18 czerwca 1970

sweet tasting overdose

REMY HAWK
27 ♦ emocjonalna duplikacja ♦ pan do towarzystwa
Jesteś piękny, szepce mi do ucha, a ja uśmiecham się błogo, bo przecież tego oczekuje, za to mi płaci. Jesteś piękny, powtarza, ściskając w dłoniach moje pośladki, a ja wyginam się niczym kot, jakbym faktycznie chciał być tu z nim, jemu się oddawać, jemu obciągać. Nienawidzę go, nienawidzę jego żółtych zębów, obwisłego brzucha i małego penisa. Lubię jego portfel, lubię jak wyciąga z niego banknoty i wręcza mi je, mówiąc ale wrócisz jeszcze, prawda?. Nie powinno mnie być tu ani gdziekolwiek indziej. Nie powinno być mnie wcale, a jednak jestem. Jest mnie za dużo i jestem wszędzie, zawsze, o każdej porze. Palę papierosy, jem zblendowane warzywa i trzymam się kurczowo resztek normalności. Palę papierosy i trzymam się tych ochłapów wspomnień, kiedy byłem tylko ja jeden na moje życie, przydzielony, zaakceptowany, wpisany w rejestr. Palę papierosy i trzymam w sobie tyle złości, tyle żalu i wstrętu, że te wylewają się ze mnie na chodnik jak wymioty. I mogę być każdym, mogę być panem Złym, panem Dobrym, panem Rozgarniętym, Spokojnym, Zazdrosnym, Radosnym, Fałszywym, Szczerym, Pomocnym, Łaskawym, Uprzejmym, Złośliwym. Emocjonalnie istnieję bowiem w setce wersji. Jest mnie za dużo. I jestem wszędzie. Jestem rozsądkiem, elegancją i sprytem, jestem smutkiem, czułością i seksem. Jestem wszystkim, jestem wszędzie i jest mnie za dużo. Ja to już nie ja, nie ma mnie, bo jest mnie zbyt wiele, a zero razy tysiąc to wciąż zero. Kiedyś chciałem być kimś innym, ale teraz pragnę tylko siebie w pierwotnej wersji, bo choć tolerowałem się tylko w pięćdziesięciu trzech procentach, wszystko było moje, ja byłem mój, byłem dla siebie, byłem sobie panem. Codziennie odklejam się od siebie coraz bardziej, codziennie jest mnie mniej (jest mnie więcej). 
W tytule fragment piosenki Nothing but thieves pod tytułem painkiller. Na zdjęciu jest Holbrook. Co do Remy'ego to mam nadzieję, że znajdzie się tutaj dla niego miejsce, a przynajmniej dla którejś jego wersji. Oby po przerwie w blogowaniu pisało mi się wątki lepiej niż licencjat. Jakieś dramaty, miłości, dziwności chętnie przyjmiemy. 

24 komentarze:

  1. [Jak moglabym go nie kochac?]

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam. Przez to czym para się Remy, sądze, że w pewnym momencie musiał trafić na Williama. Will ma tą tendencję, że czasami w chwilach, gdy naprawdę ma już dość szukania chętnych, jest skory zapłacić wiele, by ktoś po prostu oddał się i pozwolił mu uspokoić umysł odpowiednią dawką energii. Można więc to wykorzystać do wątku lub dać początek ich znajomości, która nie musi opierać się na jednym, a nawet być początkiem jakiejś innej relacji]

    William

    OdpowiedzUsuń
  3. [O ja! Ten tekst totalnie powalił mnie na kolana. Serio. Idealne ujęcie tej mocy, przekształcone w swego rodzaju kunsztowne arcydzieło. Zbieram się z podłogi, naprawdę. I swoją drogą, iście interesujące imię. Pierwszy raz się z nim spotykam! Nick też masz świetny i to zabawne jak bardzo pasuje do postaci. :D
    Ale naprawdę, rozpływam się, a treść karty to prawdziwa muzyka dla moich uszu. Cudeńko, cudeńko, no mówię Ci. Aż nie wiem co powiedzieć, no, więc mówię, dużo za dużo.
    I również mam nadzieję, że odnajdziecie się w naszej malutkiej społeczności!
    Bawcie się tu jak najlepiej, oby faktycznie szło lepiej niż licencjat... i jak najdłużej!]

    najgorętsza 1/2 administracji & Anubis Ahern

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hej, cześć! Podobnie jak braciszka, również mnie tekst ujął. Jest dobitny i realny, miałam wrażenie, że historia Remy'ego ciągnie się poza fikcją. Fajnie ukazujesz prawdę postaci i czuję zazdrość, że umiesz w taki ładny sposób pobudzić wyobraźnię i nadać osobliwy charakter. Swoją drogą, karta zrobiła mi dobrze swoją wizualnością, jest bardzo schludna i estetyczna, więc łap serduszko: ♥!
    Ode mnie - wielu pomysłów, ciekawych wątków, jak najwięcej weny i czasu. Baw się dobrze!]
    Izzy

    OdpowiedzUsuń
  5. [Okej w końcu każde poznanie i metoda jest dobra. Zobaczymy czy Williamowi spodoba się prawdziwy Hawk :)
    Zacznij, ja dziś kapituluję w tej kwestii]

    OdpowiedzUsuń
  6. Długo bawił się komórką, obracając ją w dłoni i wahając się czy faktycznie dotarł do tego momentu, kiedy znów jest skory zapłacić komuś za seks. Nie robił tego zbyt często, zwykle woląc wyjść do clubu lub jakiegoś przeciętnego baru, aby już po kilku minutach wybierać sobie wśród chętnych. Jego umiejętność idealnie pokryła się z aparycją, dzięki czemu nie cierpiał na brak zainteresowania ze strony obu płci. Wysyłając pierwszego smsa, nadal nie ma pewności czy tego właśnie chce na dzisiejszą noc. Nie mniej kiedy dostał ten numer od znajomego, słyszał tylko pozytywne opinie, więc może było warto. Nie zaskoczyło go specjalnie, że dość wysoko ceni się mężczyzna, bo dla jego portfela i tak nie było to duże obciążenie; zarabiał dość, aby móc sobie pozwalać na takie bądź inne rozrywki, które niekoniecznie były moralne i akceptowalne przez otoczenie.
    Zanim rozlega się pukanie do drzwi, zdążył wziąć prysznic i jeszcze usiąść nad projektami, które obecnie opracowywał dla klienta. Trzymając w ręku ołówek, prawie nie był w stanie skupić się na tym co robił, dłonie trzęsły mu się wyraźnie, myśli krążyły wokół jednego... głód, którego nie odczuwali inni, jego pochłaniał do końca. Dlatego właśnie siedział zamknięty w czterech ścianach z daleka od innych. Odłożył ołówek na blat, opierając ręce na nieco pochylonym stole, próbując pozbierać myśli, by nie popełnić tego samego błędu co na samym początku. Wtedy nie wiedział co to za głód, co stanie się, kiedy zbyt długo nie będzie uzupełniał braków w energii, ani jak kontrolować swoje zachowanie. Uczył się jednak na błędach, dlatego kiedy usłyszał pukanie, nie zerwał się z miejsca od razu, a odczekał parę sekund. Podchodząc do drzwi, ciekaw był kogo zobaczy za nimi czy jakkolwiek wpisze się w jego gusta czy jak w większości przypadków będzie to tak bardzo pozbawione tej iskry. Byle zrobić swoje i mieć spokój na najbliższe dni.
    Pociągnął za klamkę, odruchowo przywołując na twarz uprzejmy uśmieszek, który nie jednokrotnie pomagał mu przełamać bariery między sobą, a innymi. Wręcz bezczelnie mierzy go wzrokiem i ten widok przypada mu do gustu, mężczyzna zdecydowanie jest w jego typie, a to wzbudza tylko więcej chęci, aby mieć go już gdziekolwiek, na jakiejkolwiek powierzchni byle był bez zbędnych ubrań. Odsuwa się trochę na bok, dając mu przejść, bo widzi, że ten nie potrzebuje zbędnych zaproszeń. Popycha niedbale drzwi, które zatrzaskują się cicho, ale nie poświęca temu więcej uwagi , bo już po chwili chłonie widok jaki ma przed sobą. Kąciki jego ust unoszą się powoli, zdradzając zadowolenie z poczynań mężczyzny, chociaż to dopiero początek, pozbył się całkowicie wcześniejszych wątpliwości. Kładzie powoli dłonie na jego biodrach, gdy te zbliża się naruszając dystans jaki na początku obaj zgodnie zachowywali. Już przy tym nie dużym dotyku, czuje jak jego ciało reaguje na energie życiową dzisiejszego kochanka. Pochyla głowę, przyciskając wargi do jego obojczyka, wzdycha cicho, kiedy jego moc budzi się do życia jeszcze wyraźniej i już odrobinę wyciąga sił życiowych z drugiego ciała.
    - Jak masz na imię? - mówi cicho, odrywając wargi od jego skóry, by dotknąć nimi ucha dzisiejszego towarzystwa. Nigdy nie zapamiętuje imion osób, które gości we własnym łóżku, ale zwykle lubi chociaż na parę godzin wiedzieć jak zwracać się do każdego.
    Zsuwa dłonie z bioder na pośladki mężczyzny, zaciskając palce z wyczuciem, zanim przenosi je z powrotem wyżej, aby sięgnąć do guzika i rozporka, które bez żadnego pośpiechu rozpina. Woli robić wszystko powoli, niż dać się ponieść, a później narobić sobie kłopotów. Jedną z dłoni kolejnego kochanka, kieruje na guziki swojej koszuli, dając mu jasno znać by je rozpiął.

    Will w nieco słabej formie, ale się poprawi

    OdpowiedzUsuń
  7. [Jest nam smutno. Szalenie. Tekst jest bardzo obrazowy, przez co jest nam jeszcze smutniej. To znaczy mnie osobiście, bo Keira jest raczej emocjonalną pustynią. Witamy Was serdecznie i proponuję byśmy za siebie nawzajem można było kciuki potrzymać, ponieważ moja praca mgr leży i kwiczy. Jeśli Keira w jakikolwiek sposób Tobie i Remy'emu do gustu przypadnie, to zapraszamy!]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie przeszkadzali mu ludzie, którzy w jego mniemaniu już dawno uzyskali miano obrzydliwych, tak długo jak otrzymywał obietnicę płatności z góry gotówką i możliwość wypicia kilku drinków, na które nigdy nie wydałby tyle pieniędzy, ile wydał właściciel tego wszystkiego. Nie przeszkadzało mu to, że być może jakiś łysiejący nieznajomy z dużym portfelem, którym rekompensował sobie braki w anatomii, być może patrzył pożądliwie na jego ciało, którego mięśnie spinały się w oczekiwaniu na zadanie lub otrzymanie ciosu. Nie przeszkadzało mu nawet to, że bezapelacyjnie nie pasował do tego miejsca, wyróżniał się brakiem uśmiechu, chociażby tego sztucznego, zasadniczo brakiem jakiejkolwiek emocji, która malowałaby się na jego twarzy.
    Jak zwykle wrzała w nim tylko agresja w najczystszej postaci, choć wyglądał raczej na dość znudzonego. Patrzył na swojego przeciwnika, który zataczał wokół koła jak sęp oczekujący na śmierć porzuconego przez stado zwierzęcia, zmuszał tym publikę pragnącej zwykłego mordobicia do podniesienia wrzawy. Widzieli się już wcześniej.
    Był zbyt spokojny jak na zaistniałą sytuację. Powiódł nawet spojrzeniem po zainteresowanych oglądaniem walki, którzy zebrał się dookoła, gdzieś za nimi wszystkimi, w półcieniu dostrzegł nawet znajomą twarz. Przez chwilę pomyślał, że właśnie dlatego spojrzał w tamtym kierunku, ale było to równie niedorzeczne, co przedłużanie swoistego widowiska, którego był częścią.
    Nie wytrzymał już dłużej, zaatakował. Zaczął tam pasować dopiero w chwili, w której jego pięść po raz pierwszy znalazła słaby punkt i przedarła się do nosa przeciwnika, sprawiając, że jego twarz już po chwili zalała się krwią. Widząc to wstępował na zupełnie wyższy poziom odurzenia. Ciało nagle zaczynało poruszać się żwawiej, jakby każde z zakończeń nerwowych zostało nakłute nanoszpilką, jakby potencjał iglicowy pojawiał się w tak krótkim czasie, że nie powstała stosowna jednostka czasu.
    Po wszystkim nie przeszkadzało mu to, że splunął krwią na zapewne drogą podłogę. Nie przeszkadzało mu też przepłukanie ust alkoholem i gdyby nie fakt, że uczestniczył w tym wszystkim, zapewne nie przeszkadzałaby mu też informacja o wizycie policji.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  9. Jedną z jego najważniejszych umiejętności, była umiejętność ucieczki (drugą z nich była zdolność do niepostrzeżonego wyciągania kluczyków samochodowych z cudzych kieszeni). Z czasem nabrał niemałej wprawy w uciekaniu od ludzi, kłopotów i ludzi z kłopotami – paradoksalnie nie mógł uciec od siebie. Nie był bowiem najlepszy w nieściąganiu na siebie stosunkowo nieprzyjemnych dla zwyczajnego człowieka sytuacji, ponieważ zupełnie nie leżało to w jego naturze i nie współgrało z temperamentem. Choć faktycznie nie należał do zapobiegawczych i ostrożnych osób, to niemal w każdym nowym miejscu, w którym przyszło mu się znaleźć automatycznie szukał drogi ucieczki, chyba że był na to zbyt pijany. Nieważne jednak, czy było to okno łazienki, która akurat była na parterze, czy drzwi ogrodowe wychodzące na tyły posesji pracodawcy – tak jak w tym przypadku.
    Dotarłszy do oszklonego przejścia, chwycił za klamkę, to jednak w niczym nie pomogło, a czas zdecydowanie nie należał do jego sprzymierzeńców. Odwrócił się, szukając ciężkich przedmiotów, najbardziej dostępna okazała się pokaźna statuetka. Gdy ją chwycił, zorientował się iż nie dotarł do drogi ewakuacyjnej samotnie. Dopóki jego towarzystwo nie należało jednak do części umundurowanej, było mu też obojętne.
    Zamachnął się raz i drugi. Szkło rozbiło się na małe kawałki, umożliwiając przejście. Musiał się trochę schylić, żeby wyjść na tyły posesji, w tym momencie odwrócił się do osoby, która postanowiła mu towarzyszyć.
    – Kurwa, będziesz tak stał? – zapytał, jednocześnie pospieszając znajomego sobie młodego mężczyznę. Chciałby już być daleko stąd, dlatego też chwycił się za kieszeń spodni, upewniając się, że portfel i kradzione klucze są na miejscu.
    Postanowił skorzystać z najprostszej z możliwych opcji wydostania się i liczyć na odrobinę sprzyjającego mu czasami szczęścia. Udał się w stronę zaparkowanych niedbale drogich samochodów, wyciągnął klucze, jednocześnie orientując się, że zgubił gdzieś paczkę papierosów, przeklął więc, naciskając przycisk na kluczyku. Spojrzał przez ramię, upewniając się, że nie szedł za nim nikt niepożądany. Niespecjalnie przejmował się tym, że właśnie miał zamiar ukraść samochód, bardziej z tego wszystkiego zdenerwował go fakt nieposiadania papierosów.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  10. Od momentu, w którym usiadł za kierownicą, jego ciało się uspokoiło, a mięśnie rozluźniły, jakby nic już nie mogło się stać. Ostatnie, na co miał ochotę tej nocy to wizyta na komisariacie, przesłuchania i oskarżenie o udział w nielegalnych walkach, zażywanie nielegalnych substancji, może po przeszukaniu rzeczy nawet by się okazało, że sam je rozprowadzał. Przygryzł obolały policzek od środka, znów czując wewnętrzne spięcie.
    Chęć odjechania jak najszybciej sprawiła, że odpalił samochodów jeszcze przed zapięciem pasów. Wycofał i wykręcił szybko, a następnie ruszył w stronę wjazdu do ścisłego centrum miasta. Zaciskał palce mocno na kierownicy, ponownie czując przypływ złości, tym razem z powodu pasażera, który miał czelność się do niego odezwać.
    Spojrzał na Remy'ego kątem oka, nie chcąc całkowicie odrywać swojego spojrzenia od drogi. Jego ciało już i tak było zbyt marudne po tym wieczorze, po kopniaku w żebra, po obitej kości jarzmowej, choć doskonale wiedział, że wszystko zaraz miało przejść przez wszystkie stadia zasinień i opuchlizn w przyspieszonym tempie, ale niesmak w ustach powstały za sprawą zmieszania krwi z cierpkim drinkiem miał pozostać jeszcze na chwilę. W tej chwili cieszył się, że mijane lampy uliczne raczej słabo oświetlały jego twarz, ponieważ czuł, jak skóra nieprzyjemnie napina się, deformuje i niekoniecznie chciał być obserwowany w trakcie regeneracji.
    Poddał się, sięgnął po cienkiego papierosa, który obecnie znajdował się w posiadaniu Remy'ego, nieopatrznie dotknął chłodnymi palcami jego wargi, co stało się impulsem do niemal agresywnego wetknięcia sobie filtra do ust i gwałtownego zaciągnięcia się używką. Wydawały mu się paskudne w porównaniu z tymi, które normalnie palił, jakby w ogóle nie drapały w gardle i nie dawały poczucia szybszego odejmowania sobie lat z życia.
    – Twój pan będzie wkurwiony – rzucił nieco kąśliwie, ponieważ nie chciał włączać radia, a w obecnej sytuacji cisza sprawiała, że miał ochotę stanąć na poboczu i wyładować swoją niechęć do zaistniałej sytuacji na najbliższej osobie.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  11. Miał ochotę przewrócić oczami, ale był to gest zbyt wymagający. Był tak bardzo zmęczony, wyjątkowo nie chciał się zwyczajnie spić, chciał wrócić do mieszkania, przez chwilę pokręcić się na materacu, odczuwając ból i zasnąć. Pomyślał nawet o tym, że pewnie powinien pojechać i wyprowadzić psa, bo inaczej znów zastanie zasikaną wycieraczkę - ulubione miejsce Odźwiernego do przebywania.
    – Dajesz dupy jakimś jebanym impotentom, wybacz kochaniutki, ale to pojebane nawet dla mnie – powiedział przez zęby, choć wcale nie był zły o to, co robił ze sobą Remy. Już nie. Jego los był mu całkowicie obojętny może poza tym jednym razem, kiedy podjął być może błędną decyzję, żeby go ze sobą zabrać.
    Papieros kończył się zbyt szybko. Zdecydowanie potrzebował kupić nowe, własne, bo lubił mieć coś swojego wokół wszystkich tych przywłaszczonych sobie rzeczy. Potrzebował też snu i pozbyć się kradzionego samochodu, ale jak zwykle były to sprawy zepchnięte gdzieś w kąt podświadomości.
    – Więc, gdzie życzysz sobie, abym cię wysadził? – zapytał, orientując się, jak bardzo bezcelowa była trasa, którą przebyli. On sam mieszkał w zupełnie przeciwnym kierunku, ale odnajdywał małą przyjemność w jeździe przywłaszczonym, pachnącym nowością samochodem.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  12. Nigdy nie płacił za seks, nigdy nie musiał. Jednak nie fakt płacenia za tę usługę mu nie odpowiadał, raczej nie rozumiał stosunku z kimś, kto nie był w ogóle atrakcyjny pod względem wizualnym. Jeśli więc było to pojebane nawet dla niego, to musiało być to wysoce niemoralne, przecież to oczywiste i nie rozumiał, dlaczego Remy nie potrafił tego pojąć
    – Nie mam jebanego pojęcia gdzie mieszkasz – oznajmił, znudzony. Co więcej niż odwiezienie Remy'ego mógł zrobić? Nie wiedział nawet czy przebywanie z nim było mu na rękę, a zwykł stawiać swoje samopoczucie nad odczucia drugiego człowieka. – I powinienem wyprowadzić psa – dodał, kończąc papierosa. Uchylił na moment okno i wyrzucił peta przez wąską, wolną przestrzeń. Wyprowadzenie psa wydawało mu się tak niepasujące i nieadekwatne do jego osoby, że nawet sam potrafił to dostrzec. Wyglądał raczej na kogoś, kto chciał zamordować każde żywe stworzenie w obrębie kilku kilometrów.
    Zatrzymał się na przejściu dla pieszych, czekając aż przez pasy przejdzie grupka głośnych, podpitych nastolatków. Spojrzał na swojego towarzysza wyczekująco.
    – Więc u mnie czy u ciebie? – zapytał i był przy tym niemal czarujący, prawie żartobliwy, choć wciąż, tak jak w niemal każdej propozycji wypływającej z jego strony, czaiła się odrobina groźby. Przecież był człowiekiem w stanie permanentnego wkurwienia.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  13. Decyzja Remy'ego zmusiła go do zmienienia kierunku jazdy. Nawrócił, patrząc w lusterko uznał nawet, że jego twarz już jakiś czas temu musiała przestać wyglądać tak, jakby przed chwilą porządnie oberwał, co najwyżej jakby bił się z kimś naprawdę nieudolnym. Nie zmieniło to jednak faktu, że wciąż był obolały, czego oczywiście nie miał zamiaru dać po sobie poznać.
    Ulice w okolicach, w które wjechał już po kilku minutach były jeszcze bardziej puste niż te w centrum. Nie było widać nawet pieszych, co było dość typowe dla tej okolicy, przecież niczyim życiowym celem nie było stracenie portfela i wylądowanie gdzieś za kontenerem na śmieci. Mało kto wychodził o tak późnej (lub wczesnej) porze.
    – Po prostu za mną polazłeś, nie pomogłem ci – odpowiedział. Nie lubił być stawiany jako ten dobry, ludzie o dobrych sercach z reguły nie dawali sobie rady w życiu, przynajmniej tak wynikało z jego obserwacji, wniosek więc nasunął się sam już dawno temu – bycie dobrą osobą całkowicie się nie opłacało, a na dodatek jak utrudniało robienie tego, na co ma się ochotę.
    Wjechał w drogę jednokierunkową i stanął na poboczu, w wyznaczonym miejscu. Istniało duże prawdopodobieństwo, że samochód rano nie będzie stał w tym samum miejscu albo zostanie uszkodzony, a alarm obudzi wszystkich na ulicy. Już dawno nauczył się nie przywiązywać do rzeczy, skoro te w każdej chwili mogły zostać mu odebrane.
    – Jeśli jednak chcesz się odwdzięczyć i kupić mi normalne fajki, to tam jest sklep – wypowiedział, wskazując na sklep całodobowy, który stał na rogu. – Idę po psa – mruknął, zamykając auto gdy Remy już z niego wyszedł i zniknął w jednej z wąskich odnóg uliczki.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  14. Pies leżał na starej bluzie, która służyła mu za legowisko i za każdym razem zostawała przyciągnięta na wycieraczkę. Pewnie dlatego nazwał go w ten sposób, niczym odźwierni zawsze czekał pod drzwiami. Był jednak jedyną żywą istotą, która cieszyła się na jego widok i było to z pewnością pozytywne, nawet w poprzednim miesiącu kupił mu nową obrożę, która teraz posłużyła do zapięcia smyczy, nigdy nie przejmował się kagańcem. Ten pies nie reagował nawet na gołębie i nie był pewien tego, czy potrafił szczekać.
    Kiedy zszedł na dół ze swoim współlokatorem i podszedł do Remy'ego, zaczął zastanawiać się kiedy ostatnim razem ktoś towarzyszył im podczas spaceru. Nawet pies wydawał się być zdziwiony obecnością kogoś obcego.
    Złapał papierosy, lekko gniotąc kartonowe opakowanie, nigdy nie należał do ludzi, którzy mieli wyczucie i potrafili być delikatni.
    – Nie, chociaż teraz zacząłem żałować, że nie wpadłem na Wpierdol. Nazwałem go Odźwierny, chociaż on nieszczególnie się przejmuje tym, jak się wabi – powiedział spokojnie. Oddychając ciężkim powietrzem, stojąc na tej brudnej uliczce, czuł się nareszcie na miejscu. Nareszcie wyglądał adekwatnie, a nie to co w luksusowym samochodzie czy domu jakiegoś bogatego kolesia, dla którego stanowił tylko rozrywkę.
    Pies podszedł, żeby obwąchać nieznajomego człowieka, postanowił więc rozpakować papierosy i nareszcie zapalić coś, co smakowało znajomo i dobrze. – Nareszcie coś, co nie smakuje jak cipa – rzucił, ruszając w stronę skwerku, gdzie chyba tylko dwie ławki wciąż były całe. Odźwierny szedł posłusznie przy jego lewej nodze.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  15. – Nie lubię też czekolady, to wszystko tłumaczy. – Nie wiedział kto wymyślił cienkie, czekoladowe papierosy, ale to nie mógł być człowiek, którego chciałby poznać. Zasadniczo nie chciał poznawać nikogo, jego relacje z ludźmi sprowadzały się do raczej płytkich i przelotnych. Tak było łatwiej, nie wdawał się nawet w przelotne konwersacje, bo ani on ich nie zaczynał, ani nikt nie śmiał zagadać do niego na przykład w kolejce w sklepie.
    Spojrzał ukradkiem na Remy'ego, który szedł obok, nawet oddychał, a on sam nie do końca wiedział czuć w związku z zaistniałą sytuacją. Prawdopodobnie każda bójka, każda ucieczka była dla niego łatwiejsza niż to, co teraz czuł. Mętlik powodował złość. Złość, którą potrzebował rozładować, ale zdecydowanie nie miał w tej chwili ku temu okazji.
    – Masz minę jak dziewica w burdelu – stwierdził, ponieważ ta zachowawczość każdego ruchu Remy'ego sprawiała, że zachowywał się jakby był w podobnym miejscu pierwszy raz. – Czyżby księżniczka czuła się niekomfortowo? – zagadnął, choć wcale nie było czuć przy tym złośliwości.
    Skupił się na Odźwiernym, który szedł spokojnie, doskonale znając drogę, najpewniej wypuszczony luzem z domu poszedłby właśnie tam, a następnie samodzielne wrócił. Pokonywali tę trasę razem już wiele razy.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  16. Reakcja Remy'ego była bardziej nieprzewidywalna niż kopniak w piszczel. Zmarszczył brwi w konsternacji. Cóż, złość była przynajmniej uczuciem, które było mu znajome i nie musiał się zastanawiać nad tym, co teraz odczuwał jego rozmówca, choć i tak by pewnie tego nie zrobił w innej sytuacji.
    – Może nie jest zabawne ani błyskotliwe, ale nadal cię to wkurwiło i jest cholernie pasujące – odparł beztrosko, nadal zastanawiając się nad tym, co ten musiał sobie pomyśleć, że zareagował w podobny sposób. – A lista rzeczy, które mnie wkurwiają jest dość długa, możemy zacząć od tej kurwy, która mieszka za ścianą i chciała otruć mi psa – wypowiedział, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że chodziło o sytuację pomiędzy nimi, jednak nie miał nic do powiedzenia w tej sprawie. Nie wiedział co mógłby powiedzieć, przecież nie mieli ze sobą do czynienia tyle lat, a choć wciąż zachowywał się jak nabuzowany dzieciak, to niekoniecznie był już tak samo rozmowny.
    Przykucnął, żeby spuścić psa ze smyczy. Wyprostował się, podczas gdy czarny kundel pobiegł z radością w stronę tych kilku drzew, żeby obwąchać każde z nich i załatwić swoje potrzeby.
    – Poza tym w tej chwili to ty się przypierdalasz. Nawet nie wiem co chciałbyś usłyszeć.
    Podążył w stronę ławki, przy której stała mrugająca latarnia, po drodze porzucił papierosa w popielniczce wydzielonej na koszu na śmieci.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozejrzał się za psem, który biegał i korzystał z możliwości przebywania poza ciasnym mieszkaniem. Odpalił kolejnego papierosa, gdy Remy zaczął swój wywód. Gdyby nie był to gest czysto teatralny, to by ziewnął, powstrzymał się jednak do przybliżenia do Remy'ego o kilka kroków. Górował nad nim, słuszny wzrost umożliwiał mu górowanie nad prawie każdym człowiekiem, wcale nie musiał używać pięści, żeby kogoś zastraszyć.
    – Pierdolisz jak potłuczony. Co z tego, że ci ciągnąłem jako gówniarz, skoro teraz generalnie jest mi obojętne nawet to czy masz kutasa, czy któryś z twoich klientów zażyczył związać ci go na supeł. Kurwa, Remy. – Przesunął wolną dłonią po krótkich włosach, ponieważ poczuł jak w czubek jego głowy uderzyła kropla wody. Zaczynało padać. – Doszukujesz się problemu tam, gdzie ja go nie widzę. Pewnie mam do ciebie trochę żalu, bo poza tobą nikt mnie nie lubił, kurwa, nie wiem. Może jestem jebanym skrzywdzonym dzieciakiem, a może po prostu mam na to wyjebane. Czego ty chcesz? Żebym się popłakał i błagał, żebyś został? Przestań już pierdolić, siadaj na dupie i następnym razem zastanów się nad tym, co będziesz chciał mi powiedzieć – zakończył swoją wypowiedź, siadając na ławce. Lampa dalej świeciła w sposób, który mógł przyprawić o atak padaczki, a on siedział i palił, zupełnie nie zważając na to, że właśnie zaczynało padać.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  18. Popadł w dość głęboką jak na siebie konsternację. Nie zwykł bowiem analizować tego, co właśnie się dookoła niego działo, pozostawał bierny do chwili, w której nie trafiał na coś, co uruchamiało wewnętrzne pokłady złości. Teraz jednak nie rozumiał dlaczego Remy został. Nie kazał mu spierdalać, to prawda, ale nadal wydawało mu się to dziwne - przecież sam raczej by odszedł. Nawet teraz zastanowił się nad tym, czy naprawdę chciał tu siedzieć, ale doszedł do wniosku, że w sumie nie było źle. Miał papierosy, coraz intensywniejsze krople deszczu wcale nie były takie uporczywe, a towarzystwo już nie aż tak irytujące, bo milczało. Poza tym Odźwierny wydawał się całkiem dobrze bawić, nawet przyniósł jakiś kij, za którym pobiegł od razu, gdy tylko przedmiot został rzucony.
    – Jeśli nie masz zamiaru już dziś pierdolić, to mam wolną kanapę. O ile Odźwierny nie postanowi się na niej wytarzać – wymówił to tak bardzo od niechcenia, jak tylko był w stanie to uczynić. Nie wymusił na sobie takiego tonu, ale uznał, że ta informacja go zdecydowanie wymagała. Zasadniczo miał głęboko w poważaniu co Remy miał w zamiarach, mógł nawet spać na tej ławce w deszczu.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń
  19. [Znajdzie się chęć na jakiś wąteczek? ]

    Alex

    OdpowiedzUsuń
  20. [O szczęśliwcu! Moja niestety leży i kwiczy, a już tak bardzo chciałabym to zamknąć. No, ale koniec narzekania! Tak sobie pomyślałam, ale krzycz, jeśli wyobraźnia ponosi mnie za bardzo, że skoro Keira jest taką emocjonalną pustynią, to może wpletlibyśmy ich w sytuację, w której okazałoby się, że Remy... nie ma czego skopiować? Dopiero gdyby się rozzłościła, to pewnie by się udało. Ale tak tylko rzucam pomysłem, gdybyście chcieli na Keirze poeksperymentować ;)]

    Keira

    OdpowiedzUsuń
  21. [Późno, ale pełna jak najlepszych chęci (którymi podobno piekło jest wybrukowane czy coś) wpadam powiedzieć - cześć! Tekst jest świetny, nic tylko pozazdrościć, no i ogólnie karta zrobila dobrze mojemu wewnętrznemu estecie. Życzę ci więcej weny i czasu niż ja w ostatnim okresie miałam przydzielone przez tego brodatego gościa u góry!]

    Batts.

    OdpowiedzUsuń
  22. [No pain, no gain, baby.
    Wim było tondowy, a ten gwałt w zasadzie przetoczył się przez nasz wątek z Vince'm, ale i tak dziękuję.]

    OdpowiedzUsuń
  23. Uśmiecha się oszczędnie, reagując na to lekkie odchylenie głowy, nie ma jednak pewności na ile jest to faktyczna reakcja na to co robi. W sumie dlatego też nie przepada za płacenie za seks, niemożliwością jest wtedy określić na ile naprawdę się sprawdza, a ile z tego jest jedynie dobrą grą aktorską chwilowego kochanka lub kochanki. Mimo to podoba mu się to, jak pewny w swoich poczynaniach jest mężczyzna, że nie waha się przy dotyku. Lubił tą cechę u kochanków, nie przepadając za ludźmi nieśmiałymi lub za często wahającymi się. Nie pozostaje mu dłużny, błądząc rękoma po jego ciele, gdy w tym czasie znaczy pocałunkami jego szyję oraz obojczyki. Zsuwa mu z bioder spodnie, łapiąc go z wyczuciem za pośladki i przyciągając bliżej siebie. Zerka na jego twarz, kiedy słyszy imię, chociaż nie jest do końca pewny na ile to prawdziwe. Wątpi by ktokolwiek kto oddaje się za pieniądze, podawał prawdziwe dane, ale jednak jego to najmniej obchodzi, bo w końcu i tak za parę godzin kolejne imię uleci mu z pamięci.
    Zamiera na krótki moment, równy mrugnięciu okiem, gdy dotyk na podbrzuszu i ciepły język o wiele wyżej, wzbudzają przyjemne dreszcze kumulujące się w kroczu. Póki głód energii zostaje zepchnięty na dalszy tor, może faktycznie cieszyć się z drobnych pieszczot, później wie dobrze, że nie będzie już miał tej okazji, kierowany zbyt pierwotnymi potrzebami, by myśli i świadomość przebiły się dostatecznie mocno, aby zostało to jakkolwiek w pamięci. W przypływie dziwnego humoru, przerywa wstęp, by łamiąc własne zasady, przenieść zabawę do sypialni. Zwykle prawie nikt nie ma tutaj wstępu, bo chcąc zaspokoić potrzebę, nie dociera tutaj z żadną osobą, zbyt się spiesząc. Teraz ma jednak ochotę na coś innego, chociaż w rezultacie może równie szybkiego.
    Z wyczuciem popycha mężczyznę na łóżko, pozbywając się tylko własnych spodni, bo były by zbyt upierdliwe później. Pochylając się nad nim, uważa tylko by nie oprzeć za mocno ciężaru ciała na drugim ciele, by go nie przygnieść bez potrzeby. Wymusza na jego wargach pocałunek, mając chęć posmakować te usta, nawet jeśli gdzieś na krańcu świadomości czai się myśl ile penisów dotąd musiało w nich wylądować. Jest to chyba kolejna rzecz, która go nie interesuje na tyle by jakkolwiek odpychać. Sam również zdążył obciągnąć takiej liczbie mężczyzn, której nie powstydziłaby się przeciętna prostytutka, ale już dawno przestał przejmować się tym jak reagowali by na to ludzie, nie wszyscy musieli go kochać czy akceptować.

    [Wybacz tą ciszę, dopadły mnie problemy prywatne + wymagająca praca ;/]

    William

    OdpowiedzUsuń
  24. Przesunął mokrą dłonią po całej twarzy, na której nie pozostał już żaden ślad walki, jakby tej nicy nic się nie stało. Zaczesał krótkie włosy lekko do tyłu i bezwiednie przyglądał się własnym kolanom. Woda skapywała na materiał spodni z jego zaczerwienionego nosa, definitywnie zaczynał przemakać i marznąć, a krople zaczynały uderzać jakby tylko z większą zaciętością.
    Propozycja Remy'ego była zaskakująca, ale nie spojrzał na niego, żeby pokazać swoją konsternację. Przyglądając się żwirowi przynajmniej nie chciał nikogo uderzyć, co innego gdy patrzył swojemu towarzyszowi (lub każdemu innemu człowiekowi) w twarz.
    – Mam tylko piwo. – W istocie w jego lodówce znajdowało się tylko piwo, a jedzenie miał zapewnione jedynie Odźwierny, pewnie gdzieś jeszcze ukryta była resztka kawy. Nie miał zamiaru się tym przejmować w tej chwili, ominięcie posiłku czy dwóch nie było niczym niezwykłym, ale postanowił zapamiętać potrzebę zrobienia normalnych zakupów.
    Zagwizdał nagle, przerywając swoje milczenie i przyzywając psa. Zwierzę posłusznie chociaż niechętnie przybliżyło się i pochyliło głowę. Przypiął więc smycz do obroży i wstał energicznie. Pomimo zmęczenia jego ciało nadal było sprawne i nie odmawiało posłuszeństwa.
    – Idziesz? – pospieszył Remy'ego, będąc pewnym, że jeśli pozostałby choć chwilę dłużej na deszczu, to przemokłyby mu również papierosy, a do tego nie mógł dopuścić.

    Callahan

    OdpowiedzUsuń