09 maja 1970

Turn your wounds into wisdom...

Samantha  Ward
Dwadzieścia cztery lata -- W miarę płatny staż w galerii sztuki -- Telekineza, z którą dosyć często sobie nie radzi -- Młodsza siostra nadopiekuńczego brata -- Pięć lat trenowała gimnastykę -- Ma własne mieszkanie, ale przynajmniej trzy razy w tygodniu nocuje w rodzinnym domu, by mieć oko na matkę -- Popala tylko w nerwowych chwilach i to po tajniaku, czasami też pociera tatuaż na nadgarstku -- Zazwyczaj uśmiechnięta -- Trochę sarkastyczna i ironiczna -- Skryta marzycielka -- Uczuciowa i rodzinna -- Potrafi być cholernie irytujące, a po chwili przymilać się jak kociak -- Całkiem dobra aktorka -- Co z tego, że jesteś dorosła? Dla nich dalej jesteś dzieckiem. 


Przychodzi moment, gdy zamykasz oczy i nie widzisz wszechogarniającej ciemności. Widzisz obrazy, które przewijają się co pół sekundy, by za jakiś czas pojawić się ponownie. Wtedy czujesz się jakby ktoś włożył ci do głowy kasetę, która co chwila odtwarza się od nowa. Nie pomaga świadomość, iż to wszystko już minęło i nie wróci. Nie wystarcza myśl o bracie, który gotów jest dla ciebie zabić. W tamtym momencie zostajesz sama przeciwko obrazom trudnego ojca, którego mimo wszystko kochałaś, jego uśmiech, oczy błyszczące dumą lub rozgoryczeniem. Później widzisz nagrobek z jego imieniem. Gdzieś tam przewijają się jeszcze prawie zapomniane, niemal zamazane chwile spędzone w pędzącym aucie, opaska na oczach, która w pewnym momencie się zsunęła... Krzyki, pistolety i wyzwiska... Ale to wszystko przeszłość, to już było. Później słyszysz budzik i zaczyna się nowy dzień. Uśmiechasz się na wpół zaspana, uchylając niechętnie powieki. Na dole słyszysz już krzątającą się mamę i wiesz, że wszystko zawsze jakoś się układa. 

Od dawna nie byłam na blogu grupowym, więc to dla mnie miła odmiana, ale jednocześnie drobne wyzwanie. Mam nadzieję, że jakoś się dogadamy. W takim razie zapraszamy do wątków i powiązań. Jesteśmy bardzo otwarte, zaczynamy i wymyślamy, różnie to bywa.
Na zdjęciu Josephine Skriver. 



23 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. [Dobra, nie wypada żeby braciszek zostawił tak mało kreatywny komentarz ;) Więc.. Sami jest cudowna, nie mogę się doczekać aż owinie sobie Tony'ego wokół palca ♥
      Witaj, baw się z nami dobrze!]

      Anthony Ward

      Usuń
  2. [O, kogo moje oczy widzą! Czeeeeeeeść sisi ♥ Piękny wizerunek! Karta też bardzo ładnie napisana. :) Chodź do nas, wymyślmy naszym dziewczynom coś fajnego i uprzykrzmy życie braciszkowi ♥]

    Marisol Ward

    OdpowiedzUsuń
  3. [Nie mam pojęcia, co przywiodło cię pod moją kartę, nim ja zawitałam u ciebie, ale nie mogłam uwierzyć w to, co czytam. Kupiłaś mnie swoim pomysłem <3 Nie najłatwiej wynająć klub, nie mówiąc o umówieniu spotkania z Jimmym, ale jak już się uda to on na prawdę potrafi iść na rękę i pomóc w wielu rzeczach typowo organizacyjnych :D Co prawda, nie wiem czy jednak byłby w stanie zastąpić striptizera, ale... to chyba w tym wszystkim najbardziej mnie urzekło. Czuję dziwną radochę przy tym pomyśle <3 Choć tak naprawdę nie wiem, czy ja się do niego nadaję, znaczy nie tyle ja, co Jimmy XD]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Powitać :)
    Nie wiem od czego zacząć... Karta bardzo fajnie zbudowana, ciekawa pani, śliczny wizerunek i ... i urzekła mnie swoim charakterem :D Choć do mnie, a może coś razem wymyślimy i stworzymy fajny wątek. A tak poza tym to życzę mnóstwa weny, przyjemnego i udanego wątkowania ^^ ]

    Carter

    OdpowiedzUsuń
  5. [Poślij mi mejla, tam wszystko ustalimy ;)
    francoise.dorleac96@gmail.com ]

    Sol

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Ja myślę żeby to wszystko poskładać w całość xD A więc: może być sobie jakaś impreza na której się poznali i na niej mogą mieć chwilę zapomnienia ( owszem Carter został usidlony przez jedną taką, ale dopiero po 2 miesiącach od zmądrzał na tyle by ani razu już nie spojrzeć na inną ), a później Carter mógłby zacząć się przemieniać, ona się cholernie wystraszy, on zwieje z imprezy żeby nie robić wokół siebie zamieszania... To takie powiązanie, a obecnie mogą się przypadkowo gdzieś spotkać i Samantha może mu nie dać spokoju przez swoją ciekawość i może go próbować przeprosić, że po namiętnie spędzonej nocy zostawiła go samego, gdy on nie wiedział co się z nim dzieje xD Będziemy mieć i powiązanie i pomysł na czas teraźniejszy. Może tak być? ]

    Carter

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Mogę ci to zostawić jeśli nie masz nic przeciwko? :D
    A miejsce to już tam obojętnie, wszędzie mogą na siebie wpaść ]

    Carter

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cudna pani! Wydaje się taką pozytywną osóbką, a jednocześnie kruchą, choć wnioskuję, że starszy braciszek nie pozwoli jej tknąć. Pewnie się myli, bo Sam nie może być z porcelany... ale rodziny się nie wybiera, prawda?
    Podoba mi się to, jak piszesz. Tak lekko, obrazowo i po prostu ładnie. Sama karta też jest bardzo estetyczna i ładna wizualnie, co oczywiście pochwalam. Mam nadzieję, że Sammy poradzi sobie z telekinezą i wreszcie uda jej się jako tako ją ujarzmić!
    Ode mnie masy chęci, wątków i długiego stażu, o! A w razie, gdybyś miała ochotę, zawsze możemy skrobnąć jakiś ciekawy wątek!]

    najgorętsza 1/2 administracji & Anubis Ahern

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszył się, że Sami jako jedyna z rodzeństwa pomyślała o matce. Oczywiście to nie tak, że Tony nie myślał wcale. Myślał, pomagał jak tylko mógł, dbał o rodzicielkę i dotrzymywał jej towarzystwa gdy tylko miał okazję, jednak prawda była taka, że uciekł z domu, kiedy ojciec zaczynał wprowadzać go w rodzinny interes. Wiedział, że mama tego dla niego nie chciała, widział jak się denerwowała za każdym razem kiedy wychodził, więc wolał się odsunąć, by dać zarówno sobie i jej przestrzeń. Później ojciec zmarł i myślał o tym, by wrócić, zająć się swoimi kobietami, ale już nie potrafił. Zasmakował samotnego życia, no i pojawił się Heath, jakoś nie wyobrażał sobie przyprowadzania go pod matczyny dach. Dlatego został na swoim, a niedługo po tym dołączył do niego ukochany.
    Mimo wszystko odwiedzał mamę, kiedy tylko miał okazję, a okazja przytrafiła się teraz. Po krótkiej rozmowie telefonicznej ustalili, że jeszcze nie jest za późno i jeśli tylko przywiezie chińszczyznę dla niej i Sami, to jest mile widziany. Więc wędrował z pobliskiej knajpki, która serwowała najlepsze kluski jakie w życiu jadł, zadowolony, że uda mu się złapać też siostrę.
    A przynajmniej był zadowolony, dopóki nie zwaliła się na ziemię tuż przed jego nogami, co oczywiście zrobiła z przystającą jej gracją, ale mimo wszystko, trochę go zaskoczyła. Z ledwością powstrzymał falę elektryczności, która jak na zawołanie pojawiła się w jego dłoni.
    -Co do chuja, Sam? –warknął wpatrując się to w nią, to w dach, z którego przed chwilą zeskoczyła. Wcale nie wyglądało to tak, jakby robiła to po raz pierwszy, co jeszcze bardziej go zdenerwowało. –Przykro mi, nigdzie się nie wybierasz. Mama czeka na mnie i jedzenie, mówiła że jesteś w domu, nie chcesz chyba żeby się dowiedziała, że wymykasz się przez okno, co? –zapytał łapiąc ją za ramię i ruszył w stronę drzwi wejściowych. –Wrócisz na górę i jak gdyby nigdy nic zejdziesz, kiedy mama Cię zawoła. A my sobie porozmawiamy później. –dodał kręcąc głową. Chciało mu się śmiać na myśl, że Sami ucieka się do takich sztuczek by wyjść z domu, jednak nie dziwił jej się. Wiedział, że od śmierci ojca mama zrobiła się jeszcze bardziej wrażliwa i martwiła się o każde z nich. Nie zmieniało to jednak faktu, że to nie był dobry moment na wymykanie się, a on nie zamierzał pozwolić by matka się o tym dowiedziała.

    nieco apodyktyczny braciszek ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. [On nie z tych, co mieliby kogokolwiek zabijać. W ogóle, jakoś niespecjalnie umie się też złościć. Taki sympatyczny z niego gość, choć nie lubi ludzi :D Mnie właściwie bez różnicy kto zacznie, kwestia od której strony będzie łatwiej. Z Jimmym umówić się na spotkanie to rzecz prawie niemożliwa, ale można go złapać czasem, jak spaceruje po klubie, czy siedzi przy jednym z barów ;) W ten sposób najłatwiej go zagadać, oby tylko trafić w jego dobry dzień :P A tymczasem wybiera się na bal dobroczynny, gdzie będzie miał (wątpliwą) przyjemność z jej bratem ;)]

    Jimmy S.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oczywiście, że nie miał zamiaru dać się nabrać na jej słodkie miny. Krew w nim wrzała, a dłonie zaciśnięte w pięści świerzbiły, by za chabety zaciągnąć ją do domu. Miał dosyć tego, jak sobie siostry z nim pogrywały. Jedna i druga wiecznie robiła mu na złość i nie słuchała jego gorących próśb. Obie nie zdawały sobie sprawy jak bardzo niebezpieczne, szczególnie dla nich, było to miasto. Obie lekceważyły go na każdym kroku i liczyły na to, że słodki uśmiech wszystko załatwi. Zamierzał z tym skończyć. Po śmierci ojca miał sporo innych zajęć, które wymagały jego skupienia i poświęcenia całej uwagi, ale teraz kiedy już nad wszystkim zapanował, zamierzał wziąć się za te dwie małe zołzy, które każdego dnia znajdowały kolejny sposób na uprzykrzenie mu życia.
    Nie dbał o to, że są dorosłe, a przynajmniej same siebie za takie uważały. Nawet jak będą miały osiemdziesiąt lat i będą podpierać się laską, nadal będą jego młodszymi siostrami, którymi ma obowiązek się opiekować. Dopiero po jego śmierci mogły liczyć na względny sposób, choć niewątpliwie zadba o to, by wtedy też ktoś nad nimi czuwał.
    Westchnął cicho, kiedy zaparła się nogami tuż przed samymi drzwiami. Naprawdę nie miał ochoty z nią walczyć, bo doskonale wiedział, że nie odpuści i postawi na swoim. W tym momencie nie chodziło o nią, o jej potrzebę wyjścia czy jakiekolwiek widzimisię. Chodziło o matkę, która za chwilę zawoła ją na kolację, a jeśli jej nie będzie, zacznie się zamartwiać. Więc mogła sobie mówić co chce, mogła się stawiać, ale to nie zmieni jego zdania.
    -Nie, nie chcę. Dlatego wrócisz do środka i będziesz udawać, że oderwaliśmy Cię od niezwykle interesującej książki, którą miałaś zamiar czytać całą noc. –warknął uparcie wpatrując się w jej oczy. Po części potrafił ją zrozumieć, sam też wymykał się po cichu i rzadko kiedy słuchał matki, ale on nigdy nie został na tym przyłapany. –Nie prowokuj mnie, mała. Dobrze wiesz, że z dwojga złego, wolę żebyś to Ty była na mnie wściekła, niż żeby mama się martwiła. Zrobiłabyś dokładnie to samo. –mruknął puszczając jej ramię i zrobił krok w tył, by dać jej przestrzeń. Miała wybór. Jeśli wróci do domu, będzie udawał że nic się nie stało, może nawet zapomni o tym, że najwidoczniej nie pierwszy raz ucieka przez okno. Jednak jeśli wybierze wyjście, nie gwarantował, że daleko zajdzie.

    słuchaj mądrego braciszka!

    OdpowiedzUsuń
  12. [Cześć! Dziękuję serdecznie za pochwały, szczególnie że akurat co do obrazowości swojego stylu zawsze mam jakieś ale. No w każdym razie miło wiedzieć, że jednak jakoś się to wszystko składa na scenę "widzianą". A co do wątku, to jeśli nie masz nic przeciwko, na razie skupię się na naszym wątku między Lexy, a Kaiem. Nie wykluczam kolejnej gry, ale to może dopiero w wakacje, jak będę dysponować większą ilością czasu. :) Mam tę przykrą tendencję, że jak widzę nowy blog to mam ochotę się na niego zapisać, a potem nie wyrabiam z niczym. Tak jak teraz, haha.

    Tymczasem życzę owocnych wątków i mnóstwa weny!]

    Chris

    OdpowiedzUsuń
  13. Nigdy nie uważał, że ma prawo nimi sterować i rządzić ich życiami. Nigdy nie chciał, by myślały o nim w taki sposób. Czuł się w obowiązku, by o nie dbać, bo był jedynym mężczyzną, który mógł to zrobić. Wiedział, że czasem przesadzał, że stawał się nadopiekuńczy, ale robił to tylko dla ich dobra, nigdy dla własnej zabawy. Więc jeszcze bardziej doprowadzały go do szału, kiedy ignorowały jego prośby i robiły mu na złość.
    Niestety, nie potrafił jeszcze znaleźć złotego środka pomiędzy troską, a przesadną kontrolą i choć ufał swoim kobietom, nie ufał tym, które je otaczają, a łatwiej było upilnować dwie rozwydrzone siostry, niż całe miasto. Więc przesadzał, rządził się i dyktował warunki, niczym szaleniec, który za każdym razem liczy na inny efekt, mimo że jeszcze nigdy tak po prostu go nie posłuchały.
    Prychnął w reakcji na jej słowa. Teraz już naprawdę przesadzała. Unosiła się honorem, choć absolutnie nie było to potrzebne. Nie urządzał szopki, wręcz przeciwnie. Starał się rozwiązać całą sytuację w możliwie jak najmniej efektywny sposób, choć równie dobrze mógł przerzucić ją przez ramię i wejść do domu, jak gdyby nigdy nic. W jakiś sposób wytłumaczyłby mamie jakim cudem przyniósł ją z dworu, kiedy teoretycznie siedziała w pokoju.
    W reakcji na następne słowa zmarszczył brwi, zupełnie nie rozumiejąc o co jej chodzi. Czemu miałby ją zabijać, skoro miała zamiar wrócić do domu? Zanim jednak zdążył się odezwać niespodziewanie na jego głowie wylądował kosz, który wcale nie był pusty i na krótką chwilę go unieruchomił. Nawet nie poczuł, kiedy wąż skrępował mu nogi, więc zamierzając zrobić krok w jej kierunku runął jak długi, zaciskając zęby by głośno nie jęknąć. Nie chciał zaalarmować mamy, więc robiąc jak najmniej hałasu wydostał się z kubła i rozejrzał się, jednak dziewczyny nigdzie nie było.
    Zaklął cicho pod nosem, z ledwością opanowując złość, która już pobudzała buzujące w nim elektrony. Czuł, jak zaczynają drżeć, powoli skupiając się w opuszkach palców, aż w końcu utworzyły błyszczącą siatkę wokół jego zaciśniętej pięści. Gdyby nie to, że czekała na niego rodzicielka, byłby gotowy pobiec za nią, odszukać ją, nawet jeśli miałby zaangażować w to wszystkich swoich ludzi.
    Otrzepał się z pozostałości śmieci i wszedł do domu, natychmiast zdejmując kurtkę, żeby mama niczego nie zauważyła. Tak jak przypuszczał, zamierzała iść po Sami, jednak ubiegł ją, samemu wbiegając na górę, a po chwili wracając z informacją, że już śpi, co oczywiście zostało kupione. Nigdy nie miała powodów, by mu nie wierzyć. W każdym razie, mimo że wieczór był jak zwykle cudowny, a możliwość spokojnej rozmowy z mamą niezastąpiona, przez cały czas myślał o złośnicy, która po raz kolejny postanowiła pokazać, jaka jest dorosła.

    zamorduję, serio

    OdpowiedzUsuń
  14. [Witamy piękną panią! O, pomysł bardzo mi się podoba, zwłaszcza że jeszcze nikogo złego nie udało nam się w wątku połatać, zszyć i ogólnie poskładać do kupy. Jeeej, wreszcie zrobimy coś z dreszczykiem emocji, nie ma to jak opatrywać rany kryminalisty, których w sumie Leoś się boi. I proponuję kulkę w nodze, może wypróbujemy stare, dobre metody i zaczniemy wyciągać pocisk za pomocą pęsety. <3
    Zacząć wącisza? :3]

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  15. [Witaj :D
    Ja dopiero odpowiadam na powitanie i do od autora, którego ja powinienem przywitać (kajam się ), a tu widzę, ze już raczej się dobrze zadomowiłaś.
    Co do Kp, sam bardzo chciałbym pisać minimalnie, ale zawsze się rozpiszę. A co Twojej pani, nie wiem o co Ci chodzi, bo całkiem sporo dowiedziałem się o Samancie (mam nadzieję, że mogę tak po polsku napisać, bo nie radzę sobie z odmianą angielskich imion i nazwisk), poza tym czy można ją nazywać Sam lub Sammy, a ja lubię zdrabniać imiona :D.
    Co do wątku bardzo chętnie. Motyw zauroczenia, ae raczej takiego fizycznego by spokojnie pasował, w końcu Sam wygląda niemal jak niektóre bohaterki z gier, ale jest milion innych opcji.
    Nie radzi sobie z telekinezą? Niech znokautuje czymś Tobiasa, mam nadzieję że nie zostawi go nieprzytomnego :D. Chłopak się wkurzy, zacznie się awantura i mogą wplatać się kumple brata, którzy nieraz mają oko na młodsza siostrzyczkę "władcy podziemia" (boże, ile tu kryminalistów :)) i tu pytanie czy Sam pomoże Tobiasowi uniknąć co najmniej pobicia czy puści go na żer... Luźny pomysł, mam nadzieję, że napisany zrozumiale. Nieraz mam kłopot z przedstawieniem pomysłu, ale spokojnie, w wątkach pisze inaczej - spokojniej i spójnej.]

    Tobias

    OdpowiedzUsuń
  16. Leo śmiało mógł nazwać swój dzisiejszy dyżur jednym z najbardziej wymagających i stresogennych, z jakim kiedykolwiek przyszło mu się spotkać w całej pielęgniarskiej karierze. Pacjent z udarem mózgu, kobieta z rozległymi oparzeniami trzeciego stopnia, mnóstwo ofiar wypadku komunikacyjnego, młody mężczyzna z licznymi ranami szarpanymi... Pod koniec dnia wyglądał jak żywy trup – blady, z ciemnymi podkowami pod oczami, przekrwionymi spojówkami, ledwo trzymający się na nogach ze zmęczenia. Na domiar złego jego ukochana siostrzyczka zakłóciła wytęsknioną przerwę na lunch Leonarda tak, że ten do końca dnia chodził piekielnie głodny i pozbawiony energii – a to na pewno nie sprzyjało ani dobremu samopoczuciu, ani efektywności w pracy.
    Z niesłychaną ulgą przyjął do wiadomości fakt, że mógł już wrócić do domu i wreszcie się zrelaksować, zwłaszcza jeśli następnego dnia miał mieć długo wyczekiwane wolne. Będzie mógł się porządnie zatroszczyć o potrzeby Rocky'ego, być może na dłużej zawita do schroniska, o ile jego pies nie urządzi mu sceny zazdrości i siłą nie zatrzyma go w domu – bestia znała mnóstwo sposobów na to, aby nie pozwolić właścicielowi udać się do obcych psiaków. Nie dość, że piekielnie zazdrosny, to jeszcze zbyt pomysłowy jak na zwykłe zwierzę. To nie było dobre połączenie, o nie.
    Zaskakująco szybko znalazł się z powrotem w kawalerce, gdzie powitały go wyrzuty głodnego Rocky'ego. W ekspresowym tempie Leo nakarmił i wyprowadził czworonoga na spacer, myśląc jedynie o swoim ciepłym, przytulnym łóżeczku. Nawet nie chciało mu się brać prysznica – zapach krwi, potu i szpitala był dla niego w tej chwili praktycznie niewyczuwalny, zmęczenie zbyt mocno dawało mu się we znaki. Jego oczy samoistnie się zamykały, zaś kończyny coraz mocniej odmawiały posłuszeństwa, chcąc się udać na zasłużony odpoczynek.
    W momencie, kiedy miał już się kłaść do łóżka usłyszał gorączkowe walenie w jego drzwi wejściowe. Leo zaklął pod nosem – zdążył się domyślić z jakim rodzajem gości będzie miał do czynienia. Powoli, burcząc pod nosem przeróżne przekleństwa, zwlekł się z łóżka i zaczął człapać w kierunku wejścia. Rocky podążał za nim jak cień – Montgomery łatwo wyczuwał niepokój podopiecznego. Psisko ciągle nie przyzwyczaiło się do tego, że jego dom zbyt często był nawiedzany przez niezapowiedzianych i niezbyt mile widzianych typów spod ciemnej gwiazdy.
    Leo zerknął przez judasza i spostrzegł mężczyznę, któremu – jak po chwili zauważył – udzielał już pomocy. Delikwent opierał się na ramieniu młodej dziewczyny wyglądającej na nieco przerażoną i zdezorientowaną. Leonard otworzył drzwi i odsunął się, aby goście mogli wgramolić się do środka.
    - O nie, tylko nie to – jęknął, kiedy już dokładnie ocenił całą sytuację oraz swoje szanse na to, aby odmówić przybyszom. Miał wybitnie nietęgi wyraz twarzy – wiedział, że nieszczególnie może wyrzuć na bruk rannego kryminalistę, nie spieszyło się mu jeszcze na tamten świat.
    - Znowu ty? Tak bardzo boisz się szpitali, chłopie?

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  17. [Razem z Heathem ukochamy ją mocno <3]

    Heath Corpse

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie potrafił się na nie gniewać. Każdego dnia sprawiały niespodzianki, każdego dnia stawiały się i odmawiały spełniania jego próśb o zachowanie bezpieczeństwa. Każdego dnia robiły mu na złość, chyba tylko po to, by znów go wkurzyć, bo nic innego tym nie osiągały. A on każdego dnia im wybaczał. Jasne, krzyczał, przeklinał, czasem nawet rzucał rzeczami w ściany, wkurwiał się i zaciskał pięści, ale później brał je w ramiona i ściskał tak mocno, jakby widział je po raz ostatni. Był nadopiekuńczy, był zbyt troskliwy i doprowadzał je tym do szału, a one nie pozostawały mu dłużne. Dzięki temu byli jednak bliżej niż kiedykolwiek. Siostry wiedziały, że mogą na niego liczyć, a to było najważniejsze, nie te błahostki, o których szybko zapominali.
    Nadal siedział z mamą, opowiadał jej o wycieczce, z której niedawno wrócili z Heath’em, pokazywał jej mnóstwo zdjęć i przytulał ją, zupełnie tak, jak ona przytulała jego, gdy był małym chłopcem. Nigdy nie wstydził się tej relacji. Matka była dla niego bardzo ważna i nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek mogliby się od siebie oddalić. Ta cudowna kobieta nie dość, że wspierała go na każdym kroku, nawet gdy wbrew jej woli przejął interes ojca, to tolerowała jego orientację i kochała jego chłopaka, jak własne dziecko. I choć nadal wpychała w niego więcej jedzenia niż potrzebował, starał się odwiedzać ją jak najczęściej.
    Dzwonek telefonu go zmartwił. Na każdą ważną osobę w jego życiu melodia była inna, a ta, którą usłyszał zwiastowała Samanthę. Nie sądził, że tak szybko postanowiła go przeprosić, na podwózkę też raczej nie liczyła, a jego umysł podpowiadał mu same czarne scenariusze. Dlatego przeprosił mamę i wyszedł z pokoju, by nie musieć przed nią niczego udawać.
    Nawet nie zdążył się odezwać, kiedy usłyszał jej zdenerwowany głos. Jednak słowa które wypadły z jej ust sprawiły, że włoski zjeżyły mu się na karku.
    -Sam, nigdzie się nie ruszaj. Powiedz mi gdzie jesteś. –odezwał się szybko, a kiedy dziewczyna wydukała swoje położenie, wrócił do salonu i powiedział mamie, że to coś pilnego, koniecznie musi wyjść, ale żeby się nie martwiła, odezwie się później. –Nie rozłączaj się. Schowaj się gdzieś i nie odzywaj. Wsiadam do samochodu, za chwilę będę. –dodał, odpalając silnik i ruszając w stronę jeziora. Nie potrzebował więcej wyjaśnień. Gdyby faktycznie coś jej nie groziło, nie zadzwoniłaby.
    Pędził jak szalony, kompletnie ignorując znaki i przepisy ruchu drogowego. Prowadząc jedną dłonią, drugą sięgnął do schowka, gdzie ukrytą miał broń. Nie zamierzał tam iść nieuzbrojony, choć prawdziwe zagrożenie czaiło się w jego mocy. Panował nad nią na tyle, by wyrządzić komuś krzywdę, a od czasu burzy stał się niemal nieustraszony.
    -Sam? Zaraz będę na miejscu. –uspokajał ją co chwilę, modląc się, by nic jej się nie stało. Nigdy by sobie nie wybaczył, że pozwolił się jej zaskoczyć lub że nie pobiegł za nią, by na siłę zaciągnąć ją do domu.

    bohater przybywa na ratunek

    OdpowiedzUsuń
  19. The Tesseract nie był klubem otwartym przez 24 godziny, nie miał ulotek reklamujących, ani plakatów rozwieszanych w całym mieście, a selekcja na wejściu bywała trudna do przejścia, a jednak przyciągał ludzi, jak magnes. Czynny był codziennie, nie wliczając poniedziałków, które przeznaczone były na generalne prace porządkowe, a czasem i mniejsze remontowe. The Tesseract był klubem otwartym, choć w ostatnim roku kilkukrotnie stał się miejscem idealnym na zamknięte imprezy, a co raz częściej pojawiały się prośby o wynajęcie klubu na przyjęcia urodzinowe, czy wieczory kawalerskie. I choć był to dobry biznes to często okazywał się mało opłacalny biorąc pod uwagę liczbę szkód wyrządzonych przez pozornie porządnych ludzi. Najczęściej okazywało się, że ci którzy płacą więcej sprawiają również więcej problemów.
    Jimmy oprócz zajmowania się typową dokumentacją klubu, często zajmował się przeglądaniem kolejnych próśb i ofert związanych z wynajęciem całego lokalu, bądź którejś z sal. Zresztą, w razie złej decyzji sam ponosił konsekwencje, nie musząc niczego zwalać na pracowników. I tym razem czekało na niego kilka podań, które leżały na teczce, na skraju biurka. Niespecjalnie śpieszył się z przyjrzeniu się prośbą w nich zawartych, po ostatnim przyjęciu musiał w pośpiechu, a co za tym idzie, z większymi kosztami naprawiać uszkodzenia w łazience i wymienić kilka lamp na głównej sali.

    Zamknął drzwi gabinetu, poprawiając rękawy koszuli ruszył powolnym krokiem ku schodom prowadzących na dolne poziomy. Skinął głową ochroniarzowi, że idzie się napić. Codziennie był w klubie, choć jego obecność raczej dotyczyła siedzenia za biurkiem w gabinecie nad salami, gdzie bawili się ludzie, niż przechadzania się pomiędzy stolikami to znał swoich pracowników, a oni znali zwyczaje swojego pracodawcy.
    W pewnych godzinach ciężko było znaleźć wolne miejsce na sali, niezależnie czy szukało się go na parkiecie, przy stoliku, czy przy barze. Oczywiście, zawsze warto było spróbować, bo podobno najlepsze imprezy były właśnie tutaj. Cieszył go tłok, choć w mniejszym stopniu, gdy sam musiał udać się po drinka.
    Prosząc ochroniarza o niezwracanie na niego uwagi, wmieszał się w tłum ludzi przechodzących pomiędzy pomieszczeniami, zmierzając prosto do baru. Zajął wolne miejsce, które musiało się dla niego znaleźć i zamówił kolorowego drinka. Przyglądając się pracy barmanów bawił się owocami zdobiącymi głęboki kieliszek ze słodką alkoholową zawartością. Zazwyczaj rezygnował z zajęcia prywatnej loży, czy choćby pozostania w miejscu, gdzie ochroniarze mogliby mieć na niego oko, co uważał za dyskomfort.
    Chwytając kieliszek w dłoń zwolnił miejsce i spacerował pomiędzy ludźmi, próbując nie rozlać zawartości szklanego naczynia. Przyglądał się, jak jego miejsce pracy żyło, a przecież ono mogło żyć tylko dzięki ludziom.

    [Yep, początek jest. Taki bardzo ogólny, ale wierzę, że w miarę strawny :D Przy okazji, czy ty chciałaś ten hmtl z mojej kp, co się tyczy zmiany zdjęcia? Jeśli tak to ślij wiadomość na mejla, a Ci prześlę. ^^"]

    OdpowiedzUsuń
  20. Zaleta bycia starszym bratem. Czasami widział podziw w oczach młodszych sióstr, szczególnie kiedy byli jeszcze mali, a on potrafił odnaleźć w sobie wystarczająco dużo odwagi by udawać, że potwory spod łóżka wcale go nie przerażają. Za każdym razem robił to dla nich, choć jeśli miałby się przyznać, czasem też się bał. Ale nie przyzna się, nigdy.
    Nawet teraz, kiedy łamiąc wszelkie przepisy drogowe pędził do swojej małej królewny, bał się cholernie, że coś mogłoby jej się stać. Bał się, a mimo to jego głos był spokojny, opanowany i pewny siebie, aby mogła czerpać z niego siłę i wierzyć, że nic złego się nie wydarzy, bo przecież ma brata, który się nią zaopiekuje.
    Droga dłużyła się niesamowicie, mimo że kilka razy przejechał na czerwonym świetle cudem wychodząc z tego bez szwanku. I dziękował w myślach, że Sami nie próbuje po raz kolejny być odważna i samodzielna, że słucha go i spełnia jego rozkazy bez narzekania, jak to zazwyczaj się działo. Ta sytuacja uświadomiła mu, że codzienne kłótnie i niezgadzanie się w pewnych kwestiach było nie ważne. Ważne było, że wiedziała kiedy zadzwonić w razie kłopotów, bez obawy o to, że zamiast jej pomóc będzie się dąsał i robił fochy. W tym momencie nie miało znaczenia to, że jeszcze nie tak dawno zarzuciła mu kosz na śmieci na głowę, a stopy związała wężem ogrodowym. Nie miało znaczenia to, że wymknęła się oknem i była wręcz z tego dumna. Nic nie miało znaczenia poza tym, że musiał ją uratować.
    Kiedy powiedziała, że drzwi się otworzyły był już prawie na miejscu. Podjechał możliwie najbliżej jak się dało, ale na tyle daleko, by nikogo nie zaalarmować. Między krzakami przedostał się do opuszczonego domu i wszedł przez otwarte drzwi, zachowując się przy tym możliwie jak najciszej.
    Słyszał kroki dobiegające z sąsiedniego pokoju i domyślił się, że nie była to jego siostra. Wyciągnął pistolet zza paska spodni i zacisnął na nim palce tak mocno, że aż pobielały. Już dawno przestał mieć problemy z zabijaniem, ale nie oznaczało to, że przychodziło mu to łatwo. Zawsze towarzyszył temu niesmak i strach o to, że w końcu znajdzie się ktoś, kto z zimną krwią postanowi zabić jego samego.
    Przeszedł kilka kroków, jednak nie uszedł za daleko, kiedy zdradziło go skrzypienie starej podłogi. Natychmiast więc schował telefon do kieszeni, jednak nie rozłączał się, by jej nie wystraszyć. Z każdą chwilą kroki napastnika stawały się coraz głośniejsze, co oznaczało, że się zbliża. A później był strzał.
    Tony zdołał ukryć się za ścianą i przylgnął do niej, zupełnie jakby chciał się z nią stopić. Następne kroki jednak uświadomiły mu, że nie ma wyjścia. Przeciwnik wiedział o jego obecności i miał broń, której nie wahał się użyć.
    Nie minęło kilka sekund, kiedy wyczekał odpowiedni moment i wychylił się naciskając na spust. Doskonale wiedział, że trafi, więc jedynie patrzył jak pada na podłogę dławiąc się własną krwią. Nie było mu go szkoda, nie czuł się z tym źle. Nie czuł właściwie nic poza tym, że musiał uratować siostrę.
    -Sam? Już po wszystkim, możesz wyjść. –krzyknął nie odrywając wzroku od leżącego mężczyzny, który teraz już nawet nie próbował złapać oddechu. Widział jak z jego oczu uchodzi życie, a czerwona posoka rozlewa się wokół niego.

    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  21. [ Dobra... może przyjaciel Sammy kupowałby u niego narkotyki. Załóżmy, że Sam i rzekomy panicz byliby akurat na wspólnym wyjściu, załóżmy w tej jej galerii sztuki. Może odwiedzałby ją w pracy,
    Anubis wiedziałby gdzie są; w końcu kocha informacje i takie rzeczy mu nie umykają. Chciałby uiścić długi z jej przyjacielem, więc zaraz by się pojawił. Pierwsze ostrzeżenie u Setha jest zawsze tylko słowami  — drugie już boli. Załóżmy, że byłoby to pierwsze. Anubis już sam z siebie wygląda nieprzyjemnie, więc wziąłby rzekomego przyjaciela na bok, żeby z nim pogadać. Sam by spanikowała... straciłaby kontrolę nad telekinezą i załóżmy jakiś obiekt poleciałby w stronę głowy Anubisa... który spaliłby go w locie tuż przy własnej twarzy i uznał to za akt wypowiedzenia wojny. :D]
    Anubis

    OdpowiedzUsuń