07 maja 1970

Make it, fixe it, pixie it!

Alice "Pixie" Cheshire

22 lata ✗ wizjonerka ✗ złota rączka ✗ optymistka ✗ "wróżka" ✗ porzuciła studia ✗ rozkręca własny interes ✗ zawsze elegancki Pan Proper ✗ geek ✗ w służbie nauki ✗ samotna ✗ potrafi się zmniejszyć – dosłownie ✗ biurko pełne projektów ✗ mieszkanie pełne narzędzi ✗ niebezpieczeństwo wybuchu - łatwo ją zirytować ✗ szczerze wierzy w zwycięstwo dobra i wyższość nauki

~*~

Od zawsze ciągnęło ją do majsterkowania. Do tego nie potrzebowała specjalnych "super mocy", taka po prostu była. Jako dziecko naprawiała zabawki dla całej ulicy, w wieku swoich "nastu lat" zaczęła bawić się elektroniką i bardziej zaawansowanym sprzętem. Latem pomagała wujkowi na wsi przy maszynach rolniczych. Zawsze miała do tego dryg i zawsze znalazła jakąś robotę – złota rączka z powołania. W pewnym momencie zbuntowała się przeciwko własnemu usposobieniu, chciała być tak jak wszyscy, normalna. Chodziła do klubów "dobrze się zabawić", upijała się do nieprzytomności. Nawet poszła na studia pochłonięta staraniami o normalność! Miała zostać dekoratorem wnętrz. Żadnych więcej narzędzi, maszyn, przekładni, napraw, śrubek, smarów…

Rzuciła normalność  po dwóch latach. "Naprawiła się" i znów była sobą.
Zaczęła majsterkować  zawodowo - za pieniądze.

A później przyszła ta dziwaczna burza, z której szczerze mówiąc Alice nie pamięta zbyt wiele. Wiedziała tylko, że jakoś doczłapała się do mieszkania, a później obudziła otoczona prawdziwymi Himalajami pościeli. Przez noc zmniejszyła się ponad dziesięciokrotnie. Niesamowite i przerażające przeżycie. Na szczęście udało jej się wrócić do normalnych rozmiarów. Myślała, że to był jedynie bardzo realistyczny sen.
A później, wiedziona nagłym impulsem postanowiła spróbować jeszcze raz – tym razem w pełni świadoma. Udało się. Obserwowała, jak wszystkie przedmioty się powiększają oraz jak zmienia się perspektywa, kiedy się zmniejszała. 170 cm, 150 cm, 90 cm, 50 cm, 30 cm, 15 cm, tak mniej więcej musiała przebiegać zmiana. Była płynna i bezbolesna. Zupełnie, jakby ktoś ją przeskalował.
Uznała, że to tylko stan przejściowy, zdolność zdobyta na chwilę, więc…
Już następnego dnia miała skonstruowaną uprząż i sidło dopasowane do wymiarów Pana Propera (który o dziwo nie protestował i nawet dał jej się poprowadzić podczas ich pierwszej przejażdżki po mieszkaniu). Stworzyła też listę dziedzin naukowych, które mogłyby czerpać z jej niezwykłej, tajemniczo nabytej umiejętności.
Jedno było pewne - od teraz będzie mogła zaglądać do środka naprawianych i tworzonych przez siebie przedmiotów.


~*~

Wynalazki  Powiązania  Historie


Od autorki:
Cześć wszystkim. Witamy się razem z Alice bardzo serdecznie! Muszę przyznać, że miałam sporą przerwę od pisania i blogowania, ale postanowiłam wrócić. Jestem chętna na wszelkie wątki, powiązania, historie i w ogóle. Może być płomienny romans, może być przyjaźń aż po grób, ewentualnie nienawiść i bójki (Alice nie umie się bić, ale zawsze może przyłożyć komuś kluczem albo młotkiem). Lubię zaczynać i się rozpisywać.
Niestety, nie dokopałam się do imienia i nazwiska pani, od której pożyczyłam wygląd.
Imię kota Alice jest zaczerpnięte z "Chłopców" Jakuba Ćwieka, piąteczka dla tego, kto czytał i zna kocisko z tamtej książki~

32 komentarze:

  1. [Cześć! O rany, jaka ona jest urocza <3 Zdecydowanie potrzeba nam tu takich postaci, a Alice ze swoją geekowatością i niecodzienną pasją od razu przykuwa wzrok! Nie da się jej nie polubić, przynajmniej mi buźka się cieszyła już po pierwszych linijkach ;) Baw się z nami dobrze, zostań jak najdłużej i stwórz masę cudownych wątków, w których Alice będzie mogła służyć nauce albo będzie okładać ludzi kluczem po głowie (co ja sama bardzo chętnie zobaczę)!
    P. S. Chłopców Ćwieka niestety jeszcze nie czytałam, ale mam zamiar, bo Piotruś Pan to jedna z moich najulubieńszych postaci fikcyjnych, był moim pierwszym fikcyjnym crushem, więc wszystko, co jest z nim związane, musi wylądować w moich łapkach ;) ]

    ta urocza 1/2 administracji & Cheyenne Reynolds, która tuli kochaną Alice z roboczych!

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Mam nadzieję, że powrót do blogowania będzie jak najbardziej udany i zostaniesz z nami na długo c; Alice jest naprawdę świetna, nawet wygląda na wesołą, pozytywną osobę. Do tego widzę, że troche ją łączy z moim Alexem, są w tym samym wieku i mówiąc bardzo ogólnie, oboje są w pewnym sensie artystami, bo tam, traktuję majsterkowanie jak sztukę! (Bonus: oboje mają koty c;) Może mogłybyśmy pomyśleć nad jakimś powiązaniem, oczywiście jeśli masz na to ochotę. Bo aż mnie kusi, aby założyć, że nasze postacie studiowały na tej samej uczelni i się przyjaźniły albo może zamiast tego mieszkały/mieszkają blisko siebie? Można by ich wpakować w jakieś wspólne przygody tak czy inaczej.]

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  3. [Świetna jest! Cześć, hej. Stworzyłaś nam naprawdę uroczą kobietkę, dlatego mordka się cieszy, widząc takie radosne stworzenie na tle szaroburej rzeczywistości. Trzymam kciuki, żeby powrót do blogowania wypalił Ci w stu procentach! Alice jest naprawdę fajna i wierzę, że wszyscy ją tu polubią :)Bawcie się dobrze, a ja zapraszam do siebie jeśli najdzie ochota!]

    Hallgeir Finsen

    OdpowiedzUsuń
  4. [Och, dziękuję, miło mi, że Alex cię zainteresował nawet zanim dołączyłaś! Mam nadzieję, że w takim razie dobrze pójdzie nam wątek ^^ W sumie to podoba mi się ten pomysł, żeby znali się jako dzieci, może kiedyś wcześniej ich rodziny mieszkały po sąsiedzku, a potem kontakt im się trochę rozluźnił, ale ostatnio spotkaliby się gdzieś przez przypadek i odnowili znajomość, bo czemu nie, miasto i tak szaleje przez tę niedawną burzę, więc to realistyczny zbieg okoliczności c;]

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ojejku! Cześć! Super postać. Trochę skojarzyła mi się z Ant-Manem, ale ja czasem miewam dziwne skojarzenia. Jakaś taka pozytywna energia od niej emanuje, a przy tym... boziu, pani złota rączka <3
    Mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej, a powrót do blogowania będzie pozytywny i owocny w wątki ;)]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Myślę, że możemy zacząć od początku, w sensie od tego spotkania, bo ja muszę się porządnie wczuć w Alexa i dlatego wolę to zrobić chociaż w części na spokojnie, a potem można szaleć c; No i myślę, że z czasem się dowiedzą, w końcu tak będzie jeszcze ciekawiej, ale wcześniej będą pewnie coś po prostu podejrzewać :D]

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  7. [Geek. Majsterkowanie. Zmiana rozmiaru. Jestem totalnie kupiona!
    Podoba mi się tak kreatywny i oryginalny model postaci. Dziewczyna naprawdę się wyróżnia i jak wyżej wspomniała Heretika... female Ant-Man, nie ma innego wytłumaczenia! I równie cudowna panna co wspomniany marvelowski bohater.
    Pomysł z jazdą na kocie - cudo, sama bym tak spróbowała. Super, że umiejętność jej się przydaje, ciekawi mnie jednak w jaki sposób rozwiniesz w wątkach możliwe skutki uboczne... ale mniejsza o to, zachwycam się cudownością, która, o dziwo, nie dołącza do zastępu moich małych sadystów. Ale cóż... rodzice są tym bardziej dumni z dzieci, które nie spalają żywcem i nie wysysają z ludzi żywotności :D.
    Mam nadzieję, że się odnajdziecie, będziecie mieć masę wątków i powiązań, a także zostaniecie z nami aż... z Londynu nie zostanie nic przez psychopatów, tworzących na tym blogu!
    Oczywiście, gdybyś miała chęć, zapraszam na wątek... w obecnej chwili jednak moje pomysły przyjęły wielkość protonów i nie mogę ich znaleźć...]

    najgorętsza 1/2 administracji & Anubis Ahern

    OdpowiedzUsuń
  8. [My byśmy Cię ciepło nie przyjęli?! Inni psychopaci rozumiem... ale heloł, zimny władca ognia to oksymoron. Proszę mi tu nie głosić herezji!
    Co do pomysłu...
    Twoja panna mogłaby w zmniejszonej formie podziwiać świat... może w nieciekawej okolicy gdzieś, gdzie akurat można spotkać się z Cieniem (tzn, nim w swojej super postaci, której nikt nie kojarzy z jego osobą, bo jest super anonimowy i tego sekretu strzeże jak milionów w skrzyni skarbów)... może najpierw zobaczyłaby Anubisa, wchodzącego do tego budynku w czarnym stroju (ale bez maski Cienia), a potem wychodzącego... wprawdzie nie ujrzałaby za dużo, ale gdyby załóżmy jej moc szwankowała, a ona nagle wróciłaby do normalnej formy - Nubiś mógłby to wziąć za zagrożenie i chciałby jakoś... zapobiec. Nie wpada raczej szybko w gniew i nie traci nad sobą kontroli, więc bez ataku z jej strony, nie spaliłby jej żywcem... od razu]

    Nubiś

    OdpowiedzUsuń
  9. [Haha, wiedziałam, że prędzej czy później padnie ten tekst ciemna strona mocy ;P Podoba mi się pomysł, aby Anakin został przyłapany na kradzieży, chociaż jestem ciekawa co takiego powie Alice, iż uda jej się poruszyć resztki sumienia tegoż złodziejaszka, bo nie mówię, że jest to niemożliwe. Mimo wszystko on jeszcze ma normalne i ludzkie odruchy]

    Anakin

    OdpowiedzUsuń
  10. [Nie, jak dla mnie super, to znaczy no może sztampowy początek, ale jak się dalej ładnie poprowadzi, to tym lepiej, mi pasuje, mogą dosłownie na siebie wpaść gdzieś po prostu na mieści i stwierdzić, że co tam, od razu pójdą na kawę powspominać stare, dobre czasy. I tak, czemu nie, mogli być takimi przyjaciółmi w dzieciństwie ^^]

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  11. [Nie ma sprawy, ja spokojnie poczekam do środy, jeśli chcesz zacząć ^^ Ciężkie życie studenta, moi wykładowcy też są bezlitośni, niby sesja jeszcze nie, ale jak się zaraz wszystko zwali na raz, to będę dopiero miała XD]

    Alexandra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alexander* ups, tak to jest jak się pisze z komórki XD

      Usuń
  12. [Nubiś nie ma zwyczaju palić tak po prostu, zwłaszcza, że nie pozostaje to bez odzewu i po prostu go boli.
    Alice więc szybko nie spłonie... obiecuję. Wolisz zacząć, czy zrzucić to na goorące barki grzejnika?]

    Anubis

    OdpowiedzUsuń
  13. | Cześć i czołem! Jestem wizerunkoszukaczem i przybyłam tu by poinformować Cię, żę ten słodki rudzielec to Bree Morgan. c: |

    Kire ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. [Nie pomyślałam o Dzwoneczku! Ale faktycznie... ;) Mogłoby się nam coś udać, gdyby jakoś poplątać ich ścieżki, ale nie wiem czy da się zrobić to w jakiś naturalny sposób. Bo mnie jedyne, co przychodzi do głowy to tyle, że Jimmy potrafi zepsuć przeróżne rzeczy w przeróżnych miejscach i czasie, a ona mogłaby się okazać wybawieniem :D]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Haha i bardzo dobrze xD Anakin pewnie będzie reagował alergicznie na takie teksty, ale ma pecha ;p
    Pościg brzmi dobrze, wyrwanie mu łupu jeszcze bardziej, bo wtedy chcąc nie chcąc będzie musiał sie uspokoić i być grzecznym, aby odzyskać to na czym mu zależy ^^]

    Anakin

    OdpowiedzUsuń
  16. [W takim razie dziękuję Biedronce :D I powiem Ci, że właśnie moje myśli kręciły się wokół czegoś w tym rodzaju. Jimmiemu naprawdę zdarza się czasem popsuć coś, co wydaje się nie do zepsucia, a tym razem mogłaby być to naprawdę jakaś istotna rzecz, czy w klubie, czy w apartamencie to zależy, gdzie ty byś czuła się swobodniej :D Musiałby wezwać pomoc i przytakuję, że na pewno by się zdziwił, bo ma zupełnie inną wizję "złotej rączki" (Bo gdzie ten pan z wąsem? :D) Przy okazji wierzę, że jest szansa, by się polubili, naprawdę. Pomimo różnicy wieku. Jimmy jeszcze nie całkiem dorósł (jak to z facetami bywa).]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  17. Znowu padało. Oczywiście w Londynie nie było to niczym dziwnym, po dwudziestu dwóch latach spędzonych w tym mieście Alex zdążył się już przyzwyczaić do kapryśnej, angielskiej pogody, ale ostatnio było nawet gorzej. Od czasu feralnej burzy, która, jakby się zdawało, przewróciła im całe miasto do góry nogami, deszcz padał jeszcze częściej. Albo może po prostu udzielała mu się trochę medialna panika.
    Szczerze mówiąc, trochę się niepokoił za każdym razem, kiedy wychodził na ulicę. Tematy poruszane w wiadomościach, takie jak zwęglone zwłoki znalezione w miejscach, w których nie było pożaru czy zatrważająco podnosząca się liczba napadów w niczym nie pomagały. Szczególnie, że jego dziwne, nowoodkryte zdolności były bez znaczenia, jeśli chodzi o obronę, a mieszkańcy Londynu nagle poszaleli. Nie potrafił tego wytłumaczyć, nikt nie potrafił i trochę go to drażniło, szczególnie, że jemu też się podczas tej burzy dostało. Może nie powinien tyle o tym rozmyślać, bo tylko się nakręcał, ale to wychodziło samo. Szczególnie gdy tak jak teraz wracał do domu przez park, na piechotę, bo wsiadł z autobusu kilka stacji za wcześnie, wszystko po to, żeby zajść do sklepu, w którym sprzedawali jego ulubione farby. Deszcz deszczem, dziwne moce dziwnymi mocami, ale musiał mieć przecież czym malować.
    Gdy już prawie wychodził z parku, ukryty pod swoją wielką, granatową parasolką, jego pechowi stało się zadość, bo na kogoś wpadł. Dosłownie. Zamyślony i zapatrzony we własne stopy, nie zauważył nadchodzącej z naprzeciwka dziewczyny, która jak widać również nie patrzyła przed siebie. Niosła za to jakąś papierową torbę, którą wypadła jej z rąk, a Alex, przerażony, że zaraz przez niego ktoś zabrudzi sobie jakieś ważne zakupy, zadziałał szybko i odruchowo. Puścił własną parasolkę, którą wiatr od razu złapał i porwał w bok, ale za to złapał torbę dziewczyny zanim trzeba było wyławiać ją z kałuży. Kilka śrubek i tak potoczyło się po chodniku i tak oto Alex został nagle bez osłony przed deszczem, ale z poczuciem dumy, gdy prostował się, aby podać dziewczynie jej własność.
    A kiedy podniósł na nią wzrok, przez chwilę po prostu się w nią wpatrywał, bo... Zaraz… Czy to była? Tak! Cholera, nie mógł uwierzyć, że naprawdę właśnie wpadł na Alice, ale po jej minie zgadywał, że ona też go poznała i wcale nie był nienormalny, pamięć go nie myliła. Kochał zbiegi okoliczności.
    – Ja nie mogę, Alice? O Boże, jak ja cię dawno nie widziałem – powiedział ze zdziwieniem, chwilowo zapominając o tym, że stoją pośrodku parku, w deszczu, była to po prostu absurdalnie miła sytuacja. Alice nietrudno było poznać, chociaż zdecydowanie wyglądała inaczej niż wtedy, gdy widzieli się po raz ostatni. Co miało pewnie coś wspólnego z tym, że wtedy byli dzieciakami w podstawówce.
    Alexander uśmiechnął się szeroko i oddał jej papierową torbę, schylając się, żeby podnieść też śrubki, które z niej wypadły. Kolejna rzecz, która jak widać nie zmieniła się w jego starej znajomej to jej zamiłowanie do majsterkowania. Właściwie to od razu czuł się w trochę lepszym nastroju, sam nie był pewny, czemu dokładnie.
    – Śpieszysz się gdzieś może? – zapytał, zakładając na głowę kaptur. – Chyba nie zaprzeczysz, że takie spotkanie obowiązkowo wymaga wyskoczenia na kawę, co?

    [Niee, nie jest drętwo, a ja nie mogłam się powstrzymać, jak już robimy wpadanie na siebie, to na całego, o :D]

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  18. Był niesamowicie zadowolony z tego spotkania. Ostatnio jego życie zamykało się w chodzeniu na zajęcia, wracania do domu, pracy i wracania do domu, więc z ulgą powitał możliwość przełamania tej rutyny. Cieszył się, że zdecydował się kupić nowe farby akurat dzisiaj i że przechodził przez park akurat w tym momencie.
    Zaczął się nawet zastanawiać, co właściwie się stało, że tak długo nie widział się z Alice, ale szybko doszedł do wniosku, że to po prostu życie. Trochę dorośli, poszli innymi ścieżkami i chyba oboje byli dość zajęci. Teraz nie mieli natomiast żadnej wymówki, a przynajmniej Alexander nie chciał żadnej wymówki szukać, aby wymigać się o nadrobienia trochę tego straconego czasu. Szczerze mówiąc, naprawdę ciekawiło go, co Alice porabia. Studiuje, czy może
    – Dzięki – powiedział z uśmiechem, odbierając od dziewczyny swoją parasolkę. Od razu ją rozłożył i przetrzymał nad sobą i Alice, chcąc odwdzięczyć się chociaż w ten sposób. Oczywiście miało to mało sensu, bo już i tak byli przemoczeni, ale cóż, przynajmniej czuł się potrzebny, a parasolka była wystarczająco duża. – I nie, mi też się nie śpieszy, właśnie wracałem do domu, ale mogę zmienić plany, Molly będzie zadowolona, że wreszcie pozbyła mnie się na trochę dłużej z mieszkania – dodał z rozbawieniem, bo tak, nawet jego siostra ostatnio wytknęła mu, że nagle nie ma życie towarzyskiego. Alex po prostu wciąż zbierał się po odkryciu, że najwyraźniej ma magiczne supermoce, ale przecież nie mógł jej tego powiedzieć.
    – To w którą stronę najpierw? Tutaj niedaleko jest fajna kawiarnia, nawet mają też ciastka, więc możemy zjeść deser przed kolejnym deserem u ciebie, nie wiem, jak dla ciebie, ale dla mnie brzmi super – stwierdził z zadowoleniem, kiwając głową w odpowiednim kierunku i ruszyli, żeby tak nie marznąć w miejscu.
    Entuzjazm Alice był zaraźliwy, no i Alex zawsze był za, jeśli chodzi o słodycze, a w połączeniu z kawą to już w ogóle był prawie pewny, że mogłyby jeść je jako każdy z posiłków. W pewnym sensie zostało mu to z dzieciństwa, ale całkiem miło było odkrywać w sobie jakieś cechy z tego okresu, szczególnie w tym dość nieprzyjemnym czasie. Nie mógł się doczekać aż słońce wyjdzie zza chmur i cały Londyn wreszcie odetchnie pełną piersią.
    – Mieszkasz gdzieś w okolicy? Ja w sumie tak, więc to aż dziwne, że dopiero teraz na siebie wpadamy – zagadał, chociaż nie z zamiarem narzekania, był poważnie zainteresowany. Jeśli okazałoby się, że mają do siebie blisko, to już planował, kiedy znowu będą mogli się zobaczyć… chyba ze zbyt dużym wyprzedzeniem, ale nie mógł nic na to poradzić.

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  19. Czasem wydawało mu się, że przyciągał pecha. Później płynnym tokiem myślowym wędrował do wniosków, że przyciąga niewłaściwych ludzi, a ostatecznie przeklinał samego siebie, podjęte decyzje i głupie pomysły. Dotyczyło to nie tylko spraw klubu, ale najczęściej liczba nieszczęść w The Tesseract było znacznie większa niż domowe awarie, w końcu to tutaj bywał częściej. I choć, w poniedziałki, gdy klub był nieczynny to zaglądał do niego tylko na chwilę pozostawiając wolną przestrzeń dla pracowników tak dziś, od samego rana spacerował od pokoju do pokoju niemalże wydeptując ścieżkę. Zatrzymał się w miejscu dopiero, gdy jeden z ochroniarzy powiedział mu, że ktoś zna osobę, która mogłaby dać sobie z tym radę. Powiedział tylko: "Za każdą cenę!" i polecił, by jak najszybciej zamówić wizytę – bo ktoś musiał to naprawić!
    Kołysał sokiem wlanym do wysokiej szklanki nerwowo bujając nogami. Spojrzał na zegarek, a później przeniósł wzrok na barmana wycierającego kieliszki. Nie dostał żadnej odpowiedzi, a jedynie wzruszenie ramionami i ciche westchnięcie. Wstał z zamiarem kontynuowania nerwowego spaceru, jednak nim zdążył przejść do sali, gdzie stał zniszczony sprzęt, smugi światła wpadające przez uchylone drzwi wejściowe zwróciły jego uwagę. Przystanął na chwilę, nabierając powietrza, by za chwilę uściślić panu złotej rączce, co jest do naprawy. Właściwie mógł to zlecić komuś innemu, ale skoro nie miał innych planów, a jego koszula w kwiaty, przy samodzielnej próbie naprawy została w połowie zniszczona, a spodnie od garnituru wygniecione to nie widział problemu, by poprowadzić sprawę osobiście.
    Słysząc kobiecy głos, wypuścił powietrze ze świtem. Wyglądał, jakby ktoś właśnie zrobił mu dowcip życia. Nerwowo skubnął podwinięte zniszczone rękawy koszuli.
    – Eeee, dzień dobry... – odpowiedział spoglądając na dziewczęcą postać, która ukazała się jego oczom.
    Czyli, że jak? Nieszczęścia chodziły parami, czy może trójkami?
    – Pani w sprawie...? – spytał nie będąc pewnym, co do jej obecności. Spodziewał się raczej rosłego mężczyzny z torbą pełną narzędzi i kilkoma złotymi radami, jak następnym razem nie doprowadzić do takiej klęski.
    Po raz kolejny zakołysał zawartością szklanki i choć nosił się z zamiarem to nie wypił jej do końca, ani nawet nie podniósł do ust.

    [Właściwie to nie mam pojęcia, co się mogło zepsuć. I tak właściwie to wiem, że Jimmy jest dziwny XD]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  20. Alex przez chwilę był naprawdę zdezorientowany słowami Alice, ale kiedy określenie karmiciel tylko opuściło jej usta, wiedział, że musi chodzić o jakiegoś zwierzaka. To było najlogiczniejsze, zresztą też całkiem zabawne, bo czasem sam mówił tak o sobie w stosunku do Luny, swojej ukochanej kotki. Chyba był do niej przywiązany bardziej niż ona do niego, ale hej, nie przeszkadzało mu to.
    – Pan Proper? Hm, daj mi zgadnąć, pies, kot, królik? Tylko nie mów, że chłopak, bo on sam może sobie zrobić jedzenie – powiedział rozbawieniem, unosząc brwi. Nie sądził, że chodzi o coś innego niż zwierzątko, to był po prostu żart, do tego chyba dość średniej jakości. Poza tym coś podpowiadało mu, że chodzi dokładnie i szczególnie o kota, być może dlatego, że znał Alice i chciał wierzyć, że wciąż mają podobny gust, a być może to jego zdolności miały z tym coś wspólnego. Nie wykluczał żadnej opcji, ale ta pierwsza jakoś bardziej mu się podobała.
    – No wiesz, teraz to właśnie powinny cię cieszyć, dzięki przemoczonym ubraniom, no, między innymi, na mnie wpadłaś – zaśmiał się Alex, zrównując krok z dziewczyną, żeby wspólnie z nią szybko dojść do kawiarni, o której mówili. Wcześniej mówił poważnie, nigdzie mu się nie śpieszyło, ale również nie do końca lubił stać w deszczu dłużej, niż to było konieczne. Chociaż teraz nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo, miał dobry humor i szczerą nadzieję, że dzięki temu spotkaniu chociaż na chwilę zapomni o tym, czym martwił się przez ostatnie dwa miesiące praktycznie codziennie, o tych dziwnych wizjach. Może to właśnie niemyślenie o nich mu pomoże.
    – A tak poważnie, to ja też mieszkam niedaleko, aż dziwne, że nigdy wcześniej się nie widzieliśmy… ale jak to mówią, lepiej późno niż wcale! Och, proszę – dodał, gestykulując w stronę schodków prowadzących do małej, przytulnej kawiarni na rogu, dając dziewczynie pierwszeństwo.
    Sam złożył jeszcze parasolkę i otrzepał ją trochę z deszczu, po czym pośpieszył zaraz za nią. Od razu ogarnęło go przyjemne ciepło i zapach słodkiej kawy i ciastek, kuszących przechodniów zza szyby. Tak, jak widać myśleli o tym samym miejscu. Alex czasem tutaj bywał, sam, z siostrą albo kimś z uczelni, dlatego dobrze wiedział, że może atmosfera zawsze jest tutaj przyjemna. W zimie zawsze było to jego ulubione miejsce na rozgrzanie się.

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  21. [Cześć! Dziękuję za miłe powitanie, no i zjawiam się tutaj, pod kartą przeuroczej Alice, z nadzieją na wątek :D
    Coś mi się wydaje, że mają wiele wspólnego - ona lubi majsterkować, no a Jayden pracuje w warsztacie. Tak sobie pomyślałam, że mogliby się już znać, a mój pan mógłby poprosić ją o pomoc w naprawie jednego samochodu. Nie potrafiłby znaleźć przyczyny, za sprawą której nie chciał zapalić, wierząc, że źródło problemu znajduje się gdzieś głęboko w środku? Takie to trochę banalne, ale od czegoś trzeba zacząć, a potem to można jakoś ciekawie rozwinąć :D No chyba, że masz jakiś inny pomysł?]

    JAYDEN

    OdpowiedzUsuń
  22. [O, właśnie, tak będzie o wiele ciekawiej :D Jayden jest osobą, z którą trudno długo wytrzymać, a tym bardziej się przyjaźnić, więc myślę, że wszelkie zgryźliwości byłyby nawet wskazane c:]

    JAYDEN

    OdpowiedzUsuń
  23. – Pani, eeee... panno Cheshire to właściwy adres.
    Kierował się stereotypami wyobrażając sobie, że napraw wpadnie dokonać mężczyzna, ale ciężko było mu przypisać do tego typu prac wizerunek kobiety, a w dodatku tak młodej. Owszem, czasy się zmieniały, jak i to wszechobecne równouprawnienie, ale dla niego nadal gdzieś w myślach istniał pewien podział, choć panie pracujące w mundurach, czy na placach budowy czasem naprawdę były ciekawym widokiem i tu właśnie sam plątał się w tym, co powinien sądzić o obecnej sytuacji. Dlaczego kobieta miałaby nie dać sobie rady? Skoro on, jako mężczyzna nie potrafił nic naprawić.
    – Jimmy Saint, właściciel klubu – przedstawił się. – Przepraszam za swoją pierwszą reakcję, po prostu ciągle pewne rzeczy mnie zaskakują. Podobnie, jak te nieszczęsne awarie.
    Ciężkie westchnięcie zakończyło jego wypowiedź. Wskazał w stronę baru, gdzie pracujący za ladą mężczyzna akurat odstawił ostatnią szklankę i nim zniknął na zapleczu uderzył pięścią w jedną z maszyn, która, nie sposób zaprzeczyć, była dość istotna. Kostkarka do lodu.
    – Wierzę, że da się z tym coś zrobić – w jego głosie dało się słyszeć nutkę nadziei.

    [Następny może być stół chłodniczy, zmywarka, czy kran, czy jakaś rurka w toalecie (już widzę tą pięknie zalaną podłogę!) I wybacz, ale ostatnio jakoś tak idą mi krótkie i średnie odpisy.]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  24. Anubis był raczej człowiekiem czynu niźli słów. Operował mową całkiem sprawnie, a jego elokwencję naprawdę trudno było podważyć. Na dywagacjach jednak trudno było zbudować autorytet dostatecznie silny, by przetrwać sztormy ludzkiego istnienia, niejednokrotnie zapętlające się nad jego głową.
    Żerował na strachu. To była ta przykra, zdecydowanie negatywna część jego natury. Doskonale zdawał sobie sprawę co lęk robi z ludźmi. Tak jak władza mocy, zyskanych po burzy. Zdolności odrywały ludzi od dotychczasowego twardego stąpania po ziemi; niektórzy w ramach własnego umysłu czuli się bezkarni, niezniszczalni i lepsi. A te próżne uczucia budziły w nich żądzę. Żądzę, skrytą na dnie każdego ludzkiego serca. Żądzę, sadyzm, te najgorsze uczucia, wypływające na wierzch tylko przy sposobności takiej jak ta...
    A strach... strach paraliżował. Mącił osąd, powstrzymywał przed podjęciem kroków. Lęk sprawiał, że ludzie nie potrafili podjąć decyzji; nie potrafili postawić kroku, nie potrafili podnieść ręki na oprawcę, który w ich oczach urósł do prawdziwego giganta. I takie wrażenie starał się budować Seth; kogoś silnego, opiewającego mrok. Kogoś niezłomnego, pozbawionego ludzkich skrupułów i całkowicie spotworniałego. Jasne, Ahern miał słabości. I to sporo. Miał też fobie, które mogły go zniszczyć, spopielić jego życie tak jak on spopielał rzeczy jednym pstryknięciem palca.
    Siła człowieka nie polegała jednak na braku lęku. Siła człowieka polegała na umiejętności psychicznego wykorzystania własnej przewagi. Wmówienia ludziom rzekomej niezniszczalności, którą bez problemu łykali jeśli tylko dało się im podstawy.
    A on dawał im powody. Wysoki, muskularny facet, odziany w czerń. Wysoki, muskularny facet o różnobarwnych tęczówkach, które błyszczały odmiennymi odczuciami. Wysoki, muskularny facet bez mrugnięcia okiem puszczający ludzi z dymem. Bez mrugnięcia okiem, gdy poparzona dłoń paliła niemiłosiernym bólem. Bez mrugnięcia okiem, bo na tym polegała gra. Na pozorach. Byciu tak silnym... tak silnym, jak tylko uda Ci się wykreować.
    Cień był nim, a on był Cieniem. Choć sekretu strzegł jak własnego serca; nikt nie powiązałby ich obu. Nikt nie był w stanie dowiedzieć się, że to Anubis, ten dziwny piromanta stoi na szczycie rozległej pajęczyny informatorów, która pozwalała mu na wiedzę. Wiedzę na temat wszystkiego, o czym tylko marzył. Wiedzę, której pożądał i którą posiadał. Ahern był bardzo tajemniczym człowiekiem.
    Miał kolejnego klienta. Niesfornego klienta, spotkanie z którym nie przysporzyło mu dobrego humoru. Gość był niereformowalny i bezczelny. Posunął się nawet do próby podjudzenia go, zmuszenia do walki wręcz. Chciał zaatakować wilka, zapominając, że sam jest małym jagnięciem.
    Cóż. Anubis po prostu spalił go żywcem. I patrzył jak płonie, a jego oczy topią się w piekielnym ogniu. I tym razem nie mrugnął. Choć dłoń bolała, promieniowała i paliła. On nie zrobił nic. Nie lubił palić ludzi. Czasami jednak musiał tak postępować.
    Oparzenie już trochę zelżało, a on wychodził właśnie z budynku spotkania. Miał zamiar wyżyć się i pobawić w dzieciaka, skacząc po budynkach jak durny superbohater. Lubił to robić, choć dłoń uniemożliwiała mu niektóre manewry. Zachowywał jednak na tyle samozaparcia, by bez problemu zmierzyć się z wyzwaniami, rzucanymi mu przez śmieszny los.
    W końcu, czy nieśmieszny los bawiłby się w coś takiego? Zesłał moce na bandę Londyńczyków, którzy nawet nie potrafią zrobić z nich użytku? W ogólnym rozrachunku przynosiło to raczej straty niźli korzyści. Choć Anubis nie narzekał, doskonale wiedział, że to rzekome zbawienie stawało się przekleństwem dla każdego. Nikt w tym mieście nie mógł czuć się bezpiecznie.
    Jego odziana w czerń sylwetka zbliżyła się do muru; dłonie złapały za wystające cegły. Miał zamiar wspinać się ku szczytowi. Powygłupiać, poczuć tę adrenalinę i wiszące nad nim widmo upadku.
    I wtedy usłyszał zawodzenie kota, a potem głos. Tuż za sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwrócił się w kierunku dźwięków, a jego usta nie drgnęły. Na ziemi siedziała dziewczyna; tuż obok kota. Kota z uprzężą na grzbiecie.
      Nie znał jej. Ale szybko skojarzył fakty. Zmniejszanie się. Alice Cheshire. Ciekawe. Gość, którego spalił szukał o niej informacji. Czyżby go śledziła?
      Zacisnął pięści, a kaptur nadal skrywał jego twarz; pozostawiał ją w półcieniu, mrocznej bezdennej otchłani, przywodzącej na myśl coś na wzór... kresu.
      — Późno już — rzucił ochrypłym głosem, zupełnie spokojnie; spokój ten był aż niepokojący. Delikatnym, teatralnym gestem przesunął dłonie od bioder ku górze, kreśląc w powietrzu pionowe linie.
      A wokół dziewczyny i kota zapłonął krąg ognia, udolnie odcinający jej drogę ucieczki.
      — Późno i ciemno — powtórzył, zbliżając się wyważonymi, wolnymi krokami. — O tej porze mało kto wychodzi na spacer... zwłaszcza w tak nieciekawej dzielnicy — ciągnął wciąż, silnym i pełnym niepokojącej nuty głosem. — Chyba że się kogoś śledzi... — podsunął, kreśląc w powietrzu krąg. Krąg, który zapłonął, by po chwili rozpłynąć się w powietrzu.
      Kochany ogień. Kochany ogień, trzymający jego ciało zawsze w niepokojąco wysokiej temperaturze.
      — Dlaczego zmniejszająca się panna ujeżdża kota o takiej porze i w takiej dzielnicy? — zapytał w końcu, zrzucając z siebie kaptur.
      Nawet jeśli będzie musiał ją spalić... ma prawo widzieć jego twarz.
      Każdy skazany ma prawo spojrzeć w twarz swojemu oprawcy.

      Anubis

      Usuń
  25. Anubis po burzy wcale nie wydobył z siebie tego, co najgorsze. Wręcz przeciwnie; ogień nauczył go samodyscypliny, cierpliwości i rozwagi. Nie mógł działać pochopnie. Same płomienie były już dostatecznie dzikie i nieujarzmione, by działać szybko i śmiało, nie pytając nikogo o zdanie. Jeśli chciał, choć w małym stopniu opanować tak potężny żywioł — nie mógł stać się tak niszczycielski i nieposkromiony jak on. Musiał być tą lepszą połową, sprawującą pieczę nad bezkresem gorąca. To on musiał stać się smokiem, buchającym płomieniami spomiędzy nozdrzy; on musiał przejąć kontrolę, a nie poddać się jej i żyć na kolanach. Ognia nie dało się zniewolić. Nie był do tego stworzony; zbyt niezależny, potężny, niszczycielski... dlatego tym bardziej trzeba było się zespolić.
    Nie był zły z wyboru; o ile o człowieku chorym psychicznie dałoby się nazwać do szpiku kości zepsutym. Miał problemy z sobą, z charakterem, nie odnajdywał się w rzeczywistości, gubił we własnym umyśle i zatracał siebie na rzecz przeźroczystych wzorców, niezdolnych doprowadzić go do niczego sensownego. Był jak plątanina sprzecznych emocji, sprzecznych decyzji, zebrana w jednym miejscu i przyskrzyniona w czaszce. Musiał walczyć, rozumieć, dedukować. Był inteligentny, miał ogrom wiedzy, pożądał i zdobywał informacje; to wszystko dawało mu punkt odniesienia. Pozwalało złapać się czegoś rzeczywistego, niezdolnego do zburzenia, nieulotnego. Istniejącego w czasie i przestrzeni, coś czego łapał się kurczowo jak konający brzytwy, byleby tylko przeżyć, nie zniknąć, nie rozpłynąć się w mroku. Anubis stanowił coś na kształt oderwanego punktu, dryfującego w przestrzeni pomiędzy gwiazdami; wiedział, że istnieje, wiedział, co należy czynić, wiedział jak przeżyć i jakich celów się złapać. Ale płynął, niezdolny do ruchu, pomiędzy ścianami umysłu, łapiąc się działań, które akurat natrafiły się na ścieżce jego bezwolnej wędrówki. W jego przypadku nie było mowy o przeciążeniu, czy nawet niedociążeniu. Znajdował się w punkcie zero. Nie spadał, nie wznosił się. Był. Po prostu.
    Dlatego rozszyfrowanie jego działań, znalezienie schematu, ustalenie dyrektyw graniczyło z cudem. Nie dało się go określić, zamknąć, unormować. Jak niestabilny uran w elektrowni atomowej. Jak bomba wodorowa. Bomba wodorowa, której człowiek nie mógł dobrowolnie uruchomić. Bomba wodorowa, której zapalnik stanowiła inna bomba; ta atomowa. Tak w jego przypadku, wywołać apogeum mogło jedynie zło skierowane w jego stronę. Lub... mogło wywołać się samoistnie. Był jak czas połowicznego rozpadu. Niewiele mówiący, ale jednak wyznaczony.
    Nie miał zakodowanego działania pod wpływem impulsu. Ale w kwestii obrony siebie, bliskich, czy wiedzy, mechanizmy obronne nawet nie pytały go o pozwolenie. Naturalnym odruchem, wyrobionym na przestrzeni miesięcy, była zasłona ognia, której nawet nie kontrolował. Nic więc dziwnego, że natychmiast zadziałał, otaczając nią dziewczynę. Tym samym, w ogóle nie rejestrował jej strachu, dreszczy, czy nadmiernie pocącego się ciała. Wiedział o lęku, jakim pałała i nie musiał mieć ku temu poświadczeń.
    Dziewczyna w pierwszej chwili wyraźnie mu się postawiła, jakby rzeczywiście była szpiegiem... wiedziała, że umrze i nie ma dla niej ratunku. Choć z drugiej strony, chyba miałby to w jej aktach.
    Potem jednak jej słowa zaczęły się plątać; zauważył kota, zeskakującego, by dodać jej otuchy. Odczuł przywiązanie, wiszące w powietrzu. Poczuł, że ogień ledwo trzyma się na uwięzi, pragnie ciała, mięsa, spełnienia. Zacisnął pięści, trzymając go w ryzach, choć w umyśle nadal kotłowało się słowo: destrukcja, destrukcja, destrukcja. Ale nie mógł mu ulec. I wiedział, że nie ulegnie, bo to on był panem, a nie odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyłapał kontakt wzrokowy, jaki złapała, a raczej próbowała złapać, gdy zdjął kaptur. W jego oczy w końcu nie dało się patrzeć; były różne, dziwne, patologiczne. Jak całe jego jestestwo.
      Mógłby przysiąc, że poczuł ukłucie dobroci, gdy poprosiła go, by jej nie zabijał. Nie zabijał własnymi rękami. Z reguły... w zasadzie, nie. Zabijał. W zasadzie to nie miał skrupułów i mógł zrobić dosłownie wszystko. W zasadzie tu też nie było żadnej reguły.
      — Nie zabiję Cię — powiedział ochryple, a jego głos wyraźnie złagodniał, gdy zluzował dłonie i opuścił ogień, który rozmył się w powietrzu, zabierając panujące w przestrzeni ciepło. — Nie mam powodu — dodał po chwili, unosząc wzrok, by spojrzeć w jej kierunku. — Ale szwendanie się po nocy w takich dzielnicach jest niebezpieczne — pokręcił głową z dezaprobatą, pozwalając, by ogień objął jego przedramię, chcąc za wszelką cenę się wyżyć. — Nawet jako mrówka z kotem... mógłbym go na przykład przypadkowo usmażyć... i co wtedy? — ugasił ogień i powoli ruszył w jej kierunku. — Jestem najlepszym, co możesz tutaj spotkać. Odprowadzę Cię. Dziś pełnia. Zwierzakowaci budzą się do życia —  zawyrokował, zdejmując własną bluzę i narzucając ją jej na ramiona. — Nie każdy pies boi się ognia — dodał szybko, orientując się, że zapomniał o dobrych manierach. — Seth — przedstawił się szybko. — To... gdzie mam Cię odprowadzić?

      Anubis

      Usuń
  26. [Jaka to urocza dziewuszka! Jestem nią niesamowicie zauroczona! I nawet nie chodzi o wygląd, a o charakter. Niestety nie mam jakiegoś ambitniejszego pomysłu na wątek, niż naprawianie czegoś ważnego w domu Shan. Naprawdę nie wiem co wymyślić, wiem tylko, że Alice najprawdopodobniej będzie jedyną osobą dla której Shan byłaby miła.]

    Shan

    OdpowiedzUsuń
  27. [Chęci są, ale myślęć faktycznie musimy razem :) Moc zdążyłąm już opisać, myślę, że to powie więcej, niż ja w krótkim komentarzu.
    Mogły się spotkać w szpitalu, w którym Ruby ma praktyki, bo nie widzę Alice w klubie nocnym ^^ ]/ Ruby Haller

    OdpowiedzUsuń
  28. Anubis był po prostu chory. Nie dało się nazwać jego zachowania inaczej. Spierało się w nim kilka osobowości, miał różne alter ego, które wiedząc o swoim istnieniu, nie ingerowały w siebie i ujawniały się różnie, nigdy nie dając się spłoszyć temu drugiemu. Następowały po sobie w różnej kolejności, pozbawionej schematu, sprawiając, że bywał miły, a bywał też skończonym skurwysynem. Niestabilny jak tykająca bomba zegarowa; wszystkie kable miały jednak identyczny kolor, a rozbrojenie graniczyło z cudem i było wyłącznie łutem szczęścia. Temu właśnie hołdował jego pozbawiony logiki umysł, rzucając poszczególne osobowości na głęboką wodę, przez chwilę sprawiając wrażenie, człowieka dopiero wybudzonego z długiej, kilkuletniej śpiączki farmakologicznej. Seth nauczył się jednak do tego stopnia ukrywać własne wahania i zdezorientowanie, że nawet drgnięcie powieki lub czegokolwiek innego, nie było w stanie naruszyć klarownego obrazu jego osoby. Był określony, a jednocześnie zagubiony i nieograniczony w swoim szerokim zakresie pojmowania.
    Widać to było szczególnie po tym, że pierw miał w zamiarze zniszczenie Alice, lecz w dalszym ciągu jakieś iskry, kłębiące się głęboko pod czaszką, zmieniły jego nastawienie, kierując pojmowanie na zupełnie inne tory. Jakby coś przeskoczyło, jakaś dźwignia, jakiś przycisk, kliknął i zmienił mechanizm, zupełnie zmieniając stronę obiegu. Nie był jej dłużny pomocy, a tym bardziej chronienia przed czyhającymi w zaułkach potworami; jakaś jego część chciała jednak tego. Chciała ją ochronić, odstawić bezpiecznie do domu, upewnić się, że nic jej nie będzie, a jej osobowość pozostanie nienaruszona i niezmącona przez ból. Może przypominała mu którąś z sióstr? Kto wie. Nikt nigdy nie potrafił określić, jakie motywy kierowały poczynaniami Anubisa Aherna. Dlatego właśnie tak się bali; nie znali go, nie wiedzieli zbyt wiele, nie potrafili nic przewidzieć. A to, co nieznane, wydawało się najbardziej niebezpieczne i pozbawione sensu. Bo jeśli nie wiesz jak coś pokonać, nawet nie porwiesz się z motyką na słońce, chyba że śpieszno Ci do skończenia własnego życia.
    Gdy się przedstawiła, pokręcił głową z niedowierzaniem, a na jego twarz wpełzł lekki, wręcz uroczy uśmieszek.
    — Alice, masz na imię Alice — zawyrokował, nadal potrząsając głową, a w jego głosie oprócz charakterystycznej, męskiej chrypki, nie było ani śladu złości, kpiny, czy zarzutu. — Ale Pixie to bardzo ładny pseudonim. Pasuje do Ciebie, choć zmiana w coś rozmiaru pikseli raczej nie byłaby miła — puścił jej oko. Oddał jej swoją bluzę, lecz na sobie nadal miał inną; nigdy nie odsłaniał ramion, by nie ujawniać słabości, a także nie narażać ludzi na widok zarówno poparzeń — w dotyku aksamitnych i bardzo mięciutkich — jak i paskudnego, ludzkiego ugryzienia, które na szczęście nie sprowadziło gangreny do jego i tak wymęczonego przez ogień organizmu.
    — Seth, ponieważ moje prawdziwe imię jest jeszcze głupsze i wprost idiotyczne — rzucił po chwili, przyznając się do fałszywości rzuconego pseudonimu. On jednak nie dzielił się prawdziwym imieniem, a sam ten fakt podał jako ciekawostkę. — Ogień może sprowadzać chaos i rozjaśniać ciemności, to prawda. Czy jednak po spopieleniu krajobrazu, nie pozostawia popiołu i czarnych zgliszczy, podobnych do ciemności? — zatrzymał się nagle, słysząc przenikliwe wycie, coraz bliższe ich poruszającym się sylwetkom. Nawet nie drgnął.
    —Ogień to niszczycielki żywioł. I piękny. Ale gdy zaślepi nasz piękno... nie dostrzegamy destrukcji — rzucił, widząc w oddali czarną, potężną bestię mknącą w ich stronę. Pies nie szczekał, wyłącznie biegnąć i zatrzymał się tuż przed Ahernem, upuszczając na chodnik zdobycz, która okazała się ludzką, owłosioną ręką, skąpaną we krwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kurwa, Szakal — rzucił przejętym głosem, który w połowie pierwszego słowa znów przybrał na pewności i spokoju, tak charakterystycznym dla Anubisa. — Odgryzłeś łapę zezwierzęconemu? Przecież on nas rozerwie, cholera — zganił psa, a tamten opuścił uszy. Świetnie. Miał teraz na głowie zarówno swoje życie, jak i Alice. W dodatku, ogarnięty szałem człowiek o pełni księżyca, zechce ich zniszczyć. Już wyczuwał jego smród.
      A on nie wiedział, czy ma na tyle siły, by objąć ogniem rzekomego mężczyznę. Mógł go spalić, ale każde spalenie bolało też jego. A dzisiaj ogień wyjątkowo nie chciał współpracować...
      Cóż. Najwyżej wprowadzi sam siebie w agonalny ból i zginie wraz z tamtym.
      Obrócił się w kierunku Alice.
      — Nie bój się, Pixie — powiedział spokojnym tonem, żartobliwie wypowiadając jej pseudonim. — Nie pozwolę Cię skrzywdzić — uniósł dłoń, a Szakal spokojnie przysiadł na zadzie, potulnie opuszczając pysk, wyraźnie zdając sobie sprawy z czynu, jakiego nie powinien był się dopuszczać.

      Anubis

      Usuń