IMIONA: KALEB GADRIEL
NAZWISKO: LEYTON WIEK: 27 WYCHOWANY: W DOMU DZIECKA STATUS SPOŁECZNY: KAWALER ADRES: LONDYN ZAJĘCIE: KASKADER MOC: PROJEKCJA/KREACJA STRACHU APARYCJA: 180 CM ORAZ 83 KG WŁOSY: KRÓTKIE, JASNY BRĄZ OCZY: CZEKOLADOWE |
LUDZKIE ŻYCIE KOŃCZY SIĘ I ROZPOCZYNA UDERZENIEM SERCA. ODKĄD TYLKO PAMIĘTAM, ZAWSZE BALANSOWAŁEM NA CIENKIEJ GRANICY MIĘDZY ODWAGĄ, A SZALEŃSTWEM. TA KRÓTKA CHWILA ZAWIESZENIA MIĘDZY JEDNYM UDERZENIEM, A DRUGIM ODZIERAŁA MNIE Z RESZTEK OBAW I NA UŁAMEK SEKUNDY STAWAŁEM SIĘ WOLNY PONAD WSZELKIE WYOBRAŻENIE... KONIEC KOŃCÓW TO WŁAŚNIE TA KRÓTKA CHWILA STAŁA SIĘ MOJĄ OSTATECZNĄ ZGUBĄ.
P R Z E D B U R Z Ą: ZANIM TO WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO, BYŁEM TYLKO KOLEJNĄ ZNAJDĄ, DO KTÓREJ - O DZIWO - LOS NIESPODZIEWANIE SIĘ UŚMIECHNĄŁ. NIGDY NIE POZNAŁEM SWOJEJ RODZINY; NIKT NIE SŁUŻYŁ MI ZA PRZYKŁAD, WIĘC TYM CHĘTNIEJ PRZYSWAJAŁEM SOBIE KAŻDĄ Z LEKCJI, JAKIE DAWAŁO MI ŻYCIE. POPEŁNIAŁEM BŁĘDY I POKUTOWAŁEM ZA NIE JEŚLI BYŁO TRZEBA, ALE IM BARDZIEJ STARAŁEM SIĘ UTRZYMAĆ DEMONY W RYZACH - TYM MOCNIEJ PRAGNĘŁY PRZEDOSTAĆ SIĘ DO TEGO ŚWIATA I UPRZYKRZYĆ MI CODZIENNOŚĆ. BYŁEM MŁODY, ZAGUBIONY I UZALEŻNIONY OD ADRENALINY. BŁĄKAŁEM SIĘ BEZ CELU, SZUKAŁEM OKAZJI DO ZABAWY, AŻ PEWNEGO RAZU, KIEDY DLA ŻARTU WŁAMAŁEM SIĘ NA PLAN FILMOWY, BY POKAZAĆ NA CO MNIE STAĆ, KTOŚ ZAOFEROWAŁ MI PRACĘ. ZGODZIŁEM SIĘ, BO W KOŃCU NIE MIAŁEM NIC DO STRACENIA I NIC NIE BYŁO MI STRASZNE. P O B U R Z Y: KIEDY NADESZŁA, WSZYSTKO ZNÓW SIĘ ZMIENIŁO, CHOĆ NA PIERWSZY RZUT OKA NIE MOŻNA BYŁO TEGO DOSTRZEC. PAMIĘTAM TYLKO PRZESZYWAJĄCE MNIE CIEPŁO, GŁUCHY ODGŁOS GROMU I UŁAMEK SEKUNDY MIĘDZY JEDNYM UDERZENIEM SERCA, A DRUGIM, PODCZAS KTÓREGO STAŁEM SIĘ TYM, KIM NAJWIDOCZNIEJ ZAWSZE PISANE MI BYŁO BYĆ. LUDZIE BEZ PRZERWY DEFINIOWALI MNIE PRZEZ WZGLĄD NA MÓJ BRAK BOJAŹNI PRZED CZYMKOLWIEK, ALE MAŁO KTO ZDAWAŁ SOBIE SPRAWĘ, ŻE NIE SZTUKĄ BYŁO NIE ODCZUWAĆ LĘKU - SZTUKĄ BYŁO SIĘ BAĆ, ALE POKONYWAĆ SWOJE SŁABOŚCI. OTO CAŁY SEKRET. BYĆ MOŻE WŁAŚNIE DLATEGO, LOS UCZYNIŁ MNIE WŁADCĄ STRACHU. TORMENTOREM. DRĘCZYCIELEM. |
▼
[Hej, creepy man. Chcemy cos ustalic czy poleciec spontanem? Wiem gdzie Cie znalezc.
OdpowiedzUsuńA tak naprawde. Witam na blogu i chwale za karte. Postac bardzo specyficzna w swojej kreacji. Nie do konca potrafie jednoznacznie okreslic jego charakter, wiec musi byc on zlozony. Kreacja mi sie podoba. Konsekwencja w nadanej mocy i krotka historia. Badz mi kims zawilym. :(]
Lien
[Och, jaka piękna karta! I Dave ♥
OdpowiedzUsuńNie jestem dziś kreatywna, ale chciałam ładnie powitać i życzyć masy wątków i udanej zabawy! I oczywiście zaprosić do siebie, jeśli pojawi się ochota :)]
Anthony & Bluebell
[Dave <3 Kocham za jego buźke, a pan fearless jest hmmm.. intrygujący. Chyba z Laura oboje mają mały problem z megalomanią, więc zapraszam do mojej pani, może do jakiejś ciekawej relacji.
OdpowiedzUsuńLaura C. & Wkrótce pewien pan
[Cześć przystojna mordko! :D Nie mogłabym nie pochwalić za tą buźkę, a dodatkowo ten gif... Dzięki Iluzji poznałam Dave, a potem jego brata, którego kocham mocniej. No bywa. :D
OdpowiedzUsuńBardzo ładna karta, nie potrafię się bawić w html, każdy podziwiam i zachwalam, a ten w szczególności bardzo ładny. Przyjemny styl pisania, łatwo się szybko i przyjemnie, co najważniejsze. Z chęcią poczytałabym jakieś dłuższe teksty spod Twojego pióra. Także jakby była chęć to zapraszam do siebie. A tymczasem dobrej zabawy, porywających wątków i długiego pobytu. :) ]
Desiree Lancaster
William Hudson
[Dzień dobry! Przede wszystkim - chwalę za opisanie plusów i minusów posiadanej przez Kaleba mocy i wprowadzenie ograniczeń. Kaleb staje się wiarygodniejszą postacią i zyskuje na charakterze, który też ma całkiem ciekawy. Nie będę oryginalna pisząc o karcie, ale jest naprawdę bardzo ładna, estetyczna i napisana w interesujący sposób.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam wielu ciekawych wątków, dużo weny i więcej czasu, a zwłaszcza dobrej zabawy!]
Freya
Lien trzymała się stosunkowo dobrze, jak na kogoś, kto niecały tydzień temu pocjosal brata i jednocześnie jedynego swojego przyjaciela. W ucieczce przed bólem po jego stracie, robiła wiele głupstw, na które mogła sobie teraz pozwolić odpowiadając już wyłącznie za siebie samą. Znalezienie pozbawionego uczuć drania, który sprzedał broń jej bratu nie miało być jednym z tych desperackich szaleństw.
OdpowiedzUsuńPoszukiwanie jego adresu zajęło jej tydzień. Za dlugo. Stała przed jego mieszkaniem, niecierpliwa, ale nie zapukala do środka, pytając siebie, czy była odpowiednio zdystansowana do tego spotkania. Przez chwilę wydawało jej się, ze tak. Wykorzystała ten moment absolutnej pewności do zapukania do drzwi.
Kilkadziesiąt sekund później, kiedy lokator mieszkania otworzył jej drzwi, stanął przed nią mężczyzna, jakiego opisywali jej podejrzani faceci z klubów. Poza swoją kontrolą, wyprowadziła celne, aczkolwiek niepoprawne uderzenie w szczękę. Na moment przed tym, kiedy zdała sobie sprawę, że opisywana przez nieznajomych przystojna twarz, na żywo wydawała się dużo atrakcyjniejsza. Artystycznym okiem wyłapała regularne, acz nieidealne rysy twarzy. W braku perfekcji było piękno. Teraz w tym pięknie sztuka, kiedy krew spłynęła z wargi mężczyzny. Pewnie tylko za sprawą pierścionka na dłoni młodej kobiety. Ból w ręce sprawiał jednak, ze obawiała się, że ona na tym uderzeniu ucierpiała bardziej. Adrenalina jednak nie dopuszczała jeszcze myśli, że mogła złamać sobie źle ulokowanego w pięści kciuka.
- Laurine Pariss - przedstawiła się przez zęby, trochę z bólu, a trochę przez gorycz. -
Zabiłeś mi brata. Charles Parris. Może chociaż pamiętasz? - przeszła od razu do konkretów, opierając sie o drzwi obok framugi drzwi. Nie wiedziała nawet czy mężczyznę to zabolalo. Powinno. Tak samo, jak ona powinna czuć ulgę, ale nic takiego nie nastąpiło. Zgięła się w pół, czując jak zbiera ją na mdłości. To pierwszy raz kiedy przyznała głośno, że Charlie naprawdę już nie żył.
Lien
Ścianę obok framugi*
UsuńCzując uścisk jego rąk na ramieniu, spięła mięśnie. Nie zdążyła zareagować, kiedy wciągał ją do mieszkania, ale szarpnęła się gwałtownie, w momencie, w ktorym powrócił do niej z zamiarem poprowadzenia ją do kuchni. Instynktownie przeszła w uzasadniony stan ofensywny, czując jak niechęć i obrzydzenie do mężczyzny ściska ją w żołądku. Najbardziej myśl o tym, jaki ktoś musiał być bezmyślny, żeby sprzedać broń czternastoletniemu, załamanemu dziecku. Właśnie jeszcze za dziecko Lien miała swojego brata, jak zginął. Popełnił samobójstwo… to był fakt, który jeszcze do niej nie docierał. Winą obarczała jeszcze innych, chwilowo, nie mogąc przyznać się do własnego błędu. Przyznanie się do prawdy w jej przypadku mogło nieść ze sobą destrukcyjne konsekwencje.
OdpowiedzUsuń— Puść — warknęła, chociaż ta pomoc mogła jej się okazać rzeczywiście potrzebna. Zaciskając palce zdrowej ręki na brzuchu, szła przodem, bezwiednie, dokładnie w tym kierunku, jaki jej wskazał mężczyzna. Po drodze czujny wzrok wyłapał pól-nagą jeszcze dziewczynę, zbierającą się do wyjścia. Biedna – pomyślała instynktownie, zanim skarciła się w myślach. Naiwna i glupia…
Jak jej brat? Palce rąk zacisnęła kurczowo, czując, że nawet gdyby nie docisnął jej do stołka, opadłaby na niego bezwładnie, czując przytłaczające myśli przewiercające się teraz brutalnie przez jej umysł do świadomości. Powinna odtrącić jego pomoc, ale prawdą było, że wzbierało w niej wiele emocji, a znaczna ich część przejmowała kontrolę nad jej ciałem. Bez słowa zgarnęła butelkę w rękę. Upijając z niej łyk, wpatrywała się w przelocie w twarz mężczyzny. Nie wyglądał na skurwysyna, który sprzedałby broń dziecku, a jednak… było to bardziej niż tylko prawdopodobne. Nie pamiętała, żeby Charles kręcił się z kimś więcej niż tylko z Kalebem. Charlie opowiadał o nim, jakby był zupełnie innym człowiekiem. Natomiast spotkała frajera wyrzucającego pół-nagą ofiarę swojego uroku za drzwi. W normalnych okolicznościach, prawdopodobnie, może nawet wycofałaby się, nie chcąc im przeszkadzać, a dziewczynie rujnować poranka. Dzisiaj jednak niuanse moralne miała w głębokim poważaniu.
Przykładając zimną wodę zamkniętą w plastiku do pulsującej z bólu dłoni, taksowała mężczyznę dobitnym, nienawistnym spojrzeniem. I kiedy pierwszy ból zelżał, cisnęła w niego butelką.
— Zrobiłeś to?! Sprzedałeś mu broń? Ma, do kurwy, tylko czternaście lat!
Miał… Charles miał czternaście lat, kiedy umarł… Wstając w złości z miejsca, oparła dłonie na blacie, pochylając się w przód. Nie wiedziała, czy jest bardziej wściekła, czy załamana, kiedy patrząc z kompletną znieczulicą na swoją dłoń, opartą na krawędzi blatu, próbowała zgiąć palce.
Pracowała tą ręką, zarabiała na życie. To chyba niedobrze, że nie mogła…
— Kurwa… kurwa, kurwa, kurwa.
Powtarzanie tego słowa nie przynosiło ulgi. Może gdyby przyłożyła mu jeszcze raz?
— Nie wiedział co robi… czternaście lat… jak mogłeś?
Lien
[Najpierw moją uwagę zwrócił wizerunek, bo Iluzja, tfu, znaczy się Dave :D A później patrzę... kreacja strachu, którą sama rozważałam ostatecznie decydując się na coś innego. Sądzę, że elegancko to rozwinęłaś, bo są plusy i minusy, a postać jest prawdziwa <3 Baw się dobrze z nami! I owocnych wątków życzę. :)]
OdpowiedzUsuńSolal & Jimmy
Cierpliwie znosiła obecność nieznajomej dziewczyny, nawet pomimo faktu, że kiedy ta podeszła do Kaleba aby złożyć na jego ustach pocałunek, odkryła bardzo ciekawą rzecz. Jej pół-nagość nie wynikała z niekompletnego ubioru. Jak zauważyła, to co wcześniej mylnie uznała za trochę pełniejszą seksowną, stosunkowo gustowną bieliznę, okazało się zwyczajowym, codziennym strojem. Jako, że tego nie skomentowała, uznała, że była dość pobłażliwa, przyjmując wzrok dziewczęcia. Prychnęła tylko w odpowiedzi, ale kiedy odkryła w tym spojrzeniu nutkę pogardy, dodała z przekąsem:
OdpowiedzUsuń— Zapisz go sobie na tyłku, tam wszyscy go szybko znajdą.
Krótkie szorty odsłaniały przecież więcej niż przyzwoity człowiek chciałby pokazać. Natomiast wredny komentarz, jaki posłała w stronę dziewczyny, do której straciła wszelką sympatię, skutecznie tłumił jej ciężkie myśli, z jakimi pojawiła się w lofcie rzekomego kumpla brata. Fakt, że brunetka opuszczająca mieszkanie, nazwała jego właściciela dupkiem, wcale nie poprawiał jej nastroju. Z zaskoczeniem jednak stwierdziła, ze coś to robiło. Początkowe rozdrażnienie, bezsilność i ból po stracie brata, powoli zastępowało błogie spełnienie. Nie rozumiała, dlaczego nagle spływał na nią ten spokój. Nie spodziewała się, ze tak lekko przyjdzie jej mówić o śmierci Charliego, ale z sekundy na sekundę, wraz z podjęciem się swojej odpowiedzi, zauważyła, że… przestaje odczuwać pustkę po Charlesie.
— Ktoś sprzedał mu broń — rzuciła tylko dlatego, że już wcześniej udało jej się to ułożyć w głowie. — Broń, którą się zastrzelił.
Dlaczego zaczęło ją to bawić? Bo w moment później uśmiechnęła się z ironii tego stwierdzenia. Broń z definicji służąca do obrony własnej, jej bratu przysłużyła się jako maszyna do autodestrukcji. Zabawne… prawda?
Wcale. Dlaczego się więc uśmiechała, doceniając absurdalny żart sytuacji? Poza swoją kontrolą.
— Co ty wyprawiasz?! — automatycznie odpowiedzialnością za tą zmianę nastroju obarczyła jego. Czy to możliwe, że prócz Charlesa, ktoś jeszcze uzyskał w tej burzy jakieś moce? Czy jego też wpływały na odczuwanie innego człowieka? Charlie działał destrukcyjnie na ludzi. W jej towarzystwie, co dziwne, jego krzywdzące zdolności uderzały nie w nią, a w niego. Gdyby wiedziała, że to za sprawą swojej negacji… czy to czyniłoby i z niej mordercę? Skoro to jej moc zepchnęła chłopca na krawędź?
Lien
[Dobra, teraz już wyspana i z głową spokojniejszą o jeden egzamin, przylatuję z pomysłami.
OdpowiedzUsuń• Mogą być przyjaciółmi z dzieciństwa, obydwoje nie mieli łatwo, więc mogliby jakoś wzajemnie się wspierać. Oczywiście wszystko skończyło się kiedy Blue poznała okropnego chłopaka, który zniszczył jej życie do reszty, jednak teraz, skoro już go nie ma, mogliby znowu na siebie wpaść, a jaka relacja byłaby między nimi można pomyśleć.
• Można coś wymyślić w związku z ich mocami. Jeszcze nie wiem czemu Dave.. tfu, Kaleb, miałby robić coś Blue, lub dlaczego ona miałaby chcieć jego posłuszeństwa, świadomie czy nie, ale pomysł to pomysł.
• Zawsze zostaje coś w stylu zbierania naćpanej Blue z ulicy.
A jak nie pasuje żaden to krzycz, wysilę się bardziej i na pewno coś uda nam się wymyślić ;)]
Bluebell
[Ja już miałam kilka postaci z buzią młodszego Franco i bardzo miło je wspominam właśnie, bardzo miło mi się tymi lekkoduchami pisało. Co do wątku to podoba mi się to co zaproponowałaś, może Laura przez alkohol nie do końca by zapanowała nad swoją mocą, przez przypadek, może podczas tańca by nawet nie do końca świadoma by mu trochę mocny podkradła i wszystko spoko, do póki by nie użyła jej np na swojej koleżance i sama by się przestraszyła tego co jej zrobiła. Kiedy by już połączyła wątki, zaciągnęła by Kaleba do jakiegoś pokoju, żeby się wytłumaczył... albo inaczej, to właśnie Kaleb wszedł w konflikt z kimś z jej otoczenia i użył mocy, a Laura to zwietrzyła i chciałaby go wypytać trochę, bo może było by warto skosztować jego mocy? ]
OdpowiedzUsuńLaura C.
[Imię skojarzyło mi się z takim medykiem z jednej książki, który zginął od ciosu nożem i został nim przewiercony, powoli konając w agonii... znaczy. Ciekawe ma imię, takie niesztampowe! Eghem...
OdpowiedzUsuńPodoba mi się moc i samo jej rozwinięcie. Ludzkie lęki są w końcu jedną z największych słabości. Otumaniają, paraliżują, pozwalają poniewierać człowiekiem jak szmacianą lalką, niezdolną się przeciwstawić... można zbudować na nich swoją siłę i autorytet, a potem obrosnąć czymś w rodzaju legendy i wykreować niezniszczalny mur, istniejący tylko psychicznie z powodu powielającej się ludzkiej bojaźni...
Uwielbiam Iluzję, więc i tu daję plusika. Sama forma karty jest estetyczna (co uwielbiam!) i ogólnie postać jest zbudowana naprawdę interesująco, zwłaszcza że tekst jest swego rodzaju sztuką.
Hm! Życzę Ci masy wątków (chociaż chyba nie muszę :D), dużo chęci i długiego stażu! Obyście odnaleźli się na blogu i bawili jak najdłużej! <3
Ukochuję!]
najgorętsza 1/2 administracji & Anubis Ahern
[Pewnie, nie widzę przeciwwskazań. Skoro (jeśli dobrze wywnioskowałam), Kaleb został oskarżony o tę śmierć, na pewno będzie szukał prawdziwego winnego, by oczyścić się z niesłusznych zarzutów? Z Anubisem mogliby mieć relację zwykłych znajomych albo znać się jeszcze ze szkoły i przykładowo dawno temu, za dzieciaka strzelać po tajniacku do puszek :D Potem znajomość oczywiście stopniowo by się rozpływała i teraz by się znali, ale bez większych fajerwerków. Kaleb może próbowałby wypytać Anubisa o tego chłopca, ale znając go jako człowieka, wiedziałby, że może być zbyt sprytny i wyczuć niebezpieczeństwo? Tzn., mam tu na myśli, że próbowałby go przechytrzyć i jakoś dyskretnie zdobyć takie informacje delikatnymi pytaniami... ale Ahern właściwie nawet nie wie o śmierci tamtego chłopaka. Sprzedaż broni traktował jako sprzedaż broni, nic osobistego, żadnych zobowiązań, więc jego odpowiedzi pewnie byłyby niesatysfakcjonujące i nierzeczowe... więc Kaleb w końcu zdenerwowany spytałby wprost... ale nie wiem czy da się skleić z tego coś, coby chłopcy się nie zanudzili... ]
OdpowiedzUsuńAnubis
[Okej, teraz w takim razie rozumiem jak wygląda cała ta sytuacja! :D
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o bycie kolegami to faktycznie pewnie, pytanie prosto z mostu też biorę. Tylko tu pojawia się pewna zawiłość, bo nawet jeśli Lien złapałaby trop, Anubis nie czułby potrzeby grożenia jej/zastraszania, bo po prostu nie miałby powodów. Nie czułby się winny śmierci chłopca, ale nawet pomimo bycia psychopatą rozumiałby jej gniew, więc po prostu, przewidując, że chce się tylko wyżyć i wykrzyczeć, poczekałby aż skończy i skwitował sytuację wzruszeniem ramion, bo po prostu go to nie obchodzi... musiałybyśmy wymyślić jakieś większe komplikacje, coby trochę urozmaicić tych naszych panów. Hm... taka broń, zwłaszcza nielegalnie dużo kosztuje, a chłopak skądś musiał mieć na nią pieniądze, prawda? Mogliby się przeorientować, że kupił całkiem drogie cacko, więc skądś tę kwotę musiał wytrzasnąć... i może to byłoby obiektem ich zainteresowania? Czy przypadkiem nie pojawiła się przy tej śmierci jakaś osoba trzecia, która była źródłem pieniędzy, czy może po prostu chłopak okradł siostrę? Jezu, nie myślę, totalnie...]
Seth
[Dobra, jedyne co mi przychodzi do głowy (nie krzycz proszę, nawet ja nie wierzę, że na to wpadłam), to że Blue mogłaby go zmusić do tego, żeby ją pokochał. Mogłaby wpaść do niego po kilku drinkach, oczywiście upita na smutno, z ogromną potrzebą miłości i ciepła. Blue nie jest świadoma swoich mocy, ale.. dzięki niemu mogłaby je odkryć. Na początku byłoby normalnie, może nawet udałoby im się jakoś porozmawiać, aż odkryłaby, że chłopak dosłownie robi wszystko, czego ona sobie zażyczy, więc zaczęłaby to sprawdzać. A dalej.. Nie wiem co dalej :<]
OdpowiedzUsuńBlue
[W końcu wracam do życia po maturach i od razu widzę taką cudowną niespodziankę na głównej! Uwielbiam Dave'a, uwielbiam Iluzję (co zresztą chyba widać po wizerunku, to była taka wyjściowa inspiracja). W dodatku Kaleb ma niezwykle interesujący zawód, który ładnie współgra z jego nowymi zdolnościami. Co tu dużo mówić, rozpływam się! Życzę wam mnóstwa intrygujących wątków, bawcie się z nami jak najdłużej i jak najlepiej! A od siebie oczywiście zapraszam do wątku z Chey, bo może uda nam się wymyślić coś ciekawego między Iluzjonistką a Władcą Strachu ;) ]
OdpowiedzUsuńta urocza 1/2 administracji & Cheyenne Reynolds
Przez chwilę skupiła się na sobie i swoich szalejących emocjach. Rozumiała, że czasem kobieta mogła mieć zmienne nastroje, też je miewała. Teraz jednak zadziało się coś dziwnego. Z początkowej mdłości i gniewu, przechodziła w różne stany emocjonalne, bardzo gwałtownie zresztą i poza wszelkim pojmowaniem rozumu. Jedyne za czym nadążała to za swoim wzburzeniem. Jeszcze przed wejściem do tego mieszkania myślała, że będzie potrafiła tłumić swoje emocje. Już wewnątrz niego uległa zbyt wielkiemu natłokowi myśli, dala się ponieść chwili i swoim oskarżeniom, tracąc zdrowy rozsądek. Ale przemiał odczuwanych przez nią uczuć w tym momencie rozsadzał jej głowę, jakby sama nie miała kontroli nad własnymi reakcjami.
OdpowiedzUsuń— Przecież to było pierwsze co Ci powiedziałam na wejściu — mruknęła sfrustrowana, że musiała mu to powtarzać. Czy on ją w ogóle słuchał? W ten sposób nie mogli ze sobą rozmawiać. Parsknęła rozjuszona pod nosem, nie rozumiejąc jak zwykła kpina i sarkazm mogły jej teraz nachodzić na myśl, jakby była zupełnie… spokojna? Nie, to nie to odczuwała. To nie mógł być spokój, bo była na niego zła.
Krzyżując z nim spojrzenie, próbowała zrozumieć mieszankę emocji, jaką odczuwała. Patrząc w tą twarz, całkowicie nierozumiejącą co ona do niego mówi, zdała sobie sprawę, że jest to… absolutne poczucie bezpieczeństwa. I zmarszczyła brwi. Im bardziej próbowała sobie wmówić, że nie to odczuwa w stosunku do mężczyzny, który sprzedał bron jej bratu, tym intensywniej odczuwała tą aurę pewności siebie i braku zagrożenia, im dłużej wpatrywała się w jego twarz.
—Skąd wiedziałby gdzie ją kupić? Tylko z Tobą się kręcił.
Nie była już tego tak samo pewna jak wcześniej. To rozchwianie pomiędzy tym bezpieczeństwem, a nienawiścią do jego osoby, wprawiało ją w coraz większy stan gniewu, ale też i zdecydowania.
— Nie ufam Ci — powiedziała wprost, bo jego towarzystwo niosło ze sobą dziwne wrażenie wymuszonego komfortu — Jest w Tobie coś dziwnego.
Lien
Kiedy pochylił się w jej stronę, instynktownie spięła mięśnie w gotowości do reakcji, a zaraz potem zdała sobie sprawę, że to nawet nie była obawa przed tym, że coś jej zrobi, a raczej nabrała po prostu pewnieszej, stabilniejszej pozycji.
Usuń- Dlaczego mam takie wrazenie... Kaleb?
Postawiła nacisk na jego imię, chociaż on prawdopodobnie nie pamiętał jej. W jej słowach zabrzmiało przekonanie, tym razem. Jakby wiedziała o co pyta, a przecież nie miała pojęcia.
Lien
Zmarszczyła brwi. Bardzo uprzejme z jego strony, że przypominał jej o pulsującym bólu w ręce, który przez przebieg rozmowy i jej walkę ze swoim, niepodobnym do niej, rozchwianiem emocjonalnym, na chwilę zszedł na drugi plan. Teraz, kiedy o tym wspomniał, zauważyła, że ten ból ciężko było ignorować. Spróbowała zgiąć rękę, przez chwilę z ograniczonym skupieniem słuchając słów, z jakimi mężczyzna się do niej zwracał. Na nieprzyjemne rwanie w uwieńczeniu dwóch palców zareagowała nieznacznym ściągnięciem brwi, zastanawiając się jednocześnie, czy jej duma była na tyle duża, aby nie sięgnąć po mrożone warzywa w woreczku. Ostatecznie, nie bez niezadowolenia, przyłożyła groszek do dłoni. Chłód przejął jej skórę momentalnie, na sekundę intensyfikując ból. Zagryzła wtedy instynktownie wargę, powstrzymując lekkie skrzywienie się.
OdpowiedzUsuń— Celowałam w wydrapanie oczu, ale ręka mi się omsknęła — nie chciała jako pierwsza odpuszczać drwiącego tonu jaki narzucili w wymianie zdań. Prawdą jednak było, że już teraz zaczynała żałować, że poddała się impulsowi ciała, który kazał jej go uderzyć. Było w nim jednak coś niesamowicie drażniącego, co mogła stwierdzić nawet po kilku minutach rozmowy, bo kiedy zbliżył się do niej, zacisnęła mięśnie rąk w napięciu, który to gest uświadomił jej nieznośnie rwący kciuk prawej dłoni.
— Może jeszcze przemyślisz swoje rady. Nie możesz być pewien czy moja ręka nie wyląduje jeszcze na Twojej twarzy… w przyszłości — powtórzyła za nim z przekąsem. Póki co, jeszcze po prostu zła, ale z chwili na chwilę, coraz bardziej nabierała pewności, że przebieg tej rozmowy zaczynał jej się nie podobać już nie tylko z jej założenia, a za skutkiem jego bezczelnych słów. Jeśli jeszcze chwilę temu uznała, że może mogła go źle ocenić, teraz zapomniała już o dawaniu mu kolejnej szansy. Drgnęła niespokojnie w miejscu, kiedy zarzucił jej lekceważenie i brak opieki nad bratem. Tylko ona wiedziała ilu starań przykładała, żeby ciągnąć koniec z końcem. Prowadzenie domu i utrzymywanie uczącego się jeszcze brata, dla kogoś w jej wieku, to nie był szczyt marzeń.
Jego słowa były nie tylko nieuprzejme. Dla niej, która poświęciła całe swoje życie żeby zapewnić bratu lepszą przyszłość, niż samej sobie, te dwa zdania nabrały zupełnie innego wymiaru. Były wyjątkowo prawdziwe. Szlajał się, jakby nie miał domu, a przecież tylko to jedno próbowała mu zapewnić i poległa. Gdzie ty byłaś? W pracy, a powinna być przy bracie. Prawdopodobnie potrzebował bardziej siostry niż pieniędzy. Wtedy nie wydawało jej się to takie oczywiste. Chciała być wściekła na mężczyznę, była, bo powiedział coś prawdziwego i powiedział to tak prosto, lekko, bezlitośnie. Najwyraźniej czerpiąc satysfakcję z dobijania złamanego człowieka. Nią kierował żal po śmierci brata. A jaką on miał wymówkę na skurwysyństwo?
Kiedy wyszedł ruszając do salonu, pozostała w miejscu. Pozornie niewzruszona i wściekła, ale przez to dziwne wrażenie bezpieczeństwa, którego nie powinna odczuwać w tym mieszkaniu, jej organizm poczuł się swobodniej. Kilka łez spłynęło z jej policzków, na szczęście poza obszarem jego widoczności. Nie odwracała się w jego kierunku. Spuściła głowę, nie odpowiadając na jego zarzuty. Przełykając dziwną gorycz w gardle, chrząknęła, jednym ruchem ręki ścierając łzy z policzków, zmuszając się do większej kontroli, póki jeszcze nie widział jej twarzy.
— Szlag — mruknęła pod nosem — jesteś chujem — warknęła głośniej, tylko po to aby myśli przerzucić na inny tor. Z obrzucaniem siebie winą, skupić się na obarczaniu jego odpowiedzialnością za cale wydarzenie — po co zabrałeś dziecko na imprezę w złym towarzystwie? — wypowiedź dokończyła znacznie ciszej niż chciała, dlatego może nawet jej nie usłyszał, ale ona słyszała się wyraźnie. Kiedy stała się jak Ci wredni dorośli, których jej artystyczna dusza nigdy nie znosiła, którzy nie mieli pojęcia o tym, co robią ich dzieci? I tak naprawdę nie wiedzieli o tych dzieciach nic. Czy ona o Charliem też przestała wiedzieć wszystko? Kiedyś nie mieli przed sobą tajemnic.
Zamilkła kiedy chłopak wrócił do pomieszczenia. Przerzuciła wzrok na bok, mrugając powolnie, kilkakrotnie powiekami, nabierając pewności, czy nie pozostało na nim śladów po wcześniej zeszklonych oczach. Wróciła spojrzeniem do mężczyzny, dopiero czując jego obecność bliżej. Krzyżując z nim wzrok, przetarła dłońmi po blacie, na chwilę odsuwając rękę od swojego prowizorycznego okładu. Miała i tak wrażenie, że ta zaraz jej się odmrozi. Jej ruchy były nerwowe, ale nie bojaźliwe. Czuła się zaskakująco dobrze, chodź drażnił ją jej spokój, jego bliskość i oddech, który poczuła, kiedy ze splecionymi groźnie na piersi rękoma, pochylił się w jej stronę. Powinna się wzdrygnąć z przezornością, zamiast tego poczuła dziwne odrętwienie, ale nie ze strachu. Magnetyczny prąd, a później już tylko rozluźnienie.
Usuń— Charles… — nie wiedziała dlaczego pomyślała, że może mu to powiedzieć — działo się z nim coś niepokojącego, czego nie dało się logicznie wyjaśnić. Jak jest z Tobą?
Odepchnęła się od lady, zmniejszając ich odległość i zadarła głowę, patrząc wprost tęczówki oczu Kaleba. Zanim by coś powiedział, chciała określić pewne zasady.
— Odsuń się.
Jej głos brzmiał hardo. Czuła nieustraszoność jaka dawno jej nie towarzyszyła, ale też i z tego samego powodu nieopisane rozdrażnienie. Co razem stwarzało jej postawę bardziej agresywną. Pełną animuszu.
Lien
Jego argument do niej nie przemawiał. Pewnie nawet nie zauważyła, że rzeczywiście zbliżyła się do niego, żeby wycedzić mu te dwa słowa stanowczo, aczkolwiek swoimi ruchami im zaprzeczając. Zmarszczyła brwi. Częstość z jaką wykonywała ten gest w jego towarzystwie sprawiała, że miała je ściągnięte prawie cały czas. Jej łagodne, śniade rysy i tak nie wyglądały przy tym tak surowo jak powinny. Wnioskowała po jego pewności siebie, bo nie wydawał się ani odrobinę zatrwożony jej groźbami, co wprawiało ją w jeszcze gorsze zdenerwowanie.
OdpowiedzUsuńZdziwieniem dla niej było, że kiedy rozpostarł przed nią ramiona w zuchwałej pozie, jej pierwszą myślą, momentalnie, rzeczywiście stało się skorzystanie z jego oferty. Zanim zapanowała nad swoimi odruchami, zbliżyła się do niego, obejmując ramionami jego szyję. Zimną, schłodzoną dłoń oparła na jego karku, instynktownie właśnie nią, ściągając go niżej, do siebie. Zmuszając go do pochylenia się w jej kierunku, jej usta znalazły się na poziomie jego uszu. W pierwszym momencie spłynęło na nią ciepło jego ciała. To była tylko chwila, w której znalazła się w jego ramionach, chociaż najpewniej wcale nie tego się spodziewał. Próbując poruszyć w niej obawy, w rzeczywistości, zaszczepił w niej gwałtowną, niezrozumiałą, chęć skorzystania z jego oparcia.
— Przepraszam — wydawałoby się, jakby przepraszała za swoje gwałtowne wejście. Dlatego tylko, że początkowe sekundy tego uścisku przyniosły jej nawet niezrozumiałą ulgę. Palce zacisnęła bardziej kurczowo na niedawno założonej koszulce. Dopiero zaciągając się zapachem jego skóry nasiąkniętej testosteronem po porannych igraszkach, otrzeźwiła umysł. Tchnęło ją, że nie tak powinna reagować na jego obecność. Nie uniosła się jednak strachem, a intuicyjną samoobroną. Tak jak wcześniej cale jej ciało, kolano, poza jej kontrolą, szarpnęła w górę, sięgając nim jego krocza. To był pierwszy raz, kiedy choćby próbowała w ten sposób skrzywdzić faceta, dlatego nie była pewna, czy wyprowadzone uderzenie było celne, albo dostatecznie bolesne. Instynktownie chwyciła go mocniej, ryzykując nawet większą kontuzją ręki.
— Naprawdę przepraszam. To przez Ciebie — ściszyła ton, poddając się instynktowi, bo to nie strach przed nią przemawiał, że starała się go teraz nie rozdrażnić — Jest ok? — szepnęła ciszej do ucha, kontrolnie, próbując sprawdzić czy jakoś się trzymał. Nie wiedziała, czy potrzebował jej pomocy. Jako kaskader może nawet przyjął jej uderzenie całkiem dumnie. Lien jednak dbała o swój interes.
— Przepraszam — powtórzyła trzeci raz, w dalszym ciągu się nie cofając. Miała wrażenie, że to było dla niej bezpieczniejsze. Irracjonalnie, czuła tez, że nie powinien jej nic zrobić. Nie wiedziała, jak bardzo mogła się mylić. — W porządku, to nie odsuwaj się.
Tym razem słowa zabrzmiały jak prośba. Zdjęła rękę z jego karku, obejmując go ciaśniej ramionami, wspinając się w tym celu na chwilę na palce. Zachowując się, jakby przed chwilą wcale go nie uderzyła, korzystając z faktu, że na razie nie dała mu jeszcze dojść do słowa, czy reakcji.
— Naprawdę nie sprzedałeś mu broni?
Teraz glos miała na wpół załamany. Gotowa była poważnie przyjąć po prostu jego wersję wydarzeń. Jeśli tylko powtórzyłby jej ją ten kolejny raz. Tym razem by uwierzyla.
— Nie będę zła… chcę po prostu zrozumieć…
...dlaczego to zrobił?
Obserwowała go z bezpiecznej odległości, nie zdając sobie nawet sprawy, z tego, że się od niego odsunęła, dopóki nie uderzyła pośladkami o ladę przy szafkach, usuwając mu się z drogi, kiedy podchodził do kamiennej wysepki. Nic nie mówiła, dając mu się wyładować w sposób, w jaki potrzebował, chociaż każde jego słowo, co kolejne, miala wrażenie, że głośniejsze, wzdrygało jej ciałem. Dłonie zaciskała na krawędzi blatu tak kurczowo, że prawdopodobnie jutro jej już pulchniejąca dłoń na pewno się o sobie upomni. Chwilowo jednak wcale o tym nie myślała. Podążała za nim wzrokiem, za każdym jego ruchem, a mięśnie napięły jej się wyraźnie, kiedy odwrócił się na pięcie. Na szczęście nie w jej kierunku, tylko w stronę łazienki. Odetchnęła wtedy, chowając twarz w dłoni i przymknęła powieki. Za dużo emocji jak na jeden dzień. Czuła się tym bardziej zmęczona niż po długim biegu.
OdpowiedzUsuńMusiała uspokoić oddech i mocniejsze uderzenia serca, więc stała w miejscu. Nie wiedziała ile mogło to trwać, ale słyszała już głośnie uderzenie wody o brodzik prysznica. Prawdopodobnie też towarzyszącą temu serenadę dalszych: „kurwa”, albo to po prostu te wszystkie wcześniejsze, które rzucił, odbijały jej się echem w głowie. Nie mogła się ruszyć. Targana rozterkami czy powinna dalej napierać o sprawę Charlesa, przeprosić o fałszywe oskarżenia, czy dalej obarczać go winą za wmieszanie brata w złe towarzystwo. Ostatecznie jej dylemat trwał zbyt długo. Zsunęła się po kuchennych szafkach w dół i klęknęła na ziemi, siadając na stopach.
— Cholera…
Nie wiedziała, czy chciała mieć wroga w kimś, kto prawdopodobnie był jedyna osobą, mogącą jej pomóc w dotarciu do tych, którzy prawdopodobnie będą coś wiedzieć o powodzie samobójstwa jej brata. Dlatego kiedy dotarła do niej nagła cisza, zrozumiała, że mężczyzna prawdopodobnie wyszedł już z pod prysznica i nie będzie zadowolony, kiedy spotka ją tu – w kuchni. W przebłysku ostatniej trzeźwości, zerwała się z podłogi, przenosząc się do salonu. Zdążyła dotrzeć do kanapy i oprzeć się o nią biodrem, choć w wielkim napięciu, kiedy mężczyzna opuścił łazienkę.
Z początku nic nie powiedziała. Zlustrowała go uważnym spojrzeniem, mokre włosy i odsłoniętą skórę chłopaka, a zaraz potem przerzuciła wzrok na okno, zagryzając wargę, gdyby sam jej wzrok miał go rozdrażnić.
— Nie chciałam Cię uderzyć. Ani za pierwszym, ani za drugim razem.
Zawiesiła ton, zaciskając palce w pięści, ale rozluźniła je, zdając sobie sprawę, że jej prawa dłoń już nawet nie chce współpracować. Spróbowała rozmasować ją krotko lewą dłonią, sprawdzić szkody, ale może nie był na to dobry moment.
— Po prostu byłeś dupkiem… — jest… miała powiedzieć, ale postanowiła słowa dobrać ostrożniej.
Posłał Lien wrogie, przeciągłe spojrzenie, prychając pod nosem z wyraźnym niedowierzaniem, gdy dotarło do niego, że wciąż wałkuje ten temat.
- Ty nie będziesz zła? - syknął, nie kryjąc wcale wściekłości w głosie. - Pozwól, słońce, że cię oświecę... - urwał na moment, by zaczerpnąć głęboki wdech. - Moja cierpliwość też ma swoje granice, a ty właśnie je przekroczyłaś - oznajmił, gdyby jeszcze sama do tego nie doszła. - Dawno nikt mnie tak nie wkurwił i nie wyszedł z tego bez szwanku, więc doceń moją dobrą wolę i wynoś się stąd zanim zmienię zdanie - polecił, obracając się gwałtownie na pięcie w kierunku korytarza.
Ruszył w tamtą stronę nieco pokracznie, ale zatrzymał się jeszcze we framudze, by zerknąć na Parris spod przymrużonych powiek.
- Kiedy wrócę, nie chcę cię widzieć w kuchni - podkreślił i wznowił marsz, by po chwili dotrzeć do łazienki, czemu towarzyszyło kolejne, głośne "kurwa"...
Przyda mu się zimny prysznic.
Lien
[W końcu weekend więc jestem :) Pomysł mi się podoba, choć raczej na koleżance by nie użyła, prędzej na kimś kogo uważa za wroga, jednak jak zwykle właśnie lekkomyślnie nie pomyślałaby o konsekwencjach i jazda. Tylko zaczynamy od początku, czy już od tego gdy go zaciągnęła do pokoju? No i kto zaczyna :D ]
OdpowiedzUsuńLaura
[Spokojnie, przy wielopostaciowych powiązaniach właśnie tak to wychodzi, że nikt nic nie ogarnia i trudno jest zbudować coś składnego ze wszystkim XD
OdpowiedzUsuńAle ogólnie podoba mi się ten pomysł. Tylko w jaki sposób zaczniemy wątek? Relację mamy w miarę ustaloną, ale jednak nie mamy chyba podłoża, na którym mogłybyśmy to oprzeć... albo ja nie potrafię poskładać puzzli w kupę xD]
Anubis
[A może ja miałabym jakiś pomysł... Pytanie tylko, czy będzie ci odpowiadał :) Skoro Kaleb lubi adrenalinę, a w dodatku był wystarczająco utalentowany, by wykonywać niebezpieczne triki kaskaderskie, być może kiedyś zostałby zatrudniony przy jakiejś złodziejskiej robocie? Co prawda Chey z reguły trzymała się ulicznych sztuczek, ale czasami dawała się namówić do większego skoku, jeśli była zaintrygowana i w grę wchodził hazard. Mogliby się wtedy spotkać, coś podczas roboty poszłoby nie tak i musieliby się ukrywać? Złożyłoby się tak, że Kaleb i Chey skończyliby w jednej kryjówce przez kilka dni. I od tamtej pory mogliby nie utrzymywać ze sobą jakiś bardzo przyjacielskich kontaktów, ale jeśli jedno wpadłoby w tarapaty, to drugie zawsze mogłoby mu pomóc np. przenocować go w swoim mieszkaniu czy załatwić jakieś spotkanie z pośrednikiem. Na razie coś takiego wpadło mi do głowy, ale możemy myśleć dalej :) ]
OdpowiedzUsuńCheyenne