się dziwić. Nawet sam, czasami, zauważał gwałtowne zmiany o niemalże sto osiemdziesiąt stopni; nie potrafił jednak im przeciwdziałać, ba, świadomie też nie umiał ich wywoływać. Był sobą, niezależnym od siebie.
    — Nie dziękuj — rzucił po krótkiej chwili milczenia, a jego głos nie brzmiał wcale przerażająco. Nadal był charakterystycznie zachrypnięty i bardzo silny, lecz nie było w nim niepokojących nut, które mogłyby ją wystraszyć. — Po prostu... wzbraniaj się od samotnych przechadzek — dodał już trochę lżej i pokręcił głową. — Londyn jest teraz jeszcze bardziej niebezpieczny niż kiedyś... — Zacisnął usta i zatrzymał się, zdejmując z siebie czarną kurtkę. Została na nim ciemnoczarna bluza (w końcu, nigdy nie odkrywał przedramion, coby nie ujawniać własnych słabości) i mocnoczarne spodnie. Zdecydowanie, dałoby się go przeoczyć w półmroku.
    Podszedł trochę niepewnie, jak ten chłopiec, zbliżający się do nowoprzybyłego szczeniaka i ostrożnie zarzucił jej kurtkę na ramiona. Zdawał sobie sprawę, że może przeżyć lekki szok termiczny, gdy jego rozgrzane ubranie dotknie skóry normalnego człowieka. Miał jednak nadzieję, że przez adrenalinę, nie zauważy dziwnie zawyżonej temperatury jego ciała.

    Anubis

    OdpowiedzUsuń
  26. [Ta konkretną Ona to w zasadzie trochę mu te życie ułatwia, ale z chęcią możemy dołożyć mu jeszcze jedną Ją, która będzie je utrudniać. Chcesz taka rolę? Oczywiście o ile jeszcze masz wolne miejsca na wątki. I dziękuję administracji za miłe (wcale nie tak chłodne :D) powitanie.]

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  27. Anubis miewał problemy z rozumieniem otoczenia — choć zabawnie — otoczenie miało pewnie większy problem z rozumieniem jego. Patrząc w jego różnobarwne ślepia, trudno było odnaleźć coś znajomego; raczej niepokój, inność i przeczenie naturze ludzkiej, a jednocześnie bliskiego i tak szczerego w swojej prostocie. Jego dusza zawierała patologię równie dziwną, co jego oczy; był rozdarty pomiędzy dwoma światami, które zewsząd napierały na siebie zuchwale, nie szczędząc ofiar swojej morderczej walki. Schizofrenia umysłu, dwoistość natury i brak jakiejkolwiek logiki — to od zawsze go cechowało i choć wzbudzało strach, okazywało również bardzo przydatne w sytuacji konfrontacji z drugim człowiekiem. Bo nieznajomy wróg to najniebezpieczniejszy wróg, prawda?
    Bo nikt nie wiedział jak postąpi i nie potrafił przewidzieć jego ruchów; równie dobrze mógł skręcić jej kark równie szybko, co zrobił to swojemu dłużnikowi. Ale czy zrobił to? Nie. I nie potrafiłby wyjaśnić, co nim kierowało; być może dobra wola, chwilowa słabość, a może lepsza strona jego natury. Nie wiedział. A niewiedza ta w jego przypadku była jeszcze bardziej niepokojąca niż jakakolwiek inna na świecie. Bo nieprzewidywalność nawet przed sobą... o nie, to nie wróżyłoby niczego dobrego. Nie mógł wróżyć nic dobrego fakt, że sam nie wiesz, jakim torem pobiegną Twoje myśli.
    Nigdy. Nigdy nie mogło być to nic dobrego.
    Uśmiechnął się do niej tylko, gdy zapewniła, że jakoś daje sobie radę. W tych czasach nikt nie dawał sobie rady i nawet on miał problem z pojęciem rzeczywistości; drobna dziewczyna — bez mocy, jak przypuszczał — też pewnie nie miała łatwo w londyńskim półświatku, który sukcesywnie próbował zasłużyć na miano światka.
    W końcu, zło szerzyło się niemiłosiernie i już nikomu nie można było zaufać; większość okazywała się mieć ukryte zdolności, będące jak ostrza, schowane głęboko w rękawie. Musiał mieć się na baczności. W każdym najmniejszym momencie przechadzek po majestatycznej stolicy. Bo za każdym zakrętem czaiła się roześmiana śmierć.
    A przy konfrontacji... mógłby skończyć bardzo, bardzo źle.
    Uśmiech ponownie rozświetlił jego ogorzała twarz, gdy spytała, czy narobiła mu kłopotów.
    — Obawiam się, że nie możesz uczynić mi większych kłopotów niż sam sobie sprawiam — uniósł brwi, kiwając głową, gdy wspomniała o otwartej kawiarni, znajdującej się tuż za rogiem. — Masz bardzo ładny uśmiech — wypalił odruchowo, naprawdę tak sądząc i wzruszył ramionami, jakby sam do siebie, nie chcąc tłumaczyć swojego zachowania.
    — Nadal Ci zimno? — spytał, spoglądając na nią z ukosa. Wydało mu się to dziwne; w końcu noc nie należała do najchłodniejszych. Powoli przesunął dłoń w jej stronę, chcąc wybadać temperaturę jej skóry i trochę ogrzać ją swoją; w tym celu dotknął jej dłoni. Dotknął jej, cholernej, dłoni.
    I to był jego błąd, bo w ułamku sekundy poczuł jak czubki palców przechodzi dreszcz, a potem drętwieją, przenosząc ten dziwny stan po ręce na cały obszar jego ciała.
    Przez chwilę były tylko stopniowo nieruchomiejące kończyny, tracone czucie i ten dziwny chłód, którego od dawien dawna nie czuł na własnym ciele.
    A potem cały zamarzł, mając wrażenie bycia lodową rzeźbą; lodową rzeźbą, w której ktoś zamroził dziki, nieokiełznany ogień.
    I właśnie ten dziki nieokiełznany ogień nie pozwolił się zdominować, bo już po chwili Anubis stanął w płomieniach, a piękna lodowa otoczka stopiła się w tempie natychmiastowym, pozostawiając tylko parę, która objęła cały otaczający ich obszar.

    Nubcio-chrupcio ♥

    OdpowiedzUsuń
  28. [Bardzo dziękuję za przywitanie <3 Niestety na Cece póki co nie ma zaklęcia, ale zawsze można próbować.
    Powiem ci szczerze, że zachwyciła mnie Kiera (swoją drogą ciekawe imię!), także wątek musi być. Cece to taka troszkę królowa lodu i na pewno chętnie poznałaby kogoś, kto tym lodem włada :D]
    C.Rokotov

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ten uczuć, kiedy po paru godzinach ogarniasz swój karygodny błąd... Keira, najmocniej przepraszam! Nie wiem co mi się tam w głowie poprzestawiało :D]
      C.R.

      Usuń
  29. Anubis doskonale wiedział, że nie jest jedyny, a moce spadły też na inne jednostki w tym mieście — każdy był więc niebezpieczny i każdy mógł stać się wrogiem. Wystarczał ułamek sekundy, by nieznana siła zerwała się ze smyczy, a w dalszych krokach doszło do ataku, który pozbawi go życia bądź zdrowia na pewien czas. Ludzie bywali w końcu już sami w sobie nieprzewidywalni, a z dodatkiem mocy — cecha ta wzrastała kilkakrotnie, gdy nad światem wisiała wielka groźba nie do końca logicznej śmierci. Niewiedza bywała w obecnych czasach, największą zgubą. Stanowiła zagrożenie i jednocześnie wybawienie; tak dziwnej rzeczywistości udało się dożyć nie do końca zdrowym psychicznie Brytyjczykom. Kłębiące się po kątach zło z zamachem sięgało szponami po swoje — a także nieswoje — ofiary, zwodząc na manowce; mamiąc obietnicami, doprowadzając na skraj i sprawiając, że powoli odchodziły od zmysłów. Życie bywało tak cholernie niszczące, że mało kto potrafił przetrwać w szerzącym się gronie psychopatów i morderców. Ludzie poczuli się zbyt bezkarni, zyskali to, czego nie rozumieli; wykorzystywali we własnych, egoistycznych celach z własnych egoistycznych pobudek. A takie działania nie mogły się skończyć niczym innym jak totalną destrukcją. Jeśli kolejna burza nie rozpieprzy Londynu do końca, jego nienormalni mieszkańcy do tego doprowadzą. Nie było już nadziei; wszystko pomknęło za daleko, a tlące się resztki dobroci zniknęły, zakopane głęboko pod ziemią; przykryte gruzami emocji i zbezczeszczone na wieki.
    Ale chyba nigdy nie spodziewałby się po sobie tak wielkiej ignorancji; cholera jasna. Powinien był przewidzieć, że kobieta również może mieć moc. Powinien był przewidzieć, że może dojść do hipotermii. Powinien był przewidzieć, że nie wszystko było takie, jakie w rzeczywistości się wydawało. Ale nie pomyślał. Cholera, nie pomyślał. I mogłoby kosztować go to życie; mógłby umrzeć. Ona mogłaby umrzeć. Przez jego głupotę i pozbawione perspektyw działanie. Był Cieniem. Takie rzeczy miał wpojone, zakodowane, wkute; dlaczego więc zareagował tak bezmyślnie, mechanicznie, bezsensownie? Jeśli nie zacznie brać pod uwagę okoliczności, jego życie skończy się zdecydowanie za szybko. I co najgorsze, możliwe, że pociągnie za sobą innych.
    Ogień, obiegający jego ciało nie przygasał, wciąż płonąc najwyższym światłem; czuł mrowienie w każdym calu swej skóry, rozgrzanej i napiętej jak strzała na łuku prawdziwego Indianina. Bąbelki w jego bulgoczącej, gotującej się krwi niemalże rozrywały naczynia krwionośne; cały ten gorąc rozpuszczał wnętrzności — a przynajmniej takie odnosił wrażenie, gdy mordercze płomienie w drapieżnym tańcu znaczyły jego skórę. Temperatura ciała już i tak bywała za wysoka.
    Pomimo otępienia, jakie przyszło wraz z ognistym deszczem, dostrzegł co działo się z Keirą; lód, zamrożenie, delikatnie płonięcie i reakcja obronna organizmu. Musiała być jego przeciwieństwem; kriokineza. Tak. Kriokineza. Wygląda na to, że już nigdy nie będą mogli się dotknąć.
    Miał wrażenie, że minęła wieczność niż ogień wreszcie zgasł, a on bezwładnie opadł na klęczki. Zwiesił twarz i zacisnął powieki, czując elektryzujące dreszcze, skaczące po jego skórze; ramiona mu zmiękły i ledwo utrzymał się w pozycji klęczącej. Czuł wszystkie te bodźce o wiele mocniej; krew z braku energii do jej tłoczenia, powoli stającą w żyłach. Drętwiejące kończyny i ten ogłupiający ból wewnątrz czaszki, zupełnie jakby w obliczu nadchodzącej wojny, eskadra myśliwców startowała właśnie wprost spod jego uszu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Teraz Ty musisz mi pomóc — powiedział ochryple, nie mając siły podnieść głowy. Wiedział, że każdy ruch pozbawionych czucia kończyn, zaczerpnie z zapasów energii, które wisiały na włosku, wyczerpane niemalże do szczętu. — Tylna kieszeń. Strzykawka. Adrenalina. Błagam — z trudem panował nad drżeniem głosu, ale wykorzystując ostatki silnej woli, uniósł twarz, by zrównać się z nią spojrzeniami. — Ogień wyssał ze mnie siły witalne. Nie czuję. Nic. W końcu dojdzie do martwicy — westchnął, a jego oddech przez chwilę stał się niemiarowy i łapczywy, zupełnie jak topielca, walczącego o życie w odmętach głębokiej wody. — Proszę. W tętnicę szyjną.

      Anubis

      Usuń