02 maja 1970

Okay, yeah, I'm insane.


⚡️ Anthony Ward ⚡️

troublemaker ✘ 14.05.1988 ✘ władca podziemia ✘ madly in love elektryczność tryskająca z palcówszybkie motory ✘ syn swojego ojca ✘ whisky na każdy posiłek ✘ baron narkotykowy ✘ uzależnienie od adrenalinykażdy tatuaż inna historia ✘ nikt szczególny ✘ ciemne okulary ✘ wyniosłe spojrzenie ✘ ciemne uliczki ✘ drogie samochody ✘ nagie ciała ✘ loft w starym magazyniebiznesmenHashLovewłaściciel prywatnej wyspyprywatny odrzutowiec


bezwzględny ✘ dążący do celu po trupach ✘ uparty ✘ nieznoszący sprzeciwu ✘ krytyczny ✘ wymagający ✘ surowy ✘ niebezpieczny ✘ brutalny ✘ okrutny ✘ niewrażliwy ✘ bezduszny ✘ nieprzystępny ✘ apodyktyczny


nadopiekuńczy ✘ wyprowadź tego skurwysyna, bo skończy na OIOMie ✘ przewrażliwiony ✘ siostrzyczki jego oczkiem w głowie ✘ matka najważniejszą kobietą w życiu ✘ rodzinny ✘ troskliwy ✘ opiekuńczy ✘ czuły ✘ rozbrajający ✘ wrażliwy ✘ zabawny ✘ bezinteresowny

⚡️ Powiązania ⚡️ Dodatkowe ⚡️


odautorsko:
Do przejęcia lojalny współpracownik i zdrajca podający się za przyjaciela.
Wolimy wymyślać niż zaczynać.
Bawmy się, moje Niedźwiadki!
elisaabethh@gmail.com & 40568973

46 komentarzy:

  1. [Jeszcze mnie nie ma, ale jak będę, to chodź gdybyś chciała.]

    Ethan Monroe

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jak ja lubię tego pana ze zdjęcia. Powiem w sekrecie, że fajnie przytula.❤ Swoją drogą sam Antohny też fajny, dasz się też tu wciągnąć na wątek jak kiedyś się pojawię z postacią? XD Baw się dobrze!:*]

    Jeszcze nie wiem kto

    OdpowiedzUsuń
  3. [Chodź do mnie na wątek! :D]

    Sookie

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jak to brzmi, "pobawmy się"... :D Sprzedasz trochę narkotyków Ethanowi?]

    wiesz kto

    OdpowiedzUsuń
  5. [Widzę, że blogowy Pikachu przybył! Podoba mi się postać, a do samego imienia mam straszny sentyment! <3
    Baw się dobrze, mamo niedźwiadku! Zostania jak najdłużej chyba nie muszę życzyć, bo i tak nas nie opuścisz!]

    2/5 administracji & Anubis Ahern w szkicach

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cholercia, przed napisaniem swojej karty, nie przeglądałam raczej dotychczas opublikowanych, teraz zaglądam, no i widzę, że po prostu musimy coś skleić c:]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Patrzę na to zdjęcia Stephena i chcę się cofnąć te dwa lata w tył. Niech mi ktoś stworzy postać co umie cofać w czasie! XD Powiedz mi o czym Tony chciałby śnić i mu to damy, a przynajmniej się postaramy! <3 A tak bardziej poważnie, to ja coś nam mogę wymyślić tylko jutro, albo i dziś o ile mi przejdzie ból głowy. <:
    Tak poza tym to brakuje Ci spacji w tym cudownym cytacie z Daddy Issues c:]

    Desiree

    OdpowiedzUsuń
  8. [Bardzo chętnie! Poza zwykłym sprzedawaniem, mogłabym się podjąć jakichś zwiadów terenu, może nawet miałabym monitorować poczynania sióstr, co by mieć większe względy (i zarobek XD), co myślisz?:>]

    OdpowiedzUsuń
  9. Potrafił zachować zimną krew w najtrudniejszych momentach swojego życia. Zacisnąć mocno pieści, zagryźć wargi i po prostu obserwować wszystkie wydarzenia chłodnym spojrzeniem swoich jasnych, błękitnych oczu. Były jednak jeszcze trzy osoby, na których faktycznie mu zależało i przy których nie zawsze potrafił być tym samym człowiekiem, jakiego prezentował sobą na co dzień, a raczej w momencie, gdy groziło tej trójce jakieś zagrożenie, nie potrafił spokojnie zaciskać tylko pięści. Z pozoru nie wykazywał co prawda swojej paniki i strachu, jednak wewnątrz cały drżał.
    Po burzy miasto się zmieniło, ludzie się zmienili, a Heath nie był pewien co takiego właściwie się stało. Nie było żadnego medycznego wytłumaczenia, nie było racjonalnego wyjaśnienia. Musieli po prostu zaakceptować wszystko to co zaszło i tego skutki, chociaż z pewnością nie było to łatwe. Przez chwilę, myślał nawet, że przyszedł koniec świata, jednak on wciąż istniał, chociaż każdy kolejny dzień nie był tak oczywisty i łatwy do przewidzenia.
    — Rozmawiałeś z siostrami lub z mamą? — Spojrzał na Tony’ego leżącego na narożniku z cicho mruczącą Love na brzuchu, a oparty głową o jego stopę spał, a raczej czuwał Hash, który momentalnie się podniósł, gdy Heath usiadł obok niego, opierając nogi o mały stolik i zatopił palce w jego miękkiej sierści, drapiąc go za uchem. Zastanawiał się, czy na jakiś czas nie powinien przenieść się do matki i Madeline, aby mieć na nie oko. Wiedział, że młodsza siostra słówkiem mu nie piśnie, jeżeli jej lub mamcie przytrafiło się coś dziwnego. Od czasu burzy wiele się zmieniło, a Heath ciągle się bał. Może przez to, że wciąż nie przyzwyczaił się do swojego nowego towarzystwa, które co jakiś czas jawiło mu się przed oczami i o którym nie opowiedział jeszcze dokładnie Tony’emu, przez to, że sam jeszcze nie wiedział, jak to wszystko działa, o co w tym wszystkim dokładnie chodzi. Rozejrzał się po pomieszczeniu, byli sami. Chyba… tak mu się przynajmniej wydawało.
    — Mam się spodziewać czegoś szczególnego jutro w pracy, kocie? — Westchnął ciężko, mrużąc delikatnie oczy i przyglądając się mężczyźnie. Niby chciał mieć oko na rodzinę, ale przecież Tony był już jej częścią, nie mógł też go tak po prostu zostawić, nawet jeżeli to miałoby być tylko kilka dni.

    Ukochany do swojego kocura :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiedział, że jeżeli faktycznie działoby się coś naprawdę niedobrego, niepokojącego, mama od razu by do niego zadzwoniła. Dokładnie tak samo, jak trzy i pół roku temu, gdy zrezygnował z programu rezydentury w Stanach. Nie żałował jednak żadnej z podjętych przez siebie decyzji. Wiedział, że robi dobrze. Tym bardziej, że miał tutaj do czego wracać. Program, który zawiesił ze względu na wyjazd mógł kontynuować, a od roku po prostu pracował w zawodzie. Początkowo był tylko popychadłem, jednak przełożony szybko zorientował się o jego talencie. W końcu nie każdy dzieciak jest gotowy o przeskoczenie, aż o trzy klasy. Heath był genialnym dzieckiem, ambitnym i dążącym do swojego celu. W rzadko kiedy dwudziestoośmiolatek był już po zakończonej nauce na kierunku medycznym. Gdy jednak pojawiasz się w szkole średniej jako trzynastoletni grzdyl, a ambicje w żaden sposób nie spadają, przyswajanie wiedzy zdaje się nie być żadnym problemem, osiąga się wielkie rzeczy. Wiedział, że był stworzony do wielkich rzeczy i w swoim mniemaniu, właśnie ich dokonywał.
    Przetarł dłońmi po zmęczonej twarzy, uważnie słuchając słów swojego partnera.
    — To trochę dziwne. — Zauważył, na wzmiankę o naskakiwaniu na niego przez jedną z sióstr. Tworzyli rodzinę, nawet jeżeli byli wszyscy razem cholernie pokręceni, a Heath być może nie potrafił od razu pokochać tak sióstr i mamy Tony’ego, ciągle miał na uwadze kobiety i troszczył się o nie, starał się z całych sił. — Powiedzą mi, ale dopiero w momencie, gdy będą z tego kłopoty i będzie za późno na cokolwiek. Może wyciągnę jutro Madeline na lunch, czy kawę. — Wymusił uśmiech, opierając się wygodnie o oparcie, dłoń zatapiając mocniej w sierści psa, któremu pieszczoty ewidentnie bardzo odpowiadały. Zdecydowanie wolał rozmowę o pracy. To było znacznie przyjemniejsze, niż rozmyślanie o trudach codzienności po przedziwnej burzy.
    — Faktycznie, nierozważny. — Uniósł kącik ust, kręcąc delikatnie przy tym głową z nieukrywanym rozbawieniem. Lubił swoją pracę, która dzięki Tony’emu była ciekawsza, powinna być przez to zdecydowanie bardziej stresująca, w końcu miał dużo do stracenia, ale gdyby ktoś dowiedział się o jego i drugiego patologa zabawach miałby dużo większe kłopoty niż gdyby dowiedziano się, że współpracuje z Tony’m. — Cóż, powinna być fajna zabawa. — Wzruszył ramionami, przerywając drapanie psa, którego delikatnie pchnął, aby zsunął się. Sam natomiast wziął nogi ze stolika i po czworaka, przeniósł się pomiędzy oparcie od narożnika a Tony’ego, wręcz wciskając się w wolną przestrzeń.
    — Zrób mi trochę miejsca. — Jęknął, pchając delikatnie łokciem bok ukochanego.

    Heath

    OdpowiedzUsuń
  11. Uśmiechnął się, gdy ułożył się w końcu wygodnie u boku Tony’ego, kładąc głowę na jego torsie. Od czasu burzy ich zbliżenia zdecydowanie nie były tak spontaniczne, szczególnie, gdy Heath został kilkakrotnie potraktowany nowymi umiejętnościami swojego ukochanego. Co prawda nie doszło jeszcze do poważnego zranienia, jednak Corpse zachowywał pewną ostrożność albo raczej próbował ją zachować, gdyż czasami, najzwyczajniej w świecie nie potrafił. Chociażby tak jak teraz, gdy bez ostrzeżenia pchał się w objęcia chłopaka, uśmiechając się jeszcze szerzej, gdy ten ucałował jego policzek. Przerzucił nogę przez biodra chłopaka, a dłoń ułożył na jego torsie, delikatnie pukając po nim opuszkami palców, nie skupiając swoich myśli na niczym konkretnym.
    — Ten idiota Clay w ogóle ostatnio się nie stara. — Wzruszył delikatnie ramionami, przypominając sobie ostatniego pacjenta leżącego na ich metalowym stole. Zdawał sobie sprawę z konsekwencji, które mogłyby ich spotkać, jednak jak uznawał, bez ryzyka nie ma zabawy. Niby wspólnie szukali najlepszego sposobu na zamordowanie, ale z każdym kolejnym denatem leżącym na stole do autopsji chodziło chyba bardziej o wybieranie tych ludzi, którzy w ich mniemaniu zasługiwali na śmierć, czasem łagodną i delikatną całkowicie bezbolesną, a innym razem drastyczną i powolną. Sam Heath zaczął odczuwać z tego powodu radość i satysfakcję. Był trochę, jak pan życia i śmierci, decydując kto może jeszcze chodzić po tym świecie, a kto już dawno powinien leżeć zakopany pod ziemią. — Za grosz wyobraźni… Ale, nieważne. Im mniej wiesz tym lepiej. — Uśmiechnął się tylko tajemniczo i uniósł, podpierając się łokciem o kanapę, podnosząc głowę i spoglądając w oczy swojego rozmówcy. — W przyszłym tygodniu przychodzą do nas stażyści. — Mruknął niezadowolony, to zawsze oznaczało mniej zabawy. Z drugiej strony, patrząc na wszystko to co działo się na zewnątrz od czasu burzy, pojawiało się wiele ciał, których przyczyn śmierci nie byli w stanie wyjaśnić, co było z jednej strony ekscytujące, z drugiej zaś odbierało frajdę ich trwającej grze.

    Heath

    OdpowiedzUsuń
  12. [Jeśli te hotele i spa, to także służbowe wypady, jak najbardziej do zaakceptowania. ;>
    Może na początek zwykłe spotkanie, jak co dzień, co by omówić wydarzenia i sprzedaż z ostatnich 24 godzin, które nabierze może nostalgicznego(?) wydźwięku po kilku szklankach czegoś mocniejszego? Chyba że masz coś lepszego, nie krępuj się. :D]

    OdpowiedzUsuń
  13. Zagryzł wargę, gdy Tony odsunął się od niego, przerywając krótki pocałunek. Uśmiechnął się delikatnie, chociaż świadomość wzrastającego napięcia elektrycznego w ciele ukochanego, była odrobinę niepokojąca. Przyzwyczajenie się do nowych sytuacji było trudne, chociaż odrobinę mu zazdrościł. To co zdobył dzięki burzy było… mierzalne w jakiś sposób i możliwe do wykorzystania, sam Heath nie umiał jeszcze zapanować nad swoimi nowymi umiejętnościami i chwilowo żył w ciągłym niepokoju nie mając pojęcia, kiedy dadzą o sobie dokładnie znać.
    — Możesz mi tak mówić więcej, myszko. — Powiedział, uśmiechając się i wpatrując się w intensywne spojrzenie ukochanego. Oczywiście, że był najlepszy. Starał się, miał z tego prawdziwą zabawę, a przede wszystkim cel. Jasny i konkretny, który po prostu chciał osiągnąć. Dla własnej satysfakcji.
    Dlatego właśnie wspomniał o stażystach, aby Tony miał to na uwadze i postarał się, zmniejszyć mu odrobinę ilość pracy o ile to w ogóle możliwe. Przetrzymywanie zwłok też nie było dobrym pomysłem, wiedział też, zdawał sobie zwyczajnie sprawę, że utrzymywanie niektórych przy życiu również nie było dobrym pomysłem. A stażyści faktycznie potrafili być upierdliwi, szczególnie ci ambitni, dokładnie tacy sami, jakim kiedyś był Heath. Chciał wiedzieć wszystko, a podczas swojego stażu wpychał nos wszędzie, gdzie tylko wywęszył coś ciekawego.
    — Powinni sobie poradzić beze mnie. — Wzruszył delikatnie ramionami, zerkając w stronę Love, która po cichu skradała się w ich stronę, jakby postanowiła wybaczyć Heath’owi, że pozbawił ją ciepłego i wygodnego miejsca do leżenia, które z uśmiechem na twarzy zajął sam. — Ale czy ty na pewno możesz teraz zrobić sobie wolne? Masz kogoś, komu faktycznie możesz zaufać i ze spokojem zostawić… interes? — Wypoczynek zawsze był przydany. Szczególnie, gdy oznaczał spędzenie kilku dni na prywatnej wyspie z miłością swojego życia. Byli do siebie tak bardzo podobni, a jednocześnie tak różni i właśnie przez to, tak idealnie do siebie pasowali, tak świetnie się dogadywali.
    — No chodź tu, paskudniku. — Odwrócił spojrzenie w stronę kotki, wyciągając do niej jedną dłoń, próbując ją zachęcić do zbliżenia się. Uwielbiał zwierzęta i mógłby mieć ich naprawdę mnóstwo, najróżniejszych gatunków. Nie miał tylko jeszcze pomysłu, jak do tego przekonać Tony’ego.
    Heath zmarszczył jednak brwi i zawiesił dłoń w powietrzu, uważnie nasłuchując dochodzących jakby zza ściany dźwięków.
    — Co to było? — Spytał, nerwowo rozglądając się dookoła. — Słyszałeś? — Spojrzał na chłopaka, chociaż dobrze już wiedział, że tylko on usłyszał ten dźwięk. Love ani Hash nie zareagowali w żaden sposób, a gdyby hałas uderzających o siebie metalowych elementów był słyszalny dla wszystkich, Love już dawno znalazłaby dla siebie bezpieczny kącik.

    Heath ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. — Jakoś to przetrwam. O ile za każdym razem będziesz mi to odpowiednio wynagradzać. — Szepnął z uśmiechem na ustach. Jeżeli Anthony faktycznie miałby wykonać kilka telefonów od czasu do czasu, lub posiedzieć dłuższą chwilę przed komputerem zamiast poświęcać mu sto procent swojej uwagi, byłby w stanie to przeżyć. Gorzej, jeżeli miałby zniknąć na znacznie dłuższą chwilę, być może opuszczając nawet wyspę. Wówczas Heath pewnie byłby poirytowany, ale prędzej czy później i tak by mu wybaczył. Zawsze mu wybaczał.
    O ile Corpse był w stanie przebywać bez żadnego problemu w pobliżu zwłok, a nawet grzebać w ich wnętrzu swoimi własnymi dłońmi, o tyle gorzej było mu zaakceptować świadomość możliwości rozmowy z duchami i ich widok. Heath potrafił przyjąć wszystko co miało racjonalne wytłumaczenie. Był po prostu racjonalistą, kierował się rozumem. A moc, którą posiadał wykraczała poza ramy tego wszystkiego, czego tak uparcie trzymał się do tej pory. Trochę taka ironia losu, tym bardziej, iż uważał, że nie boi się niczego… do czasu burzy. Po niej zaczął odczuwać niepokój, a prawdziwy strach rozpoczął się w momencie, gdy po raz pierwszy ujrzał ducha jednej ze swoich ofiar.
    — Słyszeliście, jestem zajęty. — Mruknął odchylając automatycznie głowę do tyłu, gdy poczuł wargi swojego ukochanego na swojej szyi. Uśmiechnął się delikatnie, chociaż spojrzeniem błądził po pomieszczeniu, wypatrując niematerialnej kreacji, która zbłądziła i najpewniej szukała sposobu do przejścia na drugą stronę, pech chciał, że od czasu burzy Heath stał się ich pośrednikiem, mającym im pomóc dostać się tam. Gdy tylko dostrzegł majaczącą się zjawę, otworzył ze zdumienia szeroko oczy.
    — O kurwa. — Zdołał tylko tyle z siebie wydusić, próbując jednocześnie wyswobodzić się z uścisku Tony’ego, widząc jak dusza ojca Anthony’ego gwałtownie, pospiesznie zbliża się w jego kierunku. Nie zdążył jednak się od chłopaka odsunąć, zamiast tego poczuł przeraźliwe zimno, a przez jego ciało przeszedł silny dreszcz, wprawiając jego ciało w drżenie. Poczuł się tak, jakby ktoś zmarzniętą dłonią chwycił go za kark, wtulając się mocno w jego ciało, próbując się ogrzać za jego pomocą. Bezwiednie przewrócił białkami jakby chowając spojrzenie za siebie. Wziął nogę z bioder chłopaka i podniósł się siadając normalnie na narożniku.
    — Nie tak cię wychowałem, Anthony Ward’zie. — Zbłąkana dusza przemówiła ustami Heath’a, aby już po chwili opuścić jego ciało i lewitować tuż przed nim. Corpse otrząsnął się, wciąż czując zimno, a dreszcze przechodzące przez jego ciało jedynie się nasilały. Spojrzał przed siebie, ponownie rozszerzając spojrzenie.
    — Ja pierdole, Tony… twój ojciec. — Jęknął nieco piskliwie, nie zdając sobie w ogóle sprawy z tego, co przed chwilą miało miejsce. Nie wyglądał na zadowolonego, ale Heath przygryzł tylko wargi, przyglądając się mu ze zmarszczonymi brwiami i zastanawiając się, jak niby ma z nim rozmawiać, pamiętał doskonale, jak dokonywał jego autopsji, a teraz, spoglądał na jego ducha, jeszcze chwilę temu leżąc na jego synu.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Cześć Koszmarku! Z tego Tony'ego to słodziak... na swój sposób. Hmmm, lojalny współpracownik mignął mi w karcie i myślę, że mogłoby się nam to udać. Mogą się nawet znać od lat, bo Sekhmet nie oddałaby swoich dziewczynek pierwszym lepszym klientom, a do klubów i na inne imprezy wspomagające interesy obecność dziewczynek na pewno się przyda. W zamian może będzie anonimowym darczyńcą? :D A w kwestii wątku to może właśnie impreza zorganizowana, na której lwica będzie doglądać panienek, a troublemaker będzie robić swoje interesy i wywiąże się jakaś akcja, strzelanina, mordobicie? Hm? Nie wiem jak bardzo ponosi mnie wyobraźnia, więc krzycz jakbym za bardzo poszalała ;)]

    Sekhmet

    OdpowiedzUsuń
  16. [W porządku, take your time, jak to mówią :)]

    Puci, puci!
    Sekhmet

    OdpowiedzUsuń
  17. [Cześć, cześć Koszmarku :D Wątek chcesz powiadasz? Skoro pan baron narkotykowy, to może przyjaciel/kumpel chłopaczka Laury, który sobie kajtnął. Relacja w stylu jak ja go/jej nienawidzę, głupi śmieć, wrzucamy na siebie, ale w sumie to się nawet lubimy. Powspierał ją troszkę po śmierci Natha. Pasi? ]

    L.Colton

    OdpowiedzUsuń
  18. To było dziwne. Przez myśl mu nawet nie przeszło, że mógłby nastać moment w którym ukaże mu się jego własny lub Tony’ego ojciec. Taka wizja była na tyle abstrakcyjna, że nawet nierealna, a jednak. Siedział tuż obok swojego ukochanego mężczyzny, wpatrując się w jawiącego się ducha, jego zmarłego ojca. To było za dużo, nawet jak na silnego psychicznie Heath’a, który cały czas wpatrywał się przed siebie, szeroko otwartymi oczami. Dobrze wiedział, że nikt inny poza nim nie jest w stanie zobaczyć ani usłyszeć zjawy. Czując ramiona chłopaka na swoim ciele poczuł się zwyczajnie bardziej pewny siebie, chociaż dłonie musiał cały czas zaciskać w pięści, aby ich drżenie nie było od razu widoczne. Z drugiej strony, przed kim chciał to ukryć? Tonym, czy jego ojcem, który i tak doskonale zdawał sobie sprawę ze strachu, jaki wzbudził w Corpse?
    — Słyszałeś co powiedział Anthony. — Zachrypiał cicho, szybko odkasłując, aby móc swobodnie rozmawiać z nadnaturalną istotą. Czuł się, jak idiota kiedy Tony znajdował się obok, a on gadał, praktycznie sam do siebie, a następnie uważnie nasłuchując odpowiedzi, którą miał przekazać dalej… niczym zabawa w głuchy telefon.
    — Chciałby, żebyś dokończył za niego pewną sprawę, której nie był w stanie sam oficjalnie zamknąć, ale nie jest w stu procentach pewny w tym momencie, czy się do tego nadajesz. Wiesz… Twój ojciec chyba nie jest zadowolony… — Przerwał, aby wysłuchać kolejnych słów ducha. — Hej, twój ojciec właśnie mnie obraża i nie mam zamiaru powtarzać słowo w słowo tego co mówi, ale ktoś tu chyba zapomniał, kto komu grzebał we flakach, próbując dowiedzieć się prawdziwej prawdy — Odezwał się ostrzej, zerkając na pana Warda spode łba. Przecież duch nie mógł mu nic zrobić prawda? Nie chciał w tym uczestniczyć, ale wiedział, że nie ma innego wyboru. Jeżeli nie pomogą mu się przedostać na drugą stronę, zamykając jego niezakończone sprawy, będzie się kręcił w pobliżu co jakiś czas dając o sobie znać, a na to chyba żaden z nich nie był gotowy. Świadomość, że ojciec Anthony’ego mógł się kręcić tutaj jako duch już znacznie wcześniej wprawiała go w zażenowanie.

    Heath

    OdpowiedzUsuń
  19. [Cześć panie Ward! Dlaczego chcę krzyczeć: "panie elektryku"? Cóż. Coś ze mną nie tak. :D Miejsce się znajdzie. Mój pan grzeczny jest, choć miewa różne pomysły i na róże rzeczy pozwala, więc... może się jakoś dogadają, a jak nie... będą pióra latały? Dobra, a na poważnie, coś Ci w głowie świta?]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  20. Anubis nigdy nie spodziewał się, że Cień kiedykolwiek zostanie z nim skojarzony. Pieczołowicie dbał o swoją anonimowość; ostrożnie i z najwyższą dokładnością dobierał szeptaczy i za wszelką cenę unikał bezpośrednich starć, mogących wskazać go jako potencjalnego informatora.
    Nawet przy spotkaniach z klientami odstawiał przerażającą szopkę; butwiejący, drewniany budynek pozbawiony mebli wypełniała ciemność, gdy przez skrzypiące drzwi wchodziła osoba, szukająca kogoś lub czegoś... a gdy jej ciche Halo, jest tu kto? wreszcie rozbrzmiewało.... Ahern zamykał ją w ognistym kręgu, znikąd pojawiającym się wokół niej.
    I wtedy w półmroku, na wysuniętym balkonie pojawiała się jego postać; odziany w czerń człowiek z głową szakala. Jedyną rzeczą, po jakiej ktoś mógłby skojarzyć go z Anubisem... był głos. Ten ochrypły, dość charakterystyczny i przepełniony pewnością głos.
    Ahern mówił wolno, przeciągając głoski; sypał metaforami, porównaniami i zagadkami, grając na nerwach potencjalnych kupców. I wreszcie, gdy dowiadywał się czego ma szukać... jako zapłatę żądał przysługi. Jednej lub kilku. Ludzie czuli się wtedy jakby podpisywali pakt z szatanem...
    Zadania, jakie mieli spełnić były proporcjonalne w jakości i ilości do wiedzy, jakiej pożądali. Anubis zawsze posyłał za nimi tajemniczy ogon, skrzętnie sprawdzający, czy klient wywiąże się ze swojej części umowy.
    Jeśli tak.... Cień obdarzał informacjami.
    Jeśli nie... Cień bezwzględnie spalał żywcem. Bo jeśli rzucasz się na cyrograf z diabłem, musisz wiedzieć, że diabeł nie zna litości.
    O wszystko dbał z prawdziwym pedantyzmem; wszystko chronił, wszystko sprawdzał, wszystko monitorował. A jednak jakaś mała kurwa łaknęła więcej i sprzedała go... za pieniądze. I miał się o tym niedługo przekonać.
    Akurat zajmował się swoją najmniej ukrywaną przykrywką — szedł na spotkanie, mając zamiar potwierdzić ilość zamówionych ręcznych pistoletów. Nie spodziewał się, że w ciemnej uliczce ktokolwiek spróbuje szarpnąć się na jego życie; nie spodziewał się, że ciało samoistnie nie zajdzie się ogniem, gdy ktoś spróbuje go dotknąć...
    Tym razem nie wyczuł ogona. Może był zbyt rozproszony, może słabo spał... może był tak pewny, że stracił na czujności?
    Liczyło się to, że nie zdążył zareagować. Poczuł tylko uderzenie w tył głowy, lepkość na potylicy, a potem... potem była już tylko ciemność.
    Nie wiedział, gdzie się znajduje. Wszystko dostrzegał jakby przez mgłę; widział czarne, poruszające się plamy, będące prawdopodobnie sylwetkami ludzkimi. Słyszał przytłumione głosy, lecz nie rozpoznawał słów. Wszystko było przyćmione, odległe, nieosiągalne. Nie czuł już lepkości na karku, a jedynie zakrzepłą krew, sklejającą włosy. W pewnym jednak momencie zaczął odzyskiwać przytomność.
    Wtedy właśnie zrozumiał komendę; idźcie po szefa, a jeden z oprychów wyleciał z pomieszczenia, biegnąc na górę. Szefa. Porwali go. Ktoś ośmielił się go porwać.
    Zacisnął wargi w wąską linię. Zamknął różnobarwne tęczówki, a wtedy jeden z mężczyzn splunął mu w twarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ogień — syknął Anubis do niego, też spluwając, krwią. Uśmiechnął się niepokojąco.
      — Co mówisz, malutki? — spytał tamten, chcąc podrażnić się ze skrępowanym. Skrępowanym, który w rzeczywistości był potężną bestią, gotową zerwać się ze smyczy.
      — na Tobie — syknął Ahern, a facet stanął w płomieniach. Jego potępieńczy wrzask rozszedł się po pomieszczeniu, a oparzona lewa ręka zadrżała przenikliwym bólem. — Ogień — powtórzył znowu, odwracając się w kierunku drugiego strażnika, a tamten, początkowo cofając się przed jego wzrokiem zajął się ogniem po drugiej jego stronie. Dłoń zaczęła rwać, lecz jego twarz pozostawała niewzruszona.
      A potem delikatny płomyczek spadł na liny, krępujące jego kończyny. I przepalił je, czyniąc go znów wolnym.
      A na schodach rozszedł się stukot butów.
      Ahern wstał, rozmasowując nadgarstki. Przekręcił krzesło; do tej pory stanowiące jego więzienie i usiadł na nim okrakiem, czekając... aż przed nim stanął wysoki facet.
      Wtedy zarówno wokół niego samego, wracającego strażnika jak i mężczyzny zapłonął ognisty krąg.
      — Wybacz wrzaski, ogień wolno się wypala — mruknął do szychy i pstryknął palcami, a płonący na strażnikach ogień przygasł, sprawiając, że tym razem po obu jego stronach opadły kupki czarnego popiołu. W rzeczywistości nie musiał nawet pstrykać palcami. Dodawało to jednak dramatyzmu. — Teraz możemy rozmawiać. Jak równy z równym.

      Anubis

      Usuń
  21. Był wkurzony. Po raz pierwszy pojawił się przed nim duch, który czegoś od niego chciał i miał jeszcze czelność go obrażać. Rozumiał, że może mu się coś nie podobać w podjętych przez jego syna decyzjach, no ale bez przesady.
    Ktokolwiek obserwowałby ich w tym momencie, oboje uznałby za idiotów. Rozmawiali z kimś, kogo nie było widać, a wyraźnie natomiast dało się zauważyć, że nie wszystkie słowa padające z ich ust, kierowane są do siebie wzajemnie. Heath zacisnął mocno wargi, nadal wpatrując się w z pozoru pustą przestrzeń, która tak naprawdę była zajmowana przez ducha, którego mógł zobaczyć tylko on.
    — Nie denerwujcie się wzajemnie. — Mruknął, nie spuszczając spojrzenia ze zjawy, uważnie mu się przyglądając. Pewnie, nie podobało mu się traktowanie przez ducha-ojca, ale chciał to wszystko jak najszybciej mieć już za sobą, aby nie musieć częściej znajdować się w takich sytuacjach. Gdy uda im się, jak najszybciej załatwić sprawy, które martwy już Ward zostawił na tym świecie, tym szybciej przejdzie na drugą stronę i nie będzie ich nawiedzał, a przynajmniej taką właśnie miał nadzieję Heath Corpse. — Mówi, że chodzi o rodzinę. — Zmarszczył brwi, wsłuchując się uważnie, w każde kolejne słowo, które padało z ust zjawy. W pewnym momencie rozchylił delikatnie wargi usta i nawet nie zorientował się, kiedy otworzył szeroko buzię, ze zdumieniem wpatrując się w punkt przed sobą. To co właśnie usłyszał było po prostu… Jak niby miał to wszystko przekazać Anthony’emu? I to jeszcze tak, aby go przy tym nie zdenerwować i nie wzbudzić elektryczności, która przepływała przez jego ciało? Przełknął głośno ślinę i odwrócił się bokiem na kanapie, aby swobodnie móc wpatrywać się w swojego ukochanego.
    — Dobra, to nie będzie łatwe Tony. — Powiedział ze spokojem, układając dłoń na jego kolanie i delikatnie je ściskając. Marudny duch nie powstrzymywał się od komentarzy, dając Heath’owi do zrozumienia, że nie jest dumny ze swojego syna, jednocześnie mając nadzieję, że chociaż ten drugi wyszedł mu lepiej. No właśnie. Jak Heath miał powiedzieć swojemu ukochanemu o tym, że ma brata, o którego istnieniu nie wie nikt poza zmarłym ojcem i matką chłopaka, która ponoć teraz ciężko choruje i ktoś ma się zająć młodym. — Skarbie, pamiętaj, że ja tylko przekazuję to co powiedział mi twój ojciec, nie wiem nic więcej poza tym, co on mi mówi. — Szamotał się, zastanawiając się, jak ma mu przekazać wiedzę, o którą właśnie się wzbogacił Corpse. Początkowo chciał zrobić to delikatnie, kręcąc dookoła, ale przecież najlepiej jest, gdy plaster odkleja się od razu. Jednym, szybkim i zdecydowanym ruchem. Boli, ale trwa to krótko. Wziął głęboki oddech i zacisnął delikatnie mocniej palce u dłoni, którą trzymał ukochanego. — Masz młodszego brata chłopak ma piętnaście lat a jego matka jest ciężko chora i ktoś się musi nim zająć. — Powiedział na jednym wydechu, uważnie obserwując reakcję swojego kocura.

    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  22. Sytuacja w jakiej postawił go zmarły ojciec chłopaka na pewno nie należała do łatwych. Przekazywanie takich wieści powinno wyglądać zupełnie inaczej. Były narkotykowy baron powinien sam przekazać wszystkie swoje rodzinne sprawy kolejnym to członkom rodziny, a nie próbować skontaktować się z nimi już po śmierci. W dodatku po tak długim czasie. W tym momencie, Heath spojrzał z niepokojem wymalowanym na twarzy na ojca chłopaka. A co, jeżeli kobieta już nie żyła? Co się działo z tym chłopcem? Potrafił zrozumieć zdenerwowanie swojego kochanego Tony’ego, ale mimo wszystko, pomimo zbrodni jakie miał na sumieniu, miał serce. A świadomość, że piętnastolatek może się gdzieś szwendać próbując zadbać o swoje życie w niekoniecznie legalny sposób sprawiała, że miękł, chociaż ani on sam, ani Anthony nie mieli całkowicie legalnych i zgodnych z prawem zajęć, tych zawodowych czy hobbistycznych.
    Spojrzał na chłopaka i skinął delikatnie głową pozwalając mu odejść, rozumiejąc dokładnie problem, jaki nastał w tym momencie. Sam odprowadził spojrzeniem plecy ukochanego, a następnie usiadł wygodnie na kanapie i rozpoczął dyskusję z duchem, próbując dowiedzieć się wszystkiego. Jednocześnie, chcąc wyciągnąć z niego wszystkie informacje. Nie chciał bawić się w ponowne spotkania i nie daj boże, stopniowanie przepływu informacji i zalewanie ich kolejnymi to niusami dzień po dniu.
    — Już dobrze. — Wyszedł na zewnątrz zaraz po zakończonej rozmowie. Nie był pewien czy ma od razu mu wszystko przekazywać czy poczekać, aż ochłonie i wówczas rozpocząć rozmowę. Zdawał sobie sprawę, że to nie było łatwe. Sam nie miał pojęcia, jakby się zachował gdyby nagle stanął przed nim duch jego ojca i powiedział mu o rodzeństwie. Byłoby o tyle trudniej, że Heath był mordercą własnego ojca i o ile nikt nie powiązał zbrodni z synem pana Cropse'a o tyle Heath podchodził do tego bardzo emocjonalnie i gdyby zobaczył swojego ojca… Z pewnością nie byłoby to dla niego łatwe doświadczenie. — Skarbie, już dobrze. — Podszedł do ukochanego i ułożył ostrożnie dłoń na jego ramieniu. Nie miał pewności czy na pewno może go już ze spokojem dotknąć, postanowił jednak zaryzykować.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Pikachu? Nic więcej nie mam do powiedzenia. :D
    Ach, więc pójdziemy w tym kierunku, co by nie było, że nasi panowie entuzjastycznie będą pałać do siebie sympatią, ekhem. Nie dam nawet centa, więc i bez zaproszenia. Ale drinka w gratisie da się załatwić, podobnie jak panią do towarzystwa. ;) Wydaje mi się, że zaczęcie od klubu byłoby okej, jednak pomyślałam też o innej oficjalnej imprezie, co postawi ich na całkiem innym, neutralnym gruncie, ale konkretnej wizji nie mam.]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  24. [ Napisałam na maila. :) ]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Więc zróbmy! Jimmy też raczej nie kręci się w tych klimatach. Wolałby być w pracy niż brać udział w jakiejś szopce. Generalnie może by się z tego, co wywiązało... :D Nie wróżę sukcesów i kwitnącej znajomości, ale kto wie... Dlaczego czuję, że to będzie klęska mojego Jimmiego?]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ułożył dłoń na plecach Tony’ego i delikatnie chwycił jego koszulkę, zaciskając kawałek bawełnianego materiału w swoich dłoniach. Nie miał pojęcia, jak mógł się czuć w tym momencie młody mężczyzna i tak naprawdę, Heath nie chciałby się o tym przekonać na własnej skórze.
    — Ponoć sam o nim dowiedział się krótko przed swoją śmiercią, ale nie wierzyłbym w to. Zna strasznie dużo szczegółów… W każdym razie chłopak i twój ojciec zdążyli się raz spotkać. Twój tata chciał go wziąć pod swoje skrzydła, zapewnić mu schronienie. — Mówił spokojnie, myśląc nad wypowiadanymi przez siebie słowami. Wszystko przecież musiał dokładnie przekazać. — Nie jestem pewien czy dobrze go zrozumiałem, ale chyba chce, żebyś się nim zajął i z czasem, odpowiednio wprowadził do rodzinnego interesu. — Zmarszczył brwi. To był cios poniżej pasa. Heath na miejscu Tony’ego z pewnością nie wciągałby nastolatka w te sprawy, a tym bardziej nie nastawiał go na to, że kiedykolwiek mógłby przejąć interes. Zdawał sobie sprawę, że sami nie będą mieli raczej dzieci (chociaż w życiu wszystko jest możliwe), ale prędzej nakłaniałby partnera, aby swoje dziecko w to angażował, a nie przyrodnie rodzeństwo. Z drugiej strony, może to nie byłoby takie głupie. Skazywać własne dziecko z góry na nielegalny biznes również nie było niczym chwalebnym. Mógłby zając się medycyną, na przykład. Tylko w bardziej legalny i zdrowy sposób niż potencjalny drugi ojciec.
    — Jedno jest pewne Tony… nie możemy go tak po prostu zostawić samemu sobie, musimy coś zrobić. Jeżeli twój ojciec zdążył się z nim spotkać, a z tego co mówił, to chłopak nie był wielce przestraszony, to powinien też przeżyć spotkanie z nami. Znaczy… Z tobą. — Oczywiście, gdyby Ward tylko oznajmił, że chce jego pomocy, Heath nie miał zamiaru przed niczym uciekać, wręcz przeciwnie. Chętnie pomoże, nie zamierzał jednak się narzucać. — Nie wiem tylko co później, co dalej? Co, pozwolimy mu zamieszkać z nami i będziemy udawać szczęśliwą rodzinkę? To byłoby chyba dość… dziwne. Ale zostawić go samego. — Zagryzł wargę. Powinni przede wszystkim się z nim spotkać i go poznać. Porozmawiać, dowiedzieć się, jakie ma plany na przyszłość i… poznać go, tak po prostu.

    Heath

    OdpowiedzUsuń
  27. [Dobrze, będzie bal dobroczynny i zacznę, ale proszę o cierpliwość ;)]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  28. Nocne spacery nie były niczym nowym dla dziewczyny. Coraz częściej pojawiła się dolegliwość, braku snu. Potrafiła manipulować snami do woli, a nie mogła przespać spokojnie kilku godzin. Wychodząc na spacery czasami próbowała dostać się do snów innych. Chciała kontrolować swoją moc, której jeszcze nie rozumiała. Nie w pełni i obawiała się, że może jej do końca nie opanować. Łatwiej przychodziło jej wchodzenie do czyiś snów, kiedy sama spała. Jakkolwiek to miało działać. W ostatnich tygodniach działy się rzeczy, których nie da się wytłumaczyć za pomocą kilku zdań, więc dlaczego manipulowanie snem podczas snu miałoby być dziwne?
    Park jakich wiele, kilka drzew, jeszcze więcej ławek i sporo zielonego, a dookoła pełno domów. Pełno pogrążonych we śnie ludzi, którzy mogli stać się jej królikami doświadczalnymi. Poza paroma przypadkami, które nadal siedziały i pewnie grały w gry bądź oglądały seriale. O ile pogoda nie dopisywała i nie mogła wyjść z domu, spędzała czas na oglądaniu seriali czy filmów. Byle nie myśleć o sprawach.
    Szła wolnym krokiem. Słychać było jedynie jej kroki. Co ją podkusiło, aby na spacer brać szpilki? Jasne, nie spieszyła się z niczym i mogła chodzić do woli, a jak będą ją boleć nogi to najwyżej je zdejmie. I w ostateczności nabawi się jakiegoś choróbska, ale to już było średnio ważne. Skupiając się na własnych myślach nie zauważyła tego, że zaczęła się oddalać od parku. A właściwie tego, że prawie z niego wyszła i znajdowała się z zupełnie innej jego strony. W tej ciemniejszej, niekoniecznie oświetlonej. W tej części w której żadna dziewczyna nie powinna się znaleźć po zmroku. Zorientowała się, gdzie aktualnie się znajduje dopiero po kilku minutach, kiedy zniknęła wygodna ścieżka i pojawił się pełen dziur chodnik. Miejsce, którego nikt nie naprawiał, bo mało kto tamtędy przechodził. Zaklęła w myślach mając zamiar się już wycofać, kiedy za sobą słyszała jakieś podniesione szepty. Nie było nawet opcji, aby wróciła tamtą drogą. Od czasu burzy nie było dnia, gdyby coś się nie stało. A ona doskonale o tym wiedziała, a mimo to dalej wychodziła na nocne spacery. A podobno była rozsądną dziewczyną...
    Szła dość szybko przed siebie, starając się nie oglądać za siebie, ale mimo to co jakiś czas zerkała przez ramię. Bała się, że sprawdzi się to o czym myślała, a prawdę mówiąc wcale nie miała zbyt kolorowych myśli. Nie zwracała uwagi już na to co się dzieje przed nią, za bardzo skupiona na tym co się dzieje za nią. Zupełnie przed nią wyrosła postać, którą zauważyła dopiero, kiedy się od niej, a raczej niego odbiła. Zatoczyła się do tyłu, w ostatniej chwili łapiąc za poły kurtki mężczyzny, aby całkiem nie upaść na podłogę.
    - Strasznie przepraszam – wydukała cicho, podnosząc głowę, aby na niego spojrzeć – zamyśliłam się...
    I co? Uciekała przed kimś kto równie dobrze może być wytworem jej wyobraźni? Dziewczyna odwróciła głowę, jakby w ciemności chciała znaleźć potwierdzenie tego, że to tylko umysł płatał jej figle, ale jednak tak mnie było, a na niewielkim placyku, tak to wyglądało, zaczęło pojawiać się coraz więcej osób. Wcale nie nastawionych przyjaźnie.

    Desiree Lancaster, która przeprasza za opóźnienie

    OdpowiedzUsuń
  29. Ten dzień nie zapowiadał się szczególnie wyjątkowo. Nie miało się nic zdarzyć, chociaż niemalże każdy dzień po burzy był dziwaczny co nie do końca odpowiadało Sol, która lubiła swoje życie a które było wystarczająco pokręcone bez tych całych mocy. Wciąż nie panowała nad przemianami, chociaż najczęściej zamieniała się w wilka i to pod wpływem gniewu. Gdy była smutna bądź obrażona (najczęściej na swoje rodzeństwo) to zmieniała swoją formę na lisa, którego uważała za wyjątkowo słodkiego. Dzisiaj jednak miało być tak normalnie, nic nie miało zakłócić jej dnia. Wstała koło godziny dwunastej, co było tak bardzo cudowne i boskie, bowiem Marisol nigdy nie należała do rannych ptaszków i mogłaby całymi dniami wylegiwać się w ciepłej pościeli. Od razu po przebudzenia włączyła muzykę niemalże na cały regulator, z pewnością budząc irytacje u swojego rodzeństwa. Nie raz i nie dwa Tony ją upominał aby była cicho, ona jednak nigdy nic sobie z tego nie robiła, zawsze była uparta i przekorna, zawsze wymykała się na imprezy a kiedy nie było możliwości wyjścia chociażby przez okno to organizowała imprezy u siebie, na złość starszemu bratu, który zazwyczaj każdego wyrzucał. Tańcząc na łóżku przypomniała sobie jak kiedyś sprosiła niemalże trzysta osób, a na jej wargach pojawił się szeroki, pełen zadowolenia uśmiech. Cóż, może warto to powtórzyć? Wciąż w piżamie, na którą składała się koszulka i zdecydowanie za krótkie spodenki zbiegła po schodach kierując się w stronę kuchni. Głośna muzyka dudniła niemalże na cały dom a ona wyjęła z lodówki piwo, w dłoni trzymając telefon pisała wiadomość do jednej ze swoich koleżanek. I już miała ją wysłać, gdy na widok krwi rozbryzganej na ich białym dywanie (prosto z Indii, mogła się założyć!) telefon upadł jej na podłogę a jego ekran się roztrzaskał.
    — Kurwa mać! Kurwa mać. O, nie, o kurwa nie. Do jasnej cholery, co to ma być?! — z jej ust wydobyła się wiązanka siarczystych przekleństw, tylko na tyle było ją na razie stać. Spojrzała na martwego mężczyznę leżącego na ich dywanie, w ich salonie, w ich domu, w samym środku dnia!
    O Boże, czy on był martwy? Świadczyła o tym kałuża krwi w której leżał napawając Marisol istnym przerażeniem. Czy jej brat go zabił? Skoro dzierżył pistolet w dłoni to najwyraźniej. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, przerażona widokiem który malował się przed jej oczami i zacisnęła mocno powieki.
    — Lalalala, to tylko sen, to tylko sen. — mruczała pod nosem jednak dudniąca muzyka nie pozwala jej się na niczym skupić a już w szczególności nie pozwalała jej się skupić na własnych myślach i tym co właśnie zobaczyła. Szybko sięgnęła po pilot który sterował niemalże całym sprzętem elektronicznym w domu Wardów i wyłączyła ten jazgot który dobiegał z góry.
    — Co to do chuja ma znaczyć? Coś Ty mu zrobił? Jesteś jakiś nienormalny?! Zabiłeś jakiegoś faceta w naszym domu na naszym białym dywanie, przy odsłoniętych oknach kiedy nasi sąsiedzi mogą w każdej chwili wpaść pożyczyć szklankę cukru! — krzyczała na niego rozhisteryzowana.
    — I co zrobisz z tym ciałem? Mam Ci pomóc zakopać je w ogródku? — wrzasnęła jego głośniej, stawiając puszkę z piwem na stoliku.
    Zaczęła chodzić wokół dywanu, wokół zwłok i wokół swojego brata, lamentując pod nosem.
    — O Boże, o Boże, o Boziu.. To nie dzieje się naprawdę. To tylko sen Sol! — powtarzała sobie niczym mantrę, dodatkowo irytując tym starszego brata.

    młodsza siostrzyczka z napadem histerii i jej spóźniona autorka, która bardzo przeprasza za zwłokę <3

    OdpowiedzUsuń
  30. [ Dziękujemy. :D
    W takim razie musimy wymyślić im jakąś dramę. Jak tam ta historia z młodszym bratem? Można jakoś spróbować się tego wątku uczepić...
    Albo on wpadłby do rodzinnego domu wieczorem i zobaczyłby jak siostrzyczka wymyka się przez okno niczym jakaś małolata, ponieważ nie chce denerwować matki tym, iż wychodzi o tak późnej porze z domu. On mógłby nie chcieć jej puścić, ale jej i tak jakoś by się udało, a później wpakowałaby się w jakieś kłopoty i oczywiście by po niego zadzwoniła. Tylko teraz jakie kłopoty? Może będzie jakiś pożar? Albo będzie świadkiem morderstwa? Sama nie wiem. ]

    urocza siostrzyczka

    OdpowiedzUsuń
  31. Jako dwudziestoparolatka powinna być już w pełni usamodzielniona. W pewnym stopniu tak było. Znalazła pracę, miała własne mieszkanie i była wstanie się samodzielnie utrzymać, aczkolwiek w dalszym ciągu jej życie chwilami przypominało codzienność nieporadnej nastolatki, którą przecież od dawna już nie była. Niestety, nie każdy to rozumiał i czasami faktycznie traktowali ją jak dziecko. Nawet matka. Co prawda Samantha równie dobrze mogła zrezygnować z nocowania w rodzinnym domu, a tym samym odcięłaby pępowinę, która w dalszym ciągu łączyła ją z matką, jednakże nie była w stanie tego zrobić. Nie potrafiła wyobrazić sobie rodzicielki, która całe dnie, czasami też tygodnie, spędza samotnie w domu. Cały czas towarzyszył jej irracjonalny strach, iż coś może się jej stać, a Sami nie wyobrażała sobie utraty drugiego rodzica. Z ojcem zawsze coś nie grało, prowadził ciemne interesy, a jego życie nie należało do najbezpieczniejszych, toteż jego śmierć nie była aż tak wielkim szokiem. Pewnie wszyscy mogli się tego spodziewać zaś utrata ukochanej i uśmiechniętej matki, która piekła ciasteczka i całowała ją w policzek przed snem? Nie, tego by nie przeżyła.
    Dużym minusem był fakt, iż kobieta za każdym razem zapominała o tym, że córka jest już dorosła i co chwila w czymś ją wyręczała, pytała dokąd idzie, z kim, kiedy wróci, dlaczego wychodzi tak późno… Cóż, pytań często było o wiele więcej i właśnie dlatego dorosła kobieta wieczorem wymykała się przez okno pokoju, by przypadkiem nie zawiadomić o swoim wypadzie matki siedzącej w salonie. W ten sposób chciała jej oszczędzić niepotrzebnego stresu i może też ochronić się przed lawiną pytań i poczuciem winy, które pojawiał się, gdy widziała lęk w oczach starszej kobiety.
    Naciągnęła na głowę kaptur bluzy ukrytej pod skórzaną kurtkę, po czym uchyliła cicho okno i wystawiła nogę na zewnątrz, stawiając ostrożnie stopę na spadzistym dachu. Na szczęście nie miała lęku wysokości, a to wszystko ułatwiało, więc po chwili wystawiła drugą nogę i zasunęła za sobą okno, by później ostrożnie podejść do krawędzi. Zerknęła w dół, a później za siebie, jakby w obawie, że matka zaraz stanie w oknie i każe jej wracać do środka, a następnie wykonała zgrabny skok, przewrót i wylądowała na miękkiej trawie. Musiała przyznać, że lata gimnastyki jednak na coś się przydały. Z pewnością pomogło też to, iż jej okno nie znajdowało się jakoś specjalnie wysoko od ziemi.

    łobuziak

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie obwiniała swojego rodzeństwa o to, iż wyprowadzili się z domu i nie zamierzają do niego wracać. W końcu każdy z nich był dorosły i zaczął prowadzić własne życie. W szczególności Tony, który nie tylko przejął interes ojca, ale również zakochał się i zamieszał już ze swoją drugą połówką, więc oczywiste było, iż o wiele wygodniej mieszkało mu się na swoim. A Sol… Cóż, Sol to Sol, która inaczej postrzega życie rodzinne, co oczywiście nie znaczy, że kocha matkę mniej, nawet jeśli ta jest tylko jej macochą. Została więc jedynie Sami, która musiała co jakiś czas zanocować w domu, spędzić więcej czasu z matką i mieć na nią oko. Wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby żył ojciec, ale niestety rzeczywistość potoczyła się inaczej i wszyscy musieli się do niej jakoś dostosować.
    Gdy opadła lekko na ziemię, nie spodziewała się, że prawie na kogoś wpadnie. Szybko uświadomiła sobie kto przed nią stoi, a na usta od razu cisnęło jej się jedno słowo – cholera. Ewentualnie uszłoby jeszcze słodkie „ups”. Zamiast tego jednak uśmiechnęła się szeroko, robiąc wyćwiczoną minę niewiniątka.
    – Wyrażaj się. – mruknęła tylko, trzepiąc go lekko w ramię, chcąc w ten sposób załagodzić sytuację. Niestety, wnioskując po jego minie, nie dał się nabrać i musiała przyznać, że wpadła w małe tarapaty, a ta świadomość dodatkowo ją zirytowała. W końcu była dorosłą kobietą, a musiała wymykać się w domu przez okno, przez co jeszcze robiono jej wyrzuty. Kochała swojego brata, ale w niektórych momentach miała ochotę walnąć go porządnie w głowę.
    Zmrużyła groźnie oczy, posyłając mu mordercze spojrzenie i zatrzymała się nagle, zapierając się, aż wreszcie się zatrzymał. Nie lubiła kazań i gróźb, a on doskonale o tym wiedział, jednakże najwyraźniej tym razem wkurzyła go jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Chociaż w jej mniemaniu nie zrobiła nic złego. Mało to razu uciekała przez okno? Jak widać, nic jej się jeszcze nie stało, ale wolała mu akurat o tym nie mówić. Wątpiła, że gdy wyzna mu ile razy się wymykała, to poklepie ją po pleckach i uśmiechnie się dumnie.
    – Nie szantażuj mnie. Dobrze wiesz, że gdy jej powiesz, tylko ją zdenerwujesz. Z kolei ja wiem, że nie lubisz jej denerwować. Wpędzisz ją w poczucie winy, że jej córka musi wymykać się przez okno. Chyba tego nie chcesz, prawda? – stwierdziła, naśladując ton jego głosu i uparcie mu się przyglądając.

    odrobinę zirytowana siostrzyczka

    OdpowiedzUsuń
  33. Długo zastanawiał się, czy naprawdę nie ma jakiejś możliwości wykręcenia się z tego. Szukał dobrej wymówki, ale na horyzoncie nie pojawiała się żadna szansa, by w sposób całkowicie naturalny, a przy tym kulturalny odpowiedzieć na zaproszenie. Czas płynął, a przesłanie odmowy dwa dni przed balem, w dodatku dobroczynnym, nie byłoby odebrane najlepiej. Nie o to mu chodziło.
    W tej chwili nie miał już innego wyjścia, jak zjechać na parter i wsiąść do wynajętego auta, gdzie za kierownicą siedział, już zniecierpliwiony kierowca, który wystarczająco długo oczekiwał na zjawienie się pasażera, by w tym czasie wykonać całkiem inne zlecenie.
    Wyłączył światło w całym mieszkaniu po którym kręcił się bez celu od kilku godzin, uzbroił alarm i zamknął drzwi. Poprawiając marynarkę i krawat w kwiaty ruszył w stronę windy.
    Nieważne, że był właścicielem klubu. Po prostu, nie lubił oficjalnych spotkań, gdzie sproszone jest pół miasta, które prezentują osoby z różnych branży, a przy tym wszyscy uśmiechają się sztucznie, jakby naprawdę było im na rękę. On nie lubił udawać, nie lubił imprez, nie lubił ludzi, choć co do ostatniej kwestii to uczył się zmienić nastawienie. Czasem wydawał się wyrwany z tej bajki, choć codziennie sam w niej osobiście uczestniczył, choćby i w swoim miejscu pracy.

    Nie był pierwszy, ale nie pojawił się też ostatni. Przekraczając próg budynku, gdzie zostało zorganizowane przyjęcie przypomniał sobie, że właściwie na takie spotkania powinna zabrać się osobę towarzyszącą. W praktyce było to kolejnym bezsensownym wymogiem, którego nie spełnił i nawet się tym nie przejął. Rozejrzał się dookoła jakby czegoś poszukiwał. Po raz kolejny poprawił marynarkę, która choć układała się dobrze to zdawała się wyraźnie mu przeszkadzać, a prawdziwym powodem dyskomfortu był opatrunek znajdujący się na jego plecach. Miał nadzieję, że zbyt szybko nie przesiąknie.
    Przeszedł przez salę poszukując bufetu, jakiegoś alkoholu i najspokojniejszego kąta, nim ktoś dostrzeże jego obecność, a później zajmie mu czas nic nie wnoszącą rozmową, albo co gorsza czegoś będzie od niego chciał. Zapomniał tylko, że ze względu na swój strój często rzucał się w oczy. Tym razem, nie mogło być inaczej. Bo choć marynarka była w tradycyjnie ciemnym kolorze, tak jasna koszula miała amarantowe guziki i spinki mankietów z diamencikami tej samej barwy, obszycia na całości garnituru także zwracały uwagę, jak krawat i buty.

    Oparł się ramieniem o ścianę spoglądając w stronę wejścia. Wyglądał jakby liczył gości, a tak naprawdę odliczał już do końca imprezy, nim jeszcze właściwie się zaczęła. Ach, zanosiło się na nudną noc.

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  34. Nigdy nie przyznałaby się do tego przed bratem, ale miała świadomość, że wraz z siostrą dają mu nieźle w kość. Niestety nie trafiły mu się dwie ułożone i posłuszne dziewczynki. Każda z nich wywijała jakieś numery i pokazywała swoje humorki, a biedny Tony musiał to znosić. Pewnie obie mogłyby spróbować być mniej irytujące, aczkolwiek to było nadzwyczaj ciężkie, gdy braciszek był tak nadopiekuńczy i sądził, że może nimi sterować na lewo i prawo. Może robił to nieświadomie, może było to jakieś zboczenie zawodowe albo po prostu bardzo wczuł się w rolę jedynego mężczyzny w domu… Jednakże, tak czy siak, potrafił być wrzodem na tyłku. Oczywiście, doceniała jego starania i rozumiała jego troskę, acz pragnęła pełnej wolności i swobody, której braciszek nie był w stanie zaoferować. Sam był wolnym duchem, toteż była niezmiernie ciekawa co by się stało, gdyby pewnego razu rolę się odwróciły… Wiele razy tłumaczyła, że jest już dorosła, ale w jego oczach chyba już na zawsze miała pozostać młodszą siostrzyczką, która biegła do niego, gdy coś ją przestraszyło.
    – Tak i jeszcze zacznij mi dyktować, kiedy mogę chodzić do toalety. – odparła zirytowana, zaciskając dłonie w pięści, w dalszym ciągu nie spuszczając z niego wzroku. Takie wzrokowe bitwy były chyba ich znakiem rozpoznawczym…
    Jej brat był jedną z najważniejszych osób w jej życiu, lecz jednocześnie miał niezwykła umiejętność doprowadzania jej do szału w bardzo krótkim czasie. Pewnie działo to też w obie strony, ale teraz była zdenerwowana i całe zło oraz winę przelewała na brata.
    – Równie dobrze mógłbyś nie zachowywać się, jak dupek i powiedzieć mamie, że źle się czułam i poszłam wcześniej spać, ale ty wolisz urządzać szopkę i się rządzić. – stwierdziła, na chwilę przenosząc spojrzenie na drzwi, jakby faktycznie rozważała taką opcję. Jednakże gdyby przystała na jego propozycje, pozwoliłaby sobą rządzić, a to z pewnością nie leżała w jej naturze.
    – Mimo wszystko pamiętaj, że cię kocham i przypomnij sobie o tym, nim będziesz chciał mnie zamordować. – stwierdziła nieco spokojniejszym tonem i w tym samym momencie machnęła ręką, a w następnej sekundzie na głowie brata wylądował podłużny kosz na śmieci, który sięgał mniej więcej do jego pasa. Nie tracąc czasu, zerknęła jeszcze w stronę węża ogrodowego, który owinął się wokół nóg brata. Sama nie wiedziała jaka siła nią kierowała i dlaczego to zrobiła, ale nim zdążyła poddać się poczuciu winy, popędziła przed siebie, krzycząc jeszcze „Przepraszam”. Próbowała się usprawiedliwić tym, iż nie dał jej wyboru. Jednocześnie była zszokowana faktem, iż udało jej się zapanować choćby na chwilę nad swoją umiejętnością.


    wybacz świrniętej siostruni

    OdpowiedzUsuń
  35. Miała ogromne poczucie winy, które niemal ją zżerało i zmuszało do zawrócenia, powrotu do domu i przeproszenia brata za swoje gwałtowne zachowanie. Jednakże słynną cechą w ich rodzinie był upór oraz pewnego rodzaju przejawy dumy i niestety tym razem Sami nie zamierzała się wycofywać. Skoro powiedziała A, zamierzała również powiedzieć B. Poza tym była pewna, że Tony za jakiś czas jej to wybaczy. Pokrzyczy, pogniewa się, porobi złe miny i wreszcie mu przejdzie. W końcu zdarzało się jej robić gorsze rzeczy, zresztą tak samo, jak Sol, a jak widać, braciszek nadal kochał je nad życie i troszczył się o nie bardziej niż o samego siebie. Miłość wszystko wybaczy i tak dalej…
    Miała również pewność, że brat związałby ją od razu, gdyby dowiedział się co takiego właściwie zamierzała robić. Tym razem nie chodziło o imprezę, randkę czy jakieś miłe spotkanie z przyjaciółmi. Wraz z grupką znajomych planowała spędzić noc nad jeziorem, niedaleko opuszczonej posiadłości. Cała paczka chciała zgłębić tajemnicę tej dziwnej burzy, która z pewnością nie składała się ze zwykłych wyładowań elektrycznych. Odkryli, że właśnie w pobliżu tej posiadłości, burza pozostawiła po sobie spore ślady, które były jeszcze wyczuwalne. Przynajmniej tyle zrozumiała ze skomplikowanych, ubranych w pokrętne słowa i zbyt szybkich wyjaśnień kolegi, który był pewnego rodzaju naukowcem w tej ich paczce.
    Niestety tego dnia, świat najwyraźniej się na nią uwziął, a incydent przed domem najwyraźniej był jakimś ostrzeżeniem od niewidzialnych sił, które chciały ją ustrzec przed nadchodzącą katastrofą. Mogła ugiąć się przed bratem, ale tego nie zrobiła. Poza tym, skąd mogła wiedzieć, że ten wieczór w jednej chwili zamieni się w scenę z jakiegoś kryminału zmieszanego z horrorem?
    Z daleka dostrzegła auto, które zaparkowało niedaleko jeziora i początkowo sądziła, iż jest to pojazd któregoś z jej znajomych. Niestety, gdy się zbliżyła, zrozumiała, że była w błędzie. Dostrzegła dwie ciemne postacie, najprawdopodobniej dwóch mężczyzn. Później wszystko potoczyło się szybko. Jeden coś wrzasnął, wyciągnął pistolet i bez wahania strzelił, a ten drugi od razu runął na ziemię. Następnie zarejestrowała krzyk, który jak się okazało, wydobył się z jej ust, które od razu zasłoniła dłonią, jednak było już za późno. Uzbrojony nieznajomy wycelował w nią broń i jedynie za sprawą jakiegoś nagłego instynktu samoobronnego udało jej się, siłą woli wytrącić mu pistolet z ręki, by zaraz popędzić za siebie w stronę opuszczonej posiadłości.
    Słyszała, że za nią biegł i coś krzyczał, ale nie zatrzymała się ani na chwilę. Wpadła jak burza do budynku, wpierw uderzając kilkakrotnie ramieniem w zardzewiałe drzwi. Zaryglowała je jakimś krzesłem i popędziła po spróchniałych schodach na górne piętro, by następnie wbiec do jakiegoś pokoju i ukryć się za starą komodą. Dopiero wtedy drżącymi rękami sięgnęła do kieszeni po telefon. Przez moment zmagała się z ekranem, nie mogąc wybrać odpowiedniego numeru, ale wreszcie jakimś cudem się udało.
    – Tony, on.. on, on strzelił. Chyba go zabił, nie wiem. – to były pierwsze słowa, jakie wydukała, gdy tylko brat odebrał telefon. Nie miały ładu i składu, ale cała się trzęsła i z ledwością udawało jej się zaczerpnąć kolejnego oddechu.

    nie morduj, bądź superbohaterem

    OdpowiedzUsuń
  36. — Myślisz, że wiem? — Odpowiedział na pytanie swojego ukochanego, marszcząc delikatnie nos. Wiedział, że Tony chciał, jak najszybciej pozbyć się ducha swojego ojca, jednocześnie nie wkładając w to za dużo wysiłku. Problem polegał na tym, że Corpse nie miał pojęcia jakie jest minimum. Owszem, pojawiały się inne duchy z różnymi prośbami, ale Heath nie wiedział jeszcze, jak to wszystko dokładnie działało. Minęło za mało czasu, aby umiał dokładnie sprecyzować co muszą zrobić, aby duch zaznał spokoju. Tym bardziej, że był to duch z rodziny. — Wszystkie poprzednie chciały ode mnie raczej… nic istotnego, w porównaniu z tym. — Mruknął. No, był jeszcze jeden, który chyba wziął sobie za punkt honoru znęcanie się nad nim już do końca jego dni, ale… był w stanie to zrozumieć, w końcu zamordował tamtego człowieka. To, że sobie zasłużył było inną sprawą. Poza tym… grzebał później razem z Clay’em w jego flakach. Oh, Heath, nie jesteś dobrym człowiekiem.
    — Po prostu… znajdź go. Daj mu informację, że nie został sam, że się nim… w jakiś tam sposób zajmiesz. — Westchnął, obejmując ramionami swojego ukochanego. — Wiesz, ważne, żeby wiedział, że nie jest po prostu sam. Poza tym… może on wcale nie będzie chciał pomocy. Ojciec nie może zmusić ani ciebie, ani jego do czegoś, czego oboje nie będziecie chcieli. — Dodał, wsuwając palce w jego włosy i delikatnie gładząc go po głowie. Nie miał pewności. Tak naprawdę w tym momencie nie wiedział co mają robić. Wizja zajmowania się przyrodnim bratem o którego istnieniu prawdopodobnie, gdyby nie Heath i jego nowe zdolności, Tony w ogóle by nie wiedział z pewnością nie było łatwa. Poza tym, już to ustaliliśmy. Heath nie chciałby być w skórze Anthony’ego, aczkolwiek po części był. W końcu to był ich wspólny problem, Corpse nie zamierzał się wycofać dopóki Tony jasno go o to nie poprosi lub zwyczajnie nie zakaże mu. Tym czasem, tkwili w tym razem.
    — Podał mi adres. — Mruknął cicho. — Jak tylko będziesz gotowy, możemy tam pojechać. — Dodał jeszcze, nie przestając gładzić swojego ukochanego.

    Ukochany

    OdpowiedzUsuń
  37. Głos brata od razu zadziałał na nią kojąco, przynajmniej w minimalnym stopniu. Tony w takich chwilach potrafił być opanowany i dzięki temu czuła się przy nim bezpiecznie. Od małego go podziwiała. Był jej dużym bratem, bohaterem, w którego ramionach mogła się skryć, gdy potwory z ciemności nie chciały dać jej spokoju albo sny były zbyt straszne i realistyczne. Pamiętała, że jako mała dziewczynka uważała go za niepokonanego i nieustraszonego. Co prawda zawsze był jeszcze ojciec, ale jego często nie było i nie był w stosunku do niej, aż tak czuły. W dodatku po jego śmierci, to Tony był jej jedynym oparciem. Pomógł jej przez to przejść i jakoś się z tym pogodzić. Właśnie dlatego do niego zadzwoniła. Wiedziała, że nieważne co by się działo, jakoś jej pomoże. Minęło wiele lat i przestała się bać potworów spod łóżka, jednakże Tony w dalszym ciągu był jej bohaterem. Może już mu tego nie mówiła, ale tak z pewnością było.
    Słysząc jego pytanie, otworzyła usta, ale zaraz ponownie je zacisnęła, ponieważ nie mogła nic z siebie wydusić. Zamknęła na chwilę oczy, biorąc głęboki oddech i próbując przywołać się do porządku. Nie mogła spanikować, nie tak została wychowana i nie tak działała jej rodzina. – Opuszczony dom niedaleko tego jeziora przy elektrowni. – odparła po chwili wahania i ku własnemu zdziwieniu, jakoś opanowała drżenie swojego głosu.
    – Dobrze. – odparła, kiwając głową, choć on nie mógł tego zobaczyć. Chyba pierwszy raz od dawna przystała na wszystkie jego rozkazu, bez żadnego sprzeciwu i buntu. Nie było irytacji i wyzwisk. Wszystko teraz zniknęło, a jedyne, o czym marzyła, to zobaczyć swojego brata i przytulić go najmocniej jak mogła, a później już więcej nie puszczać.
    – Tony, drzwi się otworzyły. – szepnęła, w chwili, gdy usłyszała huk, który zapewne wywołało spadającego krzesło, którym zastawiła drzwi wejściowe oraz skrzypnięcie, które rozniosło się po cały domu. Zastygła w bezruchu, zakrywając dłonią usta w obawie, że nawet jej oddech zostanie usłyszany.
    Po chwili z dołu dobiegł głos mężczyzny, który najprawdopodobniej przechadzał się po rezydencji, nawołując ją co chwila. Nigdy tego nie rozumiała. Czy złoczyńcy naprawdę sądzili, że ich ofiara wyjdzie ze swojego ukrycia? Będzie tak głupia i po prostu im się odda, tak bez walki? Ona na pewno nie zamierzała tego robić. Liczyła tylko na to, że jej brat zdąży dojechać na miejsce, nim facet odkryje jej kryjówkę.
    Kilka chwil później usłyszała strzał, który przestraszył ją tak bardzo, iż komórka wyleciała jej z dłoni. Najwyraźniej mężczyzna w coś strzelił, jednakże z tego, co zdążyła wywnioskować, w dalszym ciągu przeszukiwał parter, który chyba był dosyć rozległy, skoro wciąż nie dotarł do schodów. Szybko sięgnęła po komórkę i wybrała numer brata, ponieważ najwyraźniej przed chwilą zerwało się połączenie.

    OdpowiedzUsuń
  38. Słysząc jego słowa, zmarszczyła ze złością brwi a jej czekoladowe oczy przeniosły się na wielkie okno w salonie, które oczywiście było odsłonięte. Boże, ona oszaleje! Na pewno jakiś sąsiad już coś zauważył i zadzwonił na policje. Marisol była tego niemalże pewna i nie, wcale nie histeryzowała. Podbiegła do okna, szybko i zręcznie spuszczając rolety. Wzięła kolejny głębszy wdech i zmrużone spojrzenie skierowała na swojego starszego brata, zaciskając mocno wargi. Po chwili z obrzydzeniem przeniosła wzrok na zwłoki i niemalże się wzdrygnęła, z widocznym obrzydzeniem i niechęcią wymalowaną na tej ślicznej, słodziutkiej buźce. Boże, Boże, Boże... On niedługo zacznie się rozkładać.
    — Och, najpierw zabiłeś człowieka, a teraz oskarżasz mnie że go znałam i chcesz zakleić mi usta, jak jakiejś zakładniczce! — zapiszczała, histeryzując. Zdecydowanie przesadzała i przekręcała jego słowa tak jak jej było wygodnie.
    Kiedy jednak złapał ją za ramiona, zdecydowanie za mocno, czego nie powinien był robić i kiedy zmusił ją aby spojrzała mu w oczy, jej zazwyczaj ciemnoczekoladowe tęczówki zaczęły się świecić na żółto co było zdecydowanie złym znakiem. Zawsze miała tak przed przemianą w wilka i absolutnie zawsze się w niego zmieniała pod wpływem mocnych emocji, kiedy była zła i wzburzona. Anthony jednak nigdy nie widział jej przemiany i nie życzyła mu tego, bo pod postacią zwierzęcia nie panowała nad sobą.
    — Nie mam zamiaru być, do jasnej cholery, spokojna! Gdzie jest Twój chłoptaś? Kto Ci pomoże zająć się zwłokami? Ja na pewno tego nie zrobię! A sam nie dasz rady! I skąd wiesz, że był zły? Może to zwykły złodziejaszek, który chciał zabrać nasze pachnące świeczki i kolorowe wazony?! Może nie chciał nikogo skrzywdzić? — podniosła swój piskliwy głosik, gwałtownie i nerwowo gestykulując. Nie potrafiła się uspokoić i nawet nie chciała.
    Kurwa mać. W jej głowie malowały się tylko przekleństwa, spojrzała na niego groźnie, a jej oczy niebezpiecznie błyszczały. Czuła jak znowu ogarnia ją to dziwne uczucie, którego po raz pierwszy doświadczyła w czasie burzy. Zazgrzytała zębami i czując ból rozchodzący się po całym jej ciele, czując te bolesne łamanie w kościach oraz to jak jej skóra była rozpalona, wręcz ją paliła. Doskonale zdążyła poznać ten proces i nie mogła uwierzyć że to znowu się działo. Warknęła głośno, podnosząc głowę i roziskrzonymi oczami, które teraz były całe złociste. Jej ukochany braciszek mógł obserwować jej przemianę, to jak jej ludzkie ciało zamieniało się w zwierzęce i powoli obrosło białym futrem; to jak zęby zastąpiły kły, a twarz wilczy pysk. Jej oczy ze złotych zmieniły się w błękitne, a ona już pod postacią wilka wskoczyła na stolik, zrzucając z niego wszystkie rzeczy, potłukła wazon jak i ozdobne świeczki o których wcześniej wspominała w przypływie ataku swojej histerii. Warknęła kolejny raz, tym razem zrzucając z impetem szybę ze szklanego stolika, ją także tłukąc.

    siostrunia w roli wilczka, która z pewnością da braciszkowi popalić

    OdpowiedzUsuń
  39. Nim usłyszał własne nazwisko jego spojrzenie skierowane już było na mężczyznę, który jeszcze chwilę wcześniej zmierzał w jego stronę, a teraz stał przed nim. Jednak jedynym powodem dla którego zwrócił na niego uwagę wcześniej byli towarzyszący mu ochroniarze. Albo miał tylu wrogów, albo musiał być kimś ważnym. Jimmy skinął głową potwierdzając swoją tożsamość, nim jeszcze zabrał głos. Odebrał od niego kieliszek wypełniony szampanem, zapominając o obietnicy danej samemu sobie o niemieszaniu alkoholi.
    – Jimmy Saint, właściciel The Tesseract – powtórzył za Wardem, dodając po krótkiej pauzie – ale jak widać pan doskonale zna moją tożsamość, a jak również podejrzewam, większości tutaj obecnych – odpowiedział spokojnie, swobodnie ściskając dłoń mężczyzny stojącego przed nim.
    Wydawało mu się, że gdzieś już słyszał to nazwisko, ale nie mógł sobie przypomnieć, przy jakiej okazji, albo z czym mogło być związane. Porzucił szybko te myśli, wracając do tego, co było tu i teraz. Nie miał pojęcia, o czym rozmawia się w takich miejscach, nie wiedział nawet co jest w dobrych manierach, a czego powinno się wystrzegać. Po prostu, zawsze starał się żyć z dala od takich przyjęć, bo właśnie w takim towarzystwie okazywało się, że on do niego nie pasuje.
    – Przepraszam, lokalny inwestor to bardzo ogólne stwierdzenie? Jakiś konkretny kierunek inwestycji? – spytał upijając łyk z zawartości kieliszka.
    Przynajmniej próbował rozmawiać, a to już był sukces, przynajmniej tak mu się wydawało.

    [Ostatnio jakoś dłużej mi się myśli, a krócej pisze. I to samo tak, uch!]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  40. Anubis nawet nie był wściekły. Ba, posiadał te cechy, które poniekąd stawiały go wysoko ponad innymi; był cierpliwy. Cholera, tak cierpliwy, że mało kto mógł dorównać mu w tej dziedzinie. I ostrożny. Nigdy nie działał pochopnie, a rozluźnienie było luksusem, na który nie mógł pozwolić sobie ktoś taki jak on. Zawsze spięty, działający pod presją własnego umysłu i dokładny w każdym calu. Pedant, co zdecydowanie nie sprzyjało życiu informatora; jasne, wszystko sprawdzał z najwyższą pieczołowitością, potrafił dotrzeć do źródła, składając w całość drobne sygnały, a jego intelekt nie podlegał wątpliwościom, toteż bez problemu radził sobie z zagadkami i niewiadomymi. To oczywiste, że nie miał monopolu na informacje. Jego informacje były jednak najlepsze; zawsze potwierdzone, pewne i nieomylne. starannie sprawdzane z kilkoma źródłami, selekcjonowane i szczegółowe. W pracy takiej jak ta nie można było pozwolić sobie na zaniedbanie.
    Ale jednak zawsze najsłabszym ogniwem siatki okazywał się człowiek. Człowiek, który go zdradził. Człowiek, którego dni już były policzone. Spłonie żywcem, a on z oczami pełnymi szaleństwa rozrzuci jego prochy nad domem ukochanej matki. I uśmiechnie się półgębkiem, zapłacze udawanie i wróci do życia, gdy jego dusza nadal pozostanie niesplamiona.
    Sumienie w jego przypadku partoliło robotę po całości. Nie miał wyrzutów, nie czuł poczucia winy; czasami czuł się wręcz jak zaprogramowana maszyna, stworzona do zabijania. Cierpiał jak inni, odczuwał radość i strach, lecz chłód jaki opiewał jego serce wybijał się ponad horyzont. Ahern, choć nie do końca zdrowy psychicznie, znał wartość ludzkiego życia. Pomimo że stopniowo traciło swe znaczenie, a śmierć nie była niczym innym jak kolejną szpilką na mapie. On jednak wciąż wiedział i hołdował przekonaniu, że dobrych ludzi się nie marnuje.
    Pojawienie się szefa utwierdziło go w pewnym przekonaniu; na pewno nie miał do czynienia z nikim głupim. Ba, znał tego faceta na tyle dobrze, iż potrafiłby podać miejsce jego ostatniego seksu. Informacje o nim były dobrze płatne, choć ostatnio nikt o nie nie prosił. Ward też najwyraźniej nie pozostawał mu dłużny i zdawał sobie sprawę, że ma do czynienia z kimś niebezpiecznym. Byli więc jak dwóch rycerzy na polu bitwy z identycznie długimi kopiami. Gra toczyła się o to, kto mocniej będzie potrafił dźgnąć.
    Przedstawienie Setha było czystym odruchem, a nie teatralnym pokazem siły. Wyrastające ogniste kręgi stały się jego codziennością, a on całkowicie bezwolnie pozwalał im wzrastać i otaczać przeciwników. Gdyby miał kontrolę, nie zrobiłby tego. Najbardziej niebezpiecznym wrogiem w końcu, okazywał się ten, o którym wiemy najmniej. Anubis miał kilkanaście asów w rękawie, przygotowanych na wypadek sytuacji losowych. Asów, których nigdy nie używał. Miał obsesję na punkcie kontroli; miał obsesję na punkcie planów B, C i D. Pamiętaj, jesteś omylny. Zawsze pomyśl dwa razy, a i wtedy przygotuj sobie trzy alternatywy.
    Jego twarz nawet nie drgnęła, gdy uważnie słuchał słów swojego
    towarzysza.
    Często spotykał się z takimi typami, a ten najwidoczniej mógł mieć mu do zaoferowania trochę... ciekawych rzeczy. Pytanie tylko o co toczyła się gra. O dillera narkotyków, informacji, czy może zwykłego człowieka z umiejętnością panowania nad ogniem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabicie tego człowieka nie wywarło na nim pozytywnego wrażenia. Śmierć wiernych sługów była marnotrawstwem, a Anubis nienawidził marnotrawstwa. Zwłaszcza w tak trywialnej sytuacji jak próba ujawnienia swoich umiejętności. Nie, zdecydowanie nie podobała mu się ta forma działania; nie drgnął jednak nawet, jedynie podnosząc się z krzesła i spoglądając w dal. Zastanawiał się, czy uświadomić tego człowieka...
      — Nie jestem zwolennikiem zabijania ludzi, którzy mogą mi się przydać — stwierdził zimno, a ognisty krąg wypalił się samoistnie, gdy tylko przeniknął go swoim ciałem. — Aczkolwiek doceniam fantazyjny pokaz siły. Mogliśmy jednak darować sobie wzajemne wyrzynanie i jak ludzie cywilizowani od razu porozmawiać twarzą w twarz. Bardzo nie lubię palić ludzi żywcem. Ich prochy trudno się sprząta, a swąd palonych włosów jest okropny... — choć Ahern nie posiadał już zmysłu węchu, nie chwalił się tą niedogodnością. Stwarzał pozory, zdradzając jak najmniej, chcąc tylko dowiedzieć się jakie widma zawisły na jego głową. Nie wiedział kim ma być, której osobowości się poddać... dlatego cierpliwie czekał na moment, kiedy jakiś szept zdradzi mu tajemnicę, dlaczego się tu znalazł...
      Bo nie chodziło o to, że brak było powodów. Chodziło o to, że powodów było za dużo...

      Anubis

      Usuń
  41. — Pewnie, miejmy to już za sobą. — Skinął głową. Im szybciej odwiedzą młodszego brata Tony’ego i załatwią wszystkie formalności tym szybciej będą mieli spokój… Tak przynajmniej wydawało się Heathowi. Był zły na siebie i tę swoją moc. Gdyby tylko potrafił coś przydatnego, coś ciekawszego… Pewnie w tym czasie dzwoniłby do Clay’a informując go, że musi wyjechać na kilka dni, a zaraz później razem ze swoim ukochanym pakowaliby torby, aby jak najszybciej znaleźć się na lotnisku. Szlag jednak to wszystko trafił, bo zmarły ojczulek Warda musiał się pojawić. Oczywiście w momencie, gdy zaczynało robić się po prostu przyjemnie. Uwielbiał te momenty, gdy oboje wracali do domu i mogli po prostu usiąść wspólnie na kanapie czy też położyć się i po prostu, przytulić się i być obok siebie, dla siebie. — Mam nadzieję, że twój ojciec nie będzie wściekły, że go wyślesz do internatu. Nie chcę go ciągle widzieć. — Jęknął, wtulając się w silne ramiona Warda, zaciskając w dłoniach materiał jego koszulki. Nigdy wcześniej nie podejrzewałby, że ich życie zmieni się, aż tak. Jasne, oboje nie byli normalni o czym zdołali się już niejednokrotnie przekonać, a ich życie codzienne z pewnością nie należało do tego przeciętnego i nudnego, jednak burza i wszystkie jej konsekwencje namieszały w nim jeszcze bardziej i o ile poprzedni stan Heathowi w żaden sposób nie przeszkadzał, tak pewne, nowo nabyte umiejętności zaczynały go z każdym dniem coraz bardziej irytować, a przynajmniej ta jego własna.
    — Chodźmy. — Szepnął, opierając się czołem o jego klatkę piersiową i rozluźniając uchwyt, jednocześnie wypuszczając materiał koszulki spomiędzy palców. Ręką szybko jednak sięgnął dłoni ukochanego i pociągnął go delikatnie. Chciał móc już to wszystko uznać za wspomnienie, najlepiej odległe i zapomnienie. Zdawał sobie jednak sprawę, że pewnie tak łatwo nie będzie, jakby sobie tego życzył.

    Heath

    OdpowiedzUsuń
  42. — High Street, w stronę Windsor Castle — Heath spojrzał na Tony’ego zastanawiając się jaki numer owej ulicy powinni odwiedzić. Zmarszczył delikatnie brwi, skupiając się i próbując sobie przypomnieć o czym mówił jego ojciec. — Piętnaście. High Street 15, w stronę Windsor Castle. —Powtórzył, myśląc którędy znajdą się jak najszybciej na miejscu. — Chodź, idziemy. — Chwycił jego dłoń i pociągnął go mocno, przypominając sobie, co to dokładnie za miejsce. Był tam przecież dwa tygodnie temu, gdy miał do rozegrania swoją partię. Nie był pewien, czy na pewno powinien się tam pojawiać po tak krótkim czasie, ale przecież obiecał już Wardowi, że będzie razem z nim. Nie zamierzał więc wspominać o jego poprzedniej ofierze, która zamieszkiwała tamtą ulicę. Chwycił tylko mocno jego dłoń i pociągnął za sobą. Skoro mieli to załatwić, jak najszybciej musieli po prostu wsadzić swoje tyłki do samochodu i pojechać tam. Heath wiedział, która droga jest najkrótsza i najmniej uczęszczana. Nadawała się idealnie. Pociągnął więc ukochanego za rękę i poprowadził z powrotem do mieszkania, podszedł do jednej z szafek i chwycił klucze od samochodu. Zamierzał prowadzić, Anthony był za bardzo zdenerwowany, a Corpse potrafił idealnie panować nad swoimi emocjami, szczególnie w takich momentach.
    — Dojedziemy tam, załatwimy co mamy do załatwienia i wracamy, jasne? Nie zostajemy tam za długo, nie sterczymy pod drzwiami, jeżeli nie będzie chciał nam otworzyć, okej? — Oznajmił. Nie mógł ryzykować, że ktoś z mieszkańców byłby w stanie go rozpoznać. Niby był pewien, że dwa tygodnie temu nikt go nie widział, ale… życie bywało przewrotne i różne rzeczy się zdarzały.

    Heath

    OdpowiedzUsuń
  43. [O jeju, a ja tak lubię być zjadana, że wpadam bez jakiegokolwiek namysłu. Wybrać miałam, więc jestem u tego cudownego pana. Sądzę, że go i Lenkę sprawnie połączyłyby szemrane interesy. No i zdecydowanie lepiej czuję się pisząc jednak damsko—męskie. W ogóle kartę tego pana obczaiłam już wcześniej. Prawie od razu się w nim zakochałam, w ukochanej elektrokinezie, no i tatuaże takie supi. Wyprowadź tego skurwysyna, bo skończy na OIOMie, śmieję się mocno. To co, pakujemy ich w jakąś akcję?]

    Elena Belorusova

    OdpowiedzUsuń