Twoje życie zmieniło się dokładnie 2 lata temu. Wracałaś ze znajomymi z imprezy, którą jeszcze przed udaniem się na nią określałaś mianem "najlepszej w swoim życiu": grono przyjaciół, alkohol, dobra muzyka, a do tego basen, czyli większa część wieczoru spędzona na kąpieli pod gwiazdami. Idealne rozpoczęcie ostatniego roku nauki w tym durnym i tak bardzo przez ciebie znienawidzonym liceum. Całą noc spędziłaś u boku Jordana — rok starszego chłopaka, organizatora popijawy, byłego kapitana szkolnej drużyny footballowej, a zarazem chłopaka, który podobał ci się już od pierwszej klasy. Wysoki, opalony, pochodzący z dobrej rodziny. "Ten idealny", jak to zwykłaś go nazywać w głowie lub w swoim pamiętniku, potajemnie prowadzonym przez ciebie odkąd tylko nauczyłaś się pisać i budować zdania. Był tak naprawdę głównym powodem, dla którego postanowiłaś opuścić ciepłe łóżko, założyłaś najlepszą sukienkę i udałaś się na imprezę. Czy postąpiłabyś tak samo, gdybyś wiedziała co cię czeka?
Chyba zapomniałaś porad rodziców, którzy jeszcze tuż przed wyjściem zaoferowali, że po ciebie przyjadą, bo nie ufali twoim rówieśnikom. Nie chcieli, żebyś nie daj Boże wsiadła do samochodu prowadzonego przez kierowcę pod wpływem alkoholu. Grzecznie im podziękowałaś i poinformowałaś, że przecież jesteś już tak naprawdę dorosła i dasz dobie radę. A, no i pamiętałaś, żeby wspomnieć jaka to jesteś odpowiedzialna. Czyżby spożyty alkohol zamroczył cię tak bardzo, że w zaledwie parę godzin puściłaś tamtą rozmowę w niepamięć?
Było już grubo po północy, a impreza wciąż trwała w najlepsze. Pojawił się jednak pewien problem, wymagający wręcz natychmiastowego rozwiązania — zapasy alkoholu zmierzały ku wyczerpaniu. Widocznie goście pili zdecydowanie więcej niż gospodarz pierwotnie założył. Trzeba więc było wytypować kogoś, kto podejmie się pojechania po zapasy do pobliskiego sklepu.. Dyskusja trwała kilka dobrych minut. Nikomu nie uśmiechało się iść na piechotę, a ilość promili we krwi większości gości nie pozwalała im wsiąść za kierownicę. Ostatecznie znalazł się jeden chętny. Mało tego — zgłosił się sam, bo twierdził, że już zdążył wytrzeźwieć. A że miał własny samochód, to nikomu nawet nie chciało się sprawdzać czy mówił prawdę. Grunt, że pojawił się głupek do wykorzystania. Jeremy Halls. Pamiętasz Jeremy'ego, prawda? Ten niski blondyn z równoległej klasy, uwielbiany przez płeć piękną głównie dzięki bicepsom wielkości piłek lekarskich. Dołączył do niego Jordan, który jako organizator podjął się również zapłacenia za dodatkową wódkę. A skoro jechał on, to musiałaś jechać i ty. Każda spędzona z nim chwila była cenna, bo przecież niedługo idzie na studia i już nigdy się nie zobaczycie. Zabawne, co zauroczenie może zrobić z człowiekiem. Żałujesz teraz swojej decyzji?
Muzyka w aucie była tak głośna, że od dudnienia bolała cię głowa. Twoi towarzysze bawili się jednak tak dobrze, że chyba nawet nie odważyłabyś się prosić ich o ściszenie tego durnego techno. Spodziewałaś się interesującej przejażdżki, a okazała się najnudniejszą w twoim życiu. Nie wiedziałaś nawet o czym rozmawiają, po prostu przestałaś zwracać na to uwagę. Z czarnej torebki (tej, którą rodzice kupili ci na ostatnie urodziny) wyjęłaś telefon, bez celu zaczęłaś przeglądać zdjęcia, byle tylko jakoś umilić sobie czas. Może gdybyś tego nie robiła, to zauważyłabyś, że Halls puścił kierownicę, chcąc się popisać? Może usłyszałabyś, że Jordan zagadał go na tyle, że blondyn nie był w stanie w porę zareagować? Może gdybyś nie zaufała jego zapewnieniom o trzeźwości, to zwracałabyś większą uwagę na drogę, a auto nie zjechałoby z drogi i nie uderzyło z impetem w pobliskie drzewo?
Obudziłaś się dwa tygodnie później. Leżałaś na szpitalnym łóżku i nie byłaś w stanie dokładnie odtworzyć wydarzeń z tamtej nocy, mimo że pytali dużo i często. Alkohol i uraz głowy zrobiły swoje. Nie było to jednak najgorsze, co cię spotkało. Złamanie kręgosłupa w odcinku szyjnym sprawiło, że wymagałaś natychmiastowej operacji. Na "szczęście" jej nie pamiętasz. Wciąż byłaś wtedy nieprzytomna. Po obudzeniu zostałaś jedynie poinformowana o tym, że przerwa między kręgami została uzupełniona, a następnie wzmocniona platynową blachą, którą przyśrubowano do kręgosłupa. Spytałaś o Jeremy'ego i Jordana, martwiłaś się, chciałaś wiedzieć czy wszystko z nimi w porządku. W odpowiedzi otrzymałaś jedynie przepełnione smutkiem spojrzenie matki. Wiedziałaś co oznacza. Jako jedyna z całej trójki przeżyłaś. Pozostała jednak świadomość, że może to przez ciebie nie żyją, że mogłaś jakoś zapobiec tej tragedii. Straciłaś wszelką nadzieję na lepsze jutro, prawda?
Chodzić nauczyłaś się dość szybko i w równie ekspresowym tempie wykorzystałaś tą odkrytą na nowo umiejętność, żeby wyrwać się z domu, być jak najdalej od rodziców i nie musieć znosić ich pełnych współczucia spojrzeń. Często zaglądałaś do "Amber" — lokalu położonego przy Ropemaker Street. To właśnie tam poznałaś JEGO. Dopijałaś właśnie drugiego drinka, gdy usiadł obok i zaproponował kolejnego. Przedstawił się jako Ethan. Miał ciemne, porządnie ułożone włosy i uśmiechał się w tak sympatyczny sposób, że odpowiedziałaś tym samym. Rozmowa wywiązała się dość szybko, na dodatek prawie że sama. Znaleźliście dużo wspólnych tematów. Siedziałabyś z nim pewnie do rana, gdyby nie nachalne telefony od rodziców, nakłaniających cię do powrotu do domu, wręcz o to błagających. Zaczęłaś zbierać się do wyjścia. Ethan wyglądał na nieco zasmuconego, ale mimo to zaproponował, że odprowadzi cię chociażby na przystanek. Podobno chciał mieć pewność, że dotrzesz tam bezpiecznie. Zgodziłaś się od razu. No bo jak tu nie zaufać komuś tak miłemu?
W ciszy szliście pustym chodnikiem. Tylko wy i gwiazdy na niebie, nic więcej. Nie mówił zbyt wiele, po prostu spoglądał na ciebie w zamyśleniu, od czasu do czasu uśmiechając się w dziwny sposób, jakby w jego głowie pojawiło się coś zabawnego. Chciałaś zapytać o co chodzi, ale tego nie zrobiłaś. Nie znałaś go na tyle dobrze, żeby móc tak po prostu nakłaniać go do zwierzeń. A może powinnaś była to zrobić?
Niespodziewanie poczułaś silny ból w kręgosłupie. Zatrzymałaś się, dłoń oparłaś o chłodną ścianę pobliskiego budynku. On również stanął.
— Wszystko w porządku? — głos miał cichy, spokojny.
Położył dłoń na twoim ramieniu. Zabolało jeszcze bardziej. Miałaś wrażenie, że śruby się wykręcają, a platynowa blacha wygina. Ból był tak silny, że prawie traciłaś oddech. Łapałaś powietrze jak ryba, którą ktoś wyjął z wody. Wszystko dookoła wirowało.
— Potrzebujesz pomocy? — wciąż brzmiał tak samo jak przedtem. Przecież chyba kurwa widział, że ledwo stoisz na nogach. Dlaczego po prostu nie wyciągnął telefonu i nie wezwał pogotowia, jakiejkolwiek innej pomocy? Dlaczego po prostu tak stał i się w ciebie wpatrywał?
Otworzyłaś usta, próbowałaś coś powiedzieć, ale wydobył się z nich jedynie przeciągły jęk.
— W porządku, skarbie. — chyba mówił do ciebie.
Na przedramionach poczułaś silne dłonie, a już po chwili ujrzałaś przed sobą jego twarz, ale jakby przez mgłę. Trzymał cię przed sobą, jego twarz znajdowała się tuż przed twoją. Czułaś cuchnący alkoholem oddech i miałaś wrażenie, że zaraz się zerzygasz, prosto na niego. I wtedy ból na chwilę ustąpił. Wizja na chwilę się wyostrzyła. Mogłaś go wyraźnie dostrzec i zdecydowanie nie wyglądał już jak ten uprzejmy facet z baru. W oczach czaiły się diabelskie ogniki, a usta wykrzywiał przypominający grymas uśmiech.
— Puść mnie. — tylko tyle byłaś w stanie wymamrotać, nie miałaś siły na szarpaninę, bo i tak szanse wygranej były równe zeru.
Pokręcił głową i westchnął, jakby ze smutkiem.
— Obawiam się, że nie mogę.
Ból powrócił ze zdwojoną siłą, gdy tylko usłyszałaś te słowa. Czy zastanawiałaś się wtedy, co działo się w środku twojego ciała?
Mające wzmacniać kręgosłup śruby teraz go przerywały. Parły go przodu, jakby przyciągane przez wielki magnes. Przebijały się przez warstwy mięśni, krtań, powodując, że krew zalewała twoje wnętrze. Rozrywały wszystko, co stanęło im na drodze. Niszczyły cię od środka tylko po to, żeby ostatecznie przebić się przez naskórek i wydostać na zewnątrz. Ale nie miałaś już okazji tego zobaczyć. Ostatnie chwile życia spędziłaś na wiciu się w agonii w ramionach swojego oprawcy, wypluwając fontanny krwi prosto na jego twarz.
Teraz leżysz sześć metrów pod ziemią w uroczej, jasnobrązowej trumience. Czy wiesz, że twoje ciało zostało znalezione zupełnie przypadkiem kilka dni później? W wielkim kontenerze na śmieci, tym do którego pracownicy "Amber" wyrzucają resztki jedzenia. To właśnie oni cię znaleźli. Nie miałaś na sobie kurtki. Zabrał ją właśnie on — uroczy chłopak, którego poznałaś w barze — chcąc zatrzeć ślady. Diabeł w ciele anioła. Bezradna policja nigdy go nie odnalazła, Ethan Monroe do dzisiaj chodzi wolny po ulicach Londynu. Już o tobie nie myśli. Zabił dla czystej przyjemności.
Jesteś po prostu trupem dziewczyny, która znalazła się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie.
W tytule fragment wypowiedzi Marylina Mansona.
Liczyłam, że będę mogła Ci sprzedać kilka konstruktywnych uwag, ale jest idealnie. Podoba mi się jak obrazowo piszesz i z jaką łatwością dzięki temu można sobie wszystko wyobrazić. Także, kolejny powód żeby nakopać Ci do dupy za to, że dopiero teraz mogłam odkryć Twój styl pisania. No i dzięki tym notkom lepiej poznałam Ethana. Z karty nie wynika, że jest aż takim psycholem. Propsy, Burtonie. Poproszę o więcej.
OdpowiedzUsuń